piątek, 19 sierpnia 2016

Drarry 19

Wiem, że czekaliście bardzo długo za co chce wam serdecznie podziękować i przeprosić. 
Prócz braku weny dopadła mnie lekka deprecha w związku ze śmiercią Alana Rickmana. 
Nie chce wam robić nadziei, że kolejny rozdział pojawi się systematycznie za miesiąc bo sama nie wiem co się wydarzy. Jest ciężko i nie ukrywam, że w krótkim czasie zwaliło mi się na głowę nieco rzeczy. Muszę sobie z nimi poradzić. Obiecuję jednak, że bloga nie zamknę i rozdziały będą się pojawiać, ale nieregularnie. 
Mam nadzieję, że pomimo to będziecie ze mną i nie zapomnicie o blogu. 
PS. Witam wszystkich nowych czytelników i zapraszam na rozdział. Komentujcie bo to mnie zachęca do dalszego pisania. 
<3 

Londyn o tej porze dnia był bardzo zatłoczony. Kto by się spodziewał, że do głupiej budki telefonicznej będzie kolejka. Rabastan Lastrange musiał poczekać aż pięcioro mugoli, którzy musieli wybrać akurat tę budkę telefoniczną, wykona swoje telefony i raczy się oddalić. Pewnie niejedna osoba zachodziłaby w głowę, co poszukiwany śmierciożerca ma zamiar zrobić? Planował dostać się do Ministerstwa. Ale w jaki sposób? Przecież od razu go złapią. 


Kilka dni wcześniej udało mu się pojmać Luisa Savage – aurora. Riddle od razu postanowił, że skorzystają z pecha pana Savage i dostaną się z jego pomocą do Departamentu Przestrzegania Prawa. Rabastan za sprawą eliksiru wielosokowego miał wślizgnąć się do Ministerstwa i rozpocząć swoją misję. Różdżka Luisa, którą miał przy sobie na pewno będzie bardzo przydatna choćby przy ewentualnej kontroli. Dodatkowo udało im się dzięki Verita Serum dowiedzieć od aurora o ewentualnych środkach ostrożności. Rabastan miał teraz w głowie idealnie posegregowane nazwiska, imiona, hasła i szyfry, które na pewno mu się tego dnia przydadzą.

Spojrzał na zegarek i westchnął zniecierpliwiony. Zbliżała się dziesiąta, a on jeszcze nie wszedł do Ministerstwa. Jeszcze tylko dwie osoby i będzie mógł wejść do budki telefonicznej. Krok do przodu. Tak! Jeszcze jeden mugol! Rab zaczął nerwowo stukać nogą o chodnik. Dostawał powoli kurwicy. W końcu nie wytrzymał. Ten kretyn rozmawiał już dziesięć minut. Czy te pieprzone budki nie mają jakiegoś ograniczenia czasowego? Otworzył drzwiczki i warknął.
-Człowieku! Ile do jasnej kurwy nędzy można gadać? –Spojrzał morderczym wzrokiem na mężczyznę przed nim. Ten chyba zrozumiał swój błąd i zamruczał do słuchawki coś typu „Muszę kończyć, oddzwonię po pracy.”
Rabastan odetchnął z ulgą i wszedł w końcu do budki. Spojrzał na tarczę z cyframi. Wziął do ręki słuchawkę i przystawił ją do twarzy jednocześnie wystukując numer – 62442.
Głos w słuchawce był kobiecy i melodyjny, ale na swój sposób irytujący.. pomimo, że padło kilka słów „imię, nazwisko, cel wizyty.”
-Luis Savage, auror. Przyszedłem do pracy. –A cóż innego mógłby robić w Ministerstwie?
Głos w słuchawce jakby zastanawiał się czy wpuścić go do środka, czy może jednak będzie musiał darować sobie tę trasę i po prostu zwieje nim pojawią się ludzie ministra, chcący na wszelki wypadek go pojmać. Nikt raczej nie mógł donieść o porwaniu, czy zniknięciu Savage’a, był on przecież kawalerem i mieszkał sam. Kolegów w pracy miał niewielu. Wśród Aurorów bardzo popularne jest konkurowanie między sobą.
-Witam Panie Savage, życzę miłego dnia w pracy. –Głos stał się jakby przyjemniejszy.

----

Ministerstwo było zatłoczone podobnie jak ulice Londynu. Rab szedł głównym holem prosto w stronę windy, która miała go zabrać na drugi poziom gdzie znajdowały się kwatery aurorów i sam Departament Przestrzegania Prawa.
Mijał twarze, które znał z przesłuchań, bądź proroka codziennego. Akurat przechodził obok jednego ze stanowiska gazeciarzy. Młody mężczyzna wręczał przechodniom po jednym egzemplarzu. Rabastian podszedł bliżej i wziął jedną z gazet. Na pierwszej stronie, wielkimi literami napisane było „Ministerstwo planuje wszcząć przesłuchania rodzin znanych Śmierciożerców.” Nim się zorientował stał już w windzie z innymi pracownikami i czytał sobie Proroka.
Na kolejnej stronie pisano na temat wizyty Rity Skeeter w Hogwarcie.
„Pani redaktor planuje podczas wizyty zebrać materiały, które wykorzysta w swojej nowej książce”
Rabastan prychnął czytając artykuł. Nie mógł zrozumieć jak społeczeństwo może wierzyć w te pierdoły.

-Od kiedy czytasz proroka Savage? –Głos należał do człowieczka, który stał za nim. Był to mężczyzna średniego wzrostu, o dość ostrych rysach twarzy, które spokojnie mogłyby w sumie należeć do szpakowatej kobietki niż do szerokiego w barkach faceta. –Zawsze mówiłeś, że nie wierzysz brukowcom.
-Co innego wierzyć, a co innego po prostu przeczytać co wypisują. Co słychać u żony, Williamson? –Znał tego czarodzieja. Był to Anthony Williamson. Też pracował jako auror i Rab znał go nie tylko dzięki informacjom jakie wyciągnął z Savage’a, ale również z własnych przesłuchań nim wysłano go do Azkabanu.
-Nieco chorowała, z resztą jak zwykle. Ciężko poświęcać każdy wolny dzień na chodzenie do Świętego Munga. Smocza ospa to okropieństwo. Dobrze, że teraz są sposoby by nieco zahamować rozwijanie się choroby. –Westchnął ciężko i przeczesał swoje włosy. Wory pod oczami były wyraźną oznaką, że mężczyzna źle sypia, bądź nie robi tego wcale. Jego rozkojarzenie będzie na pewno przydatne. 

Obaj wysiedli na drugim poziomie i skierowali się korytarzem w stronę biur. Rabastan rozejrzał się dyskretnie by znaleźć swój gabinet. Williamson mówił coś do niego od dobrych parunastu minut, ale specjalnie się tym nie przejmował, doskonale wiedział, że Savage, jest cichym i skrytym człowiekiem, więc jego milczenie nie jest niczym dziwnym.
Nie trudno było znaleźć właściwe drzwi. Rab pożegnał Williamson’a skinieniem głowy, a kiedy mężczyzna odszedł kawałek, śmierciożerca mógł użyć na drzwiach zaklęcia. Jak na złość porwany Savage nie miał przy sobie kluczy do swojego gabinetu. Wszedł do środka i od razu podszedł do biurka. Miał zamiar przeszukać je i to bardzo dokładnie. Często aurorzy dostawali kopie dokumentów, które mogły być naprawdę przydatne. Rabastan otworzył jedną z teczek i zaczął przeglądać jej zawartość. Były tam głównie cele do unicestwienia i kilka pozycji mówiących o potencjalnych śmierciożercach. Jeden z papierów wydał się szczególnie ciekawy. Był to materiał o Harrym Potterze.
Było tam naprawdę sporo o jego dzieciństwie, a także o planach na przyszłość. Rab przeczytał dokument. Ciekawe jak zareagowałby Minister na wieść, że Harry nie chce zostać aurorem, a tak naprawdę pomaga Vildemortowi.  Na samym dole malutkimi literkami napisane było „Bliska znajomość z synem Lucjusza Malfoy’a. Pilnować i doszukiwać się oznak zdrady.”
„Cholera” –zaklął w myślach. Czyżby wizyta Rity w szkole miała na celu doszukania się u Harry’ego czegoś niepokojącego? 

Odłożył kartkę do teczki i teraz spojrzał na drugą, która dotyczyła Dracona. Rabastan przeczesał swoje włosy i westchnął bo jak na złość w rogu przy czerwonej pieczątce widniał napis „podejrzany”
Miał tylko nadzieję, że w najbliższym czasie Dracon nie zrobi nic głupiego co mogłoby go całkiem skreślić. Rab sięgnął po aktówkę, z którą przyszedł i zaczął wkładać do niej opisane teczki, które mogłyby się przydać i zainteresować Toma Riddlea. Miał nadzieję, że to jakoś pomoże. Wszystko szło jak po maśle, nim Rab opuścił biuro upił z piersiówki nieco eliksiru wielosokowego i następnie z cichą satysfakcją wyszedł z gabinetu, idealnie naprzeciw Rufusa Scrimgeoursa. Szef biura Aurorów spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem.

-Ach, Savage! Idealnie, właśnie cię szukałem. Miałem nadzieję, że już jesteś w pracy.
-Szefie. O co chodzi? –Spytał zaciskając dłoń na rączce aktówki. Miał nadzieję, że ten wampirzy kretyn zajmie mu tylko chwilę.
-Byłem właśnie u Ministra i poprosił mnie o podjęcie decyzji co do planów zlikwidowania  Klanu Valpurgii. –Stał i spoglądał w stronę drzwi do gabinetu swojego podwładnego. –Może wejdziemy do środka? Głupotą byłoby rozmawiać o takich rzeczach na korytarzu.
Rabastan dość niechętnie, jednak tego nie okazał, zaprosił szefa aurorów do środka. Wskazał miejsce tuż przy biurku a sam zajął krzesło naprzeciwko.
-Proszę wybaczyć moją śmiałość szefie, wiem jak wygląda sytuacja, ale dziwnym jest dla mnie fakt, że jako wampir przyjąłeś do wiadomości zniszczenie tak starego klanu tobie podobnych. –Nie wiedział czy aby nie przekroczył jakiejś granicy dzielącej jego osobę a Rufusa. Bynajmniej nie chodziło tu jedynie o biurko, które ewentualnie stało jednemu na drodze do uduszenia drugiego.
-Lubiłem zawsze to, że nie boisz się zwrócić ludziom uwagi, nawet komuś wyższemu nagą niż ty. Ale prosiłbym abyś nie zapominał, że jako twój szef mogę cię w każdej chwili zwolnić. Nie prosiłem się o zrobienie ze mnie wampira, dlatego nie czuję smutku na wieść, że jedna z grup krwiopijców zostanie zlikwidowana, poza tym…
-Ach, czyli szef podjął już decyzję. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z tobą i obiecać, że zlikwidujemy każdego członka klanu Valpurgii. –Rab nie wiedział jakim cudem te słowa tak prosto opuszczają jego usta. Chyba powinien zastanowić się nad pracą w jakimś teatrze, bo robił się z niego coraz lepszy aktor.
-I właśnie to chciałem usłyszeć. Jutro powiadomię o tym resztę pracowników. –Powiedział Scrimgeours i wstał z miejsca. –Wychodziłeś gdzieś podczas pracy, czy może mi się wydawało?
-Zapomniałem wysłać pewien list. Chciałem pójść do działu pocztowego i mieć to już z głowy. –Wzruszył obojętnie ramionami. –O ile szef mi pozwoli na chwilkę opuścić departament.
-Myślę, że przez te kilkanaście minut nikt nie zaatakuje ministerstwa. Dobrze, możesz iść. –Sam szef wyszedł po chwili. Rabastan westchnął z ulga, że udało mu się dowiedzieć dodatkowo co planuje Minister względem wampirów z Valpurgii. Tom Riddle wspominał, że są oni od jakiegoś czasu ich sprzymierzeńcami, więc na pewno ucieszy ich wieść, że muszą się ukryć. Ach, ta ironia.
Rabastan nie skierował się jednak do działu pocztowego, zamiast tego wyszedł z ministerstwa jakby nigdy nic. Na szczęście wychodzenie z pracy nie było tak kontrolowane, co wchodzenie do gmachu ministerstwa. Lastrange nie czekał ani chwili dłużej, od razu aportował się do Riddle Manor, gdzie poinformował Voldemorta o wszystkim czego zdołał się dowiedzieć, przekazał mu również teczki, które wyniósł z gabinetu Savage’a.

----

Nadszedł dzień pierwszego spotkania klubu pojedynków. Harry, Ron i Hermiona stali obok Syriusza i Remusa, który czuł się już o wiele lepiej. Tak jak spodziewali się pozostali, Tom nie powiedział swojemu ukochanemu co zaszło w tamtą felerną noc i przy okazji rozkazał Severusowi, by ten miał oko na Lupina i systematycznie przygotowywał dla niego wywar tojadowy. Harry uśmiechnął się do wszystkich obecnych osób. Była to spora grupka. Fred, George, Lee, Angelina, Katie, Alicja, Neville, Luna, Ginny, Colin i Denic Creevey, Padma i Parvati Patil, Roger Davis. Mniej więcej, każda osoba przyprowadziła kogoś kto chciałby się czegoś nauczyć. Tym bardziej cieszyło Harry’ego to, że każdy miał jakiś uraz do ministerstwa i tego co ostatnio szanowny Minister wyprawiał.

-Cieszę się, że jesteście tutaj w tak licznej grupie. Mam nadzieję, że raz na dwa tygodnie nam wystarczy. Nie zawsze będę miał czas tu przychodzić bo mam zadanie do wykonania..
-Haha jak zawsze, Harry. –Powiedziała Ginny a reszta jej przytaknęła. Harry posłał jej przyjazny uśmiech.
-W każdym razie prócz mnie będą was uczyć te oto osoby. –Wskazał na stojących obok nauczycieli. –Myślę, że nikt was lepiej nie nauczy walki niż nasi kochani Huncwoci.
-Oj bo się zarumienimy z Remusem, daj spokój Harry. –Powiedział Syriusz drapiąc się nerwowo po policzku. –Od czego by tu zacząć?
Harry uśmiechnął się ciepło, bo pierwszy materiał na lekcję zaproponowała Luna.
-Może protego? Warto umieć wyczarować dobrą tarczę.
-Brawo Panno Lovegood. –Lupin aż zaklaskał z uznaniem. –Tarcza jest bardzo ważną częścią udanego pojedynku. Bez niej wasz przeciwnik będzie mieć was jak na tacy. Dobierzcie się w pary. Harry i Syriusz zaprezentują wam udany pojedynek z udziałem zaklęcia obronnego. Miejcie na uwadze ruch różdżek i to jak silne są tarcze w obu przypadkach.
Wszyscy dobrali się w pary i stanęli pod ścianą w komnacie tajemnic, by uważnie obserwować to co zaraz miało się na ich oczach rozegrać.

Harry i Syriusz stanęli naprzeciwko siebie. Nie czekali na żadne pokłony, pojedynek rozpoczął się momentalnie.
Zaczął Syriusz posyłając w kierunku swojego syna dość mocną Drętwotę. Harry wykonał machnięcie różdżką i stworzył przed sobą tarczę, która wchłonęła moc zaklęcia i zniwelowała je zamiast odbijać. Potter wykorzystał ten moment i wysłał w stronę Syriusza Expulso. Zaklęcie zostało odbite od tarczy Black’a i zniknęło nim trafiło w ścianę komnaty. Pojedynek był naprawdę zażarty. Harry i Syriusz chcieli pokazać, że walka z prawdziwym przeciwnikiem nie jest nigdy łatwa i trzeba się liczyć z ranami. Pokazano to na przykładzie Harry’ego, który specjalnie opóźnił pojawienie się tarczy by oberwać Expelliarmusem przez co odleciał dobre dwa metry dalej. Momentalnie pojawiły się westchnięcia i zatroskanie ze strony grupy.
-Spokojnie, obrywałem gorzej. –Powiedział Harry podnosząc się i rozcierając obite biodro, na które upadł. Wrócili do pojedynku i tym razem to Harry zdołał kilka razy posłać Blacka na ziemię. Walczyli tak dobre kilka minut, aż w końcu usiedli wykończeni na kamiennej posadzce.
Wszyscy obecni zaczęli bić brawo za spektakularny pokaz. 

Remus wręczył obu po fiolce eliksiru wzmacniającego i spojrzał na stojącą w kącie młodzież.
-No dobrze, to kto z was zwrócił uwagę na różnice tarcz w obu przypadkach?
Ciężko było się dziwić, skoro od razu zgłosiła się Hermiona.
-Tarcza Harry’ego była mniej dokładna, ale była o wiele mocniejsza. Profesor Black skupił się na tym by stworzyć odpowiedni kształt i wyczarować go w miejscu gdzie zamierzało trafić go zaklęcie przeciwnika. Według mnie to lepszy sposób bo zużył mniej energii.
-Dziękuję Hermiono, że to dostrzegłaś. –Wysapał Syriusz dosłownie leżąc na podłodze. –Jestem stary więc energii mam mniej niż młodzież.
Remus już chciał nagrodzić Hermione jakimiś punktami dla Gryffindoru, ale były to zajęcia pozalekcyjne więc nie mógł tego zrobić.
-W każdym razie cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę Hermiono. To bardzo ważne byście zrozumieli zarówno zalety jak i wady obu rodzajów tarcz. Harry dysponuje bardzo dużymi pokładami magii przez co może sobie pozwalać na stworzenie dużej tarczy, która osłoni prawie całą jego osobę. Ale my na początku skupimy się na tym by wyczarować tarczę jak Syriusz, która ma na celu zniwelować zaklęcie, odbić je i ochronić nasze ciało w konkretnym punkcie. –Na słowa Lupina wszyscy zgodnie pokiwali głowami. –Proszę byście na dzisiejszych zajęciach skoncentrowali się na protego i używali do pojedynku tylko zaklęcia Rictusempra.

Momentalnie zaczęli ćwiczyć i widać było, że podchodzą do tego na poważnie co bardzo ucieszyło Harry’ego. Zarówno on jak i Syriusz oraz Remus spacerowali między walczącymi grupkami i ewentualnie pomagali w razie potrzeby, służąc radą.
Świetnie szło bliźniakom. O dziwo ich zapał do pojedynków był tak ogromny, że szybko zaczęli rzucać w siebie jakieś nieznane nauczycielom zaklęcia, które zapewne sami wymyślili. Remus pochwalił ich za kreatywność, ale poprosił by uważali na resztę obecnych osób. Syriuszowi bardzo się spodobała tarcza Hermiony, która była tak dokładna, że praktycznie ani razu nie trafiło w nią zaklęcie rzucone przez Rona, a i jemu nie szło gorzej, bo też radził sobie bardzo sprawnie z rzucaniem Protego. Pierwszą lekcję pojedynków zaliczyli wszyscy obecni. Pomimo kilku wypadków u braci Creevey, którzy nie do końca wiedzieli jak potężne Rictusempra rzucić, całe zajęcia obeszły się bez poważniejszych uszczerbków na zdrowiu innych uczniów.
Harry był tym bardziej dumny z obecnych osób. Naturalnie większość z nich przyszła nie tylko po to by się czegoś nauczyć, ale też z powodu niechęci do ministerstwa i Dumbledore’a.

-Dziękuje, że przyszliście i z takim zapałem podeszliście do zajęć.-Harry uśmiechnął się radośnie stojąc przy Remusie i Syriuszu. –Następne spotkanie odbędzie się za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że nie zapomnicie czego się nauczyliście. Jesteście naprawdę świetni, dzięki kochani.
Grono obecnych osób z entuzjazmem nagrodziło nauczycieli gromkimi brawami.
-Harry! To jest autentyczny bazyliszek, prawda? –Zagadnął Lee Jordan.
Potter pokiwał głową.
-Owszem. Sam go zabiłem. Gdyby nie był takim upartym i niedobrym wężem raczej zostawiłbym go przy życiu bo to bardzo rzadkie stworzenie. No, ale zagrażał Ginny i szkole. Tego zignorować nie mogłem.
Ginny stojąca obok Luny zarumieniła się delikatnie.
-Standard. Harry musi ratować ludzi i szkołę na każdym kroku. –Skomentowała Hermiona podchodząc do przyjaciela. –Mam nadzieję, że teraz nie uważacie go za wariata jak niektórzy czarodzieje. Harry zawsze najpierw patrzy na dobro innych, a dopiero potem na siebie. Mało kto byłby w stanie tak się poświęcić.
-Ej Hermi.. ja nie jestem żadnym bohaterem. Jakby się Minister dowiedział co robię to już dawno szukano by mnie z listem gończym na pierwszej stronie Proroka Codziennego. –Zaśmiał się. –W sumie byłoby to ciekawe.. Harry Potter wyjęty spod prawa.
-Lepiej by nasze plany nie wyszły na światło dzienne. –Mruknął Lupin. –Nie możemy sobie pozwolić na pomyłki i wpadki. Musicie uważać z kim i o czym rozmawiacie. Myślę, że przyda nam się jedna lekcja z oklumencji. Zaprosilibyśmy na te zajęcie profesora Snape’a.
Zapanowała grobowa cisza na samo wspomnienie o nauczaniu przez profesora Eliksirów. Harry aż wyczuł napięcie i nie dziwił się bo Snape nie potrafi do końca wzbudzić pozytywnych emocji.
-Spokojnie. Profesor Snape jest naprawdę fajny jak się go bliżej pozna. –Powiedział Syriusz na co Ron aż zakrztusił się powietrzem. Tak, chyba nikt nie pomyślałby, że ten konkretny nauczyciel może być „fajny”.

W każdym razie po nieudanej próbie przekonania uczniów do biednego Severusa, wszyscy rozeszli się i powoli skierowali do tajnego wyjścia z komnaty tajemnic. Syriusz i Lupin opuścili komnatę jako ostatni wraz z Harrym, który  z uśmiechem zachwalał dzisiejszą grupkę. Naprawdę szło im idealnie jak na początek. I choć Protego nie było trudnym zaklęciem to ich zapał sprawił, że Potterowi zrobiło się ciepło na serduchu. Hermiona i Ron czekali na niego przy wejściu do budynku szkoły, by następnie razem wrócić do pokoju wspólnego. Nie poszli spać, zamiast tego zalegli na kanapach przed kominkiem i rozmawiali sobie o wszystkim i o niczym, jak za dawnych czasów, kiedy nie myśleli o walkach i pojedynkach.

----

-A ty gdzie się wybierasz Syriuszu? –Spytał Remus spoglądając na swojego przyjaciela, który nie wszedł o dziwo na schody, które prowadziły do ich sypialni.
-Muszę pogadać z Severusem. –Mruknął spoglądając w korytarz, którym najszybciej mógł dojść do lochów.
Remi uśmiechnął się delikatnie. Hmm coś wisiało w powietrzu i był ciekaw czy aby na pewno chodzi tylko o rozmowę. Wzruszył bezradnie ramionami.
-A wrócisz chociaż na noc? Chciałbym wiedzieć czy mam zamykać drzwi. –Na te słowa Syriusz nieco się zarumienił, a to już wystarczyło Lupinowi by się domyśleć co się święci. –No cóż.. w takim razie miłej zabawy Łapo. –Jakby nigdy nic wskoczył na kolejny stopień schodów i dalej już bez oporu skierował się na drugie piętro.
Syriusz stał chwilkę zastanawiając się czy jego przyjaciel aby na pewno jest świadom swoich słów. Nie idzie przecież do Snape’a by sobie.. figlować.
„Ta jasne..”
Syri pokręcił energicznie głową i odwrócił się na pięcie by skierować się najkrótszą drogą do lochów. W trakcie tej jakże fascynującej wędrówki po szkole, kiedy to korytarze są puste, zdarzyło mu się jedynie otrzymać nieco przykrych uwag od mieszkańców obrazów. Żeby nie wpaść na nic, bądź na nikogo po prostu używał Lumos, ale nie każdy obrazek miał na uwadze dobro Blacka.
-Zgaś w końcu to cholerne światło, chłopcze! –Warknął jakiś wyjątkowo wrednie wyglądający namalowany mężczyzna, stojący na tle gabinetu lekarskiego. Syriusz zignorował go i w końcu zszedł schodami do jeszcze ciemniejszych lochów. Przeszedł korytarzem mijając po drodze kilka komnat, klas i schowków, czy składzików.
W końcu stanął przed drzwiami prowadzącymi do komnat Severusa Snape’a. Zastukał do ciężko wyglądających, drewnianych drzwi i czekał. Po drugiej stronie rozległy się kroki i jakieś krzątanie się, w końcu właściciel pokoju zerknął przez wizjer, by dowiedzieć się kto zakłóca mu spokojny wieczór. 

Dopiero kiedy Severus otworzył drzwi Black mógł pojąć logikę posiadania Judasza w drzwiach.
Snape miał na sobie jedynie czarne spodnie, zaś górna część ciała była odsłonięta i w tym świetle dość ładnie wyeksponowana. Severus patrzył na niego bez specjalnego wyrazu, ale nie był to chłodny wzrok, raczej coś na rodzaj wyczekiwania na krok gościa.
-Urosłeś, ale ciągle jesteś niezdrowo chudy. –Mruknął Syriusz mijając go w progu i wchodząc do środka. Trzeba było przyznać, że Sev potrafił wytargować niezłe warunki mieszkaniowe w szkole. Jego pokój.. a raczej kilka pokoi połączonych ze sobą niewielkimi łukami były godne podziwu.
Salon i sypialnia standardowo w kolorach srebra i zieleni były o dziwo dość przytulne i nawet cieple, pomimo tych chłodnych kolorów.
-Przyszedłeś tu tylko i wyłącznie by mi to powiedzieć? To jak? Twoja wizyta ma jakiś konkretny cel? Zwłaszcza o tej godzinie.. Jutro jest niedziela, ale lubię się wysypiać. –Mruknął Severus zamykając drzwi na kilka magicznych zamków, by następnie podejść do niewielkiej szafeczki, która szybko okazała się być barkiem. –Skoro już jesteś.. napijesz się?
Syriusz pokiwał głową. Nie sądził, że kiedykolwiek Snape zaproponuje mu alkohol. Po chwili otrzymał szklaneczkę ognistej whisky. Zasiedli na kanapie przy kominku.. no przynajmniej Syriusz, bo Snape zajął fotel, który widocznie bardzo lubił.
-Jak poszło temu waszemu klubowi pojedynków? –Spytał. Nie był właściwie ciekaw jak poszło bachorom, ale wolał już poruszyć jakiś temat niż siedzieć w ciszy.
Syriusz uśmiechnął się delikatnie.
-Zdolne dzieciaki. Byli naprawdę wspaniali. A może poprowadzisz dla nich jedną lekcję z oklumencji? Przydałoby się, by choć troszkę zakosztowali tej sztuki. Może się naprawdę przydać. –Upił łyczek alkoholu. –Zwłaszcza w dzisiejszych czasach.

Severus nie patrzył na niego, jego wzrok skierowany był od dłuższej chwili na palący się w kominku ogień. Jego mina nie zdradzała zbyt wiele, ale chyba rozmyślał czy jest aby gotów do nauczania tak ciężkiej magii grono wyszczekanych dzieciaków. Black przyłapał się na wpatrywaniu się w jego sylwetkę, zwłaszcza sporą uwagę skupiał na jego odkrytej klatce piersiowej. Snape naprawdę wciąż był chorobliwie blady i chudy, ale o dziwo jemu to ani trochę nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, bo Syriusz, tak jak kiedyś, uznał sam przed sobą, że Severusowi to dodaje cholernego uroku. Uśmiechnął się delikatnie widząc szlaczek czarnych włosków które zaczynały się pod pępkiem i szły w dół by następnie zniknąć całkowicie za spodniami. Kolejnym plusem u Severusa był całkowity brak włosów na klacie. Był praktycznie nieskazitelnie łysy w tamtych okolicach.
Syriusz chcąc nie chcąc miał tam lekki zarost, który na szczęście wyglądał całkiem dobrze na mięśniach, których się ostatnio dorobił podczas ćwiczeń w wakacje.

-Przestaniesz się na mnie w końcu gapić Black?! –mruknął Severus.
Black na ów uwagę zareagował delikatnym rumieńcem. Snape westchnął boleśnie i odstawił pusty kieliszek na szafkę, a następnie wstał i usiadł o dziwo na kanapie obok Syriusza, który aż wciągnął powietrze. Cholera, cholera.. właśnie Sev sam z siebie zbliżył się do Blacka.
-Wiesz, że twój chrześniak ciągle uważa, że ostatnio jak u mnie byłeś to doszło miedzy nami do czegoś intymnego? –Spytał. –Nie powiedziałeś mu, że miałeś przykre spotkanie z pomiotką syberyjską,, która się na ciebie rzuciła bo całkiem przypadkiem kopnąłeś w jej klatkę otwierając ją jednocześnie?
Syriusz zaśmiał się nieco sztywno.
-A czy musiałem mu o tym mówić? Poza tym, kto normalny trzyma w salonie pomiotke syberyjką? Te myszo podobne stwory są obrzydliwe.  –Odparł z wyraźnym obrzydzeniem wypisanym na twarzy. Odstawił kieliszek na bok i spojrzał z uśmiechem na Snape’a. –A jednak potrafimy jeszcze normalnie ze sobą rozmawiać.
Snape prychnął choć po chwili uśmiechnął się delikatnie co było tak rzadkie jak bycie świadkiem godów jednorożca.
Syriusz uniósł dłoń i ujął między palce kilka kosmyków czarnych włosów mistrza eliksirów. Wszyscy naprawdę myśleli, że one są tłuste, a tak naprawdę takie wrażenie sprawiał osad jaki osadzał się na nich po ciągłym przygotowaniu przeróżnych eliksirów.
Sev westchnął i po chwili mruknął pod nosem.
-Nadal jesteś pieprzonym pchlarzem.
Syriusz kiwnął głową.
-Wiem, ale za to mnie lubisz, Severusie. –Odparł i wpił się namiętnie w jego usta.
Snape’owi nawet nie przeszło przez głowę, by go odepchnąć. Momentalnie wplótł dłonie we włosy Blacka i zaczął je przeczesywać co jakiś czas ciągnąć też za pojedyncze pasma. Jeśli tak miał wyglądać początek związku, nowego związku, który zniknął dawno temu, to chyba wybrali najprzyjemniejszy sposób. Syriusz objął byłego Ślizgona w pasie i siłą usadził go sobie okrakiem na kolanach. Sev już miał zacząć protestować, ale Black zajął mu ponownie usta i przekonał, że w tym momencie nie warto za wiele gadać. Może i racja? Po co mają się wkurwiać na siebie przez durne słowa, skoro mogą użyć nieco innego rodzaju porozumiewania się choćby językiem ciała?
Dziwne jak szybko przenieśli się do sypialni i na łóżko Snape’a, które było królewskich rozmiarów.
-Śpisz w takim łóżku sam? –Spytał oburzony Black będąc już całkowicie nagim. Pokręcił głową z uśmiechem i zerknął w dół ciała Severusa, który też pozbył się resztki odzienia. Aż zagwizdał z uznaniem. –No, no.. ale tutaj to widzę zaszły diametralne zmiany. –Zacmokał, a po chwili jęknął czując jak dłoń Snepe’a uderza idealnie w czubek jego głowy.
-Zamknij się kretynie bo nie ręczę za siebie jeśli jeszcze raz usłyszę taki durny tekst. –Warknął Snape łapiąc go za kark i przyciągając do kolejnego pocałunku.

----

Tom właśnie przeglądał dokumenty, które otrzymał od Rabastana. Niestety były one dość niepokojące. Kilka z akt jakie zawierało parę teczek rzucało na całą ich sprawę zupełnie inne światło. Przed biurkiem Riddle’a siedział Regis spoglądając na Czarnego Pana i oczekując co ten powie.
-Niedobrze.. cholera jasna! –Warknął odrzucając kartki na bok i pewnie gdyby nie lampka te spadłyby na ziemię. –Z samego rana będę musiał skontaktować się z Severusem. Musi uważać na Skeeter i trzymać od niej z dala Dracona i Harry’ego.
-Co się dokładnie dzieje? –Spytał Regis zerkając na leżące na biurku pisma.
-Ta suka tam jest z rozkazu ministra i ma za zadanie skłócić w jakiś sposób Malfoya z Harrym. Pewnie myśli, że napisze o nich nieco kłamliwych reportaży i to wystarczy. –Przeczesał swoje włosy i opadł leniwie na oparcie fotela, w którym siedział. –Regisie co do ciebie i twojej rodziny.. będzie lepiej jeśli na jakiś czas przeniesiecie się w inne miejsce. Minister chce was zlikwidować. Wyśle na pewno armie aurorów.
Regis westchnął i wstał z miejsca.

-W takim razie nic nie zastaną prócz śmierci. –Odparł. Oczy Regisa przybrały krwistą barwę. –Przeniosę się z innymi w bezpieczne miejsce, ale zostawię aurorom pewną niespodziankę w moim domu. 

25 komentarzy:

  1. Cześć, trafiłam tu przypadkiem, ale mam zamiar zostać, w sumie przeczytałam juz wszystkie opowiadania jakie tu są i czekam na
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łiiii cieszę się, że planujesz zostać z nami na dłużej :D

      Usuń
  2. Weny słoneczko bo kocham to Drarry i czekam na kolejne rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  3. Meeega *.*
    No, to teraz czekam z niecierpliwością na następny rozdzialik! Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie! wiesz ile się naczekałam!? no... wiesz bo sama napisałaś poprzedni rozdział... w każdym razie rozdział zacny, choć troszku mało Drarry ostatnio, jak na Drarry...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce ograniczać się do jednego paringu, choć przyznaje.. ostatnio Drarry troszku zaniedbałam. Jednak nie zapominam, że to opowiadanie jest głównie o parce Harry x Draco i obiecuję, ze jeszcze nie raz będzie momentwó z nimi od groma. :>
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Przeczytałem i jestem pod ogromnym wrażeniem... Nie wiem od czego zacząć. Może od przyznania, że bardzo rzadko pozostawiam swoje komentarze gdziekolwiek, a jeszcze rzadziej ich treść bywa pochlebcza.
    Wiem, ze strony autora to straszliwa wada, ale przeważnie po prostu teksty, na które trafiam są utartą kopią kopii, która jest kopią kopii kopii... i szkoda poświęcać czas na opinie. Tutaj natomiast wszystko wydaje się idealnie wyważone: poczucie humoru, lekkość pióra, stosunek dialogów do opisów... Dawno niczego nie czytało mi się równie gładko i przyjemnie. I największa zaleta: autentyczność. Twoi bohaterowie są niczym żywcem przeniesieni z kart oryginalnej historii do nietuzinkowej fabuły zrodzonej w niebanalnej wyobraźni autorki. Chylę czoła i na pewno tu powrócę po więcej!

    http://hermiona-hagrid.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, ten komentarz...
      Ja.. ja nie wiem co powiedzieć. Jeszcze nigdy nikt nie zwrócił uwagę na takie rzeczy w tym co piszę i jak to robię.
      Wzruszyłam się XD Naprawdę!
      Dziękuję! Bardzo dziękuję, prosto z serducha :D

      Usuń
  6. To jest wspaniałe! Masz naprawdę wielki talent. W 2 dni przeczytałam cale opowiadanie i nie mogę doczekać się kontynuacji. Życzę duuuuuużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. <3 <3
      Ale za bycie anonimem dostaniesz po tyłku :D

      Usuń
  7. Mono, że preferuję ciągłość tekstu Ty świetnie potrafisz je rozdzielić nie rujnując przy okazji sensu tego co dzieje się w danym momencie :)
    Poza tym ciekawa, oryginalna fabuła i zdolna autorka.
    Z niecierpliwością czekam na kontynuację. Wszystko już przeczytałam ;)
    Dużo pomysłów i masę weny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak mi miło! Wy to wiecie jak podbudować człowieka i dostarczyć mu weny takimi kochanymi komantarzami. <3
      Kolejny anonim staje w kolejce by dostać po tyłku :D
      Szalone anonimy <3

      Usuń
  8. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się następny rozdział! Bo już się nie mogę doczekać! Pozdrawiam i oczywiście życzę dużo weny! :D ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział się pojawi. Przepraszam, że tyle to trwa, ale mam ostatnio malo czasu a wena jakoś.. no raz się pojawia, a raz znika :c
      *Paskiem po tyłku* nie ładnie być anonimem :D

      Usuń
  9. Oryginalne parkingi, niebanalny styl. Czekam na dalsze losy Toma i Remusa - oj, mam nadzieję, że Riddle nieźle się wkurzy :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna osoba, która pokochała paring Tom x Remus? :D Miło mi. :D Widzę, że nietypowe paringi zyskują sławę i miłośników.
      Wy naprawdę się nie boicie moich gróźb? Mówiłam, że anonimy będą karane spraniem na kwaśne jabłko :D

      Usuń
  10. Świetne, czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział się pojawi, ale nie mogę dokładnie powiedzieć kiedy. :c Liczę na waszą cierpliwość. :****

      Usuń
  11. Jak zwykle super. Doczekałam się Severus x Syriusz (może nie jest shipem, który wielbię na codzień, ale ughhh <3)
    Zgadzam się, że mało ostatnio Drarry (┳Д┳), ale przynajmniej nie zapomniałaś, że masz tez inne parki.
    Coż nie wiem co napisać, bo nie jestem w tym dobra, a na dodatek choroba zapukała do mych drzw i zachowuję się jak typowy facet XD
    Ale dlaczego zeszłam na mnie? ;-; oh hell
    Dobra. Zyczę weny <3 Duuuzio weny i pomysłów. I może częściej dodawanych rozdziałów, ale nie wymuszam, bo wiem jak jest xD
    O boże idk co dalej. Łeeee
    Weny znowu <3 <3 xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie jeszcze nie raz będę skupiać się wyłącznie na Drarry. Wprowadziłam inne paringi by nie było zbyt monotonnie. Ale moge wam obiecać, że Harry i Draco się pojawią i będzie o nich naprawdę sporo :>
      Zdrowiej bo chorowanie to nic miłego. Mnie czeka operacja w czerwcu i mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Jesli nie, to będę mieć spore problemy z pisaniem a nie chce tego kończyć tak nagle. Jest jeszcze tyle do napisania!!
      Dziękuję bardzo za wenę. :****

      Usuń
  12. Hej,
    ach w końcu udało mi się przeczytać, pięknie, muszą bardzo uważać w Hogwarcie, i tak, tak Severus i Syriusz pięknie...
    a jeszcze korzystajac z okazji wesołych, spokojnych radosnych świąt życzę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Aaaaaaaa!!! KOCHAM CIĘ❤❤
    Piękne opowiadanie, boże jak ja czekałam na rozwinięcie relacji Severusa i Blacka❤
    Boże kocham CIĘ dziewczyno!❤
    Tylko weź jeszcze pozbądź się tej suki Skeeter(?) a będę bardzo, ale to bardzo uradowana!❤❤❤ Zgadzam się z niektórymi że mało troche ostatnio Drarry, ale z jednej strony to też dobrze.. Przynajmnjej są też inne parringi❤
    Ale mało mi tu ostatnio Rona i Mojego ukochanego Ślizgona:((
    Mam nadzieje że to nadrobisz w niedługim czasie<3
    Wiem nje rozpisuje się, ale to głównie dla tego że jestem w takiej euforii że nie myśle normalnie i ledwo buduje zdania..
    Naprawde pisz dalej i weny życze(inaczej idę się zabić)<3❤❤

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic