niedziela, 8 grudnia 2013

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą."

D: Hej pierwszy raz na tym czacie?

A: No tak, przypadkiem na niego wpadłem. Nie jestem gejem, znaczy… chyba nie jestem.

D: Ja też na początku się wahałem. Najgorsze chyba było oznajmienie to rodzinie. Heh, no to czego tutaj szukasz mój drogi?

A: Szczerze? Z ciekawości chce sprawdzić jak to jest. ;)

D: Mam Cię wprowadzić w szczegóły? ;D

A: Tzn? Co masz na myśli?

D: No wiesz.. opowiedzieć ci jak to jest i możemy spróbować na początek urządzić jakiś cyberek. Jeśli się boisz to nie nalegam oczywiście. C:

A: Nie boję się XD Tylko… no wiesz praktycznie nie znam się na tym ani trochę.

D: Od tego masz mnie. To może na początek powiedz jak masz na imię ile masz lat Ok?

A: Andy, mam 17 lat. A ty?

D: Daniel, 19 lat. :D

A: Aha, no to bardzo mi miło poznać. Co dalej?

D: Opisz mi siebie. Jak wyglądasz, czym się interesujesz czy już się całowałeś? XD

A: Hah, no dobra. Jestem blondynem mam178 cmwzrostu, jeśli chodzi o ciało to jestem dosyć umięśniony, ale nie jak jakiś kulturysta. Interesuję się zwierzętami i botaniką. A co do całowania to mam już jakieś doświadczenie. Teraz Twoja kolei. :D

D: Czarne włosy,186 cmwzrostu. Też nie jestem jakimś kulturystą ;) Z wyglądu trochę jak goth, ale mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko subkulturom :o. Na plecach mam tatuaż w kształcie  skrzydeł. A jeśli chodzi o całowanie to jestem w tym mistrzem. :3

A: No, ale jesteś skromny heh.

D: Cały ja. Dobra to może zacznijmy. :) Skoro już trafiłeś na czat dla gejów to po pierwsze, chyba wiesz na czym polega seks analny prawda?

A: No spokojnie miałem w szkole WDŻR XD Wiem, po prostu posuwanie w tyłek.

D: Dokładnie. No więc na początek, nie jest do bolesne o ile partner dobrze Cię na siebie przygotuje. Fakt uczucie jest na początku dziwne jakbyś miał robioną lewatywę, ale z czasem organizm się przyzwyczaja i wszystko staje się dużooo przyjemniejsze. ^_^

A: Aha, to chyba już wolałbym oralny. No bo anal nie jest higieniczny.

D: Oj kolego, od czego są prezerwatywy? :D

A: No wiem. :P

D: To teraz zrób dokładnie to co ci powiem dobrze?

A: No dobra?

D: Zdejmuj spodnie.

<cisza>

D: No chyba się nie speszyłeś prawda?

A:… nie no co ty. Już ściągnąłem.

D: Uff  :) To dobrze. Bieliznę też ściągnij.

A: No Ok. Zaczynam się lekko denerwować.

D:Nie ma powodu. A teraz zaczynamy zabawę. Zacznij się dotykać i wyobraź sobie, że tam jestem i to moje dłonie.

<chwila później>

D: I jak?

A: Na początku się wahałem, ale teraz jest intrygująco. Podoba mi się ta zabawa. Ty też się dotykasz?

D: Owszem. I wyobrażam sobie, że jesteś obok.

W realu:

Cholera siedział przed laptopem i najnormalniej w świecie robił to co ten gość po drugiej stronie mu mówił. W tym wieku chłopcy masturbowali się często a Andy już zwalił sobie konia rano. Teraz kiedy był wieczór nie sądził, że spotka go coś takiego. Dał porwać się chwili, czuł się bezpiecznie w pokoju bo pamiętał, żeby zamknąć drzwi na wypadek gdyby jego rodziciele przypomnieli sobie, że mają gdzieś na piętrze nastoletniego syna. Andy odchylił głowę w tył siedząc na swoim fotelu przy biurku. Komputer co chwila dawał mu znak, że ów chłopak z którym pisze wysłał mu kolejną wiadomość.

D: I jak ci idzie?

A: Kurde. Musze przyznać, że świetne uczucie. :D

D: Cieszę się. :> Ej a co powiesz na spotkanie się w realu?

A: To znaczy?

D: No jeśli nie masz nic przeciwko oczywiście. Polubiłem Cię mimo, że gadamy bardzo krótko. Wydajesz się miłą osobą. ;)

A: Dziękuję. Ty też jesteś miły. A skąd jesteś?

D: Hoboken, a ty?

A:Brooklyn.

D: Super. To co może się spotkamy? W Hoboken jest fajna kawiarnia, kojarzysz może „LuckyTea”?

A: Byłem tam ostatnio ze znajomymi. :D

D: To może jutro o czternastej? Jeśli się nie czujesz pewnie to nie nalegam. W końcu zawsze mogę być jakimś gwałcicielem-pedofilem z czterdziestką na karku. XD

A: To na wszelki wypadek wezmę mój kij bo baseball’a. XD To do zobaczenia jutro. :) Ale jak cię rozpoznam?

D: Nie martw się wyróżniam się w tłumie.

/Użytkownik „D” wylogował się.

Spojrzał z delikatnym uśmiechem w czarny ekran swojego laptopa przy czym pozwolił sobie poprawić czarny kosmyk swoich włosów. Dawno nie czuł się tak zaintrygowany drugim człowiekiem.

Następnego dnia Andy siedział w wyznaczonej kawiarence. Miał na sobie niebieską koszulkę, która podkreślała jego oczy i czarne spodnie. Nie chciał się szykować jak na jakieś wesele ale okazało się, że i w takich ciuchach wyglądał o dziwo elegancko. Rozglądał się dookoła wypatrując owego chłopaka który miał się wyróżniać w tłumie. I nagle w kawiarence rozległ się dźwięk dzwoneczka oznaczającego, że ktoś wszedł do lokalu. Błękitne oczęta chłopaka wpatrywały się w wysokiego chłopaka o czarnych rozczochranych włosach, miał na sobie skórzaną kurtkę a na szyi zawieszony wisiorek w kształcie krzyża. Glany na klamry prezentowały się o dziwo idealnie na jego szczupłych nogach. Uśmiechnął się kiedy jego spojrzenie zetknęło się z oczami blondyna. Podszedł do stolika przy którym siedział jego nowy kolega.

-To ty jesteś Andy prawda? –Spytał niepewnie.

-No tak. Miło mi.. –Nie dokończył bo starszy chłopak przytulił go lekko na powitanie.

-Przepraszam, to taki odruch. –Odparł Daniel i zajął wolne krzesło. Zmierzył chłopaka wzrokiem, ładna delikatna twarz, blond włosy i błękitne oczy. Gdyby spotkał go wcześniej na jakimś forum dla gejów i gdyby był one pewny swojej orientacji to już dawno zaproponowałby mu wspólną noc.  –Masz na coś ochotę? –Spytał zerkając przelotnie na kartkę leżącą na stoliku gdzie wypisano to co może zaoferować lokal.

Andy potrząsnął głową żeby nieco przywrócić trzeźwe myślenie. Głupio się przyznać, ale wygląd nowego znajomego całkiem go zafascynował, nie wyglądał jak jakiś szary nudny koleś. Wręcz przeciwnie pomimo czerni tryskała z niego oryginalność łącząca się z tajemniczością. –Emm, to może ja sobie wezmę herbatę.

Daniel uśmiechnął się ciepło.-Dobra ja stawiam. Herbata i kawa. –Odszedł na chwilkę żeby zamówić ich napoje nie słuchając nawet jak Andy się sprzeciwia i mówi, że sam może sobie kupić. No, ale w czarnowłosym chłopaku obudził się instynkt dżentelmena i musiał troszkę zabłysnąć w oczach swojego towarzysza.

Popołudnie spędzili głównie na dzieleniu się zainteresowaniami, okazało się, że lubią tych samych pisarzy, sztukę i nawet oboje gustują w pizzy z ananasem. Żyć nie umierać, zupełnie jak bracia.

-Czym się zajmują twoi rodzice?

-Są prawnikami. –Odparł Andy dopijając swoją herbatę. – a twoi?

-Matka pracuje w restauracji jako kucharka a ojciec pewnie gdzieś zajmuje się swoją nową panną. Zostawił nas kiedy miałem cztery lata.

-Przykro mi.

-Nie szkodzi. W sumie nigdy mi go nie brakowało.

Tu rozmowa się na chwilę załamała, temat rodziny mógł nie być najprzyjemniejszym. Ta cisza była strasznie krępująca.  Ale po chwili znowu poruszyli jakiś temacik więc na szczęście Andy nie musiał martwić się o bolące sumienie. Wyszli z kawiarenki wieczorem, Daniel zaproponował mu spacerek po parku i wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że w pewnym momencie złapał młodszego za ramię i pocałował go w usta.

-Co ty wyprawiasz? –Spytał zaskoczony chłopak odsuwając się od czarnowłosego.

-Wybacz, po prostu cholernie mi się podobasz. –Westchnął krzyżując ręce na piersi. –Naprawdę może to brzmieć głupio, ale tak jest i już. Nic na to nie poradzę. Zostań moim chłopakiem! –Złapał jego dłoń.

-Wybacz..

-Czego mi brakuje? Wiem, że nie jesteś pewien czy jesteś homo, ale ja chce ci pokazać jak to jest. Pozwól mi, obiecuję, że będzie ci ze mną dobrze.

-Dziękuję, że tak ci zależy, ale ja… ja mam dziewczynę.

….

-Wybacz. Naprawdę cieszę się, że tak mnie lubisz, ale jestem już z kimś. –Westchnął patrząc mu z bólem w oczy.

-Nie wspominałeś, że masz dziewczynę. –Odparł cicho. –Miałem nadzieję, że… ech. Mniejsza. Przepraszam, jeśli poczułeś się niezręcznie.

-To ja przepraszam zrobiłeś sobie nadzieję prawda? –Pogładził jego ramię. –Jesteś świetnym chłopakiem i na pewno kogoś sobie znajdziesz. Muszę spadać, do zobaczenia. –Oddalił się.

-Myślałem, że znalazłem Ciebie. –Szepnął cicho.

Parę dni później w wiadomościach podano, że w kawiarence w której byli wybuchł pożar. Zginęło osiemnaście osób, Andy słuchał tego z uwagą, ale kiedy w wywiadzie pojawiła się kobieta opowiadająca o swoim synu, który bardzo lubił tam zaglądać a ona sama była w czasie pożaru w pracy w restauracji… no chłopak poczuł jak serce mu pęka. Po chwili w rogu ekranu podano imiona i nazwiska martwych osób. Kiedy w oczy rzuciło mu się „Daniel” pobiegł do swojego pokoju i kopnął z całej siły swoje biurko.

-KURWA! –Zaklął i usiadł na łóżku nie kryjąc łez.

Nigdy nie sądził, że powiedzenie „śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” znajdzie tak dosłowne odniesienie w jego życiu. Czy kochał Daniela? Trudno powiedzieć, ale nie radząc sobie z uczuciami zerwał z dziewczyną i parę dni później sam Andy trafił do szpitala w stanie śpiączki. Był ofiarą wypadku, samochód wjechał w niego i tak młody chłopiec spędził resztę dni w czterech białych ścianach. W końcu okazało się, że jego stan jest krytyczny i rodzice uznali, że lepiej go nie męczyć tym „Życiem” Odłączono go od urządzenia które podtrzymywało jego funkcje życiowe.

Czy życie jest sprawiedliwe? Trudno powiedzieć, ale ci dwaj spotkali się zapewne ponownie w innym lepszym świecie.

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 11.

-HARU! HARU GDZIE MÓJ KOCHANY HARU!?-Kengo biegł przez korytarze zamkowe cały zdyszany. Braciszek, braciszek gdzie on jest? W głowie miał tonę myśli i wszystkie kończyły się tragicznie. A co jeśli ktoś go napadł? Zgwałcił? Złamał sobie rękę, nogę? BOŻE HARU!!

-I Co się tak drzesz idioto?!

Ktoś otworzył drzwi na które spanikowany książę wpadł. Leżąc na posadzce skierował wzrok na stojącego nad nim Dravina który uśmiechał się w kpiący sposób.

-Jak śmiałeś ty magu z Bożej łaski tak chamsko potraktować mnie tymi drzwiami?! Właśnie zakończyłeś swój nędzny żywot. –Oczy Kengo zaświeciły się niebezpiecznie a jedna z dłoni przybrała wilczy kształt.

-Pff uspokój się pieseczku, po prostu chciałem sprawdzić co to za niewiasta tak krzyczy, ale okazało się, że to ty drzesz swoją wkurzającą mordę.-Prychnął jedyne i wymierzył w niego swoim kosturem. – Trzymaj swojego wilczego przyjaciela na smyczy to może nie straci futra.

-Heh głupi magik, nawet do stóp nie sięgasz naszemu nadwornemu magowi w Rockenweid. Jesteś tylko żałosną podróbką! Będziesz tak samo bezużytecznym magiem jakim byłbyś Królem. –Wstał i otrzepał szatę z brudu. Złapał rękojeść miecza z lekkim uśmiechem. – Zgłoś się jeśli skończysz akademię magów może wtedy będziesz choć trochę godzien rozmawiać ze mną! Moja magia w tym momencie jest dużo potężniejsza niż Twoja. –Wyprostował się zupełnie jak jakiś dumny paw i odszedł pozostawiając zdenerwowanego Dravina.

-„Jeszcze zobaczymy.” – Westchnął w myślach.

----

W tym czasie w sypialni Haru gościł w jakże widowiskowy sposób swojego kochanka. Nagle drzwi otwarły się i do środka wpadł Kengo.

-Haruś! Dlaczego nie było Cię na śniadaniu?!-Krzyknął i dopiero po chwili doszło do niego cóż za widok ma przed sobą. Młodszy siedział na biodrach Valda nabijając się na jego penisa a w tym czasie starszy obdarzał jego ciało milionem pocałunków. –Ym, przeszkodziłem wam w czymś?

-No jak widać jesteśmy nieco zajęci. –Westchnął Vald otulając swoje kochanie kołdrą bo przecież nie da nikomu oglądać jego nagie ciało, nawet jeśli miałby to być Kengo.

-Cóż może faktycznie lepiej się sobą nacieszcie. Haru, Ojciec chce żebyśmy wracali do domu.

Haruhi spojrzał na Kengo ze zdziwieniem. –Ale jak to? Przecież poselstwo miało trwać dłużej!

-No tak, ale razem ze śmiercią Crossa plany się zmieniły. Ojciec prawdopodobnie mianuje mnie następcą. A wiesz, że przy ceremonii musi być obecna cała rodzina prawda? – Westchnął rozkładając bezradnie ręce. –Wątpię żebyś mógł tu od tak zostać. Nawet jeśli rozchodzi się o waszą miłość.

Książe spojrzał na Valda, który lekko się uśmiechał pomimo tej wiadomości. –No trudno Haru. Wrócisz do domu, ale przecież to nie oznacza, że już się nie spotkamy.

-Jak możesz tak spokojnie przyjmować to do wiadomości? Możemy się nie widzieć tygodniami nawet miesiącami, a ty od tak mówisz no trudno? –Haruhi złapał swoją szatę otulając się materiałem.. – Vald jesteś idiotą! –Wybiegł z sypialni pozostawiając dwóch mężczyzn w całkowitym osłupieniu. Po chwili jednak Valdret jęknął boleśnie bo został przykuty jakimiś łańcuchami do sufitu.

-Szlag znowu?-Westchnął bezradnie.

-Yyy co to jest? –Spytał rozbawiony Kengo.

-To jest mój drogi kolego sposób w jaki twój młodszy brat się na mnie wyżywa. Jego anielska natura ma władze nad moją i niestety czasem Haru jest jak kobieta w ciąży, nigdy nie wiesz kiedy wybuchnie i jakie będą efekty. A efekty w większości i oczywiście w wypadku Haru wyglądają tak. –Spróbował się jakoś wygramolić z łańcuchów.

-Haha super! A tak na serio może ci pomóc? –Złapał się za brzuch bo już seryjnie nie mógł wytrzymać. Wreszcie wybuchł głośnym śmiechem.

-I co rżysz jak stara kobyła? Pomóż mi! –Krzyknął Vald, ale po chwili i jemu humor się poprawił. Obaj się  śmiali dopóki do pokoju nie wszedł Drav.

-Nie ma to jak chwila gdy spotykają się dwaj idioci. –Skomentował i wyszedł.

----

Haru siedział w ogrodzie nie mogąc pogodzić się z myślą, że niedługo będzie musiał opuścić Valda i wszystko to co może niestety zdążył pokochać. Trzymał w dłoni róże i obrywał jej płatki.

-Haruś. –Nagle obok niego pojawiły się bliźniaczki z zatroskanymi minami. –Coś cie zmartwiło? –Spytały jednocześnie siląc się jednak na delikatne uśmiechy.

-Jeżeli plany się nie zmienią to niedługo będę musiał wyjechać. –Odrzekł i upuścił na ziemię łodyżkę pozbawioną kwiatu.

-Co? Ale dlaczego? –Spytała Larien.

-Źle ci z nami? –Dodała chwile później Libell łapiąc Haru za rękaw.

-Mój ojciec tak zdecydował. Nie mam za wiele w tej kwestii do powiedzenia. Ale, nie chce wyjeżdżać.

-Braciszek Vald pewnie będzie smutny jak pojedziesz.

-Wszyscy będziemy smutni Libell. –Poprawiła ją siostra.

Haruhi uśmiechnął się lekko. I spojrzał w na niebo. Było piękne i bezchmurne. Wstał i odszedł kawałek od altanki. A czemu by nie? Może powinien spróbować oderwać się na chwilę od ziemi i od problemów. Ma moc i czas nauczyć się nad nią władać. Skupił się z całych sił na jednej rzeczy, na skrzydłach. Poczuł po chwili ogromny ból, jego plecy w dwóch miejscach się wybrzuszyły, a z gardła Haru wydobył się krzyk. Dziewczynki siedzące w altance wybiegły żeby sprawdzić co się stało, ale jedynie kątem oka ujrzały jak za drzewami znika coś uskrzydlonego o posturze człowieka.

Haru zdzierał ze skrzydeł resztki swojej skóry i krwi. Siedział na gałęzi większego drzewa o ogromnej koronie liści dzięki czemu nikt go nie mógł dostrzec. Miał nadzieję, że już nie będzie to takie bolesne, ale jak się okazało, kiedy skrzydła się pokazują wciąż towarzyszy temu straszny ból. Kiedy w końcu pióra były czyste  Haru rozejrzał się dookoła. Był kawałek za miastem w niewielkim lesie. Miał nadzieję, że nie spotka tu żadnego człowieka, bo w końcu liczył na to, że będzie mógł samotnie i w spokoju pomyśleć.

----

-Haru, Haru! No gdzie jesteś?! –Kiedy w końcu udało się Valdretowi wybrnąć z magicznych więzów jakimi potraktował go ukochany zabrał się za szukanie tej szalonej owieczki. Wszedł do jednej z komnat mając nadzieję, że znajdzie tam chłopaka, ale zamiast tego nakrył Lian’a który obłapywał jakąś śliczną panienkę. –Nosz kurde bracie czy ty chcesz zaliczyć wszystkie panny tego królestwa?

-Hę?! O Vald. Cześć, wiesz co tak przypadkiem ja i ta urocza istotka wpadliśmy sobie w ramiona no i tak jakoś wyszło. –Wytłumaczył starając się zakryć nagie ciało swojej kochanki.

-Dobra daruj sobie. Widziałeś może Haru?

-Haru? Nie, dlaczego?

-Bo mi uciekł. –Westchnął.

-A co źle się nim zająłeś w łóżku. Oj bracie ja wiedziałem, że w sztuce miłości to ty jesteś kiepski. –Zaśmiał się i poruszył razem ze swoją partnerką która jęknęła rozkosznie.

-Lian, lepiej szybko kończ ze swoją panią bo nie chce jej uszkodzić gdy przypierdolę ci mieczem. –Warknął.

----

Haru zaczął się dosłownie już mózg gotować od tego myślenia, nie ważne jak bardzo chciał znaleźć plusy zaistniałej sytuacji a i tak na końcu okazywało się to tylko jeszcze bardziej negatywne. Powoli zleciał z drzewa na ziemię i rozejrzał się dookoła. Coś po chwili przykuło jego wzrok, jaśniejąca poświata zbliżała się w jego kierunku i z każdą chwilą dokładniej można było dostrzec zarys postaci.

-Hej, to ty! –Powiedział uśmiechając się szeroko gdy zatrzymał się przy nim wielki, biały koń. – To ty byłeś tym jednorożcem który mnie zabrał wtedy do jaskini prawda?

Koń zarzucił grzywą na jego słowa.

-Powinienem cie okrzyczeć i podziękować ci za razem. –Zaśmiał się i pogładził zwierzę po grzbiecie. Gdyby nie ten koń to nie zakochałby się w Valdrecie. – Może się przejdziemy? –Uśmiechnął się radośnie, ale po chwili mina mu zrzedła. Jednorożec miał zakrwawiony lewy bok, a u podbrzusza wystawał kawałek bełtu. –Ktoś cię postrzelił? –Spojrzał zatroskanym wzrokiem na ranę, zwierzę mogło się wykrwawić albo co gorsza mogło wdać się zakażenie.  Westchnął i powoli dotknął drewnianego końca na co koń zarżał cierpiętniczo. –Ciii.. musimy się tego pozbyć bo inaczej będziesz się czuć coraz gorzej. –Naderwał koniec swojej szaty i przyłożył ją do bełtu mocno chwytając za koniec. –Może zaboleć. –Pewnie koń i tak nie rozumiał co do niego mówi, ale ton głosu zdawał się mimo wszystko go uspokajać. Haru wziął głęboki wdech i z całej siły pociągnął za kawałek drewna. Koń zarżał jeszcze głośniej i zaczął się wierzgać, Haruhi chciał przyłożyć do rany materiał, ale o dziwo rana się zabliźniła. –skurczybyku, to ty się umiesz regenerować? –Zaśmiał się gdy konik dotknął pyskiem jego ramienia. Nagle gdzieś w oddali słychać dało się przekleństwa i jakby dźwięk łamanych patyków.

-Kurwa mać Allish, jak można było dać temu rogaczowi zwiać? Taki z ciebie kłusownik jak z mojej starej trubadur.

-Gdybyś opuścił sidła to już mielibyśmy w dłoni mieszek ze złotem, ale musiałeś wszystko zjebać.  Larses, a co jeśli go nie znajdziemy?

-Zaniosę szefowi twoją głowe. To powinno go usatysfakcjonować.

Haru stanął razem z jednorożcem za jednym z grubszych drzew. Kłusownicy? Tutaj? Cholera, chcieli zabić jednorożca. –Uciekaj. –Spojrzał wymownie w oczy konia, ten jakby na zawołanie spiął się i popędził galopem w stronę drzew.

-Hej tam jest. Łap go Larses! –Mężczyźni wybiegli zza drzew, ale na drodze stanął im Haru. -Kurwa. Demon.

-Popierdoliło cię Allish? Skrzydła jak u anioła. –Mężczyzna wycelował z łuku w jego stronę. –Coś za jeden?

-Jestem książę Haruhi, a ten jednorożec którego ścigacie jest moim przyjacielem. A co do was, to wiecie, że kłusownictwo jest zakazane. –Starał się mieć poważny wyraz twarzy.

-Wiemy, wasza wysokość? Ale oprócz tego, że jesteśmy kłusownikami to pracujemy tez jako łowcy głów. –Zaśmiał się. – Ciekawe ile byłaby warta głowa waszej wysokości.

----

-Vald, zbieramy ludzi i idziemy do lasu, ponoś mamy w królestwie sporą grupkę kłusowników. –Karnest wszedł do Sali tronowej gdzie siedział akurat Valdret.

-Znowu? Ostatnio naprawdę strasznie ryzykują zapuszczając się tak daleko. –Spojrzał na bliźniaczki które układały w wazonie kwiaty. –A ja nadal nie mogę znaleźć Haru.

-Widziałyśmy się z Haru w ogrodzie.

-Naprawdę? Wiecie gdzie teraz jest? –Vald aż wstał z wrażenia.

-Rozłożył skrzydła i poleciał do lasu.

Valdret pobladł i teraz jego twarz zlewała się jasnym marmurem jakim były wysadzane ściany.  –Karnest wysyłaj do lasu garnizon . –On sam wybiegł szybko z komnaty i pomknął w stronę wyjścia, jeśli Haru lata gdzieś nad lasem i został złapany to Vald będzie musiał trochę poszukać samotnie z innej perspektywy. Wybiegł na błonia i zamknął oczy. „Słuchaj mnie ty przeklęty demonie, pozwalam ci siedzieć we mnie od urodzenia i czas abyś płacił mi za to w jakiś sposób. „

-„Hahahaha głupi człowieku, jesteś tylko powłoką która mnie skrywa, ja mam ci płacić?”

„Nie pozwolę ci krzywdzić bliskich mi osób. A teraz moim celem jest znalezienie Haru. I czy ci się  to podoba czy nie właśnie teraz utnę ci te skrzydła.” Siła woli Valda zaczęła toczyć bój z wampirzą naturą. Nie był to pojedynek fizyczny, raczej mentalny. Demoniczna aura zaczęła maleć z każdą chwilą gdy pewność siebie księcia wzrastała.

-„To ja cie stworzyłem! Gdyby nie ja już byś nie żył. „

„Nie. Gdyby nie Haruhi, już dawno obu nas by nie było „

Valdret krzyknął boleśnie czując jak para błoniastych skrzydeł pokrywających się po chwili łuskami wychodzi na światło dzienne. Udało mu się zapanować nad ciemną naturą swojej duszy. –Czekaj na mnie Haru.- Rozłożył skrzydła i wzbił się w gorę, pozostawiając na ziemi mały krater który powstał pod wpływem silnej fali z jaką uderzyło powietrze o trawę.

-Cholera jasna, Synu! Osobiście będziesz sadził nową trawę. –Krzyknęła królowa obserwując całe zajście z okna.

----

Haru biegł przez las czując jak gałęzie ranią jego ciało i zrywają pierze ze skrzydeł. Mógłby wzlecieć, gdyby nie ciasno osadzone drzewa i ich korony, gdyby spróbował to wylądowałby na jednym z nich i wtedy bez problemu kłusownicy by go złapali.

-Gdzie jesteś ptaszyno?! Nie uciekaj. –Krzyczeli drwiąco.

-Cholera. –Haruhi w końcu zatrzymał się za jednym z drzew. Przecież, nie może bez przerwy biec. Skrzydła trochę ważą i już był zmęczony. Podniósł z ziemi spory kawałek drewna i czekał.

Jeden z mężczyzny przebiegł obok drzewa i został trafiony konarem prosto w głowę. –kur.. co jest? –Spytał nieprzytomnie, lecz został uciszony drugim ciosem. Książe złapał za rękojeść miecza powalonego i wymierzył klingą w drugiego z oprawców.

-Heh, ciekawe czy jego wysokość umie walczyć. Sądząc po posturze to dawno nie trzymał w dłoni miecza. - Mężczyzna jednak nie dobył miecza, zamiast tego trzymał w dłoni buławę. –Oj, czyżbym miał przewagę a może… -Nie dokończył jednak bo Haru zamachnął się bronią, brakowało kilku centymetrów a trafiłby. –No, no.

-Uczyłem się od Księcia Karnesta szermierki. A ja szybko się uczę. –Uśmiechnął się i zrobił unik gdy zaszarżował na niego napastnik. Haruhi zrobił szybki obrót, ale zapomniał o skrzydłach i zahaczył nimi o drzewo.

-Cholera. –Dostał uderzony w ramię i padł na ziemię.

-Nie mam zamiaru cie zabić tylko złapać. –Powiedział mężczyzna i związał mu dłonie sznurem, ten jednak od razu się spalał. –Co jest kurwa? –Ponownie spróbował i znowu sytuacja się powtórzyła. –Co to za pieprzona magia?

-Tak się składa, że anioła nie da się związać. –Zaśmiał się, ale szybko został uciszony kopnięciem w brzuch. Z otwartych ust księcia popłynął strumyk krwi.

-Trudno, zaciągnę cie tam w inny sposób. –Wpierw jednak podszedł do towarzysza i zakończył jego marny żywot. –Już mi się nie przydasz.

-Zabiłeś go. –Wystękał młodszy.

-Nie mam zamiaru dzielić się nagrodą. –Spojrzał na twarz księcia który uśmiechał się szeroko. –Z czego się cieszyć? –Spytał.

-Chyba z tego, że mnie ujrzał. –Odpowiedział mu obcy głos,

Oprawca obrócił się i zobaczył wysokiego mężczyznę z łuskowymi skrzydłami. –Kurna kolejny demon?

-Kochanie czy ten skurwiel zrobił ci krzywdę? –Spytał Valdret podnosząc w jego kierunku swoją zniekształconą, wampirzą  dłoń.

-Vald, czy ty? –Spytał nieco zaniepokojony Haru podchodząc powoli do ukochanego.

-Spokojnie, zapanowałem nad tym. –Powiedział i złapał mężczyznę za gardło, ten od razu zaczął się wyrywać. –Wracając do pytania? Czy zrobiłeś coś Haruhiemu?

-Puszczaj potworze.

-Mnie nic nie jest, ale zranił jednorożca. –Powiedział młodszy.

-Za zranienie symbolu królestwa wymierzam ci karę śmierci. –Powiedział drwiąco i zacisnął dłoń na jego gardle, o dziwo ciało mężczyzny po prostu znikło.

http://www.youtube.com/watch?v=XAJcApOKVQs

-Co zrobiłeś? –Spytał Haruhi.

-Zniszczyłem jego ciało. Można powiedzieć, że się rozsypało –Przytulił do siebie młodszego. – Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem.

-Przepraszam, ale zdenerwowałem się gdy powiedziałeś, że nasze rozstanie nie jest końcem świata.

-Dla mnie każda chwila bez ciebie Haru jest niczym jego koniec. Gdybym mógł to nie oddawałbym cie nikomu nawet twojej rodzinie. –Przesunął dłonią po jego skrzydłach. –Znowu będą się boleśnie goić.

-Twoje też. –Uśmiechnął się delikatnie i pocałował ukochanego gładząc jego ramiona. –Vald. To musi ciekawie wyglądać.

-Co takiego?

-Dwoje uskrzydlonych mężczyzn całuje się w lesie. –zachichotał.

-Po prostu demon spędza czas ze swoim aniołkiem. –Odparł i wpił się namiętnie w wargi młodszego. Gdzieś w dali dało się słyszeć rżenie konia i gdy oboje odwrócili swoje twarze ujrzeli dwa jednorożce. Jeden śnieżnobiały a drugi czarny jak noc.

-Nie wiedziałem, że istnieją też czarne.

-Ja również pierwszy raz coś takiego widzę. –Z uśmiechem przeszli się w towarzystwie dosyć nietypowym bo rzadko kiedy można spędzić czas z dwoma jednorożcami. Dotarli do jaskini gdzie pierwszy raz zetknęły się ich ciała i dusze. Jednorożce zajęły się smakowaniem źródlanej wody a Haru i Vald sobą. Leżeli w tym samym miejscu na miękkim mchu i obdarowywali się namiętnymi pocałunkami. Po dłuższej chwili złączeni w jedno ciało poczęli oddawać się rozkoszy. Vald z czcią zaspokajał ciało swojego ukochanego który nagradzał go błogimi jękami. Ich skrzydła prostowały się z każdym dreszczem jaki odczuli na swoich ciałach.  W końcu wycieńczeni sobą usnęli w swoich ramionach otuleni tylko swoimi skrzydłami.

----

-Kengo… możesz mi wytłumaczyć jakim sposobem jestem z tobą… NAGI… w jednym łóżku? – Spytał Drav.

-Mam Ci wszystko przypomnieć? –Spytał mężczyzna masując swoją obolałą głowę.

piątek, 22 listopada 2013

Śmiertelne Halloween

Halloween, durne święto podczas którego dzieciaki łażą po domach obcych ludzi i szantażują ich tekstami typu: „Cukierek, albo psikus” Dzień w którym wszędzie widać przebranych ludzi i ozdoby symbolizujące mimo wszystko pogańskie święto.  Jednych to bawi a innych denerwuje. Nawet w szkole nie obyło się bez odczuwania tych strasznych, a raczej żenujących nastrojów.

-Daiki! Wybierz się z nami do opuszczonej posiadłości Nigichi! –Powiedział lubiany w całej klasie Kageru obejmując w pasie swoją dziewczynę. O ile można było nazwać dziewczyną to coś mające na gębie pół tony tapety nie wspominając o spaniu w solarium.

-Po co? Z resztą te głupie opowieści, że niby w środku straszy są oparte na doświadczeniu małych dzieci i pijanych staruchach spod monopolowych sklepów. Żaden człowiek nie uwierzyłby, że jakaś zakrwawiona kobieta spaceruje po domu i morduje wszystkich a następnie pożera ich wnętrzności. To chore i nielogiczne. –Daiki zawsze uważał się za realistę jakich mało, ale mimo to posiadał słabość a raczej fobię. Nienawidził się bać! A do definicji słowa „nawiedzone” bacie się było przypisywane od dawien dawna.

-Daiki, nie mów nam, że wymiękasz?– Powiedziała ta flądra obłapując biednego Kageru gorzej niż Diabelskie Sidła ze znanej serii „Harry’ego Potter’a”  Dlaczego Dai jej tak nie trawił? Ponieważ od początku pierwszej klasy był on na zabój zakochany w Kageru a ona mu go zabrała. Nie raz Kage-kun mówił, że to tylko dlatego, że ona jest najbardziej seksowną laską w szkole (Hahahaha dobry żart) a on najpopularniejszym chłopakiem no i po prostu nie wypada żeby ich ze sobą nie widziano. Dla Daikiego była jeszcze nadzieja, skoro on jej nie kocha to może kiedyś zwróci uwagę na kumpla? Tylko jaki normalny chłopak zacząłby chodzić z kolegą z klasy? Na pewno nie Kageru.

-Nie jestem zainteresowany takimi pierdołami.-Odrzekł chłodno.

-Daiki-kun proszę chodź z nami. –Powiedziała ładna czarnowłosa dziewczyna jaką była Mitsuki. Znali się od przedszkola i można powiedzieć, że od tamtych lat miała swoistą słabość do bruneta. Mimo, że nie był dobrze zbudowany jak Kageru i nie był tak wysoki to zaimponował jej swoim opanowaniem i stylem bycia który każdy inny człowiek nazwałby jako samotniczy. Mimo, to od zawsze się w nim bujała. –Daiki chodź bez ciebie będzie nudno. No bo kto inny jak nie ty będzie nam tłumaczyć jakie to Halloween jest nudne i irytujące?

Tą sugestię mogła sobie darować, bo nie zabrzmiało to za fajnie. –Mitsuru ja naprawdę nie chce. Będę wam psuć tylko dobrą zabawę.

-Daiki, skoro ty nie idziesz to ja też. –Szepnął Kageru i położył dłoń na ramieniu kumpla, który ledwo co powstrzymał się od lekkiego rumieńca. Szlag Kage, dlaczego zawsze musisz wszystko rozwiązywać tym swoim „Jeśli ty nie, to ja również.”

-Ech no dobra. Ale jak będę wam psuć zabawę to pamiętajcie sami tego chcieliście.

Po lekcji dzięki Bogu nie musiał patrzeć na te dwie osobniczki płci przeciwnej a w przypadku dziewczyny Kageru na pewno nie pięknej. Siedział z przyjacielem na dachu szkoły i jadł zbożowego batonika kiedy Kage leżał patrząc w niebo i uśmiechał się sam do siebie.

-Dzięki Daiki, że jednak z nami pójdziesz. Bez ciebie byłoby tam nudno, pewnie tak samo strasznie, ale nudno. –Przeciągnął się.

----

-No nareszcie Dai, dłużej się nie dało? –Spytała ta głupia flądra klejąc się do swojego chłopaka.

-Dało się. –Burknął i spojrzał na wielki budynek jaki mieli przed sobą. Parcela znajdowała się na krańcu miasta na niedoszłym osiedlu, po środku którego stał tylko ten jeden budynek. Ogromny, opuszczony i niemal zrujnowany. Ogród dookoła był zarośnięty i aby dojść do drzwi frontowych trzeba było przejść przez metrowe chwasty.

-To co idziemy? –Spytał Kageru zapalając latarkę i poprawiając nieco swoje niesforne włosy. Flądra jeszcze bardziej się do niego przykleiła a Mitsuki złapała Daikiego za ramię i cała czwórka weszła w zarośla.

Przy samych drzwiach brunet poczuł dziwny chłód który przeszywał jego ciało na wylot.- Też to czujecie?

-Co jest Dai? Już masz jakieś złe przeczucia? –Spytała czarnowłosa.

-Owszem, ale powstrzymam się od komentarza, żeby nie zepsuć atmosfery. –Spojrzał na pozostałą trójkę i westchnął bo jakoś żadne z nich nie miało odwagi otworzyć drzwi, wyręczył ich Daiki. Wrota skrzypnęły i stanęły przed nimi otworem ukazując ciemne wnętrze. Do ich nozdrzy uderzył smród stęchlizny i pleśni, panowała tam wilgoć i coś jakby rozkład. –O kurde fuuj.

-Niedobrze mi Kageru. –Powiedziała jego dziewczyna i zasłoniła usta i nos dłońmi.

-Kurwa fakt nie pachnie tu za ładnie.-Weszli do środka i gdy tylko ostatnie przekroczyło próg drzwi zamknęły się za nimi z trzaskiem. –Szlag no nie. –Spróbował otworzyć, ale ani drgnęły. –Zamknięte.

-Jaja sobie robisz? –Spytał Dai i również naparł na wrota. – Kurna nie podoba mi się to ani trochę.

-I co teraz? –Spytała Mitsuki łapiąc się za ramiona. – Nie możemy wyjść, a ta kobieta na pewno nas zabije.

-Pierdolenie, to pewnie jakieś dzieciaki robią sobie jaja w Halloween. Idziemy dalej.- Weszli po schodach na piętro rozglądając się w miarę możliwości bo ich latarki nie dawały tyle światła ile by chcieli a mieli tylko dwie. Nagle coś przeleciało im przed nosem i cała czwórka wydała przerażone dźwięki.

-Co to było?

Kageru poświecił na ścianę i zobaczył nietoperza zwisającego ze świecznika. –Głupi latający szczur. Pewnie jest ich tu pełno.

-Fuuuj Kage przecież wiesz, że nie lubię szczurów.

-Przymknij się Ajiu. –Skarcił ją chłopak bo dziewczyna powiedziała to zbyt głośno. – Chodźmy dalej.. może znajdziemy jakieś inne wyjście, chociaż na jakiś balkon no cokolwiek.

Korytarze były pełne pajęczyn i zniszczonych obrazów, no klimaty jak z jakiegoś horroru i gdyby nie to, że Kage za każdym razem w jakiś śmieszny sposób komentował dziwne sytuacje takie jak trzaskające okna pomimo, że nie było wiatru, to już dawno by stamtąd zwiali. Daiki otworzył pierwsze lepsze drzwi, pokój dziecięcy, tak przynajmniej wyglądał. Po środku stała drewniana kołyska, która się kołysała. Kurwa sama się kołysała!! Zatrzasnął drzwi bo ten widok był nie o tyle dziwny co straszny.

-Ej czujecie to? –Spytała Mitsuki.

-Tak, matko co tak śmierdzi?

-Ostatnio czułem to jak znalazłem w ogrodzie martwego kota.-Skomentował Kage i otworzył drzwi skąd wydobywał się ów odór. Cała czwórka zobaczyła w środku niewielki stos rozszarpanych ciał, krew była wszędzie. Robaki które żerowały na ciałach dawały wrażenie jakby stos się poruszał, szczury, nietoperze i muchy było tego tam pełno. –Kurwa, obrzydliwe. Ludzkie ciała.

Gdzieś z tyłu Ajiu nie wytrzymała i zwymiotowała, smród robił swoje , ale widok był jeszcze gorszy.

-Ja pierdole, Kageru zamykaj te drzwi i wynośmy się stąd! Ktoś ich poćwiartował sami z siebie tu nie leżą. Trzeba zadzwonić po policję. –Sięgnął po komórkę i mina mu zrzedła. –Przed budynkiem miałem całą baterię, co jest?

Wszyscy odsunęli się na bok bliżej okna żeby pooddychać nieco świeżym powietrzem i nagle podłoga się złamała a w górę wzbiła się chmura kurzu.

-Jesteście cali? –Spytał Kage i spojrzał na pozostałą dwójkę. Dwójkę?  - Ajiu!? –Spojrzeli w dziurę w podłodze i ujrzeli dziewczynę leżącą piętro niżej na ziemi z roztrzaskaną głową i połamanymi kończynami. – Co jest Kurwa? Wszyscy przechodziliśmy po tym miejscu i dopiero przy niej się załamało?!

Daiki złapał przyjaciela za ramię i odciągnął go w tył. – Trzeba się stąd wydostać! I wezwać policję!  Chodźmy. –Sam już czuł narastająca panikę, ale myślenie racjonalne brało górę w takich sytuacjach. Spojrzał na Mitsuki która łkała cicho. –Wyjdziemy stąd.

Zeszli schodami które znaleźli na końcu korytarza prosto do pokoju z kominkiem pełnym pajęczyn i pająków wielkości ludzkiej dłoni.

-Czy tylko ja mam wrażenie, że ta babka na obrazie patrzy się na nas? –Spytała dziewczyna wskazując na obraz widzący na ścianie przy niewielkiej kanapie całej w kurzu. Kobieta na obrazie była naga, cała we krwi i wodziła wzrokiem po całym pokoju na dłuższa chwilę zatrzymując je na trójce gości.

-Zupełnie jak Mona Lisa, pewnie użyto tej samej sztuczki. –Powiedział Kageru.

-Ale Mona nie celowała w ludzi nożem. –Dopowiedział Dai wskazując palcem na rękę kobiety która najnormalniej podniosła w ich stronę ostrze noża.

Nagle w pokoju zrobiło się ciemno, ech ciemniej niż wcześniej bo dosłownie nic nie było widać. Daiki zamrugał oczyma ale nic nie zobaczył. Potknął się o coś i upadł na ziemię. Gdzieś w oddali dało się słyszeć krzyk Mitsuki.

-Kurde. Kage, Mitsuki!! Gdzie jesteście?

-Daiki!- Słyszysz mnie? –Głos Kageru.

-Tak. Kege, gdzie jesteś? Nic nie widzę! –Zaczął się czołgać po brudnej podłodze mając nadzieję, że dobije do ciała Kageru. Wyciągnął rękę w przód i poczuł jak zanurza się w czymś lepkim, po jego dłoni coś pełzło i bynajmniej nie była to jedna istotka. Robaki oblazły jego ciało smakując się każdym kawałeczkiem skóry. Dai krzyknął panicznie czując okropny ból.

-DAI! Co się stało? –Ryknął Kageru słysząc przyjaciela.

-Kage! Pomocy! –Jęknął rozpaczliwie czując jak małe ostre ząbki wgryzają się w niego. Nagle coś objęło go mocno i przytuliło.

-Jestem tu. Już dobrze.

-Boże. Tak cholernie się boję. To boli.

-Co Cię boli?

-Nie wiem, coś… coś mnie zjada. Gryzą całe ciało. Kage pomóż. –Wtulił swoje ciało w przyjaciela . – Nie chce umierać.

-Nie umrzemy, obiecuję Ci. Wydostaniemy się stąd. –Kageru spróbował w jakiś sposób włączyć latarkę którą trzymał w jednej ręce. W końcu udało się i od razu poświecił na tulącego się Dai’a. Był cały we krwi, ale żadnych robaków nie było i ciało nie było nigdzie nawet lekko nadgryzione.

-Kage, po co my tu przychodziliśmy? –Spojrzał w jego oczy zapłakany. –Nie uda nam się. Nie wyjdziemy stąd. Dziewczyny już nie żyją to samo czeka nas.

-Daiki uspokój się, nie wpadaj w panikę…

-Ja zawsze. Od samego początku chciałem ci to powiedzieć. –Dotknął dłonią brudnego policzka chłopaka. –Kocham Cię,  zanim umrzemy ja… ja chciałem żebyś wiedział. –Zdjął powoli koszulkę. –Kage, zróbmy to.. żeby nie myśleć o tym miejscu.

Jego słowa zszokowały Kageru, ale to był jedyny sposób aby zatracić się i oderwać od brutalnej rzeczywistości. Ciuchy rzucili gdzieś w bok i od razu złączyli się w zachłannym pocałunku, już nawet nie chodziło o sam seks chcieli zapomnieć przestać myśleć, skupić się na czymś mniej obleśnym niż to miejsce w którym się znaleźli. W powietrzu oprócz obrzydliwego zapachu czuli teraz pożądanie. Byli jak zwierzęta, chcieli czuć się niemal brutalnie. Każdy ruch przyczyniał się do coraz większego podniecenia. Dai przestał czuć ból teraz myślał tylko o Kageru, o tym aby mogli się zaspokoić . Kiedy ich ciała złączyły się w jedno po w budynku dało się słyszeć jedynie krzyki dwójki chłopców. Brutalność łączyła się z namiętnością. Z każdą chwilą Kage poruszał się wewnątrz kochanka szybciej i szybciej.

-Aach, mocniej! –Jęknął Daiki zaciskając dłonie w pięści i poruszając się w tempie które narzucił Kageru.

-Dai, wybacz. Przepraszam, że cie w to wplątałem… -Przyciągnął go i pocałował zaborczo.

Chcieli przedłużyć stosunek jak najbardziej, ale w końcu obaj krzyknęli ogłaszając, że sięgnęli spełnienia. Opadli na zimną posadzkę zmęczeni, ale dzięki temu teraz ich ciała były wyjątkowo rozluźnione.

-Daiki, wyjdziemy stąd. –Powiedział Kageru po dłuższej chwili.

Okno nagle trzasnęło o framugę i szklana szyba rozbiła się na pomniejsze kawałeczki.

-Boże! To ona. –Powiedział Dai i schował się za przyjacielem. W drzwiach stała zakrwawiona kobieta z nożem w dłoni.

-Szlag.. –Kage złapał za większy odłamek szkła i kiedy postać rzuciła się na nich wymierzył prosto w pierś. Dookoła nich pojawiła się kałuża krwi a bezwładne truchło padło parę kroków dalej.

-Czy ona nie żyje?

-Mało mnie to teraz obchodzi. –złapał jego dłoń. – Wynośmy się stąd! –Wstali i pobiegli przed siebie przez kręte korytarze, gdzieś w oddali ujrzeli jasne światło. Matko drzwi to były drzwi, otwarte!

----

Parę dni później policja rozpoczęła przeszukiwania dworku. Nie znaleziono ciał dziewcząt i dziwnej kobiety zabójczyni. Kageru i Daiki namówili swoje rodziny na przeprowadzkę bo po tej przygodzie nie potrafili normalnie funkcjonować w mieście. Tyle ich połączyło, że nie potrafili bez siebie wytrzymać i nie dzielić się przeżyciami które na szczęście odchodziły w niepamięć każdej spędzonej razem nocy.

Rok później w Halloween inna czwórka dzieci poszła do dworku i niestety nie miała tyle szczęścia, dziwna kobieta znowu zaczęła się pojawiać gdzieś w ciemnych korytarzach cuchnących zgnilizną.

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 10.

Długie, brązowe włosy opadające na ramiona rosłego młodzieńca siedzącego na szarym rumaku. Podziwiał otaczające go krajobrazy Królestwa Rosendarf. To była jego pierwsza podróż i odczuwał nie tyle fascynację, że w końcu może zwiedzić inny kraj, ale bardzo się stęsknił za swoim ukochanym młodszym braciszkiem.

----

-Masz naprawdę ładne oczy daj spokój Haru! –Westchnął Vald starając się zrzucić z swojego ukochanego pościel którą się okrył by jakoś zakryć swoje rumiane policzki.

-Mnie się nie podobają, i przestań tak ciskać komplementami na prawo i lewo, czuję się wtedy taki… Zawstydzony. –Westchnął kładąc dłonie na rozgrzane policzki. W końcu pościel została zwinnie z niego zsunięta odkrywając na wpół nagie ciało młodszego. –Nie patrz się.

-A dlaczego? Chyba mam prawo oglądać swojego wybranka zwłaszcza gdy ma na sobie tak niewiele ubrań. –Zaśmiał się i pocałował jego kark.

----

Przez zamkowe korytarze przechadzał się nocą. Wszyscy już spali więc nie musiał się martwić, że ktoś go nakryje. Ale nawet gdyby ktoś go nakrył to i tak nie mógłby nic zrobić, nie dożyłby jutra. Wszedł do jednej z komnat i wyszedł dosłownie po chwili niezauważony.

----

Draw spacerował po błoniach zamkowych gdy nagle ktoś wjechał przez bramę. Mężczyzna był od niego wyższy, a długie włosy wydawały się całkiem znajome, z tym, że nie były czarne jak u Haru, miały odcień brązu.  Mag podszedł do owego młodziana.

-Co Cię tu sprowadza? I Kim jesteś? –Spytał zaciskając na wszelki wypadek dłonie na długim kosturze.

-Kengo. Drugi syn królestwa Rockenweid. –Przedstawił się i zszedł z konia. Spojrzał na blondyna. – Jesteś nadwornym magiem? Świetnie zaprowadź mnie do swojego pana sługo.

-Sługo? –Aura wokół Drawa widocznie zadrżała. Zrobiło się bardzo gorąco.- Jestem Drawin trzeci syn! –Powiedział głośniej.

-Serio? –Zdziwił się. – Wybacz w takim razie. Nie sądziłem, że jakikolwiek książę zdecydowałby się na zabawianie się w czarodzieja.

-No ja przynajmniej bawiłem się w coś związanego z walką a nie w roszpunkę, pielęgnującą swoje włoski.

Atmosfera zrobiła się tak napięta, że oczy dwojga mężczyzn połączyła błyskawica.

-Grabisz sobie magu. Serio chcesz sprawdzić czym zajmowałem się w dzieciństwie?

-Jeśli rzucisz się na mnie z grzebieniem to fakt mam się czego bać!

-Kengo? –Przerwał im głos Królowej.

-Witaj matko. –Uśmiechnął się brunet widząc swoją „rodzicielkę”-Wiem, że miałem zostać w zamku, ale strasznie stęskniłem się za Haruhim. –Odparł.

-Jeszcze tylko ojca tu brakuje. –Zaśmiała się i przytuliła syna gdy tylko do niej podszedł. –Haru będzie szczęśliwy gdy cie zobaczy.

-Nie traćmy więc czasu. –Zawtórowała mu uśmiechem i razem z Drawem który mimo wszystko nie darzył sympatią brata swojego nowego przyjaciela weszli do zamku.

Po drodze natknęli się na Valda który zapewne szedł do komnaty kochanka.

-Książe Valdret. –Uśmiechnęła się królowa. – To mój drugi syn. Kengo.

-Miło mi poznać, jestem Vald. –Uścisnęli sobie dłonie.

-To ty ubiegasz się o rękę mojego brata?

-Tak.

-Wydajesz się w porządku. Mam nadzieję, że będziesz o niego dbać. Aha rozumiem, że ten mag jest twoim rodzonym…

-Tak to mój młodszy brat Draw. Szkoli się na maga.

-Eeeej ja tu jestem!! – Krzyknął młodzieniec i wszedł do komnaty Haruhiego. –Haru! Co Ci?!

Wszyscy wpadli do środka i doznali niemałego szoku. Chłopiec leżał na łóżku skamieniały. Tylko gdzieniegdzie jego skóra była nadal śniada delikatnie zaróżowiona.

-Haruhi. –Szepnęła królowa siadając obok niego i starając się jakoś go wybudzić. Był lodowaty.

-Co mu się stało? –Spytał Vald bezradnie wpatrując się w ukochanego. Serce pękało widząc go w takim stanie.

-Klątwa. Demoniczna. –Powiedział Draw. – Mamy w zamku nieproszonego gościa. I widocznie chciał zabić Haru, ale na szczęście jego anielska natura jakoś to zniwelowała. –Złapał za kostur i wykonał nim kilka ruchów nad ciałem Haru. –Niestety, nie mogę mu w żaden sposób pomóc.

-Szlag. Co zrobić? –Westchnął Kengo, ledwo co przyjechał a już dzieją się nieszczęścia. –Zabić demona? – Już nawet nie wypytywał się o co chodzi z porównaniem Haruhiego do aniołów.

-To jedyny sposób. Problem w tym, że zbyt dobrze się maskuje. Na zamek są nałożone zaklęcia i nie powinien tu mieć wstępu. W jakiś sposób się tu dostał i dostosował swoją magię do tej jakiej tu używamy. Zwyczajny demon tego nie mógłby zrobić.

-Chyba, że złożył kontrakt? –Spytał Vald gładząc Haru po czole. –Zabije tego skurwysyna! Niech tylko go dorwę.

-Nie ty jeden. –powiedział Kengo.

----

-Rozumiem, że się martwisz Królowo i obiecuję, że niezwłocznie rozpoczniemy poszukiwania tego demona. –Powiadomił Król, jego małżonka traktowała Haruhiego jak własnego syna więc również chciała pomóc. Larien i Libell czuwały przy łóżku Haruhiego co dziennie przynosząc mu świeże kwiaty. Vald głowił się z Drawem w jaki sposób demon przedostał się do zamku, Kengo zaś spotkał się ze swoim starszym bratem w jego komnacie.

-Dlaczego nie przyszedłeś zobaczyć jak ma się Haru? –Spytał opierając się o kolumnę w rogu pokoju.

-Cały zamek huczy od wiadomości na ten temat więc nie miałem takiej potrzeby. Gdyby nawet zginął nie byłaby to strata dla królestwa.

-Cross, to nasz brat! Jak możesz tak mówić? –Uderzył zaciśniętą dłonią w ścianę pozostawiając na niej widoczny wklęsły ślad.

-Nigdy nie uważałem go za brata. Niedorobiony bachor. –Prychnął pogardliwie.

Kengo podszedł do niego i złapał za szyję dosyć dziwnie zniekształconą dłonią.

-Widzę, że Menfist wkurzył się razem z tobą. –Położył swoją dłoń na jego ramieniu i po chwili młodszy odskoczył czując palący ból. –Myślałem, że umiesz panować nad tym kundlem.

-Owszem wkurzył się, ale pomógł mi też coś sprawdzić. –Patrzył złotymi oczyma jak wokół Crossa emanuje dziwnie brutalna magia. –Z którym demonem zawarłeś kontrakt?

-Heh całkiem zapomniałem, że przez Menfista widzisz kolor energii. –Złapał za miecz leżący na łóżku. – I co teraz zrobisz „bracie”? Bo ja nie mam wyboru, muszę Cię zabić.

-I wzajemnie, nie wybaczę Ci próby zabicia Haru, nawet jeśli byłeś moim bratem –Chwycił rękojeść swojego oręża.

----

Valdret siedział przy łóżku Haru delikatnie gładząc jego dłoń, był świadomy tego, że powinien szukać demona, ale teraz nie chciał zostawiać ukochanego samego. Do pokoju wpadł jednak Draw.

-Vald chodź szybko Kengo i Cross walczą. –Od razu pobiegli w stronę dziedzińca gdzie przeniósł się spór. Już stało tam paru ludzi.

-Co się stało? –Spytał Valdret.

-Okazało się, że jeden z moich synów zawarł pakt z demonem. –Powiedziała Królowa i w miarę szybko złapała księcia za dłoń bo już sięgał po miecz. – Spokojnie Książe, Kengo sobie poradzi. Może Cross ma wielką siłę która wzrosła gdy zawarł pakt z demonem, ale jego brat ma za to wsparcie w przyjacielu. –Uśmiechnęła się delikatnie. – Gdy miał sześć lat znalazł w zamkowej spiżarni szczenię wilka, było ledwo żywe. Tak bardzo chciał mu pomóc, pobiegł do nadwornego maga i prosił żeby jakoś go wyleczył. Ale wilczek był tak słaby, że zbyt duży napływ energii mógłby tylko pogorszyć jego stan. Nie wiem skąd przyszedł Kengo do głowy pomysł żeby umieścić duszę wilczka w jego ciele. Mag nie mógł mimo wszystko mu odmówić w końcu był tylko sługą. Wilk dorastał razem z Kengo przyjmując czerwony kolor magii ten sam którym posługuje się właściciel ciała. –Cross walczył z bratem nie szczędząc jego krwi, ale młodszy nie radził sobie wcale gorzej. Gdy ich miecze zetknęły się ponownie  starszy zaczął emanować ciemną mocą która przeszła przez klingę godząc prosto w przeciwnika. –Kengo nie jest sam dopóki może polegać na Menfiście.



Wszyscy skupili wzrok na ogromnym płonącym wilku który pojawił się w miejscu młodszego księcia. Cross uśmiechnął się kpiąco.

Cross

-No chodź kundlu zobaczymy który z nas trafi do piekła. Mnie tam przyjmą z otwartymi ramionami a ciebie? Tego który zabawił się duszą? –Na jego słowa wilk od razu wykonał atak. Skoczył w przód gryząc, drapiąc i miotając kłębami energii która spalała wszystko na swojej drodze. Widzowie musieli się odsunąć bo inaczej sami zostali by potraktowani magią, zwłaszcza tak niszczycielską.  Cross zamachnął się mieczem i godził wilka prosto w bok, trysnęła krew.

-Kengo… -szepnęła matka, trudna patrzeć na cierpienie syna.

-Szlak trzeba mu jakoś pomóc. –Wciął się Draw.

-Nie wtrącajcie się. Proszę. –Powiedziała kobieta. – Walczy nie dla siebie tylko dla Haru.

Kengo nagle znalazł się za plecami brata i wgryzł się w jego plecy. Zamachnął się rzucając ciałem o mur i szybko znalazł się obok aby zakończyć walkę zgnieceniem karku. Szczęki zacisnęły się na szyi starszego, słychać było tylko dźwięk łamanych kości.

----

-Jesteś idiotą, mogliśmy ci pomóc a teraz musisz leżeć w łóżku i robić za wielce poszkodowanego. –Westchnął Draw siedząc w komnacie Kengo którym zajmowały się dwie służące.

-Daj spokój Drawinie, robiłem to dla brata poza tym, teraz gdy nie ma Crossa mogę ubiegać się o prawo do tronu.

-Dlaczego więc nie zetniesz włosów? W końcu jesteś teraz najstarszym bratem. –Spytał.

-Bo je lubię. Nie po to tyle lat je pielęgnowałem. –Uśmiechnął się. – Co magu fascynuje cię moja druga drapieżna natura?

-Owszem, chętnie wykonałbym na tobie parę eksperymentów. –W jego dłoni pojawił się zestaw z różnej długości skalpelami.

-Jeśli mnie tkniesz to sam nie wyjdziesz stąd o własnych siłach.

-Dziś wyjątkowo dam ci spokój księżniczko. – Zaśmiał się.

----

Vald tulił do swojego ciała zdrowego ukochanego.

-Tak bardzo się o ciebie bałem Haru. –Szepnął delikatnie muskając jego czoło.

-Nie wiem za bardzo co się stało, ale gdy mama opowiedziała mi o wszystkim to rozumiem, dlaczego Kengo musiał zabić Crossa. Nie chodziło mu tylko o moją śmierć, chciał ponoć doprowadzić do wojny.

-Skąd wiesz?

-Gdy walczył z Kengo a raczej jego wilczą naturą to skupiał się tylko na niej. Wtedy ludzka natura brata wyłapała z Crossa jego myśli. –Wytłumaczył. – To jedna z umiejętności braciszka.

-Rozumiem. –Pogładził jego włosy. – Chyba nie przepada za Drawem.

-Obaj za sobą nie przepadają. –Uśmiechnął się.

-Ale wiesz jak się kończą takie sprzeczne uczucia? Spójrz na siebie nie lubiłeś mnie a teraz jesteś we mnie zakochany na zabój.

-Ale jesteś skromny. –Zaśmiał się i wtulił w ukochanego. –Jakoś nie widzę tej dwójki razem. Prędzej by się pozabijali niż poszli razem do łóżka.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 9.

Haru nigdy nie sądził, że będzie tęsknić za pięknymi zalesionymi krajobrazami Rosendarf równie mocno jak za burzliwym morzem ukochanego Rockenweid. Serce znalazło swój drugi dom gdzie może wracać i do którego przywiązało się prawdopodobnie zbyt mocno, ale nie ma się co dziwić skoro zostało skradzione przez wysokiego mężczyznę który jechał na czarnym ogierze prowadząc garnizon przez zielone łąki swojego królestwa. Vald prowadził ich do domu mając na sobie jedną z lżejszych zbroi, nie mógł pozwolić sobie na cięższą a powodu ran i ogólnego stanu swojego ciała. Haruhi czuł się po ostatniej nocy… yyy. Mniej więcej beznadziejnie. Siedział na klaczce w dziwnym rozkroku przechylony nieco na prawą stronę, praktycznie leżał podpierając się o jej białą szyję. Boże dlaczego ten tyłek musi tak boleć? Sam sobie zadał pytanie bo niestety jego duma nie dawała mu spokoju, ciągłe przebłyski bólu godziły gorzej niż niejeden miecz. Starał się nie myśleć tak o pulsującym tyłku, ale KURNA TO BOLI!!! Vald spojrzał w jego stronę i momentalnie książę usiadł prostując się i zagryzając po kryjomu wargę. Valdret odwróć się, odwróć! Posłali sobie ciepłe uśmiechy i Haru wrócił do biadolenia nad swoim zapleczem. Gdzieś w oddali widać było już zamek. Miasto odżyło gdy tylko doszły do niego wieści, że książę wraca cały i zdrowy. Wjeżdżając przez most powitały ich wiwaty tłumu, ludzie rzucali w górę kwiaty które padały na ziemię, tam były rozdeptane prze konie i żołnierzy. Przed zamkiem stała rodzina królewska z Crossem i jeszcze jedną osobą. Wysoka kobieta o jasnych blond włosach uśmiechała się ciepło w stronę Haruhiego.

-Mama. –Szepnął cicho i pomachał w stronę kobiety. Cross założył ręce na piersi mając tą swoją chłodną minę. Nawet przy matce nie potrafi się uśmiechnąć.

Gdy tylko Vald zszedł z konia cała jego rodzina ruszyła w jego stronę. Królowa szybko przytuliła go do piersi chowając zapłakaną, ale uśmiechnięta twarz za włosami. Haru w tym czasie podbiegł do swojej mamy i rzucił się jej na szyje.

-Haru słyszałam co zrobiłeś. Jestem z ciebie bardzo dumna! –Pogładziła go po włosach i ze zdziwieniem dodała. –Co z twoimi włosami?

-Przepraszam! Ale gdy odbijaliśmy Valda ktoś mi je ściął.

-Idioto! Jesteś teraz jeszcze mniej wart niż przedtem! Bez włosów nie masz co marzyć o przyszłości i ślubie! –Warknął Cross. – Ciekaw jestem jak zareaguje ojciec.

-Cross uspokój się! – Powiedziała Królowa karcąc syna. – Haruhi z włosami czy też bez nich nadal jest księciem Rockenweid! Lepiej o tym nie zapominaj bo mogę wspomnieć ojcu o twojej postawie. Przyszły Król nie powinien mieć tak mściwego charakteru. Miałam nadzieję, że na tej poselskiej wyprawie się zmienisz! –Teraz zwróciła się ponownie do młodszego syna, Cross jedynie prychnął i wszedł do zamku w nie lepszym humorze. – Haru, coś Cię trapi? Nie uzyskała jednak odpowiedzi bo matka Valda szybko przytuliła do siebie chłopca.

-Haru! Tak Ci dziękuję, że go uratowaliście! –Załkała uśmiechając się radośnie, pierwszy raz od dawna.

----

Haru siedział w swojej sypialni bez koszuli. Jego matka bardzo dokładnie obejrzała jego plecy.

-Przepraszam kochanie, że ci nie powiedziałam. Musiałeś bardzo cierpieć. –Pogładziła dwie blizny tuż przy barkach.

-Mamo. Wytłumaczysz mi o co chodzi? Przedtem mogłem się jedynie domyślać. –Położył się na łóżku i spojrzał na jej twarz.

-Wiesz skarbie to naprawdę długa i niekoniecznie przyjemna historia. –Pogładziła jego kruczoczarne włosy.- Zaczęło się to wszystko od mojego stworzenia. Nie urodziłam się jak każdy śmiertelnik na ziemi, nie miałam ojca i matki jak ty i twoi bracia. Zanim stałam się podupadłym aniołem spędzałam całe wieki na nieboskłonie i u boku osoby którą się opiekowałam. Moim zadaniem było zajmowanie się młodym księciem królestwa Rockenweid. Nawet nie wiesz jak zabawne było podpatrywanie Twojego ojca od najmłodszych lat.

-Byłaś aniołem stróżem taty?

-Oj tak. Nigdy nie zapomnę na przykład jego wyprawy na pierwsze polowanie. Uciekał przed dzikiem wielkości psa i wdrapał się na drzewo, a później wytłumaczył, że stoczył z nim zażarty bój, ale pojawił się smok który pożarł dzika. Każdy głupi wiedział, że smoki od dwustu lat przeniosły się na zachód i nie ma ich w Rockenweid. Uwierz mi Twój ojciec ma na koncie wiele wpadek.

-Ale jak to się stało, że się zakochaliście w sobie?

-Wiesz z czasem zaczął odczuwać moją obecność. Początkowo tylko gadał sam do siebie i kiedy mu odpowiadałam uznawał to za swoje sumienie. Potem powoli zaczął widzieć moją postać.

-A podobał się Tobie? –Spytał Haru z uśmiechem.

-Przez lata obserwowałam jak dorasta i staje się przystojnym młodzieńcem za którym panny wodziły oczami i wystawiały biusty na wierzch. Kiedy zaczął mnie widzieć praktycznie całe dnie spędzaliśmy na rozmawianiu. Zaczęłam go kochać, kochać ponad wszystko, lecz było jedno ale. On był człowiekiem a ja aniołem. Bogowie wyklinali takie związki. Anioł i śmiertelnik nie mieli prawa darzyć się miłością. Bogini Mirlyn która stała za moim stworzenie sprzeciwiała się Bogowi wszechstwórcy i starała się pomóc mi jakoś zakosztować ludzkiego życia. Jako opiekunka miłości intrygowało ją zakazane uczucie i czuła powołanie aby mi pomóc. Była niczym moja matka. Pchała mnie do celu i nasilała w sercu pewność siebie. Twój ojciec odwzajemniał moje uczucia. Mimo, że zdarzało mu się czasem pieprzyć z innymi kobietami to jego serce było moje. Niestety jedynym sposobem na oderwanie się od nieba było ścięcie skrzydeł, a to mogło mnie nawet zabić. Bo widzisz Haru skrzydła są symbolem wolności i nieśmiertelnej duszy anioła, bez nich jest niczym zwyczajny człowiek. Nie chciałam się ich pozbywać, Twój ojciec również podzielał moje zdanie. Święta Mirlyn w jakiś sposób dała radę zamaskować moje skrzydła i tak dostałam się na ziemię bez rozpoznawania we mnie anioła. Żyłam z Twoim ojcem bardzo szczęśliwie, ale w końcu trzeba było zastanowić się nad dzieckiem. I tu pojawił się problem. –Westchnęła. – Nie mogłam mieć dzieci bo nie byłam nadal człowiekiem. Ale twój ojciec nalegał, zgodziłam się więc na pomysł jaki wymyślił. Twoich braci urodziły mu dwie wynajęte do tego służki, które później zostały wygnane bo upominały się o prawa do dzieci. Opiekowałam się nimi jak własnymi, wychowałam je i kochałam. Ale zawsze pragnęłam sama zajść w ciąże. Modliłam się do Bogów i po wielu próbach i nieprzespanych nocach udało się. Zaszłam w ciąże. Nosiłam w sobie Ciebie Haru. Ale położna bała się o zdrowie dziecka i ponoć mogłeś nie dożyć porodu. Tak bardzo chciałam Cię urodzić, że postanowiłam oddać ci to co posiadałam. Oddałam ci mojego wewnętrznego anioła. Nawet nie wiesz jak się cieszyłam, gdy przyszedłeś na świat. W wieku czterech lat pierwszy raz pokazały się Twoje skrzydła. Czarne włoski zrobiły się białe jak mleko, i wyglądałeś jak stuprocentowy aniołek. –Rozmarzyła się.

-Mamo, błagam Cię daruj sobie tą minę rozkosznego rodzica. –Zauważył Haru.

-Przepraszam synku nic na to nie poradzę. Nie jesteś może prawdziwym aniołem, ale większość mocy magicznej jaką miałam oddałam Tobie.

-Więc Moi bracia nie są tak w stu procentach moimi braćmi. –Spojrzał na swoje dłonie.

-Jesteśmy rodzina Haru i zawsze nią będziemy. To nie więzy krwi są ważne lecz uczucia. –Pogładziła jego policzek. – à propos uczuć, co Cię łączy z księciem Valdretem?

-Kocham go. –Powiedział bez wahania całkowicie pewien swoich słów. –Mamo, czy masz coś przeciwko?

-Nie. Mi zależy jedynie na Twoim szczęściu kochanie.

----

Haru spacerował sobie po zamku okryty większą szatą, akurat miał okazję skorzystać z łaźni i pomyśleć. Historia matki wiele mu wytłumaczyła, na pytanie uzyskał odpowiedź więc teraz głowa nie bolała od nadmiaru domniemań. Uśmiechnął się widząc Liana który podarował jakiejś dziewczynie różę na pożegnanie i szedł teraz w jego kierunku.

-Hej Haruhi. –Powitał go szerokim uśmiechem.

-Czyżby nowa przyjaciółka?

-Oj tak. Ale musze ci powiedzieć, że to jedna z lepszych partnerek jakie miałem. Zwłaszcza usta, bardzo pojemne.

Haruhi spojrzał na niego nieco tępo.-Co masz na myśli?

-No wiesz strona uległa nie powinna tylko brać, czasem wypada aby i ona zrobiła coś dobrego dla partnera. –Wypiął dumnie pierś. – Zwłaszcza jeśli ma wolne usta. Czyżbym Cię zaintrygował książę?

-No troszkę. Możesz mi o tym opowiedzieć?

-Oczywiście. No bo sam wiesz jak to jest, seks z kobietą i to błogie uczucie gdy możesz zakosztować jej ciała a jak jest dziewicą to już fiu fiu lepszego uczucia na świecie nie ma. Jest taka ciasna i wilgotna. Ale czasem trzeba zmienić front i zamiast od tyłu brać ją od przodu. Zapamiętaj Haru. Usta są drugą najprzyjemniejszą rzeczą jaką można posuwać. –Przejechał palcem po ustach Haruhiego.

-Usta…-Powtórzył cicho.

-Właśnie tak. –Uśmiechnął się.

----

Vald przeglądał się w lustrze szacując swoje rany na ciele. Było ich dość trochę zapewne po głębszych pozostaną mu na dłuższy czas blizny. Ech, przynajmniej nie musi się już martwić o to co będzie. Jest w domu z rodziną i ukochanym Haru. Przeciągnął się leniwie i już chciał iść spać gdy rozległo się pukanie do drzwi komnaty.

-Wejść! – Powiedział głośniej. Po chwili w środku stał Haru. –Haruhi?  Coś się stało?

-…. – Nie odpowiedział, patrzył na Valda z poważną miną. W końcu podszedł bliżej. –Lepiej usiądź.

-OK. –Usiadł na łóżku nie wiedząc jakiej odpowiedzi się spodziewać. Kurwa, bał się najgorszego. Ale w życiu nie spodziewał się, że Haru zdejmie szatę odsłaniając nagie, całkiem nagie ciało. Vald już chciał spytać o co chodzi gdy chłopiec pchnął go mocniej na pościel i najnormalniej zdjął z Valdreta resztę ubrań. –H-haru?

-Moja kolei. – Powiedział nieco poddenerwowanym głosem. –Więc siedź cicho. – A to już był raczej zdesperowany rozkaz na który starszy jedynie kiwnął głową. Haru więc mógł się brać do roboty, szybko przypomniał sobie to co mówił mu Lian. Upewnić się, że kochanek nie będzie miał nic przeciwko ale na wszelki wypadek można go przymusić w końcu potem i tak mu się spodoba. Więc chłopiec dosyć nieudolnie związał dłonie Valda nad jego głową ten chyba zaczął powoli dochodzić do tego co zamierza jego kochanek. Przesunął dłońmi po podbrzuszu starszego zahaczając o jego męskość i to w sumie starczyło, aby ten się podniecił odczuwając przyjemne dreszcze.

-Haru. Czy ty zamierzasz? –Spojrzał na niego rządnym spojrzeniem.

-Chce spróbować. –Powiedział i dosyć nieśmiało przesunął językiem po całej długości jego penisa. Na jego twarz wpłynął lekki uśmiech zadowolenia bo męskość kochanka zaczęła sztywnieć. –Podoba Ci się? –Nie czekał na odpowiedź tylko ucałował sam czubek i ujął w dłoń jego nasadę. Zdecydowanym ruchem przesunął palce w górę po czym w dół i tak kilka razy powtarzał tę czynność. Usta w tym czasie były zajęte delikatnymi pieszczotami które miały nakręcić Valda. W sumie był już tak nakręcony, że sam miał ochotę jakoś przyczynić się do tej zabawy. Usiadł na łóżku i wplótł dłonie w czarne włosy kochanka. Haru w końcu zdecydował się na śmielszy ruch. Rozchylił wargi i pochłonął nimi całego penisa. Ssał z każdą chwilą bardziej intensywnie, dłoń poruszała się razem z głową, góra, dół, góra, dół. Po komnacie rozniosły się ciche westchnięcia i gardłowe jęki starszego. To co robił z nim Haruhi było niesamowite, nigdy nie sądził, że kochanek zdecyduje się na tak odważny ruch.

-Boże Haru! – Jęknął poruszając odruchowo biodrami. Czuł, że niedługo dojdzie i w pewnej chwili tak też się stało. Haru nie spodziewał się tego i czując lekko słonawy smak spermy spływającej gdzieś po przełyku najnormalniej w świecie zakaszlał. Gdy uspokoił oddech spojrzał na kochanka który z uśmiechem pocałował go zachłannie. –Dziękuje. To było bardzo przyjemne. Ale teraz moja kolei. –Szepnął zmysłowo.

W komnacie Valdreta jeszcze długo słychać było błogie jęki kochanków. Później Haru powtórzył ukochanemu to co usłyszał od swojej matki.

-Więc jesteś moim osobistym aniołkiem? Ale ze mnie szczęściarz. –Ucałował jego szyję.- Już wiemy w jaki sposób powstrzymywałeś moje przemiany.

-Wiem, że te przemiany nie są bezbolesne, więc cieszę się, że mogę ci pomóc aby ich uniknąć. –Przytulił się do nagiej piersi kochanka.

-Haru. Wiem, że to powinno się zrobić bardziej oficjalnie i w innej sytuacji, ale nie chce Cię stracić. Wyjdziesz za mnie?

-Mówisz na serio? –Haru spojrzał na niego zszokowany.

-Może nie jutro bądź pojutrze, ale kiedyś chciałbym oficjalnie móc nazwać Cię swoim mężem. –Ucałował jego dłoń.-Zgadzasz się?

Czarnowłosy przetarł oczy z łez i kiwnął głową. – Tak. Zgadzam się Vald! –Powiedział radośnie i rzucił się na jego szyję.

Starszy mężczyzna uniósł dłoń w stronę jego włosów i udał że ścina jego długie, niestety już nieistniejące kosmyki. Haru zaśmiał się na ten gest. –Jestem Twój.

-A ja Twój.

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 8.

Haru siedział na mchu i patrzył w miarę swoich możliwości na pokrwawione skrzydła. Włosy już dawno wróciły do czarnego koloru, ale nie był pewny, dlaczego nie znikają skrzydła. Czyżby to oznaczało, że zostaną? Że już nie znikną? Spojrzał za siebie na Valda, który obmywał rany wodą znalezioną kawałek dalej w strumyku. Dzięki Bogu, że deszcze w nocy padały tak obficie. Nie muszą się teraz martwić o schronienie przed słońce i o czystą wodę.

-Haru. –Powiedział głośniej żeby ten usłyszał.

-Słucham?

-Ratując mnie nie zabrałeś przypadkiem ze sobą żadnych czystych ubrań prawda?

-No wiesz następnym razem będę wiedział, żeby zabrać specjalnie ekstrawaganckie szaty a ciebie pozostawię na dłuższy czas na łasce żołnierzy z batami. –Oburzył się. Vald podszedł do niego z uśmiechem i przytulił do siebie.

-No już. Żartowałem. –Pocałował delikatnie jego usta.-Jak tam plecy?

-Bywało lepiej. Dziwie się, że skrzydła nie znikają. –Odparł rumieniąc się delikatnie. Odruchowo chciał odgarnąć włosy za ucho, ale westchnął jedynie. Włosy, które zapuszczał od urodzenia zapewne leżały teraz gdzieś na arenie deptane przez ludzi.

-Przepraszam.

-Hmm? Za co? –Spytał Haru spoglądając na nieco smutną twarz Valdreta.

-Narażałeś się dla mnie, przeze mnie ścięli Ci włosy a wiem, że w twoim królestwie był to znak cnoty..

-Której już i tak nie mam.

-…

-Ty mi ją chamsko odebrałeś w jaskini. –Zmusił go do zajęcia miejsca na mchu tuż obok drzewa a sam usiadł mu na kolanach. – Musisz wziąć za to odpowiedzialność.

-Co masz na myśli? Auć! –Haru zamachnął się jednym skrzydłem i trafił nim prosto w głowę Valda. Ten zdziwił się chwilę później, bo Haruhi otarł się swoim kroczem o jego. Nosz kurde Bogowie, jeśli to jakiś żart to chyba będzie zmuszony zniszczyć wszystkie świątynie w kraju. Ale nie, anioł nie przestawał. Wręcz przeciwnie jakby starał się dać Valdowi do zrozumienia, że liczy, aby i on przyłożył do tego rękę.

-Kochasz mnie prawda?-Jęknął cicho i spojrzał na niego takim spojrzeniem. Jakież to było niewinne i zarazem lubieżne spojrzenie *q*. – Umm, bo.. J-ja Ciebie kocham.

-Haru. Nie zmuszaj się, nie musisz.-Ale Książe złapał jedynie jego dłonie i poprowadził na swoje pośladki. Vald westchnął i zsunął z niego spodnie. Usta od razu pomknęły na jasną szyję gdzie zajęły się składaniem pocałunków.  Wielkie skrzydła wyprostowały się na całą szerokość, co jakiś czas targane przez dreszcze.

-A-ah.. –Chłopak westchnął błogo odchylając głowę nieco na bok. Czuł narastające podniecenie i rządze, zupełnie jakby krew się w środku jego ciała gotowała.

-HARU! VALDRET!-Obaj spojrzeli na siebie nieco osłupieni tym, co dotarło do ich uszu. Haruhi momentalnie zszedł z ukochanego okrywając się skrzydłami i tworząc coś na kształt kokonu. Vald westchnął jedynie, kiedy doszło do niego, że w ich kierunku biegnie garnizon wojska z Drawem na czele.

-Ech, cześć bracie. – Vald powoli podszedł do czarodzieja, ale ten odepchnął go i kucnął obok Haru.

-Haruś, matko nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem. Twoje zachowanie było okropne, przecież oni mogli Cię tam zabić. –Draw przytulił do siebie rumianego chłopaka. – Nigdy więcej tak nie rób, bo wyjdę z siebie i stanę obok. Czy ten potwór się do Ciebie dobierał? –Czarodziej zrobił minę wściekłego kota obrońcy niewinnych chłopców. Jakby miał sierść to pewnie by się nieźle teraz zjeżyła.

-Ja też tęskniłem Drawinie, nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak się o mnie bałeś. – Powiedział Vald nieco ironicznie. W końcu podszedł do nich i odsunął od ukochanego swojego brata. – Nie klej się tak do niego. I może dasz nam jakieś ubrania, które nie wyglądają jak psu z gardła wyjęte?

----

Haru siedział na kupce poduszek. Wojsko rozbiło obóz przy granicy, więc nie musieli się martwić o bezpieczeństwo. Trwał w swoim namiocie i roztrząsał zdarzenia z ostatnich chwil. Na samą myśl, że prawie z Valdem emm no prawie między nimi doszło do tego, co zaszło w jaskini, rumienił się niczym dorodny pomidor. Ale to było zupełnie inne uczucie, wtedy miał wrażenie, że dotyk Valdreta jest jakby bolesny a teraz? Teraz pragnął go każdym kawałkiem swojego ciała. Wystarczyło, że pomyśli po księciu a od razu chce rzucić się mu w ramiona. Cholera, czy to jest właśnie miłość? Czy to jest to uczucie, które powinien żywić do tej jedynej osoby, tej wyjątkowej, z którą chce spędzić resztę życia?

http://www.youtube.com/watch?v=7Grc3DjEJhU&feature=c4-overview&list=UUSeJA6az0GrNM4_-pl3HQSQ

-Haru? –Do środka wszedł.. O wilku mowa, wszedł Valdret.  – Skrzydła znikły?

Czarnowłosy kiwnął głową. Skrzydła znikły, kiedy Haru siedział w namiocie. Na początku bał się, że tak już mu zostaną do końca życia, a lekkie nie były. Cieszył się, więc, że ma je z głowy.  – Znikły, ale chyba zostaną mi po nich blizny. W końcu rozerwały skórę. –Uśmiechnął się lekko. – Boję się, że znowu wyjdą, kiedy skóra się zabliźni i na nowo ją rozerwą.

-Dość długo myślałem nad tą całą sytuacją. –Powiedział teraz bardzo poważnie. –Ty naprawdę mnie kochasz? –Podszedł bliżej zasuwając za sobą skrzydło namiotu. Delikatnie pogładził policzek ukochanego zabandażowaną dłonią.

Gdy tylko padło pytanie spuścił głowę chowając twarz za czarnymi kosmykami włosów. Dotyk sprawił, że po ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. – Chyba tak. Czy jeśli… ugh czy jeśli robiłem sobie dobrze myśląc o Tobie to znaczy, że Cię kocham?

-…. – Valda zamurowało, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i pocałował chłopaka. – To oznacza, że bardzo mocno mnie kochasz.

-A ty mnie? –Spytał, gdy usta przestały domagać się kolejnego zetknięcie z tymi drugimi.

-Cholernie mocno.

-Czyli też to robiłeś myśląc o mnie? –Nie uzyskał odpowiedzi, bo Vald pchnął go na stos poduszek i zaczął rozchylać szatę ukazując tym samym śniadą skórę, którą od razu zaczął obdarzać milionem pocałunków. –Aah, Vald. – Stęknął błogo i wplótł palce w miękkie włosy kochanka.

-Muszę, dokończyć to, co nam tak bezczelnie przerwano. Pozwolisz mi prawda? –Jak mógłby się nie zgodzić? Haru leżał odchodząc od zdrowych zmysłów, co jakiś czas wyginał się w delikatny łuk wstrząsany przyjemnymi torsjami. Vald z rosnącym pożądaniem badał ciało młodszego nie omijając nawet kawałeczka. Fascynował go ten widok, który miał przed sobą. Śniada skóra zarumieniona słodko na policzkach, niesforne czarne włosy opadające na zawstydzoną twarz. Smukłe ciało, blade sutki, drobne dłonie zaciśnięte na poduszkach i delikatnie podkulone nogi zasłaniające sprośnie intymne miejsce. –Haru. –Szepnął, kiedy ich nagie już ciała zetknęły się ze sobą. Obaj poczuli wzbierające podniecenie. Haruhi jęknął, gdy tylko dłoń Valda zaczęła pieścić jego męskość a usta zajęły się wrażliwymi sutkami, które okazały się jednym ze słabszych punktów. Uśmiech nie schodził z twarzy starszego, rozchylił uda kochanka i poczuł się jakby odkrył nowy świat. Od razu zechciał skosztować tego zakazanego owocu. Gra wstępna trwała dłuższą chwilę, nigdzie im się nie spieszyło, mieli czas. Czas żeby zakorzenić w sobie to piękne uczucie, którym siebie darzyli. Kiedy Vald wszedł w spragnione ciało kochanka został nagrodzony głośnym krzykiem, który umilkł jednak w ustach starszego. Pojedyncza łza spłynęła po policzku Haruhiego pozostawiając mokry ślad na jednej z poduszek. Na początku poruszali się powoli, bardzo czule, a jak na dwa spragnione siebie istoty wręcz mozolnie. Każdy dotyk był niczym muśnięcie motyla, mimo, że Haru czuł na początku lekki ból to szybko zastąpiła go niewyobrażalna przyjemność. W końcu jednak musieli zacząć zaspakajać się dużo zachłanniej, mocniej i brutalniej. Vald obijał się o jego prostatę zagłębiając się w nim w zabójczym tempie, pragnął go jak wody, życiodajnej wody, której nie kosztował od wieków.

-Vald! Aaach kocham Cię! –Krzyknął zduszonym głosem i wygiął się w mocny łuk czując jak jego mięśnie spinają się maksymalnie.

-Nie oddam Cię Haru! Nigdy, nikomu. –Szepnął mu do ucha i doszedł wewnątrz niego z błogim uśmiechem.

Leżeli przytuleni do siebie, gdzieniegdzie brudni od spermy, ale zachwyceni z uczucia które ich połączyło.

-A właśnie Haru. Przyleciał sokół z wiadomością od twojego brata, że przyjeżdża Twoja matka.

-Naprawdę?

-Tak.

-To dobrze. Muszę z nią porozmawiać, coś czuję, że ona opowie mi nieco więcej o mojej magicznej naturze. –Uśmiechnął się i pocałował ukochanego w kącik ust.

piątek, 4 października 2013

Rozdział 7.

Kłujący piasek, który niósł wiatr, co chwila drażnił twarz Haruhiego. Mimo, że starał się okryć skórę jak najszczelniej chustą miał wrażenie, że drobne ziarenka nic sobie z tego nie robią i wpadają tam gdzie naturalnie nie miały prawa się znaleźć. Od głównego miasta dzieliło ich już parę kilometrów, po drodze mieli okazję natknąć się na mniejsze wsie, osady i nawet udało im się złapać jedną z karawan gdzie z ulgą zakupili wodę. Haru nie rozumiał jak ludzie mogą wytrzymać w tak srogim klimacie. Wszędzie piasek i unoszący się w powietrzu zaduch, zaś w nocy lodowate powietrze i gwałtowne powiewy wiatru.  Draw zauważył, że strasznie dużo ludzi zmierza w stronę miasta, co było zaskakujące zważając na to, że taki ruch jest jedynie w dni targowe bądź większe imprezy na przykład igrzyska. Dojeżdżając do wielkich kamiennych murów o piaskowej barwie czarodziej zatrzymał się przy strażniku pilnującym wejścia do miasta.

-Czymże jest spowodowany ten ruch i chaos panujący w mieście? –Zsiadł z konia, co również uczynił Haru.

Żołnierz ubrany był w dziwną zbroję, Haruhi nie miał okazji oglądać tak skomplikowanego dzieła kowalskiej profesji. –Jutro organizowane są igrzyska. Na arenie będzie walczył o życie Nokturn z sąsiedniego królestwa.

Draw złapał od razu towarzysza za ramię i szybko przekroczyli bramę miasta. Dopiero, kiedy znaleźli się w zatłoczonej gospodzie gdzie panujący rumor zagłuszył ich rozmowę czarodziej powiedział to, czego się obawiał. –To Vald będzie walczył. Szlag nie wiem czy wojska ojca już ruszyły miejmy nadzieję, że dotrą tu jeszcze dzisiejszej nocy. Trzeba liczyć na łut szczęścia.  –Spojrzał na Chłopca i jakby wyczytał z jego spojrzenia, co ma na myśli. – Haru nie możemy pójść na arenę to zbyt ryzykowne, jeśli zaczniemy dziwnie się zachowywać to na pewno nas zdemaskują.  A znając Ciebie i siebie nie będziemy mogli patrzeć jak Vald tak po prostu jest tam mordowany.

-Draw wiesz, jaki jestem uparty. Musze tam iść, a co jeśli wojsko się spóźni? A co jeśli oni go zabiją? Musimy jakoś zareagować, jeśli zajdzie taka potrzeba. –Haru poderwał się z miejsca i spojrzał na swoje zaciśnięte w pięści dłonie. Jak mógłby siedzieć w tej knajpie cały jutrzejszy dzień skoro Vald może tam cierpieć.

-Ehh no dobrze, ale bez żadnych akcji sabotażowych rozumiesz? A teraz zaczekaj chwilę muszę zapłacić za nasz pokój. W końcu gdzieś musimy spać. –Draw poszedł do barmana i zaczął z nim rozmawiać.

Haru w tym czasie rozejrzał się po gospodzie. Prawie wszystkie ławy były zajęte przez ludzi. Ich ciemna karnacja zdawała się maskować ich w tym mieście, czasem naprawdę trudno było dostrzec te twarze niby uśmiechnięte, ale czarne jak noc. Draw z magiczny sposób zmienił ich wygląd, więc Haruhi również miał ciemniejszą skórę, ale nie aż tak. Wyglądał jak połączenie bladości i całkowitej ciemności. W sumie to musiało zaintrygować tutejsze społeczeństwo, bo niektórzy osobnicy patrzyli się na niego jak na obrazek.

Po chwili wrócił Draw i oboje skierowali się na piętro gdzie Haru z ulgą padł na ku jego zdziwieniu bardzo wygodne łóżko. Nagle zaczęły go dziwnie swędzieć plecy. –Jeeeeju… -Sięgnął dłonią i podrapał się.

-Coś nie tak?

-Plecy mnie swędzą zupełnie jakby coś mnie ugryzło.

-Mogę zobaczyć? –Podszedł do przyjaciela i podwinął jego tunikę nieco w górę. –Łoł! Masz na plecach sporej wielkości dwie zaczerwienione plamy. Uczulony na coś jesteś? –Spytał grzebiąc po chwili w jakimś pakunku. – Hmm gdzieś tutaj miałem maść z birkolskiej brandy, lepiej jej nie pić, bo można po paru łykach takiego alkoholu mieć niezłe zwidy. Lian się na własnej skórze kiedyś przekonał, jakie to ma ciekawe efekty uboczne.

-Co masz na myśli? –Haru nigdy nie był na nic uczulony, więc pierwsza opcja była mało prawdopodobna.

-Na przyjęciu, które mu zorganizowaliśmy przed pasowaniem wypił tego dziadostwa całkiem sporo no i niestety zaczął z każdą kolejną kolejką widzieć coraz ciekawsze rzeczy. W końcu pomylił służącą z jakąś jego byłą kochanką i ją rozdziewiczył. Biedaczka. Rodzina chciała wydać ją za mąż, ale już nie była dziewicą. –Zaczął nakładać jakąś lepką zielonkawą maść na plecy przyjaciela.

-I, co z nią się stało?

-Cóż w zamku już nie mogła pracować, więc trafiła do burdelu w mieście. Z tego, co mówił mi Lian to całkiem szybko się tam zaaklimatyzowała. Czasem ją odwiedza i ma u niej zniżkę na… no wiesz na seks. –Całkiem szybko zrobiło się ciemno za oknem, nagle jednak ciszę przebił piorun i bardzo jasny błysk. – Oho zanosi się na burzę. –Czarodziej uśmiechnął się i usiadł na łóżku obok.

-To tylko deszcz, a ty wydajesz się ucieszony faktem, że będzie padać. –Haru spojrzał za okno, na którym już było widać krople.



-Haru, deszcz w Freidlist jest naprawdę rzadkością. Wystarczy, że popada jedną noc a następnego dnia piaski pustyni zamienią się w żyzne usłane trawą i kwiatami pola. To właśnie uroki tego niegościnnego a zarazem fascynującego królestwa.

Haru siedział jeszcze dłuższy czas przyglądając się jasnym błyskom, które rozświetlały chmury na niebie. Więc jutro zapewne nie pozna tej krainy.

----

Następnego dnia już z samego rana wejścia na arenę były oblegane przez tłumy ludzi. Haru trząsł się poddenerwowany na samą myśl tego, co może tam ujrzeć. Draw po chwili pojawił się obok niego z lekkim uśmiechem. –Całkiem niezły biznes zbijają na tych imprezach.  Wejście do środka kosztuje pięć sztuk złota za osobę. Nie każdego na to stać. Udało mi się załatwić nam miejsca w pierwszym rzędzie zaraz przy murku.

-Mam złe przeczucia. –Westchnął Haru z lekką obawą.

-Spokojnie nikt nas nie rozpozna dzięki moim czarom. –Zapewnił i po chwili już mogli ujrzeć ogromne trybuny ciągnące się wzdłuż boiska po środku, którego stał wysoki aczkolwiek cienki słup wykonany z kamienia.

Zajęli swoje miejsca. Haru rozglądał się dookoła zafascynowany i jednocześnie przerażony. –Oby wojsko dotarło na czas.

-Haru.

-Hmm? –Spojrzał na siedzącego obok towarzysza, który z uśmiechem patrzył w niebo.

-Są blisko. To sokół wojskowy, spójrz. –Faktycznie po niebie leciał jakiś ptak.

Nagle wrzawa panująca na widowni ucichła. Na balkoniku stał prawdopodobnie władca tutejszego królestwa. Na środku areny również pojawiły się postacie. Pięciu mężczyzn prowadziło ku kamiennemu słupowi ledwo trzymającego się na nogach osobnika, w którym Haru rozpoznał Valda. Miał na sobie jedynie jakieś obszarpane spodnie reszta ciała była poraniona.

-Vald. –Szepnął boleśnie Haru, na co od razu zareagował jego przyjaciel i skupił wzrok na centrum widowiska.

Głos zabrał Władca. –Ludzie dziś mamy okazję oglądać jak znosi cierpienie i mękę ten oto Nokturn! Wiem, że równie mocno jak ja chcecie jego krwi i łez. Niech, więc się zacznie! Niech zdycha pomiot z piekieł i wraca tam gdzie jego miejsce! – Tłum na te słowa zaczął głośno wiwatować.

Żołnierze przywiązali klęczącego Valda do słupa i kilku pomniejszych, które pojawiły się na stadionie. Jeden z oprawców trzymał w dłoni dziwny bat z kolcami, które zapewne miały rozerwać skórę więźnia. Po chwili rozległ się głośny trzask i krzyk Valdreta. Haru zacisnął pięści i przygryzł wargę tak mocno, że aż poczuł metaliczny posmak krwi. Wszystko zdawało się dziać w zwolnionym tempie, każde uderzenie wydawało się jakby trwało wieczność a były to dosłownie sekundy. Vald od dobrych paru chwilach już nie krzyczał wisiał bezwładnie na łańcuchach, które trzymały go jeszcze klęczącego.

-Draw na miłość Keshy boga mórz, gdzie jest to wojsko? –Spytał Haru już nie mogąc patrzeć na to, co się dzieje. –Nie pozwolę mu tam od tak umrzeć! –Wstał i ku zdziwieniu przyjaciela przeskoczył przez murek prosto na arenę. Nie wiedział, co nim kierowało, nogi same porwały go w centrum. Tłum na widowni umilkł, lecz po chwili dało się słyszeć okrzyki niezadowolenia. –VALD! –Wrzasnął Haru biegnąc w jego kierunku. Ciepłe uczucie, które dawał czar jego przyjaciela opuściło jego ciało i nawet nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że magia przestała działać. Teraz Haru był już w swojej własnej postaci. Nie przestawał mimo to biec. Ktoś nagle złapał go ramię. Był to jeden ze strażników, chłopiec próbował się wyrwać, więc dłoń mężczyzny po chwili znalazła się na jego włosach, które mocno szarpnęła. Haru patrzył pełnymi łez oczyma na klęczącego Valdreta.

-Widzę, że ty również chcesz umrzeć szczeniaku!

-Zostaw mnie! Vald! Vald trzymaj się!! –Krzyczał i wyrywał się mimo, że skutków widać nie było.

-Haru? –Powoli podniósł głowę słysząc ten znany mu dobrze głos. Kiedy ujrzał tę twarz od razy poderwał się na równe nogi. –Haru!

-O widzę, że się znacie. –Żołnierz, który jeszcze chwile temu stał koło Valda podszedł do Haru i uderzył go mocno w twarz. – Kim jesteś bachorze zgrywający bohatera?

-Jestem księciem królestwa Rockenweid! –Powiedział Chłopiec.

-O proszę. Jaka różnorodność, mamy tu dwóch książąt z różnych państw. Hmm sądząc po Twoich włosach musisz być którymś synem z kolei. Zaraz skrócimy je nieco! –Wyjął nóż i najnormalniej obciął włosy, za które jeszcze chwile był trzymany książę. Na koniec zbrojny kopnął chłopca w brzuch, Haruhi po chwili leżał na ziemi zwijając się z bólu. Nagle słońce jakby przestało grzać. Wkoło zapanował niewyobrażalny chłód wszyscy ludzie skupili swoją uwagę na więźniu, wokół którego płonęła jakaś niebieska, lodowata magia, z czasem zmieniła się na krwistą. Czerwone oko Valda błyszczało a sam mężczyzna patrzył nienawistnym spojrzeniem na stojącego przed nim żołnierza.

-Zginiesz. –Krzyknął, ale jego głos zaczął się diametralnie zmieniać. Skóra opadła zupełnie jakby ktoś oblał ją kwasem odsłaniając krwawe mięśnie. Sylwetka stawała się większa, bardziej umięśniona, przybierała wręcz nieludzkie kształty. Cisze przerwał mrożący krew w żyłach ryk. Vald a raczej jego wampirza postać pokazał się w pełnej krasie. Wielkie szpony, ostre jak brzytwa zęby, które układały się zapewne w dwa rzędy. Skóra szara pokryta gdzieniegdzie łuskami twardymi jak stal. Ogromne błoniaste skrzydła, które pokrywały przy kościach kolce i dziwne zniekształcone pazury. Łańcuchy, którymi jeszcze chwilę temu był przykuty do słupów zaczęły się topić.

-Zabijcie go! Zabić potwora! –Krzyknął Król i wtedy jak na zawołanie gdzieś w oddali rozległ się dźwięk rogów wojennych. Odgłosy walki toczącej się w mieście doszły do areny i większość ludzi zaczęła uciekać. Do centrum zaczęli zbiegać się wojownicy, którzy nie byli zajęci walką z wojskami, które przybyły odbić księcia. Wampir bez problemu siał spustoszenie zabijając ludzi, rozszarpując ich ciała, gryząc i używając jakiejś dziwnej magii pod wpływem, której ludzie zaczęli jakby się wysuszać, uchodziły z nich siły witalne i pozostawała sama pusta skorupa.

-Vald. –Haru podniósł się powoli i spojrzał na stojącego przed nim potwora całego we krwi. –Vald! Proszę wróć do swojej postaci.

Valdret patrzył na chłopca z niemniejszą nienawiścią niż na resztę. Wreszcie złapał Haruhiego za gardło i podniósł w górę. Ten momentalnie zaczął się dusić.

-V-vald. –Zakaszlał i zaczął miotać nogami. Gdzieś w głowa usłyszał głos:

„Panie. Pozwól mi pomóc. „

, „Kim jesteś?”

„Jestem Tobą. Uwolnij mnie panie!”

Haru zamknął oczy i powoli złapał swoimi dłońmi nadgarstek potwora, który jak na zawołanie rozluźnił uścisk. Jego ręka zaczęła dziwnie się dymić, ale po chwili przestała. Haru w tym czasie padł na kolana i krzyknął boleśnie. Czuł się jakby coś rozrywało go od środka. Na plecach pojawiły się dwa wybrzuszenia, które w końcu wybuchły ukazując parę wielkich, białych, ale gdzieniegdzie pokrwawionych skrzydeł. Włosy chłopca jeszcze chwilę temu czarne zabarwiły sią na kolor śniegu. Ból minął równie szybko jak się pojawił, ale mimo to plecy nie przestawały krwawić.

-Vald. –Szepnął Haru i wyciągnął ku wampirowi dłoń. Potwór momentalnie rozprostował skrzydła i wzbił się w powietrze. Chłopiec nie pozostawał bierny wiedział, że musi zrobić to samo, więc po chwili leciał za Valdretem. Musiał doprowadzić do jego przemiany, ale najpierw musiał go złapać. Chyba wampirza strona wyczuła, jaki ma zamiar, bo nie dość, że uciekała to jeszcze miotała w jego kierunku pociskami magicznymi. Haru nie raz prawie został trafiony, ale nie rezygnował w końcu udało mu się zbliżyć na tyle, że dotknął pleców Valda, i wtedy z jego dłoni wyszła wiązka jasnego światła, która nie o tyle ugodziła wampira, co z impetem posłała go na ziemię przywiązując białymi łańcuchami do gruntu. Faktycznie po deszczu wszystko kwitło, więc dzięki bogu Vald trafił w jakiś zagajnik pełen mchu i miękkiej trawy. Haru wylądował tuż obok, kucnął patrząc na widocznie niezadowolonego wampira. Bardzo delikatnie ułożył głowę na klatce piersiowej wyrywającego się Valdreta. Uśmiechnął się słysząc bijące serce, które na pewno należało do jego księcia. Pod wpływem dotyku anioła ciało więzionego zaczęło się zmieniać. Kiedy Haru odsunął się mógł z lekkim aczkolwiek nie do końca zadowolonym uśmiechem spojrzeć znów na twarz Valda. Białe łańcuchy znikły.

-H-Haruhi. – Szepnął i z trudem dotknął dłonią jego policzka. –Wariacie to było niebezpieczne.

-Ty mnie tego nauczyłeś. –Uśmiechnął się i przytulił do mężczyzny.

Vald jakby nieco osłupiał. Od kiedy to Haru się do niego tuli? –Ym.. Ładne włosy, - I jak na zawołanie wróciły one do swojej czarnej wersji. – Miałeś.

-Vald. Nienawidzę Cię za to, że tak wszystkich przestraszyłeś w tym i mnie. –Powiedział smutno. – Ale chyba uświadomiłem coś sobie.

-To znaczy.. c. – Nie dokończył, bo Haru zamknął mu usta swoimi całując go nieśmiało. W umyśle Valda pojawiło się tylko jedno odpowiednie podsumowanie: „ O kurwa!”

-Jesteś okropny. Zakochałem się przez ciebie! –Powiedział cicho, ale nie udało mu się powstrzymać łez, które kochanek scałował z uśmiechem.

-Jestem jeszcze gorszy niż myślisz, bo ja odwzajemniam to uczucie Haru. Ja Ciebie też kocham. –Przytulił malca do piersi i ponownie zatracił się w jego słodkich jak miód ustach.

piątek, 27 września 2013

Rozdział XXI (bonus) Ach te małżeństwa.

Przyjemne ciepło, jakie dawała aksamitnie miękka pościel ogrzewało ciało blond chłopaka, który wtulał się z uśmiechem w poduszę. Piękny sen, który miał nadzieję nie zniknie tak szybko jak się pojawił okalał zmysły śpiącego niczym erotyczna mgiełka rozkoszy. Śnił o ostro zarysowanej sylwetce, widocznych mięśniach, szerokich ramionach, delikatnych i zarazem dużych dłoniach. To wszystko składało się na jego idealnego mężczyznę. Nagle Colin poczuł jak ktoś składa na jego karku delikatne pocałunki, palce pieściły jego skórę a ciepły oddech owiewał jego kark dając poczucie rozkosznego ciepła.

-Kochanie, wstawaj. Dzieci same sobie nie zrobią śniadania!

-Mmm już, już, jeszcze tylko pięć minut… Zaraz. Jakie Dzieci? –Colin momentalnie otworzył oczy. Obok niego siedział Shigon w swoim czarnym szlafroku, uśmiechał się lekko z resztą tak jak miał w zwyczaju. Gdyby nie fakt, że właśnie wspomniał coś o dzieciach blondyn na pewno tak szybko nie uciekłby z sypialni. Od razu pomknął do pierwszych drzwi na prawo gdzie była łazienka, a raczej powinna być łazienka, ale jak na złość jej tam nie było. Wszedł do jasnego pokoiku z trzema małymi łóżeczkami, przy ścianie stała ogromna szafa z różnorakimi zabawkami. Skąd to wszystko tu się wzięło?

-Colin.-Shigon stał za swoim kochankiem obejmując go w pasie. –Może dziś podczas karmienia podzielisz się mleczkiem? Hmm?

Gdzieś w sąsiednim pokoju słychać było dziecięcy płacz. Z każdą chwilą stawał się głośniejszy i głośniejszy. Boże skąd wzięły się te dzieci?
-A jak tam nasza czwarta pociecha? –Spytał niski głos i po chwili na brzuchu jeszcze bardziej zszokowanego chłopaka pojawiły się dłonie partnera.

-Nieee!!! –Zerwał się z łóżka oblany zimnym potem, czuł na ciele dziwne dreszcze. Boże ten sen był taki chory, trzeba odstawić słodycze, jak jeszcze kiedyś Yuki namówi go na batony z likierem to chyba osobiście wybije mu z głowy wszelakie puste kalorię.

-Zły sen? –Kochanek siedział obok niego. Włosy, które ściął rok temu powoli zaczęły odrastać. Śmiesznie teraz wyglądał, ale z małą pomocą Colina udało się ujarzmić tą czuprynę.

-Okropny. Śniło mi się, że mieliśmy trójkę dzieci. –Westchnął przecierając dłonią spocone czoło.

-To faktycznie straszne, ale i biologicznie niemożliwe, więc nie musisz się bać, że kiedyś zajdziesz w ciążę. W sumie to już tyle razy się pieprzyliśmy, że gdyby to było możliwe właśnie tonęlibyśmy z morzu pieluch naszych licznych pociech. –Uśmiechnął się i wstał.

-Masz dużo pracy? –Spytał Colin z szerokim uśmiechem spoglądając na swoją dłoń, na której znajdowała się obrączką. I pomyśleć, że minęło tyle miesięcy od dnia ich zaślubin.

-Trochę tego mam, ale raczej mi nie pomożesz. Papierkowa robota nie należy do najprzyjemniejszych. -Zdjął szlafrok ukazując swoją umięśnioną sylwetkę, boże ta klata i szerokie ramiona, no po prostu brać bez zastanowienia tu i teraz.

(*q*)
-Colin ślinisz się?

-Hę? Ach, nie. –Otarł szybko usta, na co Shigon uśmiechnął się i podszedł do swojego kochanka od razu pochylając się nad jego ciałkiem.

-Czyżbyś miał chcicę? –Spytał i od tak położył dłoń na kroczu młodszego. Colin troszkę wyrósł przez ten czas, nie był już tak dziecinny. Teraz był wyższy i mimo, że nadal mizerny stał się jeszcze bardziej ponętny i seksowny. Nawet jego przyrodzenie nie było już takie drobniutkie jak kiedyś. –To Coś w twoich bokserkach wyraźnie domaga się uwagi.

-To Coś, nie słucha mojego mózgu i nie mam na To wpływu. –Westchnął bezradnie czując jak policzki przybierają kolor dorodnych pomidorów.

-Ja tak tego nie zostawię. – Zaśmiał się i przeszedł do tej ciekawszej części łóżkowych igraszek.

----

-COLIN!-Krzyknął Yuki rzucając się na przyjaciela.-Czas na nasze cotygodniowe dzielenie się łóżkowymi przeżyciami.

-Boże, ale razy mam ci mówić, że nigdy nie dzieliliśmy się czymś takim?

-No, bo kiedy ja zaczynam to ty wychodzisz z pokoju, jak ja mam dokończyć tę pierwszą rozmowę skoro ty nie chcesz nawet jej wysłuchać? –Spytał robiąc te swoje niewinne oczęta.-A na koncie jest ich coraz więcej i więcej, no plosię!

-Yuki w tym wieku mógłbyś używać poprawnego słownictwa wiesz? –Westchnął pukając chłopca w czoło.-Czy jeśli wysłucham jednego sprawozdania z twoich łóżkowych wyczynów to dasz mi spokój? –W duchu błagał Boga, aby tak się, przeto stało.

-Hmm… No niech będzie. –Uśmiechnął się. Siedząc na łóżku rozmawiali na wiadomy temat całkiem szczegółowo. Co chwila Yuki zapominał się i nieco zbyt dokładnie opisywał stosunek, więc w takich momentach Colin wyłączał uszy i starał się po prostu myśleć o czymś innym. –To może teraz Twoja kolej?

-Ej miałeś mnie już nie męczyć.

-Oj no weź, proszę. Bo będę używał niepoprawnego słownictwa, dlaczego nigdy nie chcesz mi opowiedzieć jak ci idzie z M-ę-ż-e-m? –Dźgnął kolegę w bok.

-Gdybyś nie był tak zajęty Samem, kiedy ja i Shigon pieprzyliśmy się na łóżku obok to wiedziałbyś jak mi z nim jest. –Pokazał mu język.

-Sądząc po Twoich jękach, które słychać w niemal całej drugiej części pensjonatu, musi ci być bardzo dobrze.-Mrugnął z tym swoim niewinnym uśmieszkiem.

-CO?

-Oj no, bo wiesz, te ściany nie są aż tak grube. Raz jak wieczorem odwiedziłem pokój Mirashy i Aloysa to obstawialiśmy, w jakiej pozycji w danej chwili jesteście. Mają pokój praktycznie pod apartamentem Shigona, więc wszystko było bardzo dobrze słychać. –Spojrzał na swojego przyjaciela, który miał teraz minę jakby cały świat mu się zawalił.-Em… Colin wszystko ok?

Colin sięgnął po poduszkę i rzucił się na chłopaka od razu rozpoczynając bitwę.-Wy zboczone, nieletnie, niewyżyte bachory. W tym wieku powinniście zajmować się czymś innym niż podsłuchiwaniem i pieprzeniem po pokojach.

-Ahahahaha nie bij!!!!

-Chłopcy!!- Tom wpadł do pokoju uśmiechnięty od ucha do ucha z wyraźnym zamiarem ogłoszenia jakiegoś newsa.-Słuchajcie szef załatwił wesołe miasteczko!

-JEEEJ! –Yuki zerwał się z łóżka od razu rzucając się na szyję starszemu koledze, który upadł na podłogę. Tom musiał naprawdę się postarać, żeby ten w końcu z niego zszedł. –Wesołe miasteczko? Nigdy nie byłem w wesołym miasteczku!!

-Teraz będziesz miał okazję. –Powiedział Colin z uśmiechem.

-Nigdy przedtem szef nie sprowadziłby wesołego miasteczka na wyspę, „Blondina” masz na niego dobry wpływ.- Tom zaśmiał się i zmierzwił blond kosmyki siedzącego nadal na swoim łóżku chłopaka.

----

Dwa dni później przy pensjonacie widać było już różne kolejki i stoiska z ciekawymi grami, wszyscy chłopcy byli tak uradowani przyjazdem atrakcji, że praktycznie o niczym innym nie gadali tylko chwalili się gdzie pójdą najpierw. Jak na nieszczęście Yuki na sam koniec pozostawił Colinowi niespodziankę w formie zamku strachu!

-Colin jak stamtąd wyjdziemy to ja zamawiam kolejną watę cukrową.

-Co? Zjadłeś już chyba z trzy! Zęby Ci się w końcu popsują od tych słodyczy. –Westchnął Colin i już miał skomentować to nieco ostrzej, ale jego przyjaciel pociągnął go w stronę tego cholernego zamku strachu. Samo wejście nie zapowiadało się najlepiej, wszędzie pajęczyny, krew, trupy i kości. „MATKO W NIEBIE ZABIERZ MNIE STĄD”! Jak na zawołanie jakaś kościana dłoń cudem znalazła się na ramieniu blond chłopaka, który wrzasnął jak kobieta i odskoczył w bok. „ALE NIE AŻ TAK DOSŁOWNIE”!  Yuki wciąż się uśmiechał, szlag jak on to robi? Weszli w głąb zamku, coraz mniej im się to podobało, z każdą chwilą robiło się coraz straszniej i groźniej, nawet młodszy kolega Colina zaczął się denerwować.

-Ej, coraz mniej mi się to podoba. –Powiedział w końcu, kiedy doszli do jednej z salek i złapał się starszego za ramię. Na środku pomieszczenia stała trumna w dziwnym kobiecym kształcie. –Aaaa tylko nie to! Widziałem film z identyczną! To ta.. No! O Żelazna Dziewica!

-I niby, co siedziało w środku? –Spytał Colin patrząc na trumnę z lekką nutką obojętności.

-A, bo ja wiem? To raczej jest coś jakby maszyna do tortur..

-I, co myślisz, że ktoś z tego wyskoczy, albo ktoś nas tam wepchnie? Nie oglądałem może tego filmu, ale w sumie to dobrze. Przynajmniej nie wzbudza to we mnie takiego strachy. To, co idziemy dalej Yuki? – O_O – Yyyy Yuki? Ej gdzie jesteś? –Rozglądnął się, dookoła ale po chłopcu nie było ani śladu, kurde gdzie on się podział? – Przestań się chować, to nie jest śmieszne. Bo pójdę dalej sam i zostaniesz tutaj z tym dziwnym sarkofagiem! –Westchnął i skierował się do kolejnych drzwi, sam. Cóż, jak powiedział tak zrobił. Poza tym Yuki sam się o to prosił. Wszedł do pustego pomieszczenia. Było wyłożone cegłami, na podłodze leżało siano i trochę szmat w jednym z kątów. Colinowi to miejsce coś przypomniało. Zupełnie jak wtedy, gdy trafił do pensjonatu i zaczął się buntować nie przestrzegając panujących tam reguł. Wtedy Shigon postanowił zahartować nieco chłopaka i wsadzić go do piwnicznych lochów, gdzie miał czekać na brutalną karę. Przeczesał blond kosmyki i kucnął w jednym z kątów tuż obok poszarpanych szmat. Poczuł jak zbiera mu się na wymioty na samą myśl o tamtej nocy, kurna, po co wchodził do tego pojebanego zamku strachu. Dreszcze sunęły wzdłuż jego ciała, zimne poty lały się strugami po plecach a dłonie zaczęły drzeć jak w febrze. Pomieszczenie było klaustrofobiczne, tak małe, że izolatka przy nim wydawałaby się salonem. Poczuł jak wspomnienia wracają, jak brutalne dłonie pozostawiają na jego ciele bolesne blizny i szramy. -Shigon… -Jęknął zrozpaczony.

-COLIN! –W drzwiach pojawił się wysoki mężczyzna i od razu złapał chłopca za dłoń wyciągając go z izolatki. –Już dobrze! –Gładził dłonią jego włosy tuląc go do siebie bardzo mocno, kiedy tylko dowiedział się, że Yuki zaciągnął go do zamku strachu od razu wiedział, że może to nie być przyjemne dla ukochanego. Shigon dostał dokładny plan wszystkich atrakcji, a ten budynek i napis na jednym z pomieszczeń –„Klaustrofobia”- nie brzmiał zachęcająco. Pomimo, że kara, jaką zafundował Colinowi podniosła nieco jego odporność na ból to nabawił się dodatkowo złych wspomnień i niejakiego strachu do tak małych pomieszczeń. Chłopak milczał całą drogę do sypialni czarnowłosego. –Colin. –Szepnął Shigon klękając przed nim, gdy ten siedział już na łóżku patrząc się lekko zamglonym wzrokiem w jego twarz.

-Następnym razem Yuki idzie sam. –Westchnął w końcu chłopak i przetarł oczy swoimi dłońmi.

-Boże, ale mnie przestraszyłeś. –Starszy ułożył głowę na jego kolanach. –Następnym razem to ja Cię porwę w jakieś lepsze miejsce.

-Długo tu będzie to wesołe miasteczko?-Spytał Colin z uśmiechem, chciałby jeszcze tam pójść. No niekoniecznie do zamku strachu.

-Jeszcze dwa dni. Ale dziś już Cię stąd nie wypuszczę. –Pchnął młodszego na łóżko i gdy ten już leżał od razu wpił się w jego usta.

----

-Aaach Shigon! –Jęknął czując jak ten porusza się szybko w jego wnętrzu z coraz większa siłą. –Aj, o tu. Jeszcze! Mmm. –Przesunął paznokciami po plecach kochanka, gdy ten trafił w jego czuły punkt.

-Colin. –Złapał go w pasie i przyciągnął do siebie, dzięki czemu mógł kraść pocałunki i poruszać się w nim z łatwością. –Kocham Cię.

-Ja Ciebie… Ja też! Aaagh!

Jeszcze przez długi czas pensjonat słuchał tych jakże błogich jęków. Potem Yuki mógł pochwalić się Samowi, co kochankowie numer jeden robili w łóżku. Oczywiście Colin następnego dnia nakrył go z opiekunem w jednej z pustych klas, ale uznał, że lepiej zachować to w tajemnicy. Shigon zabrał ukochanego męża na nieco inną atrakcję, która okazała się idealna. Kto by pomyślał, że Colinowi spodoba się diabelski młyn, to chyba sprawka tego czarnowłosego przystojniaka, który w dosyć specyficzny sposób zajął się nim w wagoniku.
Lydia Land of Grafic