sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 11.

-HARU! HARU GDZIE MÓJ KOCHANY HARU!?-Kengo biegł przez korytarze zamkowe cały zdyszany. Braciszek, braciszek gdzie on jest? W głowie miał tonę myśli i wszystkie kończyły się tragicznie. A co jeśli ktoś go napadł? Zgwałcił? Złamał sobie rękę, nogę? BOŻE HARU!!

-I Co się tak drzesz idioto?!

Ktoś otworzył drzwi na które spanikowany książę wpadł. Leżąc na posadzce skierował wzrok na stojącego nad nim Dravina który uśmiechał się w kpiący sposób.

-Jak śmiałeś ty magu z Bożej łaski tak chamsko potraktować mnie tymi drzwiami?! Właśnie zakończyłeś swój nędzny żywot. –Oczy Kengo zaświeciły się niebezpiecznie a jedna z dłoni przybrała wilczy kształt.

-Pff uspokój się pieseczku, po prostu chciałem sprawdzić co to za niewiasta tak krzyczy, ale okazało się, że to ty drzesz swoją wkurzającą mordę.-Prychnął jedyne i wymierzył w niego swoim kosturem. – Trzymaj swojego wilczego przyjaciela na smyczy to może nie straci futra.

-Heh głupi magik, nawet do stóp nie sięgasz naszemu nadwornemu magowi w Rockenweid. Jesteś tylko żałosną podróbką! Będziesz tak samo bezużytecznym magiem jakim byłbyś Królem. –Wstał i otrzepał szatę z brudu. Złapał rękojeść miecza z lekkim uśmiechem. – Zgłoś się jeśli skończysz akademię magów może wtedy będziesz choć trochę godzien rozmawiać ze mną! Moja magia w tym momencie jest dużo potężniejsza niż Twoja. –Wyprostował się zupełnie jak jakiś dumny paw i odszedł pozostawiając zdenerwowanego Dravina.

-„Jeszcze zobaczymy.” – Westchnął w myślach.

----

W tym czasie w sypialni Haru gościł w jakże widowiskowy sposób swojego kochanka. Nagle drzwi otwarły się i do środka wpadł Kengo.

-Haruś! Dlaczego nie było Cię na śniadaniu?!-Krzyknął i dopiero po chwili doszło do niego cóż za widok ma przed sobą. Młodszy siedział na biodrach Valda nabijając się na jego penisa a w tym czasie starszy obdarzał jego ciało milionem pocałunków. –Ym, przeszkodziłem wam w czymś?

-No jak widać jesteśmy nieco zajęci. –Westchnął Vald otulając swoje kochanie kołdrą bo przecież nie da nikomu oglądać jego nagie ciało, nawet jeśli miałby to być Kengo.

-Cóż może faktycznie lepiej się sobą nacieszcie. Haru, Ojciec chce żebyśmy wracali do domu.

Haruhi spojrzał na Kengo ze zdziwieniem. –Ale jak to? Przecież poselstwo miało trwać dłużej!

-No tak, ale razem ze śmiercią Crossa plany się zmieniły. Ojciec prawdopodobnie mianuje mnie następcą. A wiesz, że przy ceremonii musi być obecna cała rodzina prawda? – Westchnął rozkładając bezradnie ręce. –Wątpię żebyś mógł tu od tak zostać. Nawet jeśli rozchodzi się o waszą miłość.

Książe spojrzał na Valda, który lekko się uśmiechał pomimo tej wiadomości. –No trudno Haru. Wrócisz do domu, ale przecież to nie oznacza, że już się nie spotkamy.

-Jak możesz tak spokojnie przyjmować to do wiadomości? Możemy się nie widzieć tygodniami nawet miesiącami, a ty od tak mówisz no trudno? –Haruhi złapał swoją szatę otulając się materiałem.. – Vald jesteś idiotą! –Wybiegł z sypialni pozostawiając dwóch mężczyzn w całkowitym osłupieniu. Po chwili jednak Valdret jęknął boleśnie bo został przykuty jakimiś łańcuchami do sufitu.

-Szlag znowu?-Westchnął bezradnie.

-Yyy co to jest? –Spytał rozbawiony Kengo.

-To jest mój drogi kolego sposób w jaki twój młodszy brat się na mnie wyżywa. Jego anielska natura ma władze nad moją i niestety czasem Haru jest jak kobieta w ciąży, nigdy nie wiesz kiedy wybuchnie i jakie będą efekty. A efekty w większości i oczywiście w wypadku Haru wyglądają tak. –Spróbował się jakoś wygramolić z łańcuchów.

-Haha super! A tak na serio może ci pomóc? –Złapał się za brzuch bo już seryjnie nie mógł wytrzymać. Wreszcie wybuchł głośnym śmiechem.

-I co rżysz jak stara kobyła? Pomóż mi! –Krzyknął Vald, ale po chwili i jemu humor się poprawił. Obaj się  śmiali dopóki do pokoju nie wszedł Drav.

-Nie ma to jak chwila gdy spotykają się dwaj idioci. –Skomentował i wyszedł.

----

Haru siedział w ogrodzie nie mogąc pogodzić się z myślą, że niedługo będzie musiał opuścić Valda i wszystko to co może niestety zdążył pokochać. Trzymał w dłoni róże i obrywał jej płatki.

-Haruś. –Nagle obok niego pojawiły się bliźniaczki z zatroskanymi minami. –Coś cie zmartwiło? –Spytały jednocześnie siląc się jednak na delikatne uśmiechy.

-Jeżeli plany się nie zmienią to niedługo będę musiał wyjechać. –Odrzekł i upuścił na ziemię łodyżkę pozbawioną kwiatu.

-Co? Ale dlaczego? –Spytała Larien.

-Źle ci z nami? –Dodała chwile później Libell łapiąc Haru za rękaw.

-Mój ojciec tak zdecydował. Nie mam za wiele w tej kwestii do powiedzenia. Ale, nie chce wyjeżdżać.

-Braciszek Vald pewnie będzie smutny jak pojedziesz.

-Wszyscy będziemy smutni Libell. –Poprawiła ją siostra.

Haruhi uśmiechnął się lekko. I spojrzał w na niebo. Było piękne i bezchmurne. Wstał i odszedł kawałek od altanki. A czemu by nie? Może powinien spróbować oderwać się na chwilę od ziemi i od problemów. Ma moc i czas nauczyć się nad nią władać. Skupił się z całych sił na jednej rzeczy, na skrzydłach. Poczuł po chwili ogromny ból, jego plecy w dwóch miejscach się wybrzuszyły, a z gardła Haru wydobył się krzyk. Dziewczynki siedzące w altance wybiegły żeby sprawdzić co się stało, ale jedynie kątem oka ujrzały jak za drzewami znika coś uskrzydlonego o posturze człowieka.

Haru zdzierał ze skrzydeł resztki swojej skóry i krwi. Siedział na gałęzi większego drzewa o ogromnej koronie liści dzięki czemu nikt go nie mógł dostrzec. Miał nadzieję, że już nie będzie to takie bolesne, ale jak się okazało, kiedy skrzydła się pokazują wciąż towarzyszy temu straszny ból. Kiedy w końcu pióra były czyste  Haru rozejrzał się dookoła. Był kawałek za miastem w niewielkim lesie. Miał nadzieję, że nie spotka tu żadnego człowieka, bo w końcu liczył na to, że będzie mógł samotnie i w spokoju pomyśleć.

----

-Haru, Haru! No gdzie jesteś?! –Kiedy w końcu udało się Valdretowi wybrnąć z magicznych więzów jakimi potraktował go ukochany zabrał się za szukanie tej szalonej owieczki. Wszedł do jednej z komnat mając nadzieję, że znajdzie tam chłopaka, ale zamiast tego nakrył Lian’a który obłapywał jakąś śliczną panienkę. –Nosz kurde bracie czy ty chcesz zaliczyć wszystkie panny tego królestwa?

-Hę?! O Vald. Cześć, wiesz co tak przypadkiem ja i ta urocza istotka wpadliśmy sobie w ramiona no i tak jakoś wyszło. –Wytłumaczył starając się zakryć nagie ciało swojej kochanki.

-Dobra daruj sobie. Widziałeś może Haru?

-Haru? Nie, dlaczego?

-Bo mi uciekł. –Westchnął.

-A co źle się nim zająłeś w łóżku. Oj bracie ja wiedziałem, że w sztuce miłości to ty jesteś kiepski. –Zaśmiał się i poruszył razem ze swoją partnerką która jęknęła rozkosznie.

-Lian, lepiej szybko kończ ze swoją panią bo nie chce jej uszkodzić gdy przypierdolę ci mieczem. –Warknął.

----

Haru zaczął się dosłownie już mózg gotować od tego myślenia, nie ważne jak bardzo chciał znaleźć plusy zaistniałej sytuacji a i tak na końcu okazywało się to tylko jeszcze bardziej negatywne. Powoli zleciał z drzewa na ziemię i rozejrzał się dookoła. Coś po chwili przykuło jego wzrok, jaśniejąca poświata zbliżała się w jego kierunku i z każdą chwilą dokładniej można było dostrzec zarys postaci.

-Hej, to ty! –Powiedział uśmiechając się szeroko gdy zatrzymał się przy nim wielki, biały koń. – To ty byłeś tym jednorożcem który mnie zabrał wtedy do jaskini prawda?

Koń zarzucił grzywą na jego słowa.

-Powinienem cie okrzyczeć i podziękować ci za razem. –Zaśmiał się i pogładził zwierzę po grzbiecie. Gdyby nie ten koń to nie zakochałby się w Valdrecie. – Może się przejdziemy? –Uśmiechnął się radośnie, ale po chwili mina mu zrzedła. Jednorożec miał zakrwawiony lewy bok, a u podbrzusza wystawał kawałek bełtu. –Ktoś cię postrzelił? –Spojrzał zatroskanym wzrokiem na ranę, zwierzę mogło się wykrwawić albo co gorsza mogło wdać się zakażenie.  Westchnął i powoli dotknął drewnianego końca na co koń zarżał cierpiętniczo. –Ciii.. musimy się tego pozbyć bo inaczej będziesz się czuć coraz gorzej. –Naderwał koniec swojej szaty i przyłożył ją do bełtu mocno chwytając za koniec. –Może zaboleć. –Pewnie koń i tak nie rozumiał co do niego mówi, ale ton głosu zdawał się mimo wszystko go uspokajać. Haru wziął głęboki wdech i z całej siły pociągnął za kawałek drewna. Koń zarżał jeszcze głośniej i zaczął się wierzgać, Haruhi chciał przyłożyć do rany materiał, ale o dziwo rana się zabliźniła. –skurczybyku, to ty się umiesz regenerować? –Zaśmiał się gdy konik dotknął pyskiem jego ramienia. Nagle gdzieś w oddali słychać dało się przekleństwa i jakby dźwięk łamanych patyków.

-Kurwa mać Allish, jak można było dać temu rogaczowi zwiać? Taki z ciebie kłusownik jak z mojej starej trubadur.

-Gdybyś opuścił sidła to już mielibyśmy w dłoni mieszek ze złotem, ale musiałeś wszystko zjebać.  Larses, a co jeśli go nie znajdziemy?

-Zaniosę szefowi twoją głowe. To powinno go usatysfakcjonować.

Haru stanął razem z jednorożcem za jednym z grubszych drzew. Kłusownicy? Tutaj? Cholera, chcieli zabić jednorożca. –Uciekaj. –Spojrzał wymownie w oczy konia, ten jakby na zawołanie spiął się i popędził galopem w stronę drzew.

-Hej tam jest. Łap go Larses! –Mężczyźni wybiegli zza drzew, ale na drodze stanął im Haru. -Kurwa. Demon.

-Popierdoliło cię Allish? Skrzydła jak u anioła. –Mężczyzna wycelował z łuku w jego stronę. –Coś za jeden?

-Jestem książę Haruhi, a ten jednorożec którego ścigacie jest moim przyjacielem. A co do was, to wiecie, że kłusownictwo jest zakazane. –Starał się mieć poważny wyraz twarzy.

-Wiemy, wasza wysokość? Ale oprócz tego, że jesteśmy kłusownikami to pracujemy tez jako łowcy głów. –Zaśmiał się. – Ciekawe ile byłaby warta głowa waszej wysokości.

----

-Vald, zbieramy ludzi i idziemy do lasu, ponoś mamy w królestwie sporą grupkę kłusowników. –Karnest wszedł do Sali tronowej gdzie siedział akurat Valdret.

-Znowu? Ostatnio naprawdę strasznie ryzykują zapuszczając się tak daleko. –Spojrzał na bliźniaczki które układały w wazonie kwiaty. –A ja nadal nie mogę znaleźć Haru.

-Widziałyśmy się z Haru w ogrodzie.

-Naprawdę? Wiecie gdzie teraz jest? –Vald aż wstał z wrażenia.

-Rozłożył skrzydła i poleciał do lasu.

Valdret pobladł i teraz jego twarz zlewała się jasnym marmurem jakim były wysadzane ściany.  –Karnest wysyłaj do lasu garnizon . –On sam wybiegł szybko z komnaty i pomknął w stronę wyjścia, jeśli Haru lata gdzieś nad lasem i został złapany to Vald będzie musiał trochę poszukać samotnie z innej perspektywy. Wybiegł na błonia i zamknął oczy. „Słuchaj mnie ty przeklęty demonie, pozwalam ci siedzieć we mnie od urodzenia i czas abyś płacił mi za to w jakiś sposób. „

-„Hahahaha głupi człowieku, jesteś tylko powłoką która mnie skrywa, ja mam ci płacić?”

„Nie pozwolę ci krzywdzić bliskich mi osób. A teraz moim celem jest znalezienie Haru. I czy ci się  to podoba czy nie właśnie teraz utnę ci te skrzydła.” Siła woli Valda zaczęła toczyć bój z wampirzą naturą. Nie był to pojedynek fizyczny, raczej mentalny. Demoniczna aura zaczęła maleć z każdą chwilą gdy pewność siebie księcia wzrastała.

-„To ja cie stworzyłem! Gdyby nie ja już byś nie żył. „

„Nie. Gdyby nie Haruhi, już dawno obu nas by nie było „

Valdret krzyknął boleśnie czując jak para błoniastych skrzydeł pokrywających się po chwili łuskami wychodzi na światło dzienne. Udało mu się zapanować nad ciemną naturą swojej duszy. –Czekaj na mnie Haru.- Rozłożył skrzydła i wzbił się w gorę, pozostawiając na ziemi mały krater który powstał pod wpływem silnej fali z jaką uderzyło powietrze o trawę.

-Cholera jasna, Synu! Osobiście będziesz sadził nową trawę. –Krzyknęła królowa obserwując całe zajście z okna.

----

Haru biegł przez las czując jak gałęzie ranią jego ciało i zrywają pierze ze skrzydeł. Mógłby wzlecieć, gdyby nie ciasno osadzone drzewa i ich korony, gdyby spróbował to wylądowałby na jednym z nich i wtedy bez problemu kłusownicy by go złapali.

-Gdzie jesteś ptaszyno?! Nie uciekaj. –Krzyczeli drwiąco.

-Cholera. –Haruhi w końcu zatrzymał się za jednym z drzew. Przecież, nie może bez przerwy biec. Skrzydła trochę ważą i już był zmęczony. Podniósł z ziemi spory kawałek drewna i czekał.

Jeden z mężczyzny przebiegł obok drzewa i został trafiony konarem prosto w głowę. –kur.. co jest? –Spytał nieprzytomnie, lecz został uciszony drugim ciosem. Książe złapał za rękojeść miecza powalonego i wymierzył klingą w drugiego z oprawców.

-Heh, ciekawe czy jego wysokość umie walczyć. Sądząc po posturze to dawno nie trzymał w dłoni miecza. - Mężczyzna jednak nie dobył miecza, zamiast tego trzymał w dłoni buławę. –Oj, czyżbym miał przewagę a może… -Nie dokończył jednak bo Haru zamachnął się bronią, brakowało kilku centymetrów a trafiłby. –No, no.

-Uczyłem się od Księcia Karnesta szermierki. A ja szybko się uczę. –Uśmiechnął się i zrobił unik gdy zaszarżował na niego napastnik. Haruhi zrobił szybki obrót, ale zapomniał o skrzydłach i zahaczył nimi o drzewo.

-Cholera. –Dostał uderzony w ramię i padł na ziemię.

-Nie mam zamiaru cie zabić tylko złapać. –Powiedział mężczyzna i związał mu dłonie sznurem, ten jednak od razu się spalał. –Co jest kurwa? –Ponownie spróbował i znowu sytuacja się powtórzyła. –Co to za pieprzona magia?

-Tak się składa, że anioła nie da się związać. –Zaśmiał się, ale szybko został uciszony kopnięciem w brzuch. Z otwartych ust księcia popłynął strumyk krwi.

-Trudno, zaciągnę cie tam w inny sposób. –Wpierw jednak podszedł do towarzysza i zakończył jego marny żywot. –Już mi się nie przydasz.

-Zabiłeś go. –Wystękał młodszy.

-Nie mam zamiaru dzielić się nagrodą. –Spojrzał na twarz księcia który uśmiechał się szeroko. –Z czego się cieszyć? –Spytał.

-Chyba z tego, że mnie ujrzał. –Odpowiedział mu obcy głos,

Oprawca obrócił się i zobaczył wysokiego mężczyznę z łuskowymi skrzydłami. –Kurna kolejny demon?

-Kochanie czy ten skurwiel zrobił ci krzywdę? –Spytał Valdret podnosząc w jego kierunku swoją zniekształconą, wampirzą  dłoń.

-Vald, czy ty? –Spytał nieco zaniepokojony Haru podchodząc powoli do ukochanego.

-Spokojnie, zapanowałem nad tym. –Powiedział i złapał mężczyznę za gardło, ten od razu zaczął się wyrywać. –Wracając do pytania? Czy zrobiłeś coś Haruhiemu?

-Puszczaj potworze.

-Mnie nic nie jest, ale zranił jednorożca. –Powiedział młodszy.

-Za zranienie symbolu królestwa wymierzam ci karę śmierci. –Powiedział drwiąco i zacisnął dłoń na jego gardle, o dziwo ciało mężczyzny po prostu znikło.

http://www.youtube.com/watch?v=XAJcApOKVQs

-Co zrobiłeś? –Spytał Haruhi.

-Zniszczyłem jego ciało. Można powiedzieć, że się rozsypało –Przytulił do siebie młodszego. – Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem.

-Przepraszam, ale zdenerwowałem się gdy powiedziałeś, że nasze rozstanie nie jest końcem świata.

-Dla mnie każda chwila bez ciebie Haru jest niczym jego koniec. Gdybym mógł to nie oddawałbym cie nikomu nawet twojej rodzinie. –Przesunął dłonią po jego skrzydłach. –Znowu będą się boleśnie goić.

-Twoje też. –Uśmiechnął się delikatnie i pocałował ukochanego gładząc jego ramiona. –Vald. To musi ciekawie wyglądać.

-Co takiego?

-Dwoje uskrzydlonych mężczyzn całuje się w lesie. –zachichotał.

-Po prostu demon spędza czas ze swoim aniołkiem. –Odparł i wpił się namiętnie w wargi młodszego. Gdzieś w dali dało się słyszeć rżenie konia i gdy oboje odwrócili swoje twarze ujrzeli dwa jednorożce. Jeden śnieżnobiały a drugi czarny jak noc.

-Nie wiedziałem, że istnieją też czarne.

-Ja również pierwszy raz coś takiego widzę. –Z uśmiechem przeszli się w towarzystwie dosyć nietypowym bo rzadko kiedy można spędzić czas z dwoma jednorożcami. Dotarli do jaskini gdzie pierwszy raz zetknęły się ich ciała i dusze. Jednorożce zajęły się smakowaniem źródlanej wody a Haru i Vald sobą. Leżeli w tym samym miejscu na miękkim mchu i obdarowywali się namiętnymi pocałunkami. Po dłuższej chwili złączeni w jedno ciało poczęli oddawać się rozkoszy. Vald z czcią zaspokajał ciało swojego ukochanego który nagradzał go błogimi jękami. Ich skrzydła prostowały się z każdym dreszczem jaki odczuli na swoich ciałach.  W końcu wycieńczeni sobą usnęli w swoich ramionach otuleni tylko swoimi skrzydłami.

----

-Kengo… możesz mi wytłumaczyć jakim sposobem jestem z tobą… NAGI… w jednym łóżku? – Spytał Drav.

-Mam Ci wszystko przypomnieć? –Spytał mężczyzna masując swoją obolałą głowę.

piątek, 22 listopada 2013

Śmiertelne Halloween

Halloween, durne święto podczas którego dzieciaki łażą po domach obcych ludzi i szantażują ich tekstami typu: „Cukierek, albo psikus” Dzień w którym wszędzie widać przebranych ludzi i ozdoby symbolizujące mimo wszystko pogańskie święto.  Jednych to bawi a innych denerwuje. Nawet w szkole nie obyło się bez odczuwania tych strasznych, a raczej żenujących nastrojów.

-Daiki! Wybierz się z nami do opuszczonej posiadłości Nigichi! –Powiedział lubiany w całej klasie Kageru obejmując w pasie swoją dziewczynę. O ile można było nazwać dziewczyną to coś mające na gębie pół tony tapety nie wspominając o spaniu w solarium.

-Po co? Z resztą te głupie opowieści, że niby w środku straszy są oparte na doświadczeniu małych dzieci i pijanych staruchach spod monopolowych sklepów. Żaden człowiek nie uwierzyłby, że jakaś zakrwawiona kobieta spaceruje po domu i morduje wszystkich a następnie pożera ich wnętrzności. To chore i nielogiczne. –Daiki zawsze uważał się za realistę jakich mało, ale mimo to posiadał słabość a raczej fobię. Nienawidził się bać! A do definicji słowa „nawiedzone” bacie się było przypisywane od dawien dawna.

-Daiki, nie mów nam, że wymiękasz?– Powiedziała ta flądra obłapując biednego Kageru gorzej niż Diabelskie Sidła ze znanej serii „Harry’ego Potter’a”  Dlaczego Dai jej tak nie trawił? Ponieważ od początku pierwszej klasy był on na zabój zakochany w Kageru a ona mu go zabrała. Nie raz Kage-kun mówił, że to tylko dlatego, że ona jest najbardziej seksowną laską w szkole (Hahahaha dobry żart) a on najpopularniejszym chłopakiem no i po prostu nie wypada żeby ich ze sobą nie widziano. Dla Daikiego była jeszcze nadzieja, skoro on jej nie kocha to może kiedyś zwróci uwagę na kumpla? Tylko jaki normalny chłopak zacząłby chodzić z kolegą z klasy? Na pewno nie Kageru.

-Nie jestem zainteresowany takimi pierdołami.-Odrzekł chłodno.

-Daiki-kun proszę chodź z nami. –Powiedziała ładna czarnowłosa dziewczyna jaką była Mitsuki. Znali się od przedszkola i można powiedzieć, że od tamtych lat miała swoistą słabość do bruneta. Mimo, że nie był dobrze zbudowany jak Kageru i nie był tak wysoki to zaimponował jej swoim opanowaniem i stylem bycia który każdy inny człowiek nazwałby jako samotniczy. Mimo, to od zawsze się w nim bujała. –Daiki chodź bez ciebie będzie nudno. No bo kto inny jak nie ty będzie nam tłumaczyć jakie to Halloween jest nudne i irytujące?

Tą sugestię mogła sobie darować, bo nie zabrzmiało to za fajnie. –Mitsuru ja naprawdę nie chce. Będę wam psuć tylko dobrą zabawę.

-Daiki, skoro ty nie idziesz to ja też. –Szepnął Kageru i położył dłoń na ramieniu kumpla, który ledwo co powstrzymał się od lekkiego rumieńca. Szlag Kage, dlaczego zawsze musisz wszystko rozwiązywać tym swoim „Jeśli ty nie, to ja również.”

-Ech no dobra. Ale jak będę wam psuć zabawę to pamiętajcie sami tego chcieliście.

Po lekcji dzięki Bogu nie musiał patrzeć na te dwie osobniczki płci przeciwnej a w przypadku dziewczyny Kageru na pewno nie pięknej. Siedział z przyjacielem na dachu szkoły i jadł zbożowego batonika kiedy Kage leżał patrząc w niebo i uśmiechał się sam do siebie.

-Dzięki Daiki, że jednak z nami pójdziesz. Bez ciebie byłoby tam nudno, pewnie tak samo strasznie, ale nudno. –Przeciągnął się.

----

-No nareszcie Dai, dłużej się nie dało? –Spytała ta głupia flądra klejąc się do swojego chłopaka.

-Dało się. –Burknął i spojrzał na wielki budynek jaki mieli przed sobą. Parcela znajdowała się na krańcu miasta na niedoszłym osiedlu, po środku którego stał tylko ten jeden budynek. Ogromny, opuszczony i niemal zrujnowany. Ogród dookoła był zarośnięty i aby dojść do drzwi frontowych trzeba było przejść przez metrowe chwasty.

-To co idziemy? –Spytał Kageru zapalając latarkę i poprawiając nieco swoje niesforne włosy. Flądra jeszcze bardziej się do niego przykleiła a Mitsuki złapała Daikiego za ramię i cała czwórka weszła w zarośla.

Przy samych drzwiach brunet poczuł dziwny chłód który przeszywał jego ciało na wylot.- Też to czujecie?

-Co jest Dai? Już masz jakieś złe przeczucia? –Spytała czarnowłosa.

-Owszem, ale powstrzymam się od komentarza, żeby nie zepsuć atmosfery. –Spojrzał na pozostałą trójkę i westchnął bo jakoś żadne z nich nie miało odwagi otworzyć drzwi, wyręczył ich Daiki. Wrota skrzypnęły i stanęły przed nimi otworem ukazując ciemne wnętrze. Do ich nozdrzy uderzył smród stęchlizny i pleśni, panowała tam wilgoć i coś jakby rozkład. –O kurde fuuj.

-Niedobrze mi Kageru. –Powiedziała jego dziewczyna i zasłoniła usta i nos dłońmi.

-Kurwa fakt nie pachnie tu za ładnie.-Weszli do środka i gdy tylko ostatnie przekroczyło próg drzwi zamknęły się za nimi z trzaskiem. –Szlag no nie. –Spróbował otworzyć, ale ani drgnęły. –Zamknięte.

-Jaja sobie robisz? –Spytał Dai i również naparł na wrota. – Kurna nie podoba mi się to ani trochę.

-I co teraz? –Spytała Mitsuki łapiąc się za ramiona. – Nie możemy wyjść, a ta kobieta na pewno nas zabije.

-Pierdolenie, to pewnie jakieś dzieciaki robią sobie jaja w Halloween. Idziemy dalej.- Weszli po schodach na piętro rozglądając się w miarę możliwości bo ich latarki nie dawały tyle światła ile by chcieli a mieli tylko dwie. Nagle coś przeleciało im przed nosem i cała czwórka wydała przerażone dźwięki.

-Co to było?

Kageru poświecił na ścianę i zobaczył nietoperza zwisającego ze świecznika. –Głupi latający szczur. Pewnie jest ich tu pełno.

-Fuuuj Kage przecież wiesz, że nie lubię szczurów.

-Przymknij się Ajiu. –Skarcił ją chłopak bo dziewczyna powiedziała to zbyt głośno. – Chodźmy dalej.. może znajdziemy jakieś inne wyjście, chociaż na jakiś balkon no cokolwiek.

Korytarze były pełne pajęczyn i zniszczonych obrazów, no klimaty jak z jakiegoś horroru i gdyby nie to, że Kage za każdym razem w jakiś śmieszny sposób komentował dziwne sytuacje takie jak trzaskające okna pomimo, że nie było wiatru, to już dawno by stamtąd zwiali. Daiki otworzył pierwsze lepsze drzwi, pokój dziecięcy, tak przynajmniej wyglądał. Po środku stała drewniana kołyska, która się kołysała. Kurwa sama się kołysała!! Zatrzasnął drzwi bo ten widok był nie o tyle dziwny co straszny.

-Ej czujecie to? –Spytała Mitsuki.

-Tak, matko co tak śmierdzi?

-Ostatnio czułem to jak znalazłem w ogrodzie martwego kota.-Skomentował Kage i otworzył drzwi skąd wydobywał się ów odór. Cała czwórka zobaczyła w środku niewielki stos rozszarpanych ciał, krew była wszędzie. Robaki które żerowały na ciałach dawały wrażenie jakby stos się poruszał, szczury, nietoperze i muchy było tego tam pełno. –Kurwa, obrzydliwe. Ludzkie ciała.

Gdzieś z tyłu Ajiu nie wytrzymała i zwymiotowała, smród robił swoje , ale widok był jeszcze gorszy.

-Ja pierdole, Kageru zamykaj te drzwi i wynośmy się stąd! Ktoś ich poćwiartował sami z siebie tu nie leżą. Trzeba zadzwonić po policję. –Sięgnął po komórkę i mina mu zrzedła. –Przed budynkiem miałem całą baterię, co jest?

Wszyscy odsunęli się na bok bliżej okna żeby pooddychać nieco świeżym powietrzem i nagle podłoga się złamała a w górę wzbiła się chmura kurzu.

-Jesteście cali? –Spytał Kage i spojrzał na pozostałą dwójkę. Dwójkę?  - Ajiu!? –Spojrzeli w dziurę w podłodze i ujrzeli dziewczynę leżącą piętro niżej na ziemi z roztrzaskaną głową i połamanymi kończynami. – Co jest Kurwa? Wszyscy przechodziliśmy po tym miejscu i dopiero przy niej się załamało?!

Daiki złapał przyjaciela za ramię i odciągnął go w tył. – Trzeba się stąd wydostać! I wezwać policję!  Chodźmy. –Sam już czuł narastająca panikę, ale myślenie racjonalne brało górę w takich sytuacjach. Spojrzał na Mitsuki która łkała cicho. –Wyjdziemy stąd.

Zeszli schodami które znaleźli na końcu korytarza prosto do pokoju z kominkiem pełnym pajęczyn i pająków wielkości ludzkiej dłoni.

-Czy tylko ja mam wrażenie, że ta babka na obrazie patrzy się na nas? –Spytała dziewczyna wskazując na obraz widzący na ścianie przy niewielkiej kanapie całej w kurzu. Kobieta na obrazie była naga, cała we krwi i wodziła wzrokiem po całym pokoju na dłuższa chwilę zatrzymując je na trójce gości.

-Zupełnie jak Mona Lisa, pewnie użyto tej samej sztuczki. –Powiedział Kageru.

-Ale Mona nie celowała w ludzi nożem. –Dopowiedział Dai wskazując palcem na rękę kobiety która najnormalniej podniosła w ich stronę ostrze noża.

Nagle w pokoju zrobiło się ciemno, ech ciemniej niż wcześniej bo dosłownie nic nie było widać. Daiki zamrugał oczyma ale nic nie zobaczył. Potknął się o coś i upadł na ziemię. Gdzieś w oddali dało się słyszeć krzyk Mitsuki.

-Kurde. Kage, Mitsuki!! Gdzie jesteście?

-Daiki!- Słyszysz mnie? –Głos Kageru.

-Tak. Kege, gdzie jesteś? Nic nie widzę! –Zaczął się czołgać po brudnej podłodze mając nadzieję, że dobije do ciała Kageru. Wyciągnął rękę w przód i poczuł jak zanurza się w czymś lepkim, po jego dłoni coś pełzło i bynajmniej nie była to jedna istotka. Robaki oblazły jego ciało smakując się każdym kawałeczkiem skóry. Dai krzyknął panicznie czując okropny ból.

-DAI! Co się stało? –Ryknął Kageru słysząc przyjaciela.

-Kage! Pomocy! –Jęknął rozpaczliwie czując jak małe ostre ząbki wgryzają się w niego. Nagle coś objęło go mocno i przytuliło.

-Jestem tu. Już dobrze.

-Boże. Tak cholernie się boję. To boli.

-Co Cię boli?

-Nie wiem, coś… coś mnie zjada. Gryzą całe ciało. Kage pomóż. –Wtulił swoje ciało w przyjaciela . – Nie chce umierać.

-Nie umrzemy, obiecuję Ci. Wydostaniemy się stąd. –Kageru spróbował w jakiś sposób włączyć latarkę którą trzymał w jednej ręce. W końcu udało się i od razu poświecił na tulącego się Dai’a. Był cały we krwi, ale żadnych robaków nie było i ciało nie było nigdzie nawet lekko nadgryzione.

-Kage, po co my tu przychodziliśmy? –Spojrzał w jego oczy zapłakany. –Nie uda nam się. Nie wyjdziemy stąd. Dziewczyny już nie żyją to samo czeka nas.

-Daiki uspokój się, nie wpadaj w panikę…

-Ja zawsze. Od samego początku chciałem ci to powiedzieć. –Dotknął dłonią brudnego policzka chłopaka. –Kocham Cię,  zanim umrzemy ja… ja chciałem żebyś wiedział. –Zdjął powoli koszulkę. –Kage, zróbmy to.. żeby nie myśleć o tym miejscu.

Jego słowa zszokowały Kageru, ale to był jedyny sposób aby zatracić się i oderwać od brutalnej rzeczywistości. Ciuchy rzucili gdzieś w bok i od razu złączyli się w zachłannym pocałunku, już nawet nie chodziło o sam seks chcieli zapomnieć przestać myśleć, skupić się na czymś mniej obleśnym niż to miejsce w którym się znaleźli. W powietrzu oprócz obrzydliwego zapachu czuli teraz pożądanie. Byli jak zwierzęta, chcieli czuć się niemal brutalnie. Każdy ruch przyczyniał się do coraz większego podniecenia. Dai przestał czuć ból teraz myślał tylko o Kageru, o tym aby mogli się zaspokoić . Kiedy ich ciała złączyły się w jedno po w budynku dało się słyszeć jedynie krzyki dwójki chłopców. Brutalność łączyła się z namiętnością. Z każdą chwilą Kage poruszał się wewnątrz kochanka szybciej i szybciej.

-Aach, mocniej! –Jęknął Daiki zaciskając dłonie w pięści i poruszając się w tempie które narzucił Kageru.

-Dai, wybacz. Przepraszam, że cie w to wplątałem… -Przyciągnął go i pocałował zaborczo.

Chcieli przedłużyć stosunek jak najbardziej, ale w końcu obaj krzyknęli ogłaszając, że sięgnęli spełnienia. Opadli na zimną posadzkę zmęczeni, ale dzięki temu teraz ich ciała były wyjątkowo rozluźnione.

-Daiki, wyjdziemy stąd. –Powiedział Kageru po dłuższej chwili.

Okno nagle trzasnęło o framugę i szklana szyba rozbiła się na pomniejsze kawałeczki.

-Boże! To ona. –Powiedział Dai i schował się za przyjacielem. W drzwiach stała zakrwawiona kobieta z nożem w dłoni.

-Szlag.. –Kage złapał za większy odłamek szkła i kiedy postać rzuciła się na nich wymierzył prosto w pierś. Dookoła nich pojawiła się kałuża krwi a bezwładne truchło padło parę kroków dalej.

-Czy ona nie żyje?

-Mało mnie to teraz obchodzi. –złapał jego dłoń. – Wynośmy się stąd! –Wstali i pobiegli przed siebie przez kręte korytarze, gdzieś w oddali ujrzeli jasne światło. Matko drzwi to były drzwi, otwarte!

----

Parę dni później policja rozpoczęła przeszukiwania dworku. Nie znaleziono ciał dziewcząt i dziwnej kobiety zabójczyni. Kageru i Daiki namówili swoje rodziny na przeprowadzkę bo po tej przygodzie nie potrafili normalnie funkcjonować w mieście. Tyle ich połączyło, że nie potrafili bez siebie wytrzymać i nie dzielić się przeżyciami które na szczęście odchodziły w niepamięć każdej spędzonej razem nocy.

Rok później w Halloween inna czwórka dzieci poszła do dworku i niestety nie miała tyle szczęścia, dziwna kobieta znowu zaczęła się pojawiać gdzieś w ciemnych korytarzach cuchnących zgnilizną.
Lydia Land of Grafic