Może nie powinnam, ale muszę.
Ostatnio troszkę was zaniedbałam, oj niedobra ja. Powinnam się ukarać i na przykład dac sama sobie szlaban na kompa :c
Ale, nie moge przecież tego zrobić bo co się wtedy stanie z wami i naszym blogiem?
Haha cieszcie się kochani bo niedługo będę mieć dla was dużo więcej czasu. Łiiiiii <3
Mam nadzieję, że w komentarzach nakarmicie mojego wena, który wrócił łaskawie z Karaibów i teraz będzie mi pomagać w pisaniu kolejnych rozdziałów. A teraz będzie się działo i to bardzo hihihi. :D
No to ja już wam nie przeszkadzam.
Zapraszam na Haru i Valdreta ;)
Stan książąt nie ulegał poprawie. W obu królestwach panowała swego rodzaju żałoba i czuwanie nad zdrowiem członków rodzin królewskich. Jednym z poważniejszych problemów był też chłopiec, który niechętnie przyjmował do wiadomości fakt, że powinien w końcu opuścić swoich rodziców, by medycy mogli się nimi zająć. Syn Valdreta i Haru praktycznie nikogo do siebie nie dopuszczał, a co dopiero pozwalał komukolwiek zbliżyć się za bardzo do ukochanych śpiących rodziców. Matka Haruhiego starała się z całych sił jakoś dotrzeć do malca, pokazać mu, że nie ma się czego bać. Wszyscy myśleli, że to zadziała, bo kobieta niegdyś należała do grona aniołów a dziecko jest jej drogim anielskim wnuczkiem. Niestety, oprócz delikatnego uśmiechu chłopca nie można było się spodziewać większych cudów. Najbardziej uparci okazali się być jednak Draw i Kengo, którzy za punkt honoru objęli sprawić, by ich bratanek w końcu dał się sobą zaopiekować. Próbowali na wszelkie możliwe sposoby, od zabawek po jakies smakołyki. Dziecko jednak całkowicie ich ignorowało.