czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 17.

Koteczki moje kochane mam nadzieję, że wybaczycie mi ten poślizg z dodaniem rozdziału. Tym razem mam dla was rozdział o Haru. Dawno go tu nie było. Na starej witrynie tłumaczyłam wam jaki mnie spotkał problem podczas pisania tej serii i bardzo powolutku staram się odtworzyć rozdziały które się usunęły ;c
Jak widzicie nie usunęłam bloga! Ba nie miałam nawet takiego zamiaru :D Bardzo wam dziękuję za komentarze, które dotyczyły mojego pozostania tutaj i dalszego pisania dla was <3 Byłam... wzruszona bo chyba inaczej tego nazwać się nie da.
Mam dla was taki prezencik. Zauważyłam, że ostatnio bardzo stało się popularne odpowiadanie na komentarze tutaj nad notkami. Jeśli chcecie to możemy to wprowadzić na naszym blogu. Może to was jakoś zachęci to komentowania? No zobaczymy jak to bedzie :D Tylko jakoś się podpisujcie bo trudno potem odpowiadać na same anonimy haha.

Anonimowy-Haha pani Kapitan? :D Super! Kiedyś marzyłam, by mieć własny statek kto wie, może się to marzenie spełni :D Dziękuję za wsparcie kochany anonimie. <3
Mike Wazowski- Ja też bardzo się cieszę, że zostaje i nie mam zamiaru was zostawiać. :D Za bardzo was kocham *jara się* <3
Marmolada- Dżemiku mój słodziutki XD No dobra Marmoladko dziękuję, że ze mną jesteś. Naprawdę twoje słowa to miód dla oczu i uszu Hahaha. A i dziękuję za buziaczki tobie i całej reszcie. 
Basia-Droga Basiu bardzo się ciesze, że tak systematycznie śledzisz moje notki. Wiem, że jesteś z nami już od starej witryny na której nadrabiałaś zaległości aż w końcu zaszłaś tutaj i teraz mogę ci z całego serca podziękować za twoje wierne komentowania i wspieranie. <3
Dagna Płecha- No i widzisz dowiesz się co porabia Haru i Vald :D Akurat dziś dodajemy z nimi rozdział. :D A Harry pojawi się w swoim czasie. 
xxewelkax-Wezmę twoje pomysły pod uwagę. No i bardzo dziękuję, że wystąpiono ze swoimi koncepcjami, które mogą wpłynąć na tą serię. Naprawdę bardzo mnie to cieszy. Jeśli pojawią się jeszcze jakieś wizje to proszę dzielcie się nimi ze mną bo kto wie, może mnie natchniecie i przyczynicie się do napływu weny :D
Shena Wakai-Tak obrazek jest the best. Lee szalony wam przesyła całuski w moim imieniu. Następny rozdział Drarry pojawi się po tym dzisiejszym :D Może po tygodniu może po dwóch? Nie wiem dokładnie bo mam teraz troche obowiązków związanych z nauką i sprawami rodzinnymi. Ale postaram się was juz nie zaniedbywać ;* 




Haru siedział na ławce w pięknym ogrodzie, po długim namyśleniu doszedł do wniosku, że jeśli tak wygląda niebo to faktycznie jest ono piękne ale i bardzo monotonne. Ten spokój, który w nim panował był zbyt drażniący, na daną  chwilę naprawdę nie mógłby tu spędzić wieczności po śmierci. Z uśmiechem obserwował jak malutki chłopczyk drepta potykając się co jakiś czas o swoje wciąż niewprawione do chodzenia nóżki, jego synek był uroczy i gdyby nie chęć powrotu na ziemię do Valda na pewno byłby skłonny tutaj z nim zostać na dłużej. Póki co na ziemi jest zbyt wiele zła i nie chce by jego dziecko dorastało w tak niegościnnym świecie, a tutaj mają je pod opieką anioły. I mimo, że Haruhi od jakiegoś czasu dość sceptycznie podchodził do ich racji i stylu bycia musiał sam przed sobą przyznać, że dziecko jest tu bezpiecznie i może spokojnie pozostawić je tutaj na czas walk prowadzonych na dole.
-Haru.. – Chłopiec wstał jak tylko usłyszał głos bogini. – Twoje ciało zostało zabrane do zamku przez twojego brata i jego przyjaciela maga.
Książe uśmiechnął się delikatnie, a więc im nic się nie stało, to bardzo dobrze. Martwił się, że zostali ranni wciągnięci w wir walki. –Jak mam wrócić na ziemię? –Spytał spoglądając na anioła którego już poznał, to brat jego matki, który odwiedził ich w zamku. Posłał mu delikatny uśmiech na co „mężczyzna” odwzajemnił gest delikatnym ukłonem. –Sama mówiłaś, że moje ciało doznało zbyt wielkich obrażeń i dusza ratując się dostała się tutaj. To znaczy, że nie mogę wrócić do mojego ciała? –Ze smutkiem pomknął wzrokiem w stronę synka. Miał już wybrane imię, i tak bardzo chciał spytać się Valda czy mu się spodoba. Chłopiec jakby wyczuwając smutek swojego rodzica po chwili był już obok i tuląc się do nogi tatusia zaczął mówić coś czego niestety Haruhi nie zrozumiał. –Jak wrócimy do domku to tata nauczy cię ładnie mówić, czytać i pisać. Hmm? –Wziął chłopca na rączki i pocałował jego policzek na co maluch uśmiechnął się radośnie.
-On chciał powiedzieć, żebyś się nie smucił. –Szepnęła Bogini gładząc chłopczyka po jasnych włoskach.
-Skąd wiesz? –Spytał wciąż spoglądając w te śliczne oczka swojego maluszka. Był tak podobny do Valda, te oczy niby chłodne a potem można w nich dostrzec ciepło i miłość. –Jesteś do niego taki podobny. – Szepnął łamiącym się głosem i pozwolił kilku łzom spłynąć po policzkach.
-Moja pani. – Przerwał im z pokorą jeden z aniołów. Kobieca postać o męskim niskim głosie pokłoniła się Haru z ciepłym uśmiechem. – chce zrobić to dla naszego brata.
-Co takiego? –Spytał Haru przyglądając się mu poważnie i nie wiedząc o co właściwie chodzi, przecież nie prosił o pomoc.
-Ari, chce dotrzeć do twojego ciała na ziemi i je uzdrowić. –Wyjaśniła kobieta. –Nie wszystkie anioły mają dar leczenia, Ari jest jednym z naszych najlepszych medyków. Nikt go nie zmusza idzie jako ochotnik. –Dodała widząc niezadowoloną minę chłopca. – Anioły są ze sobą bardzo zżyte mój drogi, jeśli chce ci pomóc powinieneś to zaakceptować.
-Dziękuję, z chęcią przyjmę jego pomoc, ale czy to nie będzie dla niego niebezpieczne? –Jakoś trudno było mu wyobrazić sobie, ze ta pomoc nie niesie jakiegoś ryzyka.
-Nie martw się o mnie. – Powiedział, albo powiedziała w końcu Ari. –Robię to dla ciebie i dla siebie, naprawdę chce byś mógł wrócić na ziemię i pomóc swojemu ukochanemu.

----

-Nie sądzisz, że powinniśmy wrócić na pola i walczyć? – Spytał Draw spoglądając na bladą twarz Haru, twarz na której miały już nigdy nie zagościć śliczne rumieńce. – Boję się go zostawić tu samego..
-Już nic gorszego raczej mu się nie przytrafi prawda? –Kengo otulił młodszego mężczyznę kocem. – Zostań tutaj z nim. Ja wrócę i będę walczyć.
-Oszalałeś? –Spytał od razu łapiąc starszego za rękę, nie mógł przecież od tak pozwolić mu odejść i dać się porwać w to istne tornado mieczy. –Nie pozwolę ci pójść samemu. Ide z tobą, albo oboje zostajemy tutaj. Wybieraj.
-Draw to nie jest pora na..-Nie dokończył. Słowa które chciał wypowiedzieć ugrzęzły gdzieś w tych drugich ustach, które łapczywie zaczęły go całować. Draw patrzył na niego smutno, i chyba pierwszy raz widział u Maga taki wyraz twarzy, był przerażony i zrozpaczony. Kengo złapał jego dłonie i po dłuższej chwili odsunął się od niego. –Nie pozostawię swoich ludzi na pewną śmierć. Nie mam sumienia aby to zrobić, zrozum Magu! –Powiedział i otarł delikatnie policzek mężczyzny po którym spłynęła pojedyncza łza.
-Jesteś kompletnym idiotą wiesz? –Zaśmiał się łamliwym głosem blondyn.
Kengo uśmiechnął się i oparł swoje czoło o to Drawa.-Wiem i takiego mnie kochasz..
-Nie schlebiaj sobie za bardzo debilu.
-Yghym! To może obaj pójdziecie się bić a ja zajmę się Księciem? –Ten głos wyrwał ich z lekkiego otępienia i po chwili wpatrywali się już w osobę która stała przy oknie tuż obok łóżka Haruhiego. –Jestem Ari, i zajmę się waszym Haru. –Wysoka postać ze skrzydłami wyłaniającymi się zza pleców podeszła do łóżka na którym przysiadła wpatrując się w zakrwawione ciało księcia.
-Nie mamy podstaw do tego by ci ufać! –Warknął Kengo.
-Ale nie macie też aby mi nie ufać. Sam mówiłeś, że nic gorszego mu się nie przytrafi prawda? A ja chce pomóc. Jestem anielskim medykiem i postaram się sprowadzić duszę Haru z powrotem do ciała.
 
----

-Czy to na pewno bezpieczne? –Spytał Haru oglądając co się dzieje na ziemi w niewielkim zwierciadle które należało do Bogini.
-Zawsze istnieje ryzyko, ale Ari jest najlepszy i na pewno sprosta zadaniu. –Wyjaśniła uśmiechając się ciepło. Na tafli zwierciadła mogli ujrzeć jak anioł nachyla się nad ciałem Haru i zaczyna delikatnie je badać, najpierw musiał sprawdzić w jakim jest stanie. Jak poważne są rany i oszacować ile zajmie mu ich leczenie. Drawa i Kengo już tam nie było.  Wrócili do walczących aby ich wesprzeć, a Ari został i działał.
Przebicie serca, uszkodzenie płuca i połamane żebra. Do tego poważne naruszenie kręgów szyjnych. Ciężka sprawa, no i pierwszy raz będzie leczyć trupa by przywołać do niego dusze z nieba. Dłoń anioła skierowała się na pierś chłopca, skóra w tym miejscu zdawała się dziwnie mienić a po chwili jakby znikła odsłaniając mięśnie. Wyglądało to co najmniej dziwnie jakby chirurg skalpelem powoli otwierał ciało człowieka aby sprawdzić co się z tą laleczką stało niedobrego. W końcu krew i mięśnie wskazały drogę do tego najbardziej pokiereszowanego serca. Było w opłakanym stanie. Widok aż przyprawiał o zawroty głowy i mdłości. Nieprawdopodobne jak jeden cios miecza potrafi zniszczyć ten organ odpowiedzialny za funkcje życiowe. Dłoń Ari wsunęła się do środka piersi i zaczęła się regeneracja. Serce powoli zaczynało się odradzać, zdawało się na nowo łączyć w jeden działający mięsień. Kiedy więc zabiło anioł uśmiechnął się. Kilka minut leczniczej magii a zdawałoby się godzina. Teraz nadeszła kolei na mięśnie i inne rany.

----

-Karnest!-Krzyknął Draw biegnąc z Kengo w stronę swojego brata, który wciąż odpierał atak umarlaków. –Jak sytuacja?
-Dajemy radę, ale bardziej martwię się o to co się dzieje nad nami. –Wyjaśnił starszy poprawiając prawy naramiennik. Wszyscy trzej spojrzeli w niebo. Teraz zachmurzone skrywało dużo cięższą i krwawszą bitwę. Wiedzieli, że Vald tam jest w swojej wampirzej.. wręcz demonicznej postaci. To już nie był ich brat, Valdret został zasłonięty przez tą ciemną moc która powinna być uśpiona. Tyle czasu był spokój aż w końcu zdali sobie sprawę, że to zwykła cisza przed burzą... teraz ta nawałnica pojawiła się ze zgromadzoną siłą i zdwojoną mocą. –Nie mamy jak mu pomóc.
-Raczej w tej sytuacji nie będzie chciał naszej pomocy. –Westchnął Kengo biorąc do ręki jeden z łuków. – Musimy jakoś utrzymać te umarlaki z dala od zamku.
-A co z Haru? –Spytał Karnest. Zauważył, że na wspomnienia o księciu obaj mężczyźni wzdrygnęli się i posmutniali. –Co z nim?
Draw westchnął i spojrzał kątem oka na Kengo który spuścił głowę. –Jest chwilowo nieprzytomny. –Odparł z uśmiechem. –Na górze musiał mocno oberwać. Ma trochę ran, ale już się nim zajmuje jakiś wyspecjalizowany medyk. Jest w dobrych rękach a my powinniśmy się zająć tymi trupami. –Uśmiechnął się patrząc na idących w ich stronę przeciwników. Kostur który trzymał w dłoni zaczął niebezpiecznie świecić na czerwono. – Chodźcie chłopaki czas skopać parę kościstych tyłków.
Kengo uśmiechnął się i wycelował strzałą w najbliższego trupa. Puścił cięciwę i trafił prosto w jego głowę… dokładnie między oczy. –Dobrze więc. Draw, jeśli zniszczę więcej niż ty to po bitwie się z tobą kocham.
-Co kurwa? –Draw zrobił wielkie oczy i przy okazji zarumienił się szkarłatnie. – Nie ma szans, że wygrasz! A jeśli przegrasz to masz przejść się po plaży na golasa śpiewając „Małego jednorożca” –Zaśmiał się i po chwili kłąb czerwonej magii zniszczył dwa kolejne umarlaki. 
Po tych słowach garnizon naparł ponownie na wroga. Draw i Kengo co jakiś czas krzyczeli w swoją stronę ilu już zabili. Karnest z lekkim uśmiechem przysłuchiwał się temu i z jeszcze większym rozbawieniem musiał przyznać, że on sam zabił już dwa razy więcej niż tamci dwaj razem wzięci. Zamiast krzyczeć i się przechwalać mogliby zacząć zabijać i nie pojedynczo. Kolejna chwila jeszcze bardziej urozmaiciła bitwę bo zaczęli walczyć nie tylko na ilość ale także na sposób w jakiś niszczą przeciwnika. Zaczęły wychodzić im takie przedziwne Combo, że rycerze zaczęli brać z nich przykład. To był istny cyrk, a nie wojna, ale o dziwo trupów zaczęło ubywać. Ta ich głupkowata bitwa najnormalniej niosła za sobą plusy. Morale wojsk wzrosły tak samo ich skuteczność.  Kurwa ci dwaj najnormalniej przyczynili się nieświadomie do zwycięstwa.

----

Minęły około trzy godziny odkąd Ari wyruszył by uleczyć ciało Haru. W końcu usiadł na łóżku zdyszany i całkiem pozbawiony mocy. Jego dłonie z resztą tak jak i całe ciało w dziwny sposób postarzało się. Skóra pomarszczyła i teraz wyglądał jak poczciwy staruszek w białej szacie o długich jasnych włosach sięgających do bioder. Teraz wszystko zależy od Duszy która miała samodzielnie powrócić do ciała. Spoglądał na bladą twarz księcia która miała za chwilę przybrać nieco barw, opadnięta klatka piersiowa jeszcze nie dawała znaku iż płuca miałyby prawidłowo pracować. Bał się, że może o czymś zapomniał, że coś pominął. Ale jak to? On? Jeden z najlepszych anielskich medyków? To niedopuszczalne by tak doskonała istota jak anioł mógł pozwolić sobie na jakiś błąd. Nagle wyczuł coś. Obecność. Bardzo silną magicznie. Policzki leżącego na łóżku chłopca powoli odzyskiwały bladoróżowy odcień. Palce w dłoniach poruszyły się niezgrabnie, klatka piersiowa bardzo powoli uniosła się ku górze chcąc ogłosić tym samym, że płuca zaczynają prawidłowo pracować. Serce zabiło ze zdwojoną siłą pompując krew do wszystkich części ciała. Powieki zadrżały w takt ociężałego rytmu jaki starał się narzucić im Haru by w końcu otworzyły się i pozwoliły oczom powitać zachodzące słońce które oświetlało pokój dzięki promieniom jakie wpadały przez otwarte okna. Z każdym momentem jeszcze chwilę temu bezwładne ciało powracało do życia dzięki obecności duszy. Już nie przypominało wegetującej rośliny która czekała ostatkiem sił na życiodajne deszcze, które pchną ją ku górze w stronę niebo, ku słońcu, sklepieniu niebieskiemu które skrywa piękne jaśniejące gwiazdy. W końcu powieki rozchyliły się ukazując te piękne ciemne oczęta nieprzytomnie wodzące po suficie w poszukiwaniu czegoś nieuchwytnego. Zupełnie jakby kot starał się złapać irytującego owada, który niestety był wciąż dla niego zbyt szybkim łupem, który jako wyzwanie, niemal jak walka z wiatrakami nie daje mu najmniejszych szans na zwycięstwo. Spierzchnięte wargi, suche i blade rozchyliły się, ale zamiast słów z ich wnętrza wydobyły się gardłowe nieskładne dźwięki.
-Nie mów nic. –Szepnął Ari i położył dłoń na tej drobniejszej gładząc ją uspokajająco. Wiedział, że chłopak jest w lekkim szoku. W końcu dusza długi czas spędziła poza ciałem co mogło nieść za sobą pewnego rodzaju konsekwencje –Zaraz będzie lepiej. Jeszcze tylko dam ci jeden ostatni dar bracie. – Anioł ostatkiem sił przelał swoją resztkę mocy na ciało chłopca. Haru patrzył na to zszokowany, nie mógł uwierzyć, że plan polegał tez na poświęceniu się dla niego… gdyby tylko wiedział to na pewno by na to nie przystał. Wiatr który wpadł do pokoju przez otwarte okno porwał prochy w jakie obróciło się ciało anioła.  Książe leżał jeszcze długą chwilę na łóżku czując jak po policzku spływają mu łzy. Nie wiedział czy były spowodowane smutkiem czy złością. Czuł ból w klatce piersiowej, serce mu pękało. Tak wiele istnień cierpiało z jego powodu. Tak wiele poświęcono. W końcu udało mu się poruszyć. Bardzo powoli i mozolnie usiadł na łóżku łapiąc się za bok który pulsował mocnym bólem, niczym świeża rana. Spojrzał za okno żegnając ostatnie promienie słońca które otuliły swoim ciepłem jego twarz. Z północy nadciągały ciemne chmury… tak bodajże od strony pól, na których rozgrywała się bitwa.
-Vald.. – Jęknął boleśnie i wstał powoli by móc podejść do okna. Czuł jak powoli powracają do niego siły, może nie było to szybkie, ale teraz mógł spokojnie oddychać bez tego irytującego bólu w płucach, stać na nogach nie mając wrażenia, że się pod nim załamią. Z jego pleców bezboleśnie wyłoniły się skrzydła. Chciał wzlecieć, poszybować do ukochanego i go uratować, ale nie mógł jeszcze. Jeszcze nie miał na tyle energii, musiał stać i czekać. Spoglądał w dal tęskno obserwując klucze ptaków, które uciekają przed ciemnością nadciągającą z północy. –Trzymaj się Vald.. –Nawet jeśli tam wróci to co zrobi? Przecież jego ukochany się zatracił, nie wiedział jak ma do niego dotrzeć. Jego uwagę przykuło coś dziwnego, jakby światło wyłaniające się spomiędzy chmur, jasny promień ciepła skierowany w jego stronę oblał jego ciało, napełnił mocą i energią. Moment jak z jakiejś opowieści. Skrzydła przestały ciążyć, światło napełniło Haru czymś czego dawno nie czuł, jego anielska magia zdawała się gotować, wrzeć i pulsować w jego żyłach. Włosy które były do ramion, tylko tyle urosły od pamiętnej bitwy na arenie teraz sięgały do pasa i miały piękny biały kolor, niczym śnieg. Zacisnął dłonie w pięści i wzleciał w górę. Od razu pomknął w stronę największej ciemności unoszącej się nad królestwem. Pola pełne walczących zdawały się blednąć z każdą chwilą przysłaniane przez ciemne chmury. I wtedy ujrzał ich. Vald i Cross. Ukochany zalany swoją krwią wyglądał jak demony z opowieści, z mitów, które w sercu każdego powodowały strach.  Cross unosił się naprzeciw niego. Obaj co jakiś czas ciskali w swoją stronę kłębami magii, bądź rzucali się na siebie niczym rozwścieczone zwierzęta pragnące śmierci swojej i przeciwnika. Była to walka na śmierć i zycie. Haru zbliżał się nabierając prędkości. Mknął w kierunku Crossa starając się nie zboczyć z kursu. W jego ręku nie wiadomo skąd pojawił się dziwny lśniący miecz. W głowie zabrzmiał głos wszechmatki bogini –„Celnie Haru.. prosto w pierś. To Azahil miecz na demony”-Chłopiec zmarszczył brwi, ale wiedział… spodziewał się, że musi do tego dojść, prędzej czy później. Z nieba spadały pojedyncze promienie światła, którymi tak naprawdę były anioły. Spadały na ziemię chcąc przyłączyć się do bitwy, pomóc ludziom pokonać zmarłych. A Haruhi leciał w kierunku Crossa, nabierał prędkości był niczym gwizda zagłady wymierzona w brata skupionego na Valdzie. Światło wokół chłopca nabierało na sile rażąc swoją jasnością, wtem… trysnęła krew, czarna niczym smoła. Miecz przebił mężczyznę który stanął w płomieniach krzycząc i wijąc się z bólu. Haru nie puszczał miecza, nie musiał nic robić jak tylko upewnić się, że brat nie ucieknie, nie zdoła się uwolnić od klingi która drążyła jego pierś niczym robak świeże jabłko. Koniec był szokujący, miecz zniknął a ciało Crossa stanęło w płomieniach, paliły go ognie piekielne, wracał skąd przybył tak przynajmniej przypuszczał Haru. Szok jaki malował się na jego twarzy przyprawiał młodego księcia o dreszcze i zbierało mu się na wymioty. Zabił człowieka… nie! Zabił potwora. Spłonął.

----

Anioły stanęły ramię w ramię z ludźmi walcząc z umarłymi. W końcu udało im się zdziesiątkować wrogów, kiedy jednak Cross zniknął kości i prochy wróciły gdzie ich miejsce. Do ziemi, do mogił.
Haru podleciał powoli do Valda, który przyglądał się mu z nienawiścią. Czerwone oczy przysłonięte czarnymi kosmykami, poszarpana skóra z której skapywał krew. Para rogów brutalnie przebijająca czoło mężczyzny to wszystko składało się na tą pokraczną postać.
-Vald. – Szepnął Haru czując jak łzy spływają mu po policzkach. – Poznajesz mnie? –Wyciągnął dłoń w jego kierunku, lecz demon od razu przybrał bojową postawę. –To ja… Haru. – Głos mu się załamał. Patrzył na niego i nie wiedział co ma powiedzieć. Przecież to jego ukochany, jego Valdret. –Wróć. – Płakał jak dziecko, nie wiedział co ma zrobić. Nie mógł się zbliżyć. Nie mógł go dotknąć, byli w tym momencie przeciwieństwami. On zbyt dobry a on zły. Przecież Haru miał w sobie zbyt wielkie pokłady mocy jeśli dojdzie do zbliżenia oboje nawzajem się zniszczą. Epicentrum problemu było ich osobami. –Vald. –Szepnął. Demon przechylił głowę na bok przyglądając się mu… zrozumiał? Chyba tak. –Vald wiesz kogo spotkałem? –Uśmiechnął się boleśnie. – Naszego synka. Jest śliczny. Ma twoje oczy wiesz? –Mówił powoli niemal niedosłyszalnie. – Chciałbym byś go zobaczył.. musimy wybrać imię. Już w sumie się zastanawiałem. –Zaśmiał się nerwowo i wybuchł w końcu panicznym płaczem. – Proszę.. Vald.! Wróć do mnie.
„Haru… kochanie.” Demon zawył. Był to ryk przeraźliwy i bolesny. Rzucił się w stronę anioła, który przed nim skulony zanosił się płaczem. Kiedy ich ciała się zetknęły okolicę ogarnęło oślepiające światło i coś brzmiącego jak pisk miliarda niemowląt.
„Vald”
„Tak?”
„Wybierz jakieś imię dla synka”
„Dlaczego ja? Ty wybierz, potem będzie mieć do mnie pretensje jeśli mu się nie będzie podobać”
„Głuptasie. Będzie zadowolony w końcu to nasz syn”
„Jun.. „
„Piękne… Jun” 



/Przepraszam za błędy, ale rozdział nie betowany Wyszło troszkę krótko, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się podobało. XD
Lydia Land of Grafic