piątek, 15 marca 2013

Rozdział XII.

Colin nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Groźby takie jak anonimy są niczym w porównaniu z Tym. Zdechłe szczury? Ktoś aż tak źle mu życzy? Ale kto? Dlaczego? Przecież nie zasłużył sobie na takie traktowanie? Shigon oddał Sakiemu pudełko i powiedział mu coś na ucho, na co ten zareagował kiwnięciem i wyszedł z pokoju. Czarnowłosy podszedł do chłopca i pogładził delikatnie jego włosy, ale nie odezwał się. Nic nie powiedział. Żadnego słowa wytłumaczenia, po prostu nic. Czyżby ta cała sytuacja postawiła go w niekomfortowej sytuacji? Z jednej strony ma chłopca na, którego tak długo czekał a z drugiej cały pensjonat. Nie ważne, co zrobi musi liczyć się z konsekwencjami.

-Colin wracaj do pokoju.-Odparł Shigon po jakimś czasie.

-Nie..

-Wracaj do pokoju.

-Nie chce. –Złapał dłoń mężczyzny i pchnął go z trudem na łóżko. Usiadł na biodrach starszego nadal chowając twarz za blond grzywką. – Nie chce odchodzić.. Chce zostać. Z tobą.

-Colin, ja..

-Nie chce. –Jęknął płaczliwie, bo już w oczach zbierały mu się łzy. Dłonie zaciskał na koszuli czarnowłosego, który patrzył się na niego z bólem. Nigdy jeszcze nie był w tak beznadziejnej sytuacji. Wybór trudny i tylko dwa wyjścia. Colin schował twarz w zagłębieniu szyi partnera i załkał cicho.

-Jestem w martwym punkcie słodziaku. –Pogładził jego włosy.

-Te pogróżki się nie skończą póki tu jestem. –Szepnął łamiącym się głosem. –Jeżeli wyjadę, co się ze mną stanie?

-Nie jesteś jeszcze pełnoletni. Trafisz do sierocińca albo do rodziny zastępczej. - Colin spojrzał na niego niepewnie i wstał. Nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony chciał zostać a z drugiej nie chciał sprawiać problemów. Kiedy już chciał wyjść Shigon złapał go za dłoń, po czym pociągnął na łóżko, zawisł nad nim i najnormalniej w świecie zdarł ubranie. – Jesteś mój. Nie oddam Cię. –Zapewnił i wpił się w śniadą cerę na jego szyi pozostawiając na niej czerwoną malinę, którą dodatkowo potraktował zębami. Colin jęknął głośno. Brutalna natura Shigona powróciła. Znów czuł jak bardzo pożąda ciała chłopca, jak krew się gotuje w jego żyłach a ciasnota w spodniach przeszkadza kurewsko. Colin, leżał jedynie jak pusta skorupa i pozwalał mu na każdy ruch. Chciał czuć ciało kochanka zwłaszcza, że będzie mógł nie myśleć o innych przykrościach. Seks faktycznie daje ulgę i wyłącza umysł. To ciało czuje a nie głowa.  Dłonie sunęły wzdłuż bioder młodszego zatrzymując się na chwilkę, po czym wróciły do góry pieszcząc sutki blondynka, ten czuł jak po jego skórze przebiegają dreszcze, jak ciało dosłownie płonie.

Shigon spojrzał na Colina, kiedy już się wewnątrz niego bardzo intensywnie poruszał. Chłopiec zagryzał boleśnie wargę wylewają strumyki łez, które moczyły poduszkę, dłonie zaciśnięte w piąstki na czarnych włosach starszego delikatnie ciągnęły krucze kosmyki.  W końcu zdał sobie sprawę, że znowu wziął go jak kiedyś. Tylko po to żeby zaspokoić siebie.

-Colin, j-ja przepraszam. – Pogładził jego policzek i przylgnął do ciała młodszego chowając twarz gdzieś w jego blond włosach. Poczuł ból w klatce piersiowej. Jak mógł zrobić to temu aniołkowi?

-Dokończ. – Szepnął Colin.

-Nie.

-Proszę, skończ.

-Ale zraniłem Cię. Obiecałem, że już tego nie zrobię w tak brutalny sposób. –Spojrzał na niego boleśnie. Wstał z łóżka i okrył młodszego kołdrą. – Dowiem się, kto te pogróżki wysyła i osobiście go zamorduję.



Minęły dwa dni od incydentu ze szczurami, niby nic takiego się nie działo pomijając jeden list o obraźliwej treści. Wyzywanie od dziwek i obrażanie matki Colina było naprawdę bolesne. Blondynek postanowił nie wspominać o tym Shigonowi. Problem za problemem a chłopiec nie chciał być ich częścią.

- Colin, to chyba do ciebie. –Yuki wszedł do pokoju niosąc list.

-Dla mnie? –Blondyn spojrzał na kopertę, Otworzył ją i przeczytał treść:
„Jeżeli nie chcesz już sprawiać problemów, to wyjdziesz o północy do ogrodu. Czekaj pod dębem a dowiesz się, co i jak.”
Zupełnie jakby słyszał Anette. NO TAK!! To pewnie Anette robi jaja i próbuje go podpuścić. Do tej pory pogróżki były drukowane a to zostało napisane ręcznie. Mimo wszystko wyszedł z pokoju o północy i skierował się w stronę ogrodu. Stał pod dębem dłuższą chwilę.

-Colin. – Ktoś go zawołał, ale na tyle cicho żeby tylko on to słyszał. Gdy blondynek się odwrócił w stronę źródła głosu ujrzał mężczyznę i tylko tyle, bo po chwili poczuł straszny ból głowy i stracił przytomność. Obudził się w ciemnym pomieszczeniu przywiązany do krzesła.

-Dawno się nie widzieliśmy Colinie. – Głos całkiem obcy, tak się przynajmniej wydawało blondynkowi. Stał przed nim niski mężczyzna, ale wyższy od samego chłopca, ubrany był w elegancki garnitur Twarz miał dziwnie nieprzyjemną, dwudniowy zarost dodawał mu charakteru tak samo jak zbyt krzaczaste brwi.

-Kim jesteś?

-Nie pamiętasz? Hmm no tak sporo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania. Miałem nadzieję, że trawisz bezproblemowo do sierocińca a potem oddasz mi pieniądze.

- Co takiego?-Colin wytrzeszczył oczy w zdumieniu.

-Moje pieniądze. Twój ojciec był mi sporo winien, ale ciekawie to wymyślił. Zabójstwo twojej matki i samobójstwo to bardzo dobre wyjście. Zapomniał tylko o jednym drobnym szczególe, że przejmiesz jego długi ty. –Uśmiechnął się złośliwie. – No Colin to, kiedy oddasz mi moje pieniądze?

-A skąd mam je wziąć? Do niedawna nawet nie wiedziałem, kim jestem, a teraz się dowiaduję, że mam spłacić dług, o którym nie miałem pojęcia?

-Gdyby świat był taki sprawiedliwy jak chcemy, ech. No cóż skoro tak stawiasz sprawę to muszę wyciągnąć wnioski. – Złapał jego podbródek w mocnym uścisku i bardzo dokładnie się mu przyjrzał. – Nie wiem ile jesteś wart, ale będę się targować z potencjalnymi kupcami. Jakoś muszę odzyskać te pieniądze.

-Chcesz mnie sprzedać?

-Nie widzę innego wyjścia, na pewno najdzie się ktoś, kto zechce za ciebie sporo zapłacić. Musiałem jakoś wywabić Cię tymi pogróżkami, ale okazało się to wyjątkowo łatwe. – Uśmiechnął się ironicznie.-  Osobiście nie wiem, co ten mój syn w Tobie takiego widział. Przez Ciebie nie ma kto odziedziczyć firmy, przez ciebie nie ożenił się z Anette. Do jasnej cholery przez ciebie gówniarzu moje plany rozpadały się na kawałki.

Colin całkiem oniemiał. – Pan jest ojcem Shigona?

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XI.

-Colin-kun! – Yuki rzucił się na łóżko współlokatora, kiedy ten spał sobie w najlepsze śliniąc przy okazji poduszkę. No, ale kto by się nie ślinił gdyby każdej nocy miał takie gorące sny: Shigon całkiem nagi pokazujący swoje ciało w pełnej krasie, jego długie czarne włosy opadające na ramiona. Kyaaa ta umięśniona sylwetka, zgrabne biodra i szerokie barki, duże dłonie spoczywające na pięknie wymodelowanych przedramionach. Dodatkowo stał na plaży podczas zachodu słońca i patrzył się w stronę blondynka tym swoim kuszącym spojrzeniem, pełnym pożądania i uczucia. NO KURDE I JAK TU NIE ŚLINIĆ SIĘ??!! – Colin-kun, szybko, bo jakaś białowłosa dziunia kradnie Ci ukochanego!-Zaśmiał się w duchu Yuki i pogratulował sam sobie za pomysłowość, bo chwilę później śpioch zerwał się do siadu o mały włos nie zrzucając go z łóżka

-Gdzie ona jest? –Spytał Colin nadal będąc jedną nogą w krainie snów. T^T Sen był taki piękny a teraz postać Shigona zniknęła.

-Musiałem jakoś Cię obudzić. Spóźnimy się na poranne ćwiczenia i przez ciebie nie zjemy śniadania a dzisiaj są tosty i kakao. Rozumiesz to?! KAKAO!! –Zaczął skakać na łóżku zupełnie jakby ten konkretny napój traktował niczym nektar bogów.

-No dobrze już wstaję. –Westchnął, bo najchętniej wróciłby do łóżka i w objęcia wyśnionego Shigona. Bardzo powoli podniósł się z łóżka i podszedł do szafy wyjmując z niej dres, który chwilkę później już miał na sobie. –Yuki a może zapiszemy się na gimnastykę?

-Hihi czyżbyś miał jakiś konkretny powód?

-Nie, ale sam przyznaj, że teraz nic ciekawego nie mamy do roboty. Zadania udaje nam się wykonywać na przerwie obiadowej a z nauką nie mamy problemów. Kiedy wracamy do pokoju siedzimy i nudzimy się. A tak to przynajmniej się czymś zajmiemy i będziemy w lepszej kondycji. –Wyszli na korytarz schodząc powoli po schodach aż do parteru. Potem na dwór i wreszcie na niewielkie boisko. Tam już czekało paru chłopaków i trener. Jak zwykle poranne ćwiczenia składały się z rozgrzewki, biegów, skłonów, przysiadów, pompek, szpagatów itd. W pewnym momencie Yuki złapał Colina za ramię pokazał ręką.. Anette, która biegła goniąc Deiwa, ten zaś uciekał trzymając w ręku coś, co wyglądało jak zdechła fretka, albo kilka zdechłych fretek całych w błocie i potarganych.

-Crétin!! Jak mogłeś pozwolić tym psom tak zniszczyć moje grand futro?! –To prawdziwa sztuka biec w szpilkach od Betrand Pierra i nie łamać sobie przy tym kończyn.

-To nie moja wina, że używa Pani takich perfum, które dla psów są jak cieczka u suki. Wyczują na kilometr, zwłaszcza, że są to psy obronne i specjalnie żadnej suki od cholernie długiego czasu nie widziały.  A panienka Anette przypadła im do gustu!! – Krzyczał Deiw wymachując futrem i machając drugą ręką do Colina, który razem z Yukim zanosili się głośnym śmiechem.

-Haha trzeba będzie postawić Deiwowi coś do picia. –Powiedział Colin.

-Albo mu coś innego postawimy. –Poprawił Yuki, na co blondyn pacnął go mocno w czubek głowy.

-Ty to byś tylko o jednym myślał, co Yuki-chan?

-Nie, ale sam przyznaj, że od takiego życia trudno nie mieć skojarzeń.

-A no trudno.

Wrócili do ćwiczeń a potem z uśmiechem śmiejąc się nadal z Anette poszli do jadalni na śniadanie.  Faktycznie Kakao było miłą odmianą skoro przez tak długi czas pili zieloną herbatę. Blondyn miał wrażenie, że właśnie z tego powodu na śniadanie wszyscy przyszli punktualnie. Na balkonie siedzieli jak zwykle opiekunowie i Shigon. Związał długie włosy w kucyka i teraz wyglądał jeszcze przystojniej. I nie tylko Colin to zauważył połowa pensjonatu nie spuszczała z niego wzroku. To było irytujące, ale blondynek wiedział, że jest to tak czy siak nieuniknione. Yuki zdążył już wypić dwa kubki kakao i właśnie zabierał się za trzeci. Po śniadaniu Chłopcy poszli do gabinetu Johna żeby zapisać się na gimnastykę. Kiedy Yuki dowiedział się, że Sam często tam zagląda od razu rozpromieniał i bez chwili zawahania podpisał się na liście. Colin zrobił to samo i po chwili poszli na zajęcia. Mieli dzisiaj dość napięty grafik, trudne lekcje i sporo zadań, ale jak zwykle szybko się z tym uwinęli. Blondyn postanowił zajrzeć do biblioteki, ale nogi poniosły go gdzie indziej, a mianowicie sypialni Shigona. Wparował tam z uśmiechem, ale mężczyzny nie było. -,-

-Shigon? –Chłopiec wszedł w głąb pokoju i usiadł sobie na łóżku. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł czarnowłosy i nie był zadowolony.

-Co tu robisz?

-Umm a już mam zakaz przychodzenia do ciebie? –Spytał nieco urażony. – Coś się stało?

-Dostałem anonimowy list, że jeżeli do tygodnia nie wrócisz do sierocińca naślą na pensjonat policję.

-Ale sam mówiłeś, że nikt nie wie gdzie znajduje się pensjonat. –Szepnął Colin.

-Tak, ale co za problem podać policji współrzędne?

-No to.. – Wstał z łóżka. – Pójdę się spakować.

Shigon złapał jego dłoń i pociągnął siadając na łóżku tak, że Colin wylądował na jego kolanach. – Zwariowałeś? Nie oddam Cię nikomu. Jesteś mój. – Pocałował go nie czekając na pozwolenie. Nie miał zamiaru go zostawiać, tyle lat czekał na tego blond aniołka i nie pozwoli go sobie zabrać. Pogłębił pocałunek przesuwając dłonie na plecy chłopca. – Nie oddam Cię.

-Nie chce żebyś miał problemy.

-Problemy będzie miał ten, kto wysłał tego anonima. –Odparł z uśmiechem.

-Shigon.

-O, co chodzi?

-ładnie Ci w związanych włosach.

Zaśmiał się i przeczesał jego blond kosmyki. –Dziękuję, ale czasem długie włosy przeszkadzają. No i wiesz jak długo się je suszy?

-Mogę Ci następnym razem pomóc. –Zaśmiał się radośnie i położył na łóżku.

-słyszałem, że zapisałeś się na gimnastykę.

-Mhm razem z Yukim dziś się zapisaliśmy. Już od jakiegoś czasu umiem zrobić szpagat.

-Pochwal się.

Wstał z łóżka i postarał się zrobić szpagat, ale nieco mu to utrudniały jeansy. – Umm chyba Ci nie pokażę. Spodnie są niewygodne.

-O matko mam Ci powiedzieć, co z nimi zrobić? Ściągaj i nie gadaj głupot.

Colin dość zawstydzony ściągnął spodnie i pokazał czarnowłosemu szpagat.

- Ale mam wygimnastykowanego kochanka. –Podziwiał jego ciało, które teraz tak pięknie wyeksponowano. –Dobra Dzieciaku wystarczy, bo się jeszcze napalę.

Do pokoju Shigona ktoś zapukał i po chwili wszedł Saki. – Shigon-sama jest problem.

- Jaki?

Brunet podał mu niewielką paczuszkę. Shigon otworzył wieko, lecz po chwili zakrył je z powrotem. Niestety Colin zauważył, co było w środku. Zdechłe szczury i list z napisem: „Dzieciak ma się wynieść, bo inaczej tego pożałujesz.”

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział X.

-S-Shigon? – Anette po chwili całkiem zmieniła wyraz twarzy na smutny, przestała obciążać jedną z nóg i ponownie zaczęła udawać obłożnie chorą i poszkodowaną. – Ten chłopiec wygadywał takie okropne rzeczy. Wcale mu na Tobie nie zależy i jeszcze mnie obraził.

Colin patrzył wielkimi oczyma na kobietę. Że niby jemu nie zależy? Jak ona może takie kłamstwa wygadywać? – Nic takiego nie mówiłem? –Szepnął złamanym głosem. Suchość w gardle powoli stawała się nieznośna z resztą tak samo jak dreszcze i gorączka. Wszystko bolało Colina i męczyło zupełnie jakby ktoś wbijał w jego kości miliard szpilek. Oczy powoli same z siebie zaczęły się zamykać. Po czole spływały krople perlistego potu naznaczając mokry ślad na poduszce, lub ginąc gdzieś w blond kosmykach włosów. Colin miał wrażenie, że leży w głębokiej studni, bo głosy były takie dalekie i głuche.

Shigon przeszedł obojętnie obok Anette i położył dłoń na czole młodszego, który teraz zaczął drżeć niespokojnie. Mimo, że spał to wcale nie wyglądało jakby mu się miało polepszyć. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna stała nadal obrócona przodem do drzwi gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się czarnowłosy. „Czemu do jasnej cholery tak bardzo się przejmujesz tym bachorem?” Westchnęła w myślach i kulejąc, bo przecież noga ją bardzo bolała, wyszła w pokoju.

Shigon wyjął komórkę i zadzwonił po lekarza. Chwilę później blondynkiem zajmował się doktor, który pracował w pensjonacie i jednocześnie uczył chemii.

-I jak z nim będzie? –Spytał Shigon nieco ozięble.

-Nie mam ani dobrych ani bardzo złych wieści. –Odparł mężczyzna.. – Chłopiec za długo był na dworze. Mamy środek lutego a zdołał się przez te parę godzin nabawić zapalenia płuc. Na dodatek leżał na wilgotnej trawie zmókł, więc i go przewiało. Gorączka rośnie a nie chce podawać żadnych mocnych leków, bo nie wiem czy nie jest na któryś z nich uczulony.

-Kurwa… to, co robić?

-Póki, co musimy się zająć jego gorączką. Zalecam okłady lodowe. Będzie odczuwał na zmianę, raz zimno a raz gorąc, poty dreszcze a dopóki się nie obudzi i tak za wiele nie zrobimy.

Po chwili do pokoju Colina zostały przyniesione kawałki lodu z chłodni i obwinięte w ręczniki przyłożono je do ciała chłopca. Skóra blondynka niemal parzyła, gdy Shigon pogładził malca po czole. –Przepraszam Colin.. – Westchnął i musnął jego policzek. Czuł się odpowiedzialny za wszystkich podopiecznych, ale zwłaszcza za Colina. Przecież, ech no przecież on go kochał, jak mógł dopuścić to tego, że leży teraz w takim stanie? Na szczęście po nocy gorączka spadła a Colin otworzył oczy jakoś około siódmej. Spodziewał się zobaczyć Yukiego, ale zamiast niego rzuciła mu się w oczy sylwetka Shigona.  Zakaszlał głośno niemal się dusząc. Płuca bolały i suchość w gardle wcale mu nie pomagała.

-Jak się czujesz? – Spytał wreszcie mężczyzna usłyszawszy młodszego.

-P..ć

-Heee? Co takiego? – Podniósł się z krzesła.

Blondynek zakaszlał i starał się przełknąć ślinę, której niestety nie było w jego ustach ani trochu. – P-pić.

-Chcesz pić? Kurna no tak, już zaraz Ci coś dam. – Sięgnął po szklankę wody i podsunął ją chłopcu pod usta, aby mógł się spokojnie napić.

Boże jak dobrze było poczuć coś, co nie jest suche i smakuje jakby się jadło kredę. Woda, dzięki ci Panie żeś ją stworzył. Kiedy tylko jego usta zostały wystarczająco nawilżone a gardło przestało być nieprzyjemnie suche mógł podziękować. – Dziękuję Ci. – Nie patrzył Shigonowi w oczy, wstydził się swojej głupoty.- Umm ja..

-Przepraszam Colin.. – Dokończył za niego czarnowłosy. – Bardzo Cię przepraszam. Jestem beznadziejnym opiekunem skoro przeze mnie jesteś teraz w takim stanie. –Spuścił głowę. – Jeśli chodzi o To, co powiedziała wtedy Anette.. Faktycznie kiedyś coś takiego powiedziałem. Kiedy byłem młodszy wspomniałem raz, że chętnie bym się z Tobą przespał. Ale nie wykorzystał, nigdy nie myślałem o Tobie jak o kimś na jeden raz…

-Gdybym nie odzyskał wspomnień i dalej kształtowałbyś moje byłe życie, czy wtedy byłbym chłopcem do zabawy? I nadal pieprzyłbyś innych chłopców? – Spytał boleśnie, ale starał się to jakoś zamaskować.

-Tak, ale odzyskałeś wspomnienia, więc nie mam powodu żeby Cię tylko wykorzystywać. – Odparł a kiedy zobaczył niezadowoloną minę blondynka westchnął. – Colin tyle lat nie miałem Cię obok siebie, no zrozum, że jak każdy facet miałem swoje potrzeby, jak chciałem pieprzyć to pieprzyłem i nie zmuszałem do tego nikogo. Co byś zrobił na moim miejscu?

-Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. –Mruknął Colin i wtulił twarz w poduszkę. –Nie chce żeby ona mi Ciebie zabrała. –Zarumienił się szkarłatnie.

Shigon zaśmiał się. – Słodziaku nie musisz się martwić. Nikt mnie Tobie nie zabierze. –Pogładził jego włosy.- A teraz musisz mi szybko wyzdrowieć dobrze?  Zawołam lekarza i on się Tobą zajmie.

Colin przez kolejne parę dni musiał leżeć w łóżku. Zapalenie było dość złośliwe, gorączka na szczęście spadła a blondynkowi wracał humor. Co pięć minuto marudził, że nie chce mu się już leżeć i nic nie robić. Raz nawet John musiał go siłą zaciągać do łóżka, bo ten mały skurczybyk wylazł z pokoju i doczołgał się niepostrzeżenie pod same schody na parter. Oczywiście dostał opieprz od Shigona za swoją głupotę, ale kiedy zrobił szczenięce oczka, które miały na czarnowłosego zaskakująco duży wpływ obeszło się bez kary. Najdziwniejsze było to, że Anette przestała udawać, ale na nieszczęście nie chciała wyjeżdżać i rezygnować z Shigona.

-Shigon.. Ale ja nie wiem czy, ach.. Umm – Blondynek siedział na łóżku stękając głośno, kiedy czarnowłosy zajmował się jego erekcją. -..Czy mogę?

Shigon uśmiechnął się i teraz ruszyła do dzieła jego dłoń. – No właśnie się upewniam czy już możesz. Póki, co wszystko jest w porządku. – Uśmiechnął się ironicznie i wrócił do przerwanej czynności.

-Ach.. Och umm..  – Jęczał nie powstrzymując się ani trochę. To było takie wspaniałe uczucie. Gorąco i ciepło, usta mężczyzny czyniły cuda. Penis chłopca pulsował intensywnie, kiedy język tak sprawnie go pieścił a dodatkowo dłonie masowały jego jądra. Czarnowłosy nie musiał długo czekać aż ten dojdzie z tym błogim piskiem.

-Stwierdzam, że jesteś w dobrym stanie. –Szepnął, gdy już przełknął to, co sprezentował mu chłopiec. – Jak się czujesz?

-…. – Oddychał ciężko i dopiero po chwili otworzył usta żeby coś powiedzieć. – Już dobrze.

-Czyli przed tym. –Przesunął dłonią po jego członku. – Było gorzej, tak? – Zaśmiał się, na co chłopiec oblał się jedynie rumieńcem.

-Shigon.

-O, co chodzi słodziaku?

-Kocham Cię i nie chce żebyś mnie zostawił. –Spuścił głowę.- Tak jak wtedy w dzieciństwie.

-Nie zostawię Cię dzieciaku. –Objął go mocno i pocałował czule. – Skoro już Cię znalazłem to nie mam zamiaru tak po prostu Cię opuszczać. –Przesunął dłoń na jego pośladek i delikatnie podrażnił jego dziurkę, na co blondynek zareagował stęknięciem. – Jesteś cieplejszy nić zazwyczaj. Chyba znowu masz gorączkę.

-Wydaje Ci się. To przez Ciebie.

-Aż tak ci gorąco, kiedy jestem blisko?

Chłopiec nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową.  Wtedy Shigon złapał jego nadgarstki i przycisnął go do łóżka.

-Cieszę się w takim razie. Colin..

-Hmm?

-Mam na Ciebie cholerną ochotę. Muszę się pytać o pozwolenie?-Oblizał lubieżnie wargi.

Colin sięgnął do spodni mężczyzny i powoli je z niego zsunął. Czasem blondynek podziwiał Shigona, że umie maskować swoje podniecenia, ale teraz był zafascynowany, że erekcja starszego już tak dumnie stała i czekała na zaspokojenie. – Ja też mam ochotę. – Szepnął nieśmiało i rozchylił delikatnie uda. – Chce ciebie w sobie braciszku.

Czarnowłosy pozbył się zbędnej odzieży i pogładził wewnętrzną stronę ud młodszego. – Mój mały, słodki braciszek. Kocham Cię Colin. – I razem z tymi słowami mężczyzna wszedł w kochanka jednym mocnym pchnięciem. Po policzku blondyna spłynęła łza. Nie bólu, lecz szczęścia. Pierwszy raz Shigon powiedział te jakże upragnione słowa.
Lydia Land of Grafic