niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 12.

Draw siedział w swojej komnacie w północnej części zamku. Rzadko kiedy wpuszczał kogokolwiek do tego zawalonego księgami i zwojami pomieszczenia. Mimo, że wydawało się małe, to mag z wielką dumą mógł przyznać, że za sprawą własnej magii powiększył je optycznie dodając gdzieniegdzie dodatkowy pokój bądź regał na papiery od których biła jakaś tajemnicza moc. Wszystko pięknie i z pewnością niejeden jego kolega z akademii magów chciałby zagościć u młodego czarodzieja, gdyby nie fakt, że jego pochodzenia trochę ich odstraszało. W końcu syn Króla. Nie każdy w akademii mógł się pochwalić takim pochodzeniem. Akurat trwała niemała rozróba spowodowana zniknięciem Haru i wieściami o kłusownikach którzy panoszyli się po pobliskim lesie. Draw siedział w bibliotece obładowany jakimiś starymi księgami, gdy do środka wszedł  Brat Antognita który zajmował się tamtejszymi zbiorami.
-O Dravinie nie pomagasz w poszukiwaniach Księcia Haruhiego? –Spytał starszy mężczyzną kładąc na pulpicie dwa wielkie tomy „Drakh’s Agonit”  - Gdyby nie moje stare kości i słaby wzrok sam pomógłbym w poszukiwaniach.
-Oj tam staruszku, jeszcze nas wszystkich przeżyjesz. Gdy tylko znajdę odpowiednią książkę i dokończę wywar w mojej komnacie to pójdę i pomogę. Na razie jeden człowiek mniej czy więcej różnicy nie zrobi, poza tym Haru wróci, obraził się o pierdołę bo mój głupi brat okazał się niezbyt rozgarnięty.
-Książe Valdret zawsze był lekkomyślny i nie potrafił zachować się odpowiednio w sytuacji która tego wymagała. –Zaśmiał się swoim starczym podłamanym głosem który po chwili zagłuszył kaszel z rogu pokoju. –Skrybo prosiłem Cię żebyś skończył przepisywać ten podręcznik wczoraj wieczorem. Dlaczego jeszcze tu jesteś? –Westchnął odnosząc stosik pergaminów na odpowiednią półkę.
-To ja już może lepiej, pójdę widzę, że jesteście bardzo zajęci. –Drav zabrał ze sobą księgę i ruszył w stronę swojej komnaty. Musiał dokończyć przygotowywanie wywaru dla tego zapatrzonego w siebie delikwenta którym był brat Haruhiego. Nigdy nie sądził, że będzie zmuszony jakkolwiek mu pomóc, ale no cóż skoro królowa go o to prosiła, a przecież matce która troszczy się o dziecko nie wypada odmawiać.
-Ciesz się głupi wilku, że twoja matka mnie o to prosiła. –Rzekł sam do siebie i wszedł do swojego „gniazda” jak zwykł to nazywać. W środku od razu podszedł do sporej wielkości stołu na którym znajdowały się różne alembiki i składniki alchemiczne. Na czym to skończył? No tak ach ta niezawodna pamięć, wyszedł dosłownie na kilka chwil po księga pozostawiając gotujący się wywar tak jak pisało w przepisie i już raczył zapomnieć na jakim etapie jest. Zerknął więc na kartkę pergaminu leżącą obok i z lekkim uśmiechem dodał do alembiku kolejny składnik. Ponownie skupił wzrok na kartce i mina mu zrzedła. Jak to? To tyle? Koniec? Teraz musi tylko czekać pięć godzin aż się zaparzy? Westchnął i podszedł do swojego wielkiego łóżka. To teraz czas na drzemkę. Wskoczył na miękką pościel i ułożył się odpowiednio, tak żeby było mu wygodnie, czyli pozycja embrionalna.
----
Larien i Libell szły przez dłuższy korytarz aby zrobić swojemu braciszkowi niespodziankę i dać mu do pokoju świeżo zerwane kwiaty. Wszyscy poszli poszukać Haru a dziewczynki jako, że były za małe nie mogły w tym uczestniczyć. Postanowiły więc zająć się swoimi sprawami.
-Larien ostatnio dawałyśmy mu róże po co je zerwałaś? Jak tak dalej pójdzie to mu się znudzą, trzeba dać tym razem fiołki. –Odparła bliźniaczka otwierając drzwi do komnaty brata. –Ciii.. śpi. –Weszły do środka bardzo cichutko mijając śpiącego na łóżku Dravina. Ułożyły szybko kwiaty w wazonach.
-Libell, chodź. Zobacz. –Siostra wskazywała na stół z alembikami. –Co to?
-Hmm pachnie.. pachnie. –Powąchała. –Zupełnie jak herbata, ta którą ostatnio pił Drav, ale kolor nie ten. Tamta była czerwona a ta niebieska. Hmm Pewnie Dravin był tak zmęczony że nie dokończył. Może go wyręczymy? –Z uśmiechem wrzuciły do małego kociołka jakieś listki które wzięły za te herbaciane. Od razu wywar przybrał różowy kolor.
-Jaki ładny kolorek. Nalejmy nieco Dravinowi jak się obudzi będzie mógł od razu się napić. –Uśmiechnęły się radośnie i tak też zrobiły. O dziwo śliczna zielona karafka nie miała wpływu na kolor mikstury, dalej było przez nią widać różowy odcień.
-Hej, a co jeśli to nie jest herbata?
-A co innego? Przecież dobrze wiesz, że ostatnio Drav pytał się kucharza o to skąd bierze listki, to na pewno herbata. A my ją dokończyłyśmy. –Złapała siostrę za dłoń i wyszły z komnaty.
----
Drav  obudził się i przeciągnął ziewając przy tym. No tak nie ma to jak drzemka w ciągu dnia, uwielbiał leniuchować, zwłaszcza gdy nie musiał iść na zajęcia do akademii magów. Zapewne, gdyby nie ten eliksir to po prostu poszedłby sobie poćwiczyć rzucanie jakiegoś zaklęcia, choćby sprawiającego, że dostanie śniadanie do łóżka. Delikatnie uśmiechnął się widząc, że siostry jak zwykle postanowiły nie oszczędzić mu podziwiania kwiatów. No naprawdę niedługo zniknie ogród jeśli nie przestaną dostarczać wszystkim dookoła świeżych kwiatuszków. W miarę szybko zwlekł się z łóżka i spojrzał na karafkę w której znajdował się jakiś płyn. Kolorem przypominał herbatę którą pił niedawno więc z lekkim uśmiechem postanowił się napić. Nalał sobie nieco do szklanki i od razu bez wahania wypił. Po krótkiej chwili zebrało mu się na wymioty bo płyn miał dziwny mydlany posmak i na pewno nie był to smak herbaty. Szybko pobiegł do okna otwierając je na oścież i wychylając się lekko za nie wziął głęboki oddech.
-Kurwa co to? Obrzydliwe. –Zaklął i spojrzał po chwili na alembik z naparem dla Kengo.  Czy na pewno miał być tego koloru? No trudno, najwyżej książę zamieni się w żabę. Zaśmiał się w duchu i złapał za pusty flakonik aby przelać doń eliksir. Przeczesał dłonią niesforne kosmyki włosów, poprawił okulary które lekko się osunęły i z wyszedł z komnaty kierując się do tej w której leżał „obłożnie chory” mężczyzna.
----
-Nigdy bym nie pomyślał, że walka z Crossem doprowadzi mnie do takiego stanu –Powiedział niby to w pustą przestrzeń, ale wiedział, że jego wilczy przyjaciel wewnątrz jego ciała go teraz słucha.-To wszystko przez ciebie, mogłeś zrobić unik. –Palnął zaczepnie, ale poskutkowało to tylko tym, że Menfist postanowił się odgryźć i jedna z rąk Kengo sama wymierzyła za niego sprawiedliwość szczypiąc go w bok. –Ej, miałeś już tego nie robić, no stary daj spokój szczypać to mnie mogłeś jak byliśmy szczeniakami. –Roześmiał się czując, że i jego towarzysz jakby zrozumiał aluzję.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, po chwili do środka wszedł czarodziej.
-Przyniosłem Ci twoją truci.. znaczy się twoje lekarstwo. –Ugryzł się w język. To coś co wypił w pokoju nie dawało mu spokoju, czuł dziwne mrowienie w okolicach żołądka, a jeśli to była jakaś trucizna?
-Oj no nie musiałeś się tak fatygować, na pewno znalazłby się w tym zamku ktoś kto uwinąłby się z tym szybciej. –Odparł zgryźliwie i podciągnął się lekko tak by przynajmniej usiąść na łóżku.
-A mogłem ci jednak dosypać do tego lekarstwa jakiegoś świństwa. –Westchnął żałując, że tego jednak nie zrobił. –Masz, wypij wszystko. –Podał mu naczynie czekając aż raczy wszystko wypić.
Kengo spojrzał na dziwną substancję podejrzliwie, ale mimo to wypił całą zawartość. Smakowało jak mydliny, fuj obrzydliwe. Momentalnie zebrało mu się na wymioty. –Czyś ty dodał tutaj mydlin ze swojej kąpieli? Gha, smakuje obrzydliwie.
-Mydlin? –Dziwne.
Kengo złapał się za pierś bo Menfist zaczął się dziwnie zachowywać wewnątrz niego. Czuł jakby dziwne ciepło, a w żołądku coś mu dziwnie zawirowało jakby wpuszczono tam tuzin motyli. –Kurwa co jest? –Nie doczekał się odpowiedzi bo jego postać szybko się przemieniła i na łóżku pojawił się zamiast człowieka jego wilczy kolega.  Spojrzał swoimi złotymi oczyma na Dravina i oblizał pysk jakby właśnie miał zamiar go zjeść. Zeskoczył z łóżka i momentalnie pojawił się za czarodziejem zmuszając go by ten zrobił krok w tył co poskutkowało wylądowaniem na łóżku.
-Ej wilku, odwal się, nie mam zamiaru pozwolić ci się zjeść. –Otworzył szeroko oczy bo zwierzę zamiast go zaatakować zaczęło lizać pieszczotliwie jego dłoń. –Twój pan chyba nie pochwalałby takiego zachowania, on w przeciwieństwie do ciebie mnie nie lubi. –Drav pogładził go po jasnej sierści. Ogarnęło go dziwne uczucie, zupełnie jakby chciał pocałować tego psa. CO KURWA? Odsunął się momentalnie.
Wilk zaszczekał i na jego miejscu po chwili znowu stał Kengo.  Z tym, że miał dziwnie wesołą minę.
----
Nie byli do końca pewni jak to się stało, że znaleźli się razem w łóżku całując się zażarcie jakby ktoś albo coś wpłynęło na ich zdrowy rozsądek, przecież nigdy w życiu nie doszłoby do tego w normalnej sytuacji. A więc co się stało tym razem? Czyżby pomylił się w przepisie? Czyżby obaj zasmakowali tego samego seksualnego wspomagacza? Drav jęknął głośno gdy starszy zanurzył w nim swoje dwa palce. Kurde, przecież to jest chore, on jest durnym wilkiem, nie lubi go, nie lubi jego arogancji a mimo to teraz go pożąda. A Kengo pożądał tego narcystycznego czarodzieja i o dziwo nie potrafił się powstrzymać przez kolejnymi poczynaniami. Chyba obaj byli świadomi, że może to zajść jeszcze dalej, że na pieszczotach się nie skończy. To było takie dziwne.
-Kurwa. –Zaklął głośniej kiedy wyjąwszy palce wszedł w ciało blondyna szybkim pchnięciem.
Dravin krzyknął wyginając swoje ciało w łuk. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek będzie uprawiać seks a na dodatek z mężczyzną i to jeszcze z tym konkretnym.
-Muszę ci coś przyznać. –Powiedział Kengo dysząc cicho podczas wykonywania szybszych pchnięć. –W tej sytuacji jesteś nawet uroczy magu. –Zaśmiał się widząc jego minę i trafił w czuły punkt.
Kolejny krzyk rozniósł się po komnacie. To było chore, ale Drav nie potrafił ukryć tego, że jednocześnie cholernie przyjemne.
Starszy złapał męskość partnera w swoje dłonie mając zamiar doprowadzić i jego do orgazmu. Nie przestawał się w nim poruszać, wręcz podkręcił tempo na maksimum.
W końcu po długiej i wyczekiwanej chwili padli na łóżko wykończenia do tego stopnia, że zasnęli.
----
Dravin obudził się po paru dobrych godzinach snu, czuł jakby ktoś zdzielił go czym twardym w głowę. Nie pamiętał za wiele, ale kiedy tylko się poruszył poczuł cholerny ból w dolnych partiach ciała.
-Co jest kurwa?
Rozejrzał się dookoła i kiedy jego wzrok padł na tym psie który leżał obok mina mu zrzedła. Trzepnął go mocno w czuprynę.
-Kengo… możesz mi wytłumaczyć jakim sposobem jestem z tobą… NAGI… w jednym łóżku? – Spytał Drav.
-Mam Ci wszystko przypomnieć? –Spytał mężczyzna masując swoją obolałą głowę.
-No właśnie zastanawiam się czy chce zaryzykować. –Odparł, ale w sumie nie potrzebował odpowiedzi. Wszystko pojawiło się w jego głowie i wyjaśnienia były zbędne.
-Musze przyznać, dawno z nikim mi się tak dobrze nie pieprzyło… -Nie dokończył bo dostał mocnym zaklęciem prosto w pierś co spowodowało, że go odrzuciło. Wylądował na ścianę a potem runął na podłogę.  –ej Drav..
Czarodziej zebrał swoje ciuchy i wybiegł z komnaty. Ubierał się po drodze aż w końcu trafił na idących korytarzem Valda i Haru.
-Gdzie byliście?! No jasne pewnie znowu się pierdoliliście, i nie zaprzeczajcie, nie ogarniam i nie chce ogarniać. AAAAaaagrrr. –Szybko skręcił w stronę swojej komnaty pozostawiając dwóch zakochanych w totalnym osłupieniu.
-Co jest? Drav ma okres? –Spytał sam siebie Valdret.
Mag w końcu dobiegł do swojej samotni. Zatrzasnął za sobą drzwi i podszedł do stołu gdzie przygotowywał rano wywar dla tego matoła.  Przeglądnął kilka ksiąg i w końcu zrozumiał czego obaj skosztowali, eliksir pożądania.
-Kurwa!-Walnął dłonią w blat stołu.
Do środka weszły bliźniaczki uśmiechnięte od ucha do ucha. –Bracie ładnie ci udekorowałyśmy pokój?
Libell spojrzała na pustą karafkę. –A herbatka ci smakowała? Specjalnie dokończyłyśmy ją parzyć kiedy ty spałeś.
-Dziewczyny… Lepiej stąd wiejcie bo zaraz mogę nie być już taki miły. –Odparł czując się jak skończony kretyn, pieprzył się z Kengo i na dodatek było mu z nim tak cholernie dobrze.
Lydia Land of Grafic