niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 16.

/Kochani macie tutaj kolejny rozdział. Przepraszam, że taki nieco krótszy, ale jest to spowodowane małymi problemami i brakiem czasu. Czekam na wasze komentarze :3. No to ja już nie marudzę tylko zapraszam do czytania <3

Vald mknął w kierunku dwóch postaci unoszących się na tle pochmurnego nieba. -Croooss!!-Krzyknął zaciskając dłonie na mieczu który celował wprost w ciało mężczyzny. Jego ukochany, jego biedny Haru wisiał na tym metalowym krzyżu a z jego ran spływała krew. Po chwili klinga przebiła pierś napastnika przeszywając go na wylot. Nikt nie przeżyłby takiego ciosu, ale Cross zaczął się śmiać pomimo posoki która spływała po jego ciele. 
-Hahahaha głupcze! Nie zabijecie mnie stalą! Jestem niczym Bóg! Nie zginę z waszej ręki, nikt mnie nie pokona! –Jego śmiech brzmiał w uszach Valda, był zimny, szaleńczy zupełnie jakby wydobywał się z ust osoby która postradała zmysły. Dłonie zacisnęły się na klindze miecza powoli wysuwając go z ciała, były brat Haru zignorował kolejne rany jakie przez to zyskał i po prostu odsunął miecz na bok patrząc na Valda z szerokim uśmiechem. –Chcesz go uratować? Zbędny trud, nie uda wam się to. Nikt wam nie pomoże, zginiecie wszyscy! Wszyscy! –Vald w ostatniej chwili uniknął zetknięcia z kłębem krwistej magii, która została w niego wymierzona. Pod bitwą toczącą się w powietrzu wciąż trwała ta w której uczestniczyli ludzie i zmarli. Pomimo wsparcia jakie niosły sobie dwie armie trupy nacierały z każdej strony. 

----

Draw radził sobie całkiem nieźle mimo, że była to jego pierwsza poważna bitwa jako mag mało ich doznał i nie sądził, że okazja pojawi się tak szybko. Wrogowie napierali na nich ze zdwojoną siłą. Mag powoli tracił energię był dopiero czarodziejem drugiego stopnia i jego moc nie była w pełni rozwinięta. 
-Uważaj! –Tuż obok niego pojawił się Kengo w ostatniej chwili trafiając mieczem w nieumarłego, który czaił się na Drawina za jego plecami. –Chyba powoli tracisz siły magu. 
-Zamknij się i walcz od gadani tych trupów nie ubędzie. –Warknął wyraźnie wkurzony blondyn i tym razem darował sobie magie wiec kolejny wróg oberwał kosturem prosto w pierś którą przebił. 
-Głupek! Widzę, że wyczerpałeś pokłady siły magicznej. –Kengo stał za Drawem opierając się swoimi plecami o jego dzięki temu łatwo było osłaniać się nawzajem. –Mogę się z tobą podzielić magią. Magowie są przydatni póki mogą czarować. 
-To jakaś aluzja, że teraz jestem zbędny? –Spytał odpychając na bok jednego z napastników. –Wkurwiasz mnie! Nie mam wielkiej regeneracji, więc muszę teraz sobie jakoś radzić. A ty mi nie pomagasz takimi uwagami wilku. 
-Och przymknij się i chodź za mną. –Złapał go za rękę i pociągnął na podest gdzie jeszcze niedawno siedzieli oglądając zawody. Tam nie było przeciwników więc mogli niepostrzeżenie się na niego wspiąć, gdy byli już w pewnej odległości od toczącej się bitwy Kengo złapał maga za ramiona i najnormalniej w świecie przyciągnął go do pocałunku. Zszokowany chłopak chciał go odepchnąć, ale kiedy poczuł jak podczas zetknięcia ich warg do jego ciała napływa ciepło, które rozchodziło się po całym jego organizmie po prostu przymknął oczy i poddał się temu uczuciu. Magia wlewała się w niego zapełniając każdy centymetr jego wnętrza, czuł jak pali, zamraża i obija się w piersi niczym złapany w klatkę ptak. Szukała ujścia, ale nie miała już jak uciec. Draw poczuł płomień żarzący się w okolicach serca, dusza Menfista która miała ognistą barwę tak samo jak dusza Kengo dzieliła się swoją mocą z Drawem. 
-co zrobiłeś? –Spytał Mag kiedy się od siebie oderwali. 
-Podzieliłem się z tobą magią. Mam pewne umiejętności ,które pozwalają mi widzieć kolor duszy. Jeśli dusza ma ten sam odcień co moja mogę je łączyć. Właśnie dlatego mam w sobie Menfista. Jego płomień jest taki sam jak mój. Dodatkowo mogę z duszy uzyskać moc magiczną i przelać ją do drugiego ciała. –Kengo wciąż obejmował chłopaka który był lekko rumiany na twarzy. 
-I mam rozumieć, że musisz to zrobić przez pocałunek? –Oburzył się i spróbował jakoś odsunąć od księcia. 
-Nie. Ale lubię cię całować więc wydało mi się urocze przekazanie ci w ten sposób magii. –Zaśmiał się nie tylko z powodu swojej wypowiedzi, ale z miny jaką miał w tym momencie młodszy chłopak. Musnął jeszcze raz przelotnie jego usta i po chwili przemienił się w postać Menfista by momentalnie pomknąć z powrotem w stronę toczących się walk. 
-Cholera. Wkurzyłeś mnie debilu!!! –Krzyknął Draw czując jak najnormalniej w świecie ten wyszczekany książę wykorzystał moment nieuwagi maga. Magia jaką otrzymał w połączeniu z emocjami dosłownie płonęła wokół chłopaka. Zacisnął dłonie na kosturze i pomknął w ślad za Kengo nie zamierzał być gorszy od tego idioty. Potem się pochwali Haru, że to on zniszczył najwięcej trupów. 

-----

-Hahahaha. –Śmiech był coraz bardziej irytujący, Cross czerpał z walki radość zdawał się cieszyć z każdego ciosu jaki zadał Valdretowi jak i z każdego który on sam otrzymał. –Ból, śmierć! –Krzyczał co jakiś czas. Kiedy szkarłatny pocisk trafił w ramię Valda a przestrzeń wypełnił jego krzyk Haru który osłabiony zwisał z ramion krzyża otrząsnął się i skierował wzrok na ukochanego. 
-VALD! NIE!-Krzyknął i wyrwał się czemu towarzyszył ból spowodowany przez metalowe gwoździe jakie tylko mocniej przeszyły jego ręce. –Cross.. zostaw go! To o mnie ci chodzi! –Zdzierał gardło chcąc w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę brata. Nie musiał długo czekać na zainteresowanie z jego strony, ale nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Cross przełamał klingę miecza jaka mknęła w jego kierunku na pół. Vald zszokowany nie zdążył zareagować odpowiednio szybko na to co miało się zaraz stać. Ostrze miecza które Cross złapał po chwili pędziło już w kierunku chłopka przybitego do krzyża, i nim ten zorientował się co zaraz nastąpi klinga przebiła jego pierś. Trysnęła krew a głowa chłopaka zawisła bezwładnie z zamkniętymi oczyma. 
Valdret patrzył na Haru wciąż jeszcze nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że ten może nie żyć. Podleciał bliżej  i spojrzał na twarz ukochanego ze łzami w oczach. –H-Haru? –Położył dłoń na jego policzku i zagryzł wargę aż do krwi. –Haru.. obudź się. Obudź skarbie.. –Jego głos zadrżał niebezpiecznie. Valdret opuścił głowę łkając żałośnie. Dookoła niego powietrze wręcz się gotowało, gorąc mieszał się z chłodem, zdawało się jakby wiatr który jeszcze chwilę temu wiał od południa zatrzymał się i stał niewiarygodnie ciężki. Chmury pociemniały jeszcze bardziej a oczy walczących wzbiły się ku górze by ujrzeć co jest tego powodem. Vald dosłownie płonął, fioletowa poświata tworząca się dookoła niego była ostra jak lód. Nagle wszystkim wstrząsnął przeraźliwy ryk wydobywający się z gardła księcia. Pióra które ozdabiały jego skrzydła opadły ustępując miejsca błoniastej skórze. Ciało Valdreta ponownie przybrało wampirzą posturę. Cross patrzył na jego przemianę z uśmiechem, nie był chyba do końca świadom, że właśnie wywołał wilka z lasu. Wampir ukazał się w całej swej okazałości było nawet gorzej niż wtedy kiedy księcia porwano. Już nawet nie było wiadomo czy można tego stwora określić mianem wampira. Diabelna istota zdawała się kroczyć w powietrzu bez potrzeby machania ogromnymi skrzydłami. Podszedł do zwisającej z krzyża postaci i ostrożnie zdjął chłopca z ramion metalowych belek. Język bestii powoli przesunął się po dziurze w piersi chłopca z której wciąż spływała krew. Vald spróbował szkarłatnego płyny ukochanego.
-To twój koniec. –Powiedział z rozbawieniem Cross. –Zakosztowałeś krwi. 
Bestia wydała z siebie przeraźliwy ryk i upuściła z szponiastych rąk bezwładne ciało ukochanego. Haru spadał. 

-----

-KENGO! –Krzyknął Draw do wilka i wskazał na niebo. W dół spadała jakaś postać, którą Książe pod postacią Menfista szybko rozpoznał, był to Haru. –Złap go! – słowa maga mimo, że zagłuszone przez odgłosy walki szybko dotarły do świadomości bruneta. Przebierał łapami skacząc pomiędzy wrogami chcąc jak najszybciej pojawić się akurat w miejscu w które chłopiec mógłby uderzyć. Nie, nie dopuszczał do siebie nawet takiej myśli. Ale dlaczego Haru nie rozłożył skrzydeł? Jest nieprzytomny? I co dzieje się nad nimi? Dlaczego Valdret go nie ratuje? W ostatnim momencie doskoczył do chłopca i zacisnął delikatnie szczęki na jego drobnym ciele. Starał się być ostrożny, by nie zranić brata swoimi zębiskami. Po chwili ułożył go na trawie i powrócił do swojej ludzkiej postaci. Padł na kolana a z jego oczu powoli spływały łzy. Jego brat, jego mały braciszek nie żyje.. Po chwili obok niego pojawił się Draw i położył dłoń na ramieniu starszego księcia. 
-Czy on..?-Spytał łamiącym się głosem. On również płakał. 
Kengo nie odpowiedział tylko kiwnął głową i wtulił w siebie ciało brata. Kołysał się z nim w ramionach nie mogąc uwierzyć, że to koniec. Zawiódł rodziców, miał się przecież nim opiekować, miał go strzec i nie dopuścić do tego by ktokolwiek go skrzywdził. Ułożył chłopca z powrotem na ziemi i spojrzał w górę gdzie jak zakładał jedną z postaci był Valdret. 
-VALD! ZABIJ TEGO SKURWYSYNA! –Wydarł się a w jego oczach nie przestawały wzbierać żałosne łzy. 

----

Cross miał przed sobą uosobienie czystego zła. Ciemna magia która wypływała z ciała przeciwnika zdawała się palić skórę nawet na odległość. 
-Nienawidzisz mnie demonie? –Spytał mężczyzna sięgając po miecz który trzymał w pochwie na plecach. Odpowiedział mu kolejny złowieszczy ryk co wywołało jedynie uśmiech na twarzy Crossa.  – I bardzo dobrze. – Vald nie czekał na specjalne zaproszenie rzucił się w przód z zamiar wykonania ciosu. 

----

Haru czuł dziwne ciepło które rozlewało się po jego ciele, jedyne co zapamiętał to widok klingi mknącej w jego kierunku a potem ciemność. Bał się otworzyć oczy, miał wrażenie, że nie powinien tego robić. Coś mu podpowiadało, że nie powinien być tu gdzie się znajduje.. ale gdzie jest to TU? I Gdzie on jest? Postanowił zaryzykować i uchylić delikatnie powiekę. Szybko jednak pożałował swojej decyzji bo oślepiło go jasne, białe światło które chyba był po prostu wszędzie dookoła. 
-Haru? –Głos. Delikatny niczym muzyka, niczym słowiczy śpiew. Ten głos odbijał się echem w jego uszach, już miał go zignorować, gdy nagle coś albo ktoś się nad nim pochylił i osłonił jego wzrok przed białą łuną rażącego światła. Chłopiec ponownie otworzył oczy i tym razem ujrzał przed sobą twarz. Delikatna, blada cera idealnie kontrastowała z dużymi błękitnymi oczyma. Śniade usta wykrzywione w delikatny aczkolwiek przyjazny i pełny uśmiech. Ów postać miała męskie rysy, ale gdy ponownie otworzyła usta wypłynął z nich ten sam delikatny i kobiecy głos. –Wstań Haru. –Duża dłoń zacisnęła się na przedramieniu księcia i pomogła mu się podnieść. Dopiero kiedy chłopiec stanął na dwóch nogach mógł obejrzeć się dookoła i ku własnemu zdziwieniu przyznać, że nie ma zielonego pojęcia gdzie jest. 
-Umarłem? –Spytał drżącym głosem i spojrzał na mężczyznę a przynajmniej tak zakładał, tylko dlaczego ten osobnik ma męską twarz a na klatce piersiowej wyraźnie kobiece piersi? 
-Można tak powiedzieć. Twoje ziemskie ciało nie zniosło bólu-Znów ten melodyjny głos. –Ale twa dusza jako nieśmiertelna trafiła tutaj. Nie mam czasu na wyjaśnienia poza tym ja nie jestem odpowiednią osobą która zna odpowiedzi na twoje pytania. Wszechmatka chce z tobą rozmawiać. 

----

Został poprowadzony do dziwnego miejsca. Powoli biała pustka zaczęła ustępować obłokom i niewielkim budowlom z jasnego marmuru. Tak przynajmniej sądził Haru. Anioł, jak przypuszczał, zaprowadził do dziwnego ogrodu. Po środku niewielkiego różanego kręgu stała postać. Przewodnik ukłonił się i podszedł do kobiety szepcząc jej coś do ucha na co ów odziana w złotą suknię odwróciła się przodem do księcia. Miała długie białe włosy, ostre rysy twarzy i blade usta niczym płatki białych róż. 
-Haru? –Spytała podchodząc bliżej do chłopca. –Przykro mi, że tu trafiłeś . – Ujęła dłoń drobnego chłopaka i poprowadziła go dalej. –Pamiętasz co się stało prawda? 
Haru kiwnął głową, doskonale pamiętał jak Cross trafił w niego klinga miecza. To było okropne. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę, przesunął dłoń z piersi w dół kładąc ją na podbrzuszu. –Czy ja? Straciłem dziecko? –Spytał trzęsącym się głosem, do oczu momentalnie napłynęły mu gorzkie łzy. –Kim jesteś? Dlaczego tutaj się znalazłem? Nie chce! Chce wrócić na ziemię, do Valda. 
Kobieta spojrzała smutno na Haru i przytuliła go delikatnie. –To ja stworzyłam twoją matkę, ja wysłałam ją na ziemię jako anioła stróża dla twego ojca i to ja pozwoliłam jej na miłość i urodzenie ciebie. –Chłopiec wciąż patrzył na nią z uwagą i pewnym smutkiem. Dobrze wiedziała, że teraz czeka na odpowiedź na najbardziej nurtujące go pytanie. –Twoje dziecko żyje i jest tutaj z nami. –Ucałował delikatnie czoło swojego „wnuka” i poprowadziła go do kolejnego ogrodu. Niedaleko ławki po środku siedzieli i stali aniołowie. 
Haru zauważył, że ów istoty są po prostu bezpłciowe, mają cechy zarówno żeńskie jak i męskie. Ale to nie to przykuło jego uwagę w tym momencie. Aniołowie zabawiali małego chłopca siedzącego po środku w białej koszulce. Miał równie białe jak śnieg włoski z przebijającymi się gdzieniegdzie fioletowymi pasemkami. Kiedy wzrok księcia zetknął się z tym należącym do chłopca, maluszek od razu się uśmiechnął i zaczął powolutku zbliżać się do Bogini i swojego taty. Był jeszcze za mały by mógł chodzić samodzielnie więc pomagał mu jeden z aniołów trzymając go za rączki. Haru padł na kolana i wyciągnął ręce w kierunku swojego synka, ślicznego tak bardzo przypominającego Valda. W sumie miał cechy obu rodziców. Chłopczyk padł w ramiona swojego taty który rozpłakał się nie mogąc już powstrzymać emocji. 
-Twój syn był tu od samego początku. Nic mu się nie stało gdy ty ucierpiałeś na ziemi. –Wyjaśniła kobieta z uśmiechem spoglądając na tulącą się dwójkę. Chłopczyk był wesoły, że poznał przedwcześnie jednego ze swoich rodziców. –Haru, musisz wrócić na ziemię. 
-Ale jak? –Spytał nie mogąc oderwać oczu od swojego dziecka.  Był taki śliczny. –Co z Valdem? –Oprzytomniał gdy zdał sobie sprawę z tego, że jego ukochany patrzył na jego śmierć. 
-Stracił kontrole nad sobą. Dodatkowo spróbował twojej krwi i teraz już nie jest świadom tego co robi. Haru tylko ty potrafisz go powstrzymać. Nie martw się o syna jest tu bezpieczny i nic mu się nie stanie, jak nadejdzie odpowiedni moment pojawi się na ziemi.  

----

-Kengo. –Drawin złapał go za ramię i pociągnął w stronę bezwładnego ciała Haru. –Musimy go stąd zabrać. Tu jest nadal niebezpiecznie. Chodź. –Wiedział, że starszemu trudno patrzeć na martwe ciało brata, ale nie mogą go przecież tutaj zostawić na pastwę losu zwłaszcza, że dookoła wciąż toczą się walki. Z oczu Kengo wciąż spływały gorzkie łzy, ale posłuchał maga i wziął ciało na ręce by powoli chwiejnym krokiem skierować się do zamku. 
-Jak mogłem do tego dopuścić.. gdyby nie moja nieuwaga Haru by żył. 
-Nic już nie zrobimy. –Westchnął Draw łamiącym się głosem on też cierpiał bo Haru był dla niego jak młodszy braciszek. 
-Jak ja spojrzę matce w oczy? Przecież ona się załamie.
-Na razie nie możemy jej o tym powiedzieć. Możemy go jakoś przenieść do twojej sypialni? –Spytał mag przeczesując włosy i odsuwając je na bok by nie zakrywały bladej twarzyczki chłopaka. 
Udało im się jakimś cudem przenieść ciało do jednej z pustych sypialni. Ułożyli na go na pościeli i zastanowili się co teraz? 
-Nie powinniśmy wrócić na pole bitwy? –Spytał Draw opierając się o ramię starszego. 
-Nasi ojcowie wycofali się do zamku, pozostali tam sami żołnierze więc chyba nie ma takiej potrzeby. Jedyne o co się martwię to o to jak sobie radzi Vald. Coś się tam u góry stało. I nie mamy jak się dowiedzieć co dokładnie. –Westchnął i przytulił do siebie maga. 
-Co ty..?
-Zamknij się i pozwól mi na chwilę cie potrzymać w ramionach. –Warknął Kengo. –Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, muszę się uspokoić. 
Draw zacisnął dłonie na plecach mężczyzny i wtulił się w niego mimo pewnych wątpliwości. –Tylko dlatego, że ja też mam dość pozwolę ci na ten gest jasne? Nie myśl sobie że to coś więcej. –I już nic więcej nie powiedział bo usta Kengo bardzo skutecznie wybiły mu to z głowy. 

Lydia Land of Grafic