środa, 27 lutego 2013

Parodia

/Hej kochani, jak widać dzisiaj wyjątkowo pojawiła się notka One-shot.. Ale nie mojego autorstwa. Shady-chan wysłała nam swoje opowiadanie i postanowiłam ten kabaret tutaj zamieścić. Moje zdanie na ten temat poznacie na samym dole notki. Zapraszam do czytania. (Spiszcie lepiej testament. ) a ja ide sie napić O_o

 Eminem x Kyo (Tak, nie przesłyszeliście sie XDDDD)

/Taak tutaj zua i niereformowalna panna Shady z wybujałą wyobraźnią. Ale skoro jedziemy, to na całego! To chyba najbardziej pojebany fanfik ever, ale przecież to cała ja <ok> Generalnie to te takie gwiazdki typu oo "***" oznaczają, że przechodzę z narracji Kyo, czyli tej takiej nudnej i lamerskiej do narracji Slima, czyli tej wycziliowanej i zajebistej (Pewnie byście się, nie skapli, ćwoki jedne) Anywayyy, życzę (nie) miłego czytania~!/



-Gramy koncert w Chicago- oznajmił ni stąd ni z owąd Kaoru wkraczając do sali prób i prostując sie dumnie, niczym jakieś arcydzieło Fidiasza. A ten co myśli, że Zeus?!  Kyo tylko pokręcił głową dalej dumając nad kartką papieru, na której widniał tekst, a bynajmniej POWINIEN widnieć, gdyż wokalista ostatnio nie mógł napisać ani słowa z ładem i składem, które to kupy by sie trzymało. Blokada psychiczna? Super, jeszcze tego mi było trzeba, witam w moim kolorowym życiu. Pomyślał Nishimura, natomiast na głos zdobył się tylko na ostentacyjne ziewnięcie.

-Z dnia na dzień załatwiłeś nam koncert w Chicago... Coś mi tu śmierdzi Niikura- wokalista wstał, obszedł lidera w kółko i uśmiechnął się nikle. - Nie, cofam, to jednak ty powinieneś zacząć sie myć.

-Kyo...-Kaoru już miał się zamachnąć, ale Die powstrzymał go jednym płynnym ruchem. Wokalista bynajmniej nic sobie z tych liderowych wybuchów nie robił, a raczej uradowany był faktem, że tylko on w tym zgejowaciałym zespole utrzymuje się na pozycji heteryka. Często się przez to wymądrzał i dogadywał innym, co też nie przydawało mu sympatii, ale szczerze powiedziawszy miał to w dupie. /Juhhhuuu szaleję sobie po własnym opowiadaniu! Boże, dobra, zamykam się, sdgfvdsfghydsfg/

Toshiya i Shinya tylko pokręcili głowami, oboje zarumienieni gdzieś tam w kącie. Ćwoki jebane, niech się schowają za tę perkusję lepiej. Pomyślał Nishimura i popatrzył na wciąż pustą kartkę.

-Pakujcie się, jutro o świcie wyruszamy.- zakomenderował lider i rzucił przelotnie okiem na to, co wokalista tak skrzętnie dzierżył w ręce. -Ach, Kyo mam nadzieję, że napisałeś już tę piosenkę. Byłoby szkoda gdybyśmy..gdybyśmy musieli zatrudnić kogoś innego od pisania tekstów.- mruknął Kaoru i spojrzał z wyższością na Daisuke.

No kuuurwa, tego już Nishimura miał serdecznie za wiele. Ktoś na jego miejsce? do pisania tekstów? A pffff, niech sobie znajda kogoś równie elokwentnego. Jak nikt Kyo nie chce w zespole to sam "se" będzie grał, a co. Westchnął zrezygnowany, po czym powlókł się do pokoju i opadł na swoje łóżko



*** /pamiętajcie, skapnijcie sie, niedoroby społeczne!/



Jego dłonie się pocą. Słabe kolana. Spójrz tam, właśnie zwymiotował na swój sweter, spagetti mamy....

Na łóżku w obszernym pokoju hotelowym leżał mężczyzna z ampułkami leków w obu dłoniach. Przez nikła szparę w kotarach docierały pierwsze promyki słońca. Marshall zmrużył oczy na ten widok. Nie był gotowy by wyjść na scenę, udawać przed fotoreporterami, dziennikarzami i tłumami fanów.  Jego życie pełne było gówna, w które elokwentnie i wyczuciem sam wdepnął. Nie wiedział jak z tego wyjść. Czy było aż tak źle? smierć  Proofa  /członek D12, Ćwoki/ też nie przyczyniła się do jego lepszej kondycji psychicznej

W dodatku ta suka. Ta blond zdzira, która chciała mu odebrać prawa rodzicielskie... Przecież Hailie była jednym, co mu pozostało. Jego promyczkiem rozświetlającym mroczną drogę, po której dane mu było podążać.



-SLIIIIM, SLIIIIIIIIIIIM!!!!!!

-Co kurwa, pali się? – Marshall, zmuszony opuścić bezpieczną krainę snów i lekarstw, nie ukrywał swojego niezadowolenia z zaistniałej sytuacji. Zobaczywszy nad sobą zwały tłuszczu w postaci Kunivy, ziewnął ostentacyjnie, zaraz też pokazując mu środkowy palec.

-Możesz mi possać.

-Dobra, dobra Rabbitt. Z takim tekstem to do dziwki. Aaa, nawiasem mówiąc ta wczorajsza, którą mi poleciłeś to była.Ach..mrrr, no gdzie myśmy tego nie robili! Na kanapie, pod kanapą, pod drzwiami, na drzwiach, w…

-Kuniva, czy ty się dobrze czujesz?

-Tak czemu, pytasz?

-To na chuja rozprawiasz mi tutaj o swoich podbojach seksualnych?- Eminem klepnął się ręką w czoło. Fakt faktem, ową panią swojemu puszystemu przyjacielowi sam polecił, jednakże sam również miewał z nią do czynienia tam i ówdzie i..cóż seks z nią to była istna zoofila.

-Ach no tak, w końcu ja tutaj po coś przyszedłem! –Wykrzyknął Kuniva i całym swoim ciężarem usiadł na łóżko, które jak sprężyna jedną stroną podniosło się do góry, a Marshall niemal uderzył głową o sufit.

-Ja pierdolę, myślałem, że z Bin Ladenem, to sprawy dawno załatwione, a ty jak widzę bawisz się w nowego proroka i likwidujesz najbardziej wpływowych ludzi tego świata, zaczynając ode mnie!- raper zeskoczył z łóżka, naciągnął na siebie dres, połknął garść leków i zwrócił się w stronę przyjaciela.- No dalej, oświeć mnie Watsonie.

-No wiesz..-Kuniva przełknął kawałek bekonu, który znajdował się na stole i zaczął go mleć językiem.- Z funduszami u nas ostatnio kiepsko…Kryzys, bieda, notowania na giełdach idą w dół, dziura ozonowa się powiększa, kolej strajkuje, feministki się buntują..

-Stary do czego ty zmierzasz, co?

-Do tego, że nie ma kasy na suport?

-Kurwa, jak to nie ma kasy na suport?!- Marshall uderzył pięścią w stół.- Lubię jak ktoś ich najebie i podjudzi zanim ja wyskoczę i olśnie ich swymi rymami, i co teraz?

-Ale, ale..to się szanowny kolega wcale nie martwi!

-No jak to nie martwi, jak to nie martwić się mam?!

-No ale się kolega nie martwi, w porządelku czyścisielku jest wszyściusio.

-Kuniva,, czy ty ćpałeś o ósmej rano? Gandzia ci w głowie najebała, czy może strptizereczka wyciuchciała z ciebie za dużo spermy?

-A gdzie tam, chodzi mi o to, że mamy tani suport, z Japonii!

Slim zachłysnął się pepsi, którą właśnie pił, tak iż na idealnie białej wykładzinie, powstała już niezbyt idealna, czarna plama. –Z Japonii?

-Ano z Japonii!- pokiwał twierdząco głową Kuniva. – Dre ich zaprosił! Swoje chłopaki, pięciu ich. A się nazywają..A niech mnie no poczekaj, bo żem se zapomniał!

-Chyba „sobie”.

-Nie, „żem se”!

-Kurwa…

-Ach, no..tak Rid Ne YerG

-???????

-Nie, nie czekaj, to szło inaczej!

-A więc?

-Grey En Dir…nie nie czekaj jestem pewien, że En dir Grey, no w każdym bądź razie coś tam z tym szarym kolorem!

-Posłuchaj, dla mnie mogą być nawet Gay zamiast Grey, byleby umieli rapować.

-Emm, tak, tak jasne.

-Kuniva!

-Tak?

-Co oni grają?

-Aaa no jakiegoś tam hard metala!

-Ja pierdolę….



*********************************

/uuuf, ażemsiezmachała!/



W samolocie jak zwykle było ciasno, zimno i cuchnęło zdechłą rybą. Ach, nie, przecież to Kaoru się nie myje. Kyo pokiwał twierdząco głową i odwrócił wzrok od okna, które zresztą nic ciekawego nie pokazywało, do reszty zespołu. Shinya, akurat nakładał makijaż. Ja jebię, ciekawe gdzie sukienkę zgubił, pomyślał od razu wokalista. Odwrócił więc zaraz od perkusisty wzrok i powędrował nim dalej. Daisuke chrapał w najlepsze. Kyo najchętniej tak zatkałby mu tę mordę czymś na wieki. Toshiya grał na gameboyu, co chwile siarczyście przeklinając, bo mu się poziomu przejść nie udawało. Ćwok jebany, Tooru by go już przeszedł wzdłuż i wszerz 23453453245 razy. Ale..ale przecież był skromny! A Kaoru? Kaoru psikał się dezodorantem. Co za ironia. Kyo nie wiedział, czy ktokolwiek produkował dezodoranty o zapachu zdechłych ryb, ale jak tak, to on się tam kiedyś do tej fabryki przejdzie i już on sobie tam z nimi pogada. Już Lady Gaga i jej perfumy o zapachu spermy zdawały się być lepsze. Hmmm, a może by tak? Wokalista natychmiast pokręcił głową, odpędzając tym samym myśl o sobie skaczącym w pierwszym rzędzie chórku Geramotty, która przyszła mu do głowy.

Niebawem wylądowali w Chicago. Wypełzli z samolotu, a Kyo ostentacyjnie powoli schodził na dół.

-Zachowujcie się szczury lądowe!

-Nie jesteśmy na statku, Kyo…

-Spierdalaj Terachi, bo ci się kiecka podwinie.
Po wymienieniu wzajemnych „uprzejmości” na lotnisku, udali się do hotelu. Tam natychmiast upakowali się w salonie pokoju Lidera.

-No dobra Kaoru, zdradzisz nam w końcu tę tajemnicę? – dociekał Die.

-No właśnie, właśnie! – piskliwym głoskiem dochodził Shinya.

-Ser….-wyszeptał Toshiya.

-Co kurwa?- wykrzyknęli wszyscy,

-Ano, zgłodniało mi się od tej gadki.- wzruszył ramionami basista.

-Ja jebię- mruknął Nishimura i odszedł w najdalszy kąt pokoju, by oglądać widoki  z okna.

-A więc przywiodłem was tutaj…

-…dziatwo droga onżdy w moich czasach nie pierdoliło się chorężem zawżdy ogłaszało wszystko naprędce by trubadurzy i wokaliści mogli zasięgnąć lica snu, kurwa- wyrecytował Kyo, znów dogryzając liderowi.

-Dzięki, Kyo, twoja znajomość średniowiecza powala! Ignorując naszego przyjaciela i przechodząc do sedna, koncert mamy. Suport. Przed mega ważną osobistością- uśmiechnął się nikle Lider.

-Britney Spears! – wykrzyknął Die.

-A gdzie tam, Miley Cryus! – krzyknął Shinya.

-Seeer?- dodał swoje niepewnie Toshiya.

-Lana Del Rey?!- wokalista musiał oczywiście dodać coś swojego. A Lana niezła dupa, jakby ją tu spotkał, toby się nie pogniewał.

-Nie Die, Nie Shinya, idź coś zjeść Toshiya, i nie Kyo, chociaż ona i też tutaj będzie- oznajmił Kaoru.- Zagramy jednak suport przed…

-Przed? – rzekł Shinya, obgryzając z nerwów paznokcie.

-Przed?- powtórzył Die.

-Ser?- wciąż powtarzał Toshiya.

-Ki chuja on ma z tym serem, ee, to znaczy się przeeed? – dodał ironicznie Kyo.

-EMINEMEM.

-Co kurwa?

********************************************

Woklaista szybkim krokiem opuścił pokój Lidera. Szedł przez hotelowe korytarze, nie patrząc przed siebie, z wzrokiem wbitym w ziemię, kopiąc wszystko co napotkał na drodze, włącznie z obsługą hotelową.  Jego zespół! Jego supemroczny zespół miał się poniżyć i grać przed jakimś raperzyną? Po jego trupie! Może  dla innych to była szansa na większą karierę jednak dla niego, po prostu żenada. Jak mogli, jak mogli, jak oni mogli….

Szedł uczepiony tej myśli, gdym wtem dobił do jakiegoś mężczyny, dużo zresztą od niego wyższego.

-Ja pierdole, ciebie też skopać?- mruknął Kyo.

-O nie, kurwa już te Japońce tu są…- Eminem udał, że przykłada sobie pistolet do skroni.

-O proszę, proszę, kogo my tu mamy- wymruczał wokalista.- Pan Marshall Mathers Eminem Slim Shady B Rabbit Więcej Imion Się Mieć Kurwa Nie Dało?

-Rainman.

-Co?

-Zapomniałeś o Rainmanie, Stary- wzruszył ramionami Slim.- Oho, widze, że Ty masz takie same podejście do tego gówna zwanego supportem jak i ja.

-Mhm. Ja tak, reszta zespołu niekoniecznie.

-Bo jestem swój gość i na mnie lecą!

-Nie, bo jesetś pedałem, ale masz hajs, a oni go chcą.

-Jak moja była żona.

Kyo mimowolnie się zaśmiał. Zwykle rzadko to robił, ale w tym człowieku zauważał wiele podobnego. Jakby rozmawiał z samym sobą. A właściwie z wyższą wersją siebie. Nawet nie zauważył, kiedy razem z Eminemem wybrali się na piwo.

-A więc zdzira chce ci odebrać dziecko? – spytał się wokalista nachylony nad trzecim już kuflem.

-Po jej kurwa trupie.- odparł raper.- A więc Kaoru śmierdzi rybą, co?

-Ach, tak, no nie da się wytrzymać.- Kyo mimowlolnie parsknął śmiechem. Dobrze czuł się w towarzystwie tego mężczyzny. Lepiej niż w czyimkolwiek z zespołu. Eminem czuł to samo. Zwykle nabijał się z facetów, ewentualnie chodził z nimi na dziwki. Z tym Japońcem, znaczy się z Kyo, było inaczej. Z nim nie miał ochoty iść na dziwki Z nim..Slim  pokręcił głową, zastanawiając się jak taka absurdalna myśl w ogóle mogła mu przyjśc do głowy.

-Coś się stało? – przechylił głowę Nishimura, widząc, że tamten od dłuższego czasu nic nie mówi.

-Mówią, że milczenie jest złotem.- Marshall puścił mu perskie oko. Boże, on to naprawdę zrobił! Kyo jednak bynajmniej nie wyśmiał go, a nawet zdobył się na nikły uśmiech. Slim nawet nie zauważył, kiedy jego dłoń powędrowała na dłoń Japończyka. To stało się tak po prostu, ot, impuls, który zmusił go do działania.

Gdy Kyo poczuł na sobie dotyk dłoni tamtego, nagle coś zaczęło w nim płonąć. Niemożliwe, przecież..przecież on był hetero! Eminem zresztą też. Dwaj normalni faceci wybrali się na piwo. Tak, tak. Zaraz, zaraz. Dwaj normalni faceci raczej się nie całują. Jednak oni się całowali. Nawet nie wiedzał kiedy znaleźli się w pokoju hotelowym wokalisty. Dla Marshalla nie liczyło się teraz, to co robił.Żył tą chwilą. Żył Kyo, którego trzymal w ramionach. Z namszczeniem pozbywał go ubran. Wokalista nie pozostawał mu dłużny. Odwzajmniał każdy pocałunek, każdą pieszczotę. Niebawem padli na łożko, zatopieni w miłości. Pogrążeni w ekstazie i myślący tylko o sobie. Niebawem Nishimura, z wprawą pchnął Slima głębiej w pościel. Nie miał pojęcia, że tak dobrze będzie wiedział, co ma robić..a jednak. Wszedł w niego jeszcze głębiej i mocniej. Razem unosili się ku spełnieniu. Opadli na siebie dysząc, gdy wtem..

-Cześć Kyo przyniosłem Ci ser…O KURWA MAĆ JA PIERDOLĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!- Toshiya był tak blady na twarzy, jakby kolorytem cery chwilowo zamienił się ze swoim ukochanym serem.

-Toshiya, bierz ser ,Kyo, i idziemy na pró…..BUDDO COŚ JAPONIĘ PRZEZ TAK LICZNE WIEKI..-Kaoru, wziąl ser i próbował nim sobie z kolei zasłonić oczy.

-Eej, faktycznie, jedzie rybą.- wydukał Eminem, obejmując Kyo, jakby chciał go obronić przed wszystkim

-No i co, gdzie ta próba..?

-Shinya, nie wchodź tu!- wrzasnął Kaoru, jednak było już za późno Shinya, a zaraz za nim Die, również znaleźli się w pokoju. Zapadła krepująca cisza, spośród której czuć było tylko zapach sera i Kaoru. Zespoł patrzył na kochanków. Oni na zespoł.

-Kyo ja rozumiem..ale…ale…żeby z naszym…pracodawcą,…..no…-Kaoru próbował odzyskać pozycje władczego lidera, ale w tej sytuacji niełatwo mu to przychodziło.- Panie Marshall…ja pana przepraszam, noo….no…no…..ja…..ja abydkuję jak Benedykt!!!!..Shinya zostajesz nowym liderem, dalej, powiedz coś.

-A-a-ale, czmeu ja?!- perkusista wachlował się, by nie zemdleć.-Ja, ja, ja nie wiem co powiedzieć!

-Ale ja wiem! – cała szóstka odwrócił a się na dźwięk donosnego, pięknego, zmysłowego, kobiecego głosu. Oto sama Lana Del Rey stała w drzwiach do pokoju i uśmiechała się przyjaźnie.- a więc ten, kto przemówi zsotanie nowym liderem? Przygotuj się więc Kaoru, bo mam dużo do powiedzenia. Kyo i Marshall nie zrobili nic złego. Obserwowałam ich jak i was od dłuższego czasu. Widzaiłam jacy wy, gołąbeczki, dla niego byliście, a jaki dla niego był Slim. Bez dwóch zdań ci dwoje nie zrobili nic złego. Bez dwóch zdań, coś między nimi iskrzy, bez dwóch…

-Eee tam iksrzy, od razu, cześć Lana, jesteś wolna dziś wieczorem?- Kyo próbował niezdarnie nałożyć bokserki i do niej podejść, Lana jednak wybuchnęła perlistym śmiechem.

-Uroczy jesteś maluszku, ale i ja i ty mamy już swoją miłość, więc teraz chłopcy- tu zwróciła się do reszty zespołu.-zostawmy ich samych.

I tak Kaoru, Shinya, Die, Toshiya, ser i Lana Del Rey, zostawili Kyo i Eminema samym sobie.

-No a teraz próba chłopcy, myśleliście, że was ominie?!

-Jasne Kaoru! – rzucił Shinya.- Eee, zaraz, Kaoru, czemu ty gadasz babskim głosem? Ooo, to ty Lana.

-Jasne, że idziemy.- Toshiya wraz z serem, przysunął się do Lany, po chwili to samo zrobił Daisuke jak i Shinya.

-Jesteśmy twoi!- wykrzyknęli chórem.

-Moje aniołeczki.- zaśmiała się.

-Zaraz zaraz, aaa..a co ze mną?!- wrzasnął Kaoru.

-No nie wiem kochanie, może pograj w makao, czy coś?- odparła Lana.- Chodźcie chłopcy, chodźcie. Hmm, czy wy też zauważyliście, że strasznie tutaj śmierdziz zdechłą rybą?



/I jak? Bo mi się skończyły chusteczki, płakałam ze śmiechu jak głupia XD MAM OCHOTĘ NA SER!!!!!

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział IX.

Colin patrzył jak Shigon znika za zakrętem razem z dziwną dziewczyną i kilkoma opiekunami. Nie wiedział, czy iść do swojego pokoju czy może śledzić ich? Spojrzał na kawałki szkła, jak ona do cholery zdołała przebić tak grubą szybę? Poza tym był jeszcze wysoki mur i jedna równie ogromna brama, a Yuki wspominał coś o ochroniarzach i psach. Jak więc ta krucha dziewczyna zdołała się tu dostać? Colin zdecydował się pójść za mężczyznami, żeby dowiedzieć się więcej. Nie lubił nie wiedzieć, co się dzieje. Jego ego tego nie wytrzymywało. Zatrzymał się tuż przy gabinecie pielęgniarskim i spojrzał do środka przez uchylone drzwi. Dziewczyna leżała na kozetce, już przytomna i patrzyła się na Shigona z uśmiechem. Zupełnie jakby go znała. Blondynek wytężył słuch żeby wyłapać, chociaż nieco z tego, co mówili. Niestety zorientował się, że cała rozmowa była prowadzona w języku francuskim. W końcu dziewczyna podniosła się i uwiesiła Shigonowi na szyi, musnęła delikatnie jego policzek wargami.. Colin zamarł.

- Chéri Shigon..

-Anette daj spokój. –Odparł chłodno. –To było wieki temu poza tym powiedziałem rodzicom, że do zaręczyn nie dojdzie.

-A ja wiem, że nadal mnie kochasz. –Uśmiechnęła się kokieteryjnie.

-Nigdy Cię nie kochałem. To małżeństwo było zorganizowane tylko po to, żeby połączyć firmy. Ale ja jej nie odziedziczyłem, bo się tego wyrzekłem. Jesteś, więc wolna i nie musisz się okłamywać, że naprawdę coś do mnie czujesz.

-Jesteś straszny.. Ja nigdy się nie oszukiwałam. –Przesunęła dłonią po jego karku. – A to twoje udawanie homoseksualisty jest po prostu śmieszne. No nie bądź taki aimé znudzi Ci się to życie i wrócisz do mnie prędzej czy później. A ja specjalnie się pofatygowałam i przyszłam o po ciebie.

-Raczej wpadłaś rozbijając antywłamaniową szybę. –Zabrał jej ręce ze swojej szyi. Jak tylko Twoja noga się wyleczy, bo raczej ze skręconą kostką daleko nie zajdziesz, od razu dzwonię po taksówkę i wracasz do Paryża.

Anette złapała jego podbródek w dłoń i już, kiedy miała go pocałować..

-Colin?- Shigon zdziwiony patrzył na chłopca, który pojawił się obok i odepchnął natarczywą dziewczynę. –Co tu do cholery robisz?

-Masz go zostawić w spokoju. – Odparł blondynek patrząc na Anette jak na wroga publicznego numer jeden. – On.. nie jest Twoją własnością.

-Sam.. Zabierz go stąd. –Powiedział czarnowłosy mierząc chłopca chłodnym spojrzeniem.

-O czyżby jeden z Twoich kochanków Shigonie? Doprawdy uroczy widzę, że nadal gustujesz w młodszych. Pamiętam jak zawsze gadałeś tylko o jednym chłopcu. Że zawsze chciałeś go przelecieć, podniecał Cię swoją niewinnością i byłaby z niego świetna zabawka na jeden raz. Czekaj no jak ten smarkacz się nazywał?

-Zamknij się Anette..-Ryknął mężczyzna.

-Hmm tego gówniarza potem zabrali do sierocińca a ty go szukałeś prawda?

Colin patrzył na Shigona jakby właśnie osobiście rozerwał jego serce. Więc on tyle lat szukał go tylko po to, żeby… żeby go przelecieć? Te wszystkie słowa, że się nim zajmie i go kocha były kłamstwem? Czarnowłosy podszedł do blondynka.. – Colin, to nie tak. Nie wierz jej… - kiedy już miał przytulić młodszego ten odepchnął go.

-Nie dotykaj mnie!!- Krzyknął. – Nigdy więcej, nie waż się mnie dotykać. –Wybiegł z pokoju na korytarz a potem zbiegł po schodach na sam dół aż do głównego wejścia. Otworzył drzwi i pobiegł do ogrodu. Było ciemno, ale świetnie wiedział gdzie może się schować żeby nikt nie widział jego łez. Tuż obok dębu znajdował się żywopłot i tam właśnie usiadł. Schował twarz w dłoniach i pozwolił łzom spłynąć po policzkach naznaczając mokre ślady na koszulce.

W tym samym czasie w gabinecie Shigon wrzeszczał na niedoszłą narzeczoną, po czym wybiegł za Colinem. Szukał go wszędzie i nawet przeglądnął monitoring, ale urwał się, kiedy młody wybiegał z pensjonatu na podwórko. Potem nastała ciemność, bo jedna z kamer nie została naprawiona. Szlag Saki! Mężczyzna wyszedł na balkon i rozejrzał się dookoła szukając młodszego w ogrodzie, nie wiedział, że żywopłot jest na tyle zarośnięty by móc okryć chłopca niczym peleryna niewidka. O jedno był spokojny, Colin nie opuści granic pensjonatu, bo mur jest praktycznie nie do przeskoczenia. Bramy pilnują ochroniarze i psy. Wrócił do sypialni, a blondynek wylewał łzy leżąc na wilgotnej trawie gdzieś między zaroślami. Noc była chłodna, a Colin miał na sobie tylko dres i piżamę. W końcu wrócił do środka i od razu pobiegł do sypialni. Wparował pod kołdrę, ale nie swoją tylko Yukiego. Przyjaciel był ciepły i od razu, kiedy wyczuł jak zmarznięte ciało starszego przytula się do jego postanowił ogrzać go.

-Colin, dobrze się czujesz? –Spytał zatroskanym głosem.

Odpowiedziała mu cisza.

-Colin, bo ja się martwię.. – Położył dłoń na jego czole. Mimo, że cały był lodowaty to czoło miał wyjątkowo gorące. – Masz gorączkę.. –Powiedział przestraszony i zsunął się z łóżka. Szybko okrył Colina dodatkową kołdrą i wybiegł na korytarz po Sama. Wrócili obaj a starszy od razu sprawdził, jaki jest stan Colina.

-Głupku gdzieś ty był? Na dworze jest zimno. –Poszedł do łazienki i z apteczki wyjął jakieś tabletki i termometr. –Masz prawie 39 stopni. –Powiedział, kiedy tylko na jaw wyszło ile ma chłopak gorączki. – Idę po Shigona.

-Nie..-Westchnął Colin i złapał mężczyznę za dłoń. – Nie chce go widzieć. Nie mów mu, że jestem chory.

-Nie piernicz, jeżeli złapałeś grypę to musi o tym wiedzieć, bo pozarażasz pół pensjonatu.

-Nie.. Jeśli tu przyjdzie to będzie mówił, że to przez niego. Będzie przepraszał a ja.. Nie chce znowu to czuć. To boli. –Załkał i schował twarz w poduszce.



-Panie Sam. Ja się nim zajmę. –Powiedział Yuki siadając na krześle obok łóżka Colina.

Po przekonujących argumentach Sam zdecydował, że póki, co nie powie Shigonowi o chorobie Colina. Ale jak tylko mu się pogorszy będzie musiał to zrobić. Wyszedł zostawiając chłopców samych sobie. Yuki porozmawiał z blondynem o tym, co się stało.

-A to żmija.. Przyjechała żeby nieźle namieszać. Co zrobisz Colin? –Spytał zatroskany.

-A, co mam zrobić? Powiedziała, że on chciał się mną tylko zabawić.

-BAKA!!! Głupek z Ciebie. Gdyby tylko tyle chciał to nie zareagowałby w taki sposób, kiedy odzyskałeś pamięć. Sam mówiłeś, że zwierzał Ci się ze wszystkiego i kiedyś był miły tylko dla Ciebie. Tak się nie zachowuje osoba, która chce się tylko zabawić.

-…

-Kocha Cię. Co ma zrobić, żebyś mu uwierzył? Colin a ty, co do niego czujesz?

-Lubię, gdy jest blisko, jego głos, duże dłonie zapach cygar, które pali. Kiedy ta dziewczyna do niego się przystawiała byłem wściekły. –Zarumienił się. – No i..

-I…?

-Kiedy się kochamy jest taki delikatny i czuły. Kiedyś zachowywał się jakby tylko on miał się zaspokoić a teraz chce żebym i ja czuł się dobrze.

-Zależy mu na Tobie Colin.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi i kiedy się otworzyły stała w nich Anette .  Jej noga wyglądała w porządku, czyżby udawała wcześniej?

-Chce z Tobą pogadać mały. – Syknęła chłodno i podeszła bliżej nawet nie kulejąc. – Jesteś kochankiem Shigona?

-Tak.. – Powiedział nieśmiało.

-Zapomnij o nim. Jest mój. –Zmierzyła go wzrokiem.

-A, co podpisałaś się na nim? Spałaś z nim kiedykolwiek? Wiesz, jaki jest naprawdę? Znasz jego ulubiony kolor, jakie cygara pali. Co dostał na urodziny od swojej matki?  Gówno o nim wiesz, jesteś pustą lafiryndą, która jedyne, co umie robić to pić drinki i gapić się na Paryż ze swojego balkonu. –Powiedział to, co siedziało mu na wątrobie już jakiś czas. Chciał jej pokazać, że nie jest gorszy, że może z nią konkurować o Shigona.

-Sacrebleu, jak ty się gówniarzu do mnie odnosisz? –Podeszła bliżej i wymierzyła mu mocny cios w policzek.

-ANETTE! – Krzyknął ktoś stojący w drzwiach. Był to Shigon.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział VIII.

Colin z uśmiechem leżał na wielkim łóżku w sypialni Shigona. Ostatnie dni były.. Dziwne. Ale nie w negatywnym sensie. Wręcz przeciwnie. Teraz patrzył na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Pensjonat traktował jak dom, innych podopiecznych jak rodzinę, a Shigon? Hmm powiedzmy, że był kimś znacznie więcej niż tylko jego opiekunem. Zdawało się, że jeszcze kilka dni temu blondynek nie pamiętał nic, jedynie nikłe przebłyski wspomnieć, a teraz? Wszystko było jasne, może niekoniecznie miłe, ale jasne. Większość najważniejszych wspomnień wróciła. Pamiętał, jak razem matką spędzał czas w ogrodzie pielęgnując kwiaty, jak jadał obiady w gronie swoich przyjaciół, kiedy jeszcze ich miał, i kiedy ojciec wracał do domu po pracy i upajał się alkoholem, żeby odstresować po ciężkim dniu. I właśnie część wspomnień, w których uczestniczył jego ojciec była najboleśniejsza. Z tego, co dowiedział się od Shigona wynikało, że nigdy nie dzielił się swoimi smutkami z czarnowłosym. Colin był zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha i wprawiał wszystkich wkoło w podobny radosny nastrój. Na jego twarzy zawsze pojawiały się rumieńce jak tylko Shigon wspominał, że to właśnie dzięki niemu nie stracił resztek człowieczeństwa, gdzie gdzieś na samym dnie panowała radość i nadzieja, że wszystko się ułoży.

-Jeżeli chcesz tu zamieszkać to nie mam nic przeciwko. – Odparł Shigon wychodząc z łazienki w samym ręczniku.

-Jeżeli pozwolisz, to chciałbym nadal mieszkać z Yukim. Przywiązał się do mnie i mam w nim przyjaciela.. sam rozumiesz. –Odparł z uśmiechem i przeturlał się na brzuch.

-Jasne, ale jakby, co to pamiętaj, że o każdej porze dnia i nocy możesz tu wejść i się położyć do mojego lóżka. Oczywiście nie obiecuję, że będę potem grzecznie spał. –Zaśmiał się i nalał do kieliszka nieco whisky. Colin zauważył, że ręcznik w jednym miejscu jest nieco wypukły.

-Stanął Ci.. – Szepnął blondynek cały czerwony na twarzy.

-Aleś spostrzegawczy Watsonie. –Odparł z rozbawieniem.

-A, dlaczego nie Sherlocku? –Spytał z oburzeniem.

-Osz ty chcesz mi zabrać stanowisko? –Spojrzał na niego uważnie. –Nie możesz być Sherlockiem, bo jesteś na dole..

-A, co ma do tego seks? Pff jakbym chciał to mógłbym być na górze.

-Czyżby moje tzw. Uke zechciało zostać seme? –Usiadł na łóżku. – Colin, Colin, Colin.. Ty nie wiesz nawet, do której dziury masz trafić.

-O nie wiedziałem, że masz dwa odbyty. – Skwitował i pokazał mu język.

-No teraz to przegiąłeś.. –Rzucił się na niego siadając mu na biodrach i przygwoździwszy dłonie do pościeli pocałował go zachłannie. –Lepiej nie zapominaj, że nadal jesteś tu podopiecznym i jeśli będę musiał to cię należycie ukarzę.

-Ale się boję – odparł z sarkazmem w głosie. – Ech przepraszam.. Będę już grzeczny. –„Wcale nie będę… jeszcze Ci pokażę, co to znaczy być na górze staruchu. „ Zaśmiał się w duchu.

Jeszcze trochę czasu tam spędzili, ale wreszcie Colin musiał wrócić do swojego pokoju. Po drodze natknął się na kwartet BadBoys w pełnym składzie z tym, że Tom wydał mu się jakiś dziwny.

-Coś nie tak? – Spytał zatrzymując się.

-Och Colin.. No cóż Tom nieco przesadził z alkoholem na imprezie a na niego źle to działa. – I faktycznie, Saki miał rację. Czerwonowłosy wyglądał jakby całe powietrze z niego uszło.  Alex i Deiw trzymali go w pewnym uścisku, żeby alkoholowy delikwent, jako tako ustał a nie leżał na podłodze mamrocząc coś niezrozumiale.

-Tom.. Dobrze się czujesz? – Podszedł bliżej i spojrzał w zamglone oczy chłopaka, który uśmiechnął się i jakby nigdy nic rzucił na Colina od razu zatykając mu usta swoimi.  Blondyn zszokowany został przygnieciony do marmurowej posadzki.

-Kurwa stary nawet po pijaku jesteś tak samo zboczony. Wstaaawaj. – Alexowi udało się wreszcie podnieść kumpla a Deiw pomógł Colinowi wstać. – Przepraszam za niego młody.. Po pijaku jest jeszcze gorszy niż na trzeźwo..

-Emm nie szkodzi.. Zdarza się. –Odparł blondynek ocierając usta rękawem koszulki. – Musi się przespać. I ja chyba też.

-No właśnie jesteś jakiś niewyraźny, idź do pokoju. Do zobaczenia potem. – Odparli równocześnie i poszli ciągnąc Toma za sobą.

Colin nadal nie ogarniał sytuacji, która miała chwilę temu miejsce. No, ale mimo wszystko poszedł do swojego pokoju. Korytarz, prawo, lewo, drugi i schodami w górę. Kiedy już stał przed drzwiami do sypialni usłyszał… Jęki? Otworzył delikatnie drzwi robiąc malutką szczelinę i patrzył jak na łóżku pieprzą się Yuki i Sam. Młodszy nabijał się na szatyna, który leżał na pościeli i wzdychał błogo UŚMIECHAJĄC SIĘ?! Boże Sam się uśmiechał? I to nie sztucznie, czy złośliwie, to był prawdziwy, błogi uśmiech.

-S-sensei.. Kocham Cię!-Jęczał chłopiec głośno coraz szybciej się poruszając. Co ciekawsze na jego słowa starszy przyciągnął go do pocałunku, długiego i pełnego uczucia.

-o kurwuniu.. – Szepnął Colin. Oni się nie tyle pieprzyli, co kochali. I to naprawdę. (Ale heca XD) Ale co robić? Colin musi tam w końcu wejść, ale nie chce im przerywać, no jak sobie wyobrazi Sama, kiedy im przeszkodzi to na mur beton musi sobie wykopać grób. Stał pod drzwiami i czekał aż skończą. I faktycznie po jakimś (dłuuugim) czasie doszli obaj i wtedy Coli wparował do sypialni.- JA NICZEGO NIE WIDZIAŁEM!!- Krzyknął i wbiegł do łazienki zamykając się tam. Jedyne, co usłyszał to przeklinającego Sama. Dzięki Ci Boże, że łazienka jest zamykana. Kiedy był już pewien, że Yuki jest sam wyszedł i uśmiechnął się ciepło. – No Yuki.. Czyli jesteście razem?

-Colin.. Słyszałeś wszystko? –Zarumienił się.

-Nie. Tylko końcówkę. Kochasz Sama? – Usiadł na swoim łóżku.

-Uhm.. Chyba tak. I on chyba też zaczyna coś do mnie czuć.

-Cieszę się.  Mi już praktycznie wróciła większość wspomnieć. – Yuki był bardzo ciekawy historii blondynka, więc kiedy słuchał jej uważnie i z każdą chwilą zdziwienie i szok pogłębiały się na słowa współlokatora zaczął uważać, że ta historia jest nieprawdopodobna.

-Jeju.. Czyli Shigon-sama jest Twoim przyjacielem z dzieciństwa i szukał Cię tyle lat? –Uśmiechnął się radośnie.- Jakie to romantyczne. Zupełnie jak historia z jakiejś książki.  A teraz zostaliście kochankami Kyaaaa…

Colin oblał się szkarłatnym rumieńcem na sam dźwięk tego słowa „Kochankowie” - No.. Tak jakby.

-Musisz teraz pilnować Shigona.. Do niego chłopcy lgną jak pszczoły do miodu.

-Hee?

-No tak.. Wiele osób się chwaliło, że seks z nim jest dużo przyjemniejszy niż z innymi. Poza tym teraz Colin będziesz traktowany jak konkurencję. Lepiej się pilnuj.

-Yuki-chan ty to wiesz jak pocieszyć człowieka.

Rozmawiali przez dłuższą chwilę o dziwnych rzeczach. Colin pierwszy raz od bardzo dawna czuł się jak normalny nastolatek. Miał przyjaciela, miłość i dom.. Chodził do prawie normalnej szkoły i uczył się prawie normalnych rzeczy.  Pomógł Yukiemu w paru zadaniach i sam zabrał się za swoje. Miał nadzieję, że przy Shigonie nie będzie się kręcić wielu chłopaków. Ledwo, co odkrył to dziwne uczucie, a już jest zazdrosny o tego niby obcego, ale dobrze znanego mężczyznę. Dzień minął szybko i równie szybko nastała noc. I właśnie tej nocy miało się stać coś dziwnego… Colin obudził się słysząc hałas, jakby rozbijanie szyby. Z pokojów zaczęli wybiegać chłopcy chcąc sprawdzić, co się stało. Colin i Yuki również dołączyli do tłumu. Zbiegli po schodach w stronę głównego wejścia. Tam zastali już opiekunów wszystkich prawie nagich, lub w szlafrokach. Chwilę później przyszedł właściciel, więc Colin przepchał się bliżej żeby móc cokolwiek zobaczyć. Na posadzce było pełno szkła z rozbitej szyby, zaś między kawałeczkami leżała dziewczyna. Na oko miała 19 lat. Shigon zdjął szlafrok na co tłum zareagował głośnym "Kyaaaaaaaaaaa" i otulił dziewczę. Opiekunowie zaczęli nakazywać aby wszyscy wrócili do swoich pokoi, większość posłuchała, ale inni w tym Colin zostali patrząc na scenę jak na fragment z filmu. Dziewczyna o śniadej cerze, długich, jasnych niemal białych włosach i Shigon trzymający ją w ramionach. Colin poczuł ból w klatce piersiowej "Dlaczego.. czemu ją dotykasz?" W głowie od razu pojawiła się scena gdzie dziewczyna otwiera oczy i wybiega jak najdalej. I nigdy nie wraca. Ona jednak nie budziła się więc Shigon i opiekunowie zabrali ją do gabinetu pielęgniarskiego. Blondyn stał patrząc na czarnowłosego dopóki nie zniknął za drzwiami prowadzącymi do głównego korytarza.

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział VII.

-Co takiego? –Spytał dość niepewnie.

-Hmm, co powiesz, na zjedzenie ze mną kolacji? –Uśmiechnął się i spojrzał mu w oczy. To było dziwne spojrzenie, inne niż zawsze, niż do tej pory miał okazję oglądać. Oczy wydawały mu się bardziej ludzkie i otwarte na otaczający świat. Mimo, że dotąd nie umiał wyczytać z nich za wiele to teraz coś mu się udało, ale nie był pewien, co. Ból? Smutek?  Może kolacja będzie okazją, aby się dowiedzieć?

-No dobrze, ale nie muszę ubierać garnituru? –Zaśmiał się w duchu i dziękował, że żadnego nie ma w szafie.

-Colin przecież nie zabieram Cię do drogiej restauracji tylko do mnie na zwyczajną kolacją. Za wcześnie na randki. –Uśmiechnął się i odłożył kieliszek na stolik, szklane naczynie przez chwilkę chwiało się niebezpiecznie, po czym nastał jej bezruch. Mężczyzna wstał powoli i złapał młodszego za rękę. Zeszli z balkoniku innymi schodami. Dzięki temu mogli spokojnie ominąć salę gdzie trwała zabawa. Blondyn obserwował przez całą drogę do pokoju czarnowłosego. Może faktycznie wypił za dużo. Na miejscu ku zdziwieniu Colina zastali stół już nakryty a na nim trzy różne dania. Jeśli chłopak miałby porównać to z jedzeniem ze stołówki to mógł z czystym sercem uznać, że jest w raju. Homar, sałatka grecka, pieczywo czosnkowe, wino i ciastko czekoladowe. Czyli jednym słowem – uczta.

-Chyba nie zjem tego wszystkiego. –Odparł z rozbawieniem, bo ta cisza zaczęła go irytować. Kto by pomyślał, że alkohol tak wpłynie na Shigona, który odsunął Colinowi krzesło by ten mógł usiąść? – Dziękuję.

-No cóż jesteś moim gościem, więc musze się tobą należycie zajmować, czyż nie? –Mówiąc to przysunął twarzy do karku Colina owiewając go ciepłym oddechem, co spowodowało dreszcze u młodszego. Głos Shigona zdawał się jeszcze bardziej kuszący i zmysłowy niż zazwyczaj. Jak to możliwe?

-I tyle? Zaprosiłeś mnie tu tylko po to żebym zjadł z Toba kolację? –Jakoś trudno było mu w to uwierzyć. To zaproszenie miało jakiś głębszy, ukryty sens.

-Hmm czyżbyś oczekiwał czegoś więcej? Spokojnie Colin, wszystko w swoim czasie. Nie śpieszmy się. Poza tym.. Jeżeli teraz tego nie zjemy to będziemy zmuszeni spożyć zimny posiłek. A homar na zimno nie jest tak apetyczny. –Usiadł naprzeciwko Colina i nalał wina do ich kieliszków.

-Po prostu chce Ci dotrzymać towarzystwa.. No, bo o to właśnie Ci chodzi. Chcesz spędzić z kimś urodziny, ale nie przepadasz za imprezami. To oczywiste. –Gra w otwarte karty.

-Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem wiedziałem, że będziesz bardziej pojętny od reszty. Odziedziczyłeś intuicję po matce? – Uśmiechnął się i opróżnił swój kieliszek, po czym nalał sobie ponownie wina.

-Skąd mam wiedzieć? Nie pamiętam jej.

-Przypominasz mi pewnego małego chłopca, którego poznałem zanim przeprowadziłem się z ojcem do Hongkongu – Uśmiechnął się i zabrał za homara.

-Cóż ja sobie Ciebie nie przypominam. Ale dzisiejsza data cały czas zaprzątała mi głowę. I nie wiem, czemu, ale gdy usłyszałem, że masz urodziny od razu mi się to skojarzyło. – Homar mu nie podszedł, więc postanowił zająć się sałatką grecką. Spojrzał na Shigona, który patrzył na niego w dziwny sposób. –Coś nie tak?

-Colin.. Jesteś uroczy.

Chłopiec oblał się czerwonym rumieńcem i wlepił wzrok w swój talerz. Dlaczego jego słowa tak bardzo go onieśmieliły? –Przestań.. To tylko skojarzenie nic więcej.

-Nie o to mi chodzi. Po prostu jesteś uroczy, masz w sobie coś, co dodaje ci uroku. –Mrugnął do niego. Po dłuższej chwili, kiedy większość jedzenia znikła a butelka po winie świeciła już pustką i nawet kropelki nie dałoby się z niej wylać Shigon wstał od stołu i spojrzał na Colina bardzo zdecydowanie.

-E-e? Mam coś na twarzy? –Młodszy nie wiedział za bardzo jak się zachować, przetarł usta dłonią jakby to one miały być powodem dziwnej atmosfery. Brudne nie były, więc, o co chodziło?

-Colin..

Blondyn wstał od stołu i podszedł do okna. Znowu ten głos, zmysłowy i pociągający, dlaczego tak bardzo na niego działał? Nie dowiedział się, bo Shigon objął go od tyłu i musnął bardzo delikatnie w kark swoimi ustami. Chłopiec mógł poczuć jak o jego pośladki ociera się podniecony już członek starszego. To było dziwne, ale nie potrafił się odsunąć. Czuł, że i on ma ochotę na nieco czułości, a skoro są tu sami i obaj mają ochotę to, czemu nie wykorzystać tej chwili? Nie ukrywał, że seks z tym konkretnym człowiekiem przynosił mu najwięcej przyjemności. Lekcje gdzie chłopcy mogli się ze sobą zaspokajać nie były nigdy takim przeżyciem jak To. Powoli odwrócił się przodem do czarnowłosego i położywszy dłonie na jego ramionach złączył ich wargi w bardzo czułym i zarazem delikatnym pocałunku. Shigon wyczytał z tego gestu, że otrzymał pozwolenie na zbliżenie się bardziej do młodzieńca. Wykorzystał to i pogłębił pocałunek od razu wsuwając język głębiej w usta Colina, który westchnął i otarł się swoim kroczem o to już tak bardzo podniecone drugiego mężczyzny. Tego dnia nie chciał zwykłego seksu dla rozładowania napięcia, chciał czułości płynącej z bliskości drugiej osoby. Shigon był tego samego zdania. Jak dotąd urodziny kojarzyły mu się przykro i miał nadzieję, że dzięki temu blond szkrabowi zmieni zdanie o tym dniu. Nie byli do końca pewni, kiedy ich ubrania wylądowały na ziemi, ale teraz było to nieważne. Penisy obu pocierały się o siebie, większy Shigona i mniejszy Colina, ale oba równie chętne pieszczot. Pocałunki stały się kluczowe i kochankowie odrywali się od siebie dopiero wtedy, kiedy panicznie potrzebowali zasięgnąć nieco tlenu. Blondynek zapomniał o sumieniu i klęknął przed starszym biorąc jego męskość do ust. Od razu zaczął intensywnie go ssać, lizać i delikatnie przygryzać przyprawiając czarnowłosego o zawroty głowy. Kto by pomyślał, że ten chłopiec stanie się tak chętny? Jego dłonie przeczesywały blond kosmyki czasem delikatnie za nie ciągnąc. W końcu poderwał małego za ramiona w górę i podziękował mu pocałunkiem za tak miłe obciągnięcie. Colin był.. Zadowolony, że sprawił rozkosz swojemu partnerowi, sam pociągnął go na łóżko i położył się na nim w dość lubieżnej pozycji. Rozchylił nogi pokazując tym samym swoje pulsujące z podniecenia wejście. Shigon na sam widok ledwo powstrzymał się od dojścia. Alkohol zrobił swoje. Może i on jak i opiekunowie grali czasem brutalnych gwałcicieli, ale oni też od czasu do czasu potrzebowali nieco czułości i zmian. Tego dnia obaj nie chcieli bawić się w przygotowania, erekcja starszego już po chwili wbiła się w tak chętnego młodzika, który jęknął głośno z bólu i rozkoszy. Na wyjątkowo białą pościel skapnęło nieco krwi, ale nie przejmowali się tym. Nagle głowa Colina zabolała.. Zupełnie jakby ktoś zdzielił go czymś twardym i bolesnym. Napięcie, które powstało odnalazło ujście i chłopiec zaczął widzieć oczyma wyobraźni obrazy..:

http://www.youtube.com/watch?v=-QGAGwmN2I4

Wielki dom z ogrodem, ludzie stali dookoła jakiegoś stołu gdzie leżały talerze z pokrojonym tortem. Dzieci skakały na trampolinie, i to nie byle, jakiej, była ogromna. Wszędzie było ich pełno, ale kogoś brakowało. Colin chciał tego kogoś znaleźć. Szukał i szukał. Nagle ktoś go zawołał, ujrzał kobietę, blondynkę o pięknej urodzie, tuż za nią stał mężczyzna. Jego twarz była zimna i pozbawiona emocji. – Mama, tata. – Inna scena. Wielki pokój, wszędzie wkoło prezenty i obrazy przedstawiające trójkę ludzi. Niskiego mężczyznę, kobietę i chłopca. Twarz kobiety była smutna, mężczyzna o azjatyckiej urodzie mocno zaciskał dłonie na ramieniu chłopca, pewnie swojego syna. Czarnowłosego.

-Colin, Colin! – Ktoś go woła. Znajomy głos tylko dziecięcy. Widzi chłopca starszego od siebie, był smutny.

Kolejna scena. Pusty dom, inny niż przedtem. Nie ma nikogo. Tylko on sam. Dookoła nagle pojawiły się ciała, krew. Wszystko cuchnęło zgnilizną. Ktoś go obejmuje. Colin się przytula cały zapłakany.

-Zajmę się Tobą braciszku. Jesteś moim małym braciszkiem. Kocham Cię i nigdy nie zostawię. –Znowu ten chłopak. Ale już go nie spotkał. Lata mijały, nie wiedział gdzie trafił, obce osoby, nie znał ich, dziwni i niemili. Inni niż rodzice. Ucieka, nie wie gdzie biegnie, ale jak najdalej. Przewraca się i ciemność. Jedyne, co widzi to twarz czarnowłosego chłopaka. – Colin.. – Słyszy jego głos.

-Colin.. Hej Colin, co Ci? –Nagle w miejsce twarzy pojawia się ta sama tylko starsza.

-B-braciszek.. –Po policzkach chłopca spłynęły łzy. – Okłamałeś mnie. –Na te słowa Shigon otworzył szerzej oczy.

-Pamiętasz? Colin powiedz mi, czy mnie pamiętasz? –Położył dłonie na policzkach młodszego i patrzył na niego szklistymi oczyma. – Powiedz to jeszcze raz.. Proszę powiedz to słowo.

-Braciszek. – I po chwili został mocno przytulony przez starszego. Tak bardzo mocno, jak.. Jak wtedy, kiedy stał sam w domu i patrzył na swoich rodziców – martwych?

-Wybacz mi.. Przepraszam, że Cię okłamywałem. Ale czasem lepiej nie znać prawdy. A ta była taka bolesna, twoi rodzice i my, wtedy, kiedy się znaliśmy. Byliśmy przyjaciółmi.. Ale kochałem Cię jak brata i chciałem się tobą opiekować, ale nie mogłem nie byłem pełnoletni. I kiedy oddali Cię do innej rodziny, porwali mi Ciebie i nie wiedziałem gdzie szukać. A potem w lesie.

-Zgwałcili mnie. To, dlatego byłem nagi.. I ta pamięć.  –Przytulił się do mężczyzny, którego znał tak krótko i jednocześnie długo. –Shigon.. Dlaczego? Czemu musiałem to wszystko przeżyć? –Zaniósł się płaczem, ale jego wszystkie łzy zostały scałowane.

-Colin.. Jestem tu. Jestem. Już dobrze, zajmę się Tobą. –Nadal jego członek znajdował się we wnętrzu chłopaka. Chciał dać mu rozkosz.. Chciał go kochać i chciał, żeby on to odwzajemnił. Poruszył się, na co blondynek zareagował głośnym piskiem. To nie był koniec stosunek trwał. Ale wiedział, że Colin będzie chciał po wszystkim porozmawiać, dowiedzieć się, co się stało. Teraz jednak.. Kochali się bezgranicznie, długo i namiętnie. Dzięki temu, chłopiec zapomniał przez chwilę o smutkach i przykrych wspomnieniach. Przytulał się do czarnowłosego, kiedy ten brał go coraz szybciej i szybciej. Poskutkowało to, po chwili obaj poruszali się w szale ekstazy i podniecenia. Blondynek czuł w sobie pulsującą męskość kochanka, zaś Shigon wzdychał za każdym razem, gdy pośladki małego zaciskały się na nim. Po długich i rozkosznych chwilach doszli niemal jednocześnie, opadając na pościel i dysząc ze zmęczenia. Colin zasnął.

Obudził się następnego dnia, obok niego nie było Shigona. Zerwał się z lóżka, lecz po chwili opadł na nie z powrotem czując ból tyłka i głowy.

-Lepiej się nie ruszaj.. –Powiedział starszy wchodząc do sypialni z kubkiem herbaty w dłoni. –Będzie bolało przez jakiś czas. –Podał mu kubek.

-Dziękuję.. – Szepnął nieśmiało i spojrzał na czarnowłosego. – Powiesz mi.. To, co chce usłyszeć?

-Jedyne, co mogę ci powiedzieć, to przepraszam. Kiedy Cię wtedy znaleźli w lesie naprawdę myślałem, że to mój mały braciszek, wyrosłeś, więc nie miałem pewności i jeszcze ta strata pamięci. Bałem się, że możesz to nie być Ty, więc wymyśliłem Twoją historię. Mniej bolesną od prawdziwej. Ale z czasem coraz bardziej przekonywałem się do tego, że wreszcie znalazłem to, co kochałem najbardziej. –Pogładził jego blond włosy. – Wybacz mi Colin, że sprawiłem Ci tyle smutku i bólu.

-Wspomnienia nie są miłe to fakt.. Spodziewałem się nieco innej historii. Ale, widocznie ktoś jednak mnie szukał. – Uśmiechnął się delikatnie. – Co teraz zrobisz?

-To, czego chciałem zawsze.. Będę się tobą opiekować. –Pocałował go czule. – Wreszcie Cię znalazłem Colin.

-Braciszek.. –Rzucił mu się na szyję i pocałował zachłannie.

/Reszta zależy od was. Chcecie dalszego ciągu opowieści? Jeśli tak to bądźcie pewni, że mam jeszcze nieco asów w rękawie. ;)

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział VI.

18 lutego.. Data, która pojawiła się w głowie blondyna. Wydała mu się znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, czego dotyczyła. Sięgnął głębiej w pamięć chcąc sobie skojarzyć ją z czymkolwiek, ale nagle w jego głowie pojawił się John krzyczący „Straciłeś pamięć głupku, więc sobie nie przypomnisz.”

-ZAMKNIJ SIĘ!!- Krzyknął przez sen.. No tak mu się przynajmniej wydawało. Nagle przez jego głowę przeszedł ból i to taki cholernie mocny, kiedy otworzył oczy zorientował się, że siedzi w ławce w klasie gdzie zawsze ma francuski. Dookoła siedzieli inni chłopcy śmiejąc się z Colina, który wreszcie zauważył Johna stojącego nad nim ze złamaną drewnianą linijką, drugi koniec leżał na podłodze. Jego ławka była ugięta w jednym miejscu, widocznie twarda linijka złamała się od uderzenia o ławkę i jeden z jej końców trafił Colina w głowę.

-Colin rozumiem, że nocne zabawy są dość męczące, ale teraz mamy lekcje. A jeżeli jeszcze raz podniesiesz głos na mojej lekcji to spodziewaj się wizyty w moim gabinecie, która skończy się dla ciebie dość boleśnie!!- Oj tak. John był strasznie przekonywujący a jego miny tylko podkreślały jego krwiożerczą naturę. A ta linijka, którą nadal trzymał w ręce.. Tak to było narzędzie zbrodni.

- J-ja nic w nocy nie robiłem. Jak zwykle John wyciągasz jakieś chore wnioski? -Burknął pod nosem.

-Dla ciebie Pan John. W klasie podczas zajęć oczekuję szacunku i jeżeli wreszcie tego nie zapamiętasz to spodziewaj się kary. -Znowu zrobił minę wściekłego psa. – Bolesnej…
Jakoś spędzenie, choć chwili sam na sam z Johnem w jego gabinecie nie było na rękę Colinowi, więc uznał, że zamilknie. Reszta lekcji przebiegła prawie idealnie jedyne, co strasznie rozpraszało blondyna to dwaj chłopcy siedzący za nim. Najnormalniej w świecie obściskiwali się. W końcu Colin nie wytrzymał i odwrócił się w ich stronę.

-Moglibyście przestać?

-Uch Colin a dlaczego się do nas nie przyłączysz? -Uśmiechnął się lubieżnie jeden z nich i pogładził policzek blondyna, który prawie zleciał z krzesła.

-Przestańcie.. To nie jest śmieszne. Trwa lekcja. -Oblał się szkarłatnym rumieńcem. W normalnej szkole za coś takiego można by dostać naganę. „Ale to nie jest normalna szkoła” odpowiedział mu Shigonowy głos w głowie. I nagle coś świsnęło mu koło głowy po chwili okazało się, że był to drewniany cyrkiel. Obejrzał się i zobaczył Johna.

-Colin.. Po lekcji zgłosisz się do mojego gabinetu. Rozmowy na lekcji nie skutkują niczym dobrym.

Jak to możliwe, że już na początku dnia musiał się wpakować w to przysłowiowe „gówno”? No bez jaj.. Ile można wpakowywać się w durne sytuacje? Po lekcji Colin wszedł do gabinetu Johna, był dość duży i tak jak się spodziewał był połączony z sypialnią. Drugie drzwi zapewne prowadziły do łazienki. Hmm było inaczej niż u Shigona. Panowały tu jasne barwy zaś u właściciela pensjonatu górowała i czarna barwa. (Zupełnie jak jakiś wampir XD) Kolejne wielkie łóżko.. No tak, ale czego miał się spodziewać? Jednoosobowego i ciasnego?

-Czasem uczniowie specjalnie przeszkadzają na lekcji żeby wpaść tu i dostać karę. – Powiedział John wychodząc z łazienki z ręcznikiem na ramionach. – Ale ty Colin nie jesteś taki, nie chcesz jedynie seksu i zabawienia się prawda? -Podszedł do blondynka i pchnął go na łóżko tak żeby usiadł i raczej nie miał już jak wstać. – Cóż moje kary są dość specyficzne. Owszem często chodzi o seks, ale chłopcy są tak padnięci, że często tracą przytomność zanim sam skończę.

Coli przełknął nerwowo ślinę. Wiedział, że z Johnem nie ma żartów, był poliglotą, więc chłopiec nadal nie zgadł skąd dokładnie pochodzi. Świetnie umiał maskować swój akcent często go po prostu zmieniając. Nagle do głowy wpadła mu myśl, że tamci dwaj chłopcy, którzy się obściskiwali na lekcji po prostu chcieli trafić tu i odbyć tą „karę”. Pojebało ich do reszty? Czy naprawdę w tym pensjonacie żyją sami napaleni i niewyżyci nastolatkowie? Colin spojrzał nieśmiało i dość niepewnie na Johna.

-A tak z czystej ciekawości przypomniałeś już sobie coś o sobie? Albo o czymkolwiek? – Usiadł obok niego i poczochrał jego blond włosy.

-Z tego, co dowiedziałem się od Shigona i z własnego domniemania moi rodzice nie żyją, a ja tu trafiłem w dość dziwnych okolicznościach. Sam nie wiem ile z tego jest prawdą, ale nie widzę w sumie też powodów, dla których mielibyście mnie okłamywać. – Jeśli go zagada to może daruje mu karę.

-Mądry jesteś.. Jak na swój wiek. Z czasem wspomnienia wrócą, ale teraz…. – Nie skończył, bo nagle do jego sypialni wpadł jakiś chłopak, wysoki brunet o zielonych oczach. – Saki do jasnej cholery nauczysz się wreszcie pukać?

-Przepraszam Panie John, ale nagła sprawa. Ci z pierwszego roku znowu uprawiają seks w fontannie XD a Shigon-sama zakazał no i ja im to próbowałem przypomnieć, ale.. – I wtedy zauważyli, że Saki był cały mokry.. – No powiedzmy, że wciągnęli mnie do wody i zmusili do nieprzyzwoitych rzeczy.

- Do jasnej cholery. -Złapał chłopaka za ramie i wyszedł z sypialni oczywiście Colin poszedł za nimi. Na miejscu faktycznie kąpało się a raczej pieprzyło w wodzie paru chłopaków, ale na widok wkurwionego Johna od razu spoważnieli. – Co ja wam mówiłem?! Właściciel wydał zakaz wchodzenia do fontanny a co dopiero dupczenia się w niej.. Mam wam kurwa przypomnieć, co czeka każdego z was za złamanie zakazu? – Widocznie nie chodziło o seks, bo chłopcy automatycznie wyszli z wody i ubrali się. Możliwe, że tamte cele w piwnicy są używane. I nie tylko Colin miał okazję już tam zawitać. Saki stał koło Blondyna z uśmiechem wreszcie spojrzał na niego i rozpromieniał wręcz.

- O ty jesteś pewnie Colin..

- Ym.. No tak. Znamy się?

-Tom mi o tobie opowiadał. Jestem jego przyjacielem.. Mów mi Saki, bo Sakirama jest za długie a i tak nigdy mi się nie podobało. – Zaśmiał się i uścisnął dłoń młodszego.

- O ty też jesteś z tego całego kwartetu?

-No tak.. Ale nie wiem skąd to się wzięło. Tutejsi podopieczni są naprawdę zakręceni sam z resztą widzisz. – Kiwnął głową w stronę fontanny. No faktycznie normalni to oni nie byli.

-A ty, czym się tutaj zajmujesz? – Pytał Colin z uśmiechem.

-Ogólnie jestem czymś na rodzaj konserwatora.. Mechanika, hydraulika, informatyka. W sumie wszystko, co ma jakiś związek z techniką. – Spojrzał na zegarek. – Ech musze jeszcze iść do kotłowni i naprawić ciśnieniomierz, urodziny Shigona a tu wszystko wali się na łeb i szyję..

-Dziś są urodziny Shigona? – Zdziwił się, bo nagle w jego głowie pojawiła się ta data. Skąd Colin miałby wiedzieć, że są urodziny Shigona skoro go nawet nie znał na tyle dobrze.

-No tak.. Nie wiem, które bo nie wypada pytać przełożonego ile ma lat, ale warto zapamiętać tą datę żeby coś dla niego zrobić.

- Dziwne..

- Hm, co takiego?

- A nie nic.. Tak tylko głośno myślę. Hmm no to chyba wypadałoby coś zrobić.. Jakiś prezent może. – Colin odszedł, mimo, że miał poczekać na Johna i wymigać się od kary innym sposobem niż ucieczką. Co dać mężczyźnie na urodziny? Krawat? „Debilu skąd go weźmiesz? Uszyjesz na drutach?” Czekoladki? ” No tak dawaj mu je częściej to przytyje i nie będzie zadowolony”, – Co kurna mam mu dać? – Spytał sam siebie siedząc na łóżku w swojej sypialni.

- Colin-kun.. Zobacz, jaką śliczną laurkę mam dla Pana Shigona. – Yuki podłożył mu pod nos różową laurkę z kształcie serduszka. – A ty, co dla niego masz?
Colin spuścił głowę.. Co dać facetowi? Co może mu się spodobać? „Daj mu siebie” Podpowiedział głos, ale blondyn szybko pokręcił przecząco głową. Siebie? Aż tak udzieliło mu się to życie w pensjonacie, że nawet jego sumienie podpowiada mu takie rzeczy? Spojrzał na Yukiego, który nadal zachwycał się swoją własnoręcznie zrobioną laurką. – Yuki-chan, co dać Shigonowi? Nie mam pojęcia, co może lubić i co by mu się spodobało..

-Hmm.. A laurka mu sie nie spodoba? – Spytał uśmiechając się słodko..

-Emm.. No tak spodoba mu się. Ale chyba nie umiem robić laurek, muszę, więc wymyślić coś innego.- Podszedł do okna i spojrzał na taras łączony z ogrodem. Właściwie to, po co ma mu coś dawać? Zapewne dostanie i tak dużo prezentów, po co więc mu jeszcze jeden od Colina? -Najlepiej nie dać nic. – Szepnął cicho i wparował na łóżko sięgając po swoją nowo zaczętą książkę.

Powoli zaczęło sie robić późno. Yuki zdążył już zanieść swoją laurkę do „Skupu prezentów dla Shigona” a Colinowi udało się skończyć książkę. Dopiero, co zaczął a już nie ma, co czytać. Na korytarzy zrobiło się dziwnie głosno.. Słychać było kroki i rozmowy chłopców. Co ciekawsze skądś dobiegała muzyka, głośna muzyka, jakby gdzieś zorganizowano koncert albo imprezę. Do pokoju wpadł Yuki od razu otwierając szafę na oścież i szukając w niej czegoś podekscytowany. W końcu wyjął.. Różową sukieneczkę, i to nie byle, jaką była tak krótka, że… szkoda słów.

- Yyy Yuki, co się dzieje?

-Przyjęcie urodzinowe dla Pana Shigona. Kwartet Bad Boys i opiekunowie to zorganizowali. Jest imprezka, więc muszę się przygotować.. Poza tym w tym stroju będzie ciekawiej.

-A-aha..

-A ty Colin nie idziesz? Chodź ze mną będzie fajnie. – Zdjął z siebie ubranie i po chwili Colin o mało, co nie dostał zawału, ta sukienka była naprawdę zbyt kusząca zwłaszcza na Yukim.

-Raczej w takich warunkach się nie pouczę, a książkę i tak przeczytałem. Pójdę, ale tylko na pięć minut. – Nie zamierzał się stroić, przebierać i paradować tam w samej bieliźnie. Wyszli po chwili kierując sie do źródła muzyki. Weszli na wielką salę, chyba gimnastyczną. Albo była gimnastyczna zanim przerobiono ją w salę balowo-imprezową. Yuki pociągnął go w tłum i dopiero po chwili Colin dostrzegł, że prawie 70% tańczących chłopaków byli całkiem nadzy. Ocierali się o siebie, całowali a niektórzy już przeszli do konkretów. Nagle ktoś porwał Yukiego. Zauważył Toma i Saki’ego oraz Alexa i Deiwa (pozostałą dwójkę wchodzącą w skład kwartetu) zaczęli dotykać chłopca i pieścić pomijając zręcznie falbanki jego sukienki. Nie trwało długo nim dołączyli do nich inni chłopacy zafascynowani biednym, wystrojonym Yukim.  Colin z obawą, że i jego może to spotkać rozejrzał się dookoła i pobiegł w stronę schodów na balkon. Na górze nie powinno byc nikogo, bo skoro to impreza to wszyscy tańczą tam w dole. Przeliczył się nieco, bo wpadł na solenizanta.

-O a ty Colin nie tańczysz i nie świętujesz moich urodzin? – Spytał popijając drinka i siedząc na kanapie.

-Jak widać.. Z resztą nie umiem tańczyć. No i nie mam dla ciebie prezentu.

-Taka odpowiedź mogłaby nieco zranić. Ale nie jestem zły.. Sam rzadko, kiedy obchodzę urodziny no, ale widocznie w tym roku panowie chcieli mi zrobić niespodziankę. – Wskazał na bawiących się ludzi a potem stos prezentów w rogu zaraz koło barku.

-Ja nie pamiętam jak spędzałem moje urodziny.. Nawet nie pamiętam, kiedy one wypadają. To musi być miłe, kiedy pamiętają o Tobie ludzie, którzy Cię szanują. – Usiadł obok Shigona

- Ale nie zawsze te gesty są bezinteresowne. – Upił łyk i spojrzał na Colina. – Kiedy byłem mały często dostawałem prezenty na urodziny, przyjaciele albo ludzie, których brałem za przyjaciół zawsze wpadali na przyjęcia. Jako syn bogatego biznesmena żyłem inaczej niż pozostali chłopcy, miałem zabawki, o których oni tylko słyszeli. Cieszyłem się, kiedy dawali mi coś, czego na przykład ja nie widziałem. Raz dostałem kulkę śnieżną. Jak się nią potrząsało to w środku sypał śnieg. Rzeczy, które oni mieli ja nie miałem a te, które ja miałem oni chcieli mieć. Kiedy na dziesiąte urodziny przyszli do mnie znowu od razu zjedli tort z naprawdę sławnej cukierni i poszli do mojego pokoju pobawić się tym, co tam znajdą. Czułem się okropnie, kiedy ja siedziałem przy stole a oni zachowywali się jakby przyszli tu po to, żeby tylko pograć w grę, która ujrzeli w telewizji. Przestałem urządzać przyjęcia.. Urodziny były dla mnie jak każdy inny dzień, tylko miałem już o jeden rok więcej na karku. Potem w wieku osiemnastu lat przejąłem część firmy ojca i postanowiłem, że stworzę miejsce gdzie nie będzie chłopcom niczego brakować. Ale nie chodziło mi o pustych bachorów, mieszkających ze swoimi rodzicami. Raczej o nieszczęśliwe dzieci, które nie usłyszą już od matki na dobranoc słów jak bardzo są kochane. Takie, które ojciec nie nauczy jeździć na rowerze. Moi rodzice zawsze pracowali nie było ich w domu, co tydzień miałem do czynienia z inną nianią i innym lokajem. Fascynował mnie świat i życie normalnego dziecka, nie raz zastanawiałem się jakby to było gdybym urodził się w niebogatej, ale kochającej rodzinie. -Zamilkł.

Colin słuchał go ze smutkiem. Nie wiedział, dlaczego Shigon tak się przed nim otworzył, może drink, który trzymał w dłoni nie był pierwszy i mężczyzna był już po prostu nieco pijany. Żal mu było jego dzieciństwa. Ale teraz zaczął go postrzegać w nieco innym świetle.

-Ech.. Zapomnij, nie jestem już trzeźwy i gadam głupoty. Poza tym to historia pustego i rozpieszczonego dzieciaka nie nadaje się nawet na książkę. – Zaśmiał się i objął blondyna ramieniem.

- Wszystkiego najlepszego.. – Szepnął Colin i bardzo delikatnie ucałował policzek czarnowłosego. Ten zaś uśmiechnął się ciepło na ten gest. Pogładził włosy chłopca i pozwolił sobie na zabranie jednego długiego i czułego pocałunku.

- w sumie jest coś, co możesz dla mnie zrobić w ramach prezentu…

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział V. (Walentynki)

Colin siedział na łóżku odrabiając zadania. Okres nauki już się zaczął a chłopak zdążył się powoli zaaklimatyzować. Wszystko zdawało się być teraz nieco inne. Opiekunowie milsi, koledzy coraz liczniejsi.. Yuki coraz częściej chodził uśmiechnięty. Co dziwniejsze Colinowi brakowało bliskości Shigona. Za każdym razem, kiedy sobie to uświadamiał na jego policzkach pojawiały się szkarłatne rumieńce. Ranek poświęcony nauce został jednak przerwany gdyż do sypialni wparował Yuki krzycząc „DZIŚ SĄ WALENTYNKI!”

-Co? – Spytał Colin wyrwany ze świata Sinusów i Cosinusów. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa współlokatora. – Dzisiaj?

- Noo tak. I będzie rozdawanie czekoladek i prezentów. A potem przyjęcie. Colin To jeden z najfajniejszych dni w roku. -Rzucił się na niego zmuszając między innymi by się położył na łóżku.- Mam zamiar upiec czekoladki.. Zrobimy je razem? -Musnął policzek blondyna z tym swoim dziecinnie słodkim uśmieszkiem. No tak, ale jedno się nie zmieniło, Colin nadal czuł lekką niechęć do tego całego gejowskiego, różowego świata. OK, może i seks jest przyjemny i jest to świetny sposób na rozluźnienie się, ale nadal po każdym razie nieco gryzie go sumienie.

-No dobrze, ale ja nie jestem za dobry w pieczeniu. -Westchnął i położył książki na biurko. – Poza tym jakoś nigdy nie miałem w zwyczaju obchodzić walentynek.- Jak to tu jest?

Yuki zastanowił się chwilkę, po czym odparł z uśmieszkiem. – Jest wspaniale. -Od razu pociągnął Colina za sobą biegnąc gdzieś. NAGO! Yuki jak zwykle nie wstydził się paradować po pensjonacie bez niczego, jak dobrze, że blondyn miał na sobie koszulkę i spodenki. Jeszcze taki śmiały nie jest, więc można powiedzieć, że podziwiał młodszego za taką odwagę. Szli korytarze a potem schodami w dół, znowu korytarz i znowu kolejne schody. Wreszcie otworzyły się przed nimi drzwi ukazujące coś na rodzaj ogromnej kuchni. Z tym, że przy piecach stali inni podopieczni. Yuki podszedł do jednego z pustych stanowisko i z uśmiechem zaczął wyciągać potrzebne składniki. Skupili się głównie na czekoladzie w połączeniu z malinami i truskawkami. Colin jednak zrobił kilka z nadzieniem toffi. Zawsze lubił ten konkretny smak. Nagle do kuchni wszedł Sam razem z Johnem. Kiedy ujrzeli Colina i Yukiego od razu podeszli do nich. Sam jak zwykle patrząc na wszystko przez swój pryzmat seksu uszczypnął młodszego w pośladek zaś John zmierzwił włosy Colina.

-Co tam pieczecie kuchareczki? -Zaśmiał się Sam zaglądając im przez ramię.

-Czekoladki.. -Odparł Yuki rumieniąc się szkarłatnie.

-Ciekawe ile dostaniemy w tym roku, co nie John? – Zaśmiał się, ale jego towarzysz zamiast odpowiedzieć pociągnął go gdzieś dalej do innej pary chłopców piekących właśnie rogaliczki. Colin spojrzał na Yukiego i jakby nieco go olśniło.

-Yuki lubisz Sama prawda?

Młody zareagował w oczekiwany sposób momentalnie wpuścił głowę i przytaknął. – Bardziej niż innych. No, bo wiesz, seks z nim jest dużo ciekawszy i jak jest obok to czuję ciepło.

-Miłość?

-Nie wiem, tutaj trudno sie zakochać a nawet, jeśli to opiekunowie nie mogą tego zrobić, bo muszą być równi dla każdego chłopca. -Wsadził blaszkę do lodówki. – Ale lubię Sama i szanuję go.

Colin uśmiechnął się delikatnie. Po jakiejś godzinie czekoladki były gotowe, zapakowali je do ładnych pudełek i zaczęli akcje rozdawanie. Wszystkie czekoladki, które będę komuś podarowane mają zostać zabrane do punktu wysyłkowego. Trzeba tylko napisać imię osoby, do której mają trafić na wierzchu pudełeczka. Yuki napisał imiona na pięciu a Colin na czterech. Ostatniego jednak nie wrzucił, bo usłyszał czyjąś rozmowę.

-No wrzuć je.

-Nie, bo Shigon i tak je odeśle.. On nigdy nie przyjmuje czekoladek zawsze je odsyła. Żadne mu nie smakowały.

Colin spojrzał na swoje pudełko, w którym znajdowały się czekoladki o nadzieniu toffi i posypce kokosowej. Zrobił jedną partię specjalnie dla właściciela reszta, którą wysłał była owocowa. Ale tą chciał właśnie dać Shigonowi.

-Colin a tych nie wyślesz? -Spytał Yuki.

-Nie.. Pójdę się przejść. -Uśmiechnął się i skręcił w stronę biblioteki gdzie często zaglądał. Lubił czytać książki, które stamtąd wypożyczał. Biblioteka nie była duża, ale mało osób tam zaglądało, więc panowała cisza, i jeszcze jeden plus. Biblioteka była jedynym miejscem gdzie panował zakaz uprawiania seksu. „Boże a jednak jesteś łaskawy i stworzyłeś takie miejsce na ziemi.” Wyznał w duchu Colin siadając na kanapie w kącie i rzucając pudełko z czekoladkami na stolik obok. W ręku już trzymał tom swojej ulubionej pisarki. Świat, w którym żyje główny bohater jest niegościnny i na każdym kroku czyha nowe niebezpieczeństwo. Zupełnie jak tutaj. Na każdym kroku czyha jakiś facet z chcicą chcący się zabawić. Mimo, że dzień wydał mu się nudny i raczej nie poświęci go na naukę postanowił zacząć czytać tę książkę, zabrać ją do sypialni, pouczyć się jeszcze z godzinkę i wrócić do fascynującej lektury. Kto by się spodziewał, że w bibliotece spędza czas zgłębiając historię polityki pewien czarnowłosy mężczyzna, który dawno nie miał okazji spędzić z Colinem chwili sam na sam?

-O czyżby nasz buntownik się w kimś zakochał? -Zaśmiał się Shigon podnosząc z kanapy pudełeczko z czekoladkami. Colin odwrócił się zaskoczony i wtedy na jego ustach został złożony subtelny pocałunek. – Powiesz mi jak ma na imię ten szczęściarz?

-T-to nikt taki. Właściwie to zrobiłem te czekoladki tylko, dlatego, że Yuki chciał, nie miałem konkretnego powodu. -Zbulwersował się i wrócił do czytania.

-Oj Colin jak zwykle nie umiesz kłamać. Dobrze wiem od Sama, że zrobiłeś kilka pudełek i wysłałeś wszystkie za wyjątkiem tego jednego. Dlaczego? -Usiadł obok nadal trzymając w ręku pudełeczko.

-Bo słyszałem, że pewna osoba odsyła czekoladki i że nie lubi ich. -Odparł bez specjalnego przejęcia. – Po co mam wysyłać coś, co nie zostanie przyjęte?

-A skąd wiesz, że akurat te konkretne czekoladki nie posmakują tej osobie? Strasznie szybko rezygnujesz. -Zaśmiał się i otworzył pudełko. Czekoladka z nadzieniem toffi i kokosową posypką wylądowała w ustach mężczyzny, który się uśmiechnął i objął Colina ramieniem. – Odsyłałem czekoladki, bo wszystkie, które do mnie przychodziły były z truskawkami. Nie wiem, dlaczego akurat to połączenie zawsze do mnie trafiało, ale jak miałem je zjeść skoro jestem uczulony na te owoce?

Colin zrobił duże oczy i spojrzał na Shigona, który akurat trzymał w ustach kolejną czekoladkę, po chwili jednak złączył ich usta i Colin mógł zasmakować ze starszym swojego wyrobu. Pocałunek był o tyle słodszy, ponieważ ich ocierające się o siebie języki były całe w toffi.

-Dziękuję Colin, za tak pyszną niespodziankę na walentynki. -Zamruczał mu do uszka.- A jeśli chodzi o książkę, którą właśnie czytasz.. – Uśmiechnął się. – Jest beznadziejna. – Pokazał mu język jak jakiś dzieciak i wyszedł z biblioteki.

-Co? JEST ŚWIETNA TY SIĘ PO PROSTU NIE ZNASZ!- Jak mógł? Dał mu czekoladki, pieprzone czekoladki a ten obraził jedną z jego ulubionych autorek mówiąc, że jej twórczość jest nudna?

W te walentynki wydarzyło się wiele ciekawych rzeczy, ale kiedy w czasie imprezy walentynkowej do sypialni Colina zwaliło się z dwadzieścia osób.. Hmm no cóż powiedzmy sobie szczerze, blondyn nie jest amatorem orgii.

sobota, 9 lutego 2013

Inna miłość.

Dla Kaede to był pierwszy dzień w nowej szkole. Przyjaciele i znajomi zostali gdzieś w tyle i gdyby nie praca ojca zapewne nie musieliby wcale się przeprowadzać. Trudno żyć w obcym mieście gdzie nie masz w nikim wsparcia na dodatek szkoła okazała się prywatnym  męskim liceum. Szatyn dość niechętnie przechadzał się po długim korytarzu, czuł na sobie spojrzenia innych osób. Jego klasa też nie okazywała chęci na poznanie chłopca bliżej, wręcz przeciwnie. Zachowywali się jakby był jakimś odludkiem. Jak to mogło się stać, że jeszcze do niedawna atrakcyjny i lubiany Kaede został klasowych kozłem ofiarnym? Siedział w kącie na samym końcu pomieszczenia, jego ławka była wyjątkowo popisana a od spodu.. istna hodowla gum do żucia. Kiedy pewnego dnia przechodził koło toalety usłyszał czyjeś głosy.

-Dziwny ten Kaede. Podobno przyjechał z Tokio.

-A jego ojciec ponoć pracuje w jakieś ważnej firmie i mają kontrakt z innymi korporacjami z zagranicy. Pewnie są strasznie dziani. Typowo syneczek tatusia dostaje kase na wszystko co mu wpadnie w oko.

Kaede spojrzał na swój plecak. No dobra może i nie był z jakiegoś targu, ale to że jest firmowy ( Z resztą tak jak ubrania )  nie oznacza, że czuje się lepszy niż inni. Nigdy się tak nie czuł. Zrobiło mu się smutno, że nowi koledzy tak sądzą. Nauczyciele jak zwykle zadali w chuj zadań. Szatyn spojrzał smutno na kartkę od matki:

"Kaede jak będziesz wracać do domu to zrób zakupy. Nie szwendaj się nigdzie po ciemku i pamiętaj, że mamusia i tatuś bardzo Cie kochają ;)"

Aż rzygać się chce na takie słowa. Ok niech kochają, ale jak matka dalej będzie go traktować jak dziecko to szybko się wyprowadzi z domu i rodzice będą mogli jedynie pisać do niego, żeby wracał do domu bo czeka na niego ciepły obiadek. Przez chwilkę chłopak zastanowił się gdzie zrobić zakupy, wolał nie iść do supermarketu bo jeszcze spotka kogoś z klasy. Postanowił pójść do monopolowego. No cóż tam może i będzie pełno pijaków i meneli ale nikogo z jego klasy. I to go zgubiło pomyłka życia. Kiedy tylko wszedł do środka rzuciły mu się w oczy dwie znajome twarze. Chłopaki z jego szkoły i to chyba największe koksy które zawsze znęcają się nad innymi.

-Ooo a któż to? Kaede, jak miło, że do nas wpadłeś.

Nic nie odpowiedział tylko podszedł do lady i powiedział co chce kupić akurat wychodził ze sklepu olewając chłopaków równo kiedy jeden z nich złapał jego dłoń i tak został pociągnięty gdzieś w zaułek.

-Nie ładnie nas tak olewać. Popełniasz błąd. No gówniarzu podziel się kasą a na pewno nie zrobimy Ci krzywdy. -Uśmiechnęli się do siebie ironicznie.

-Dajcie spokój i tak już nic przy sobie nie mam. Miałem tylko kase na zakupy i nawet jeśli miałbym więcej to nic byście nie dostali. - I wtedy dostał porządny cios w twarz tak mocno że aż się zachwiał.

- Źle.. bardzo źle odpowiedziałeś. -Spojrzał na swojego kumpla a ten najnormalniej w świecie zaczął zdzierać z Kaede ubranie. Potem cisnął go na ścianę budynku i zaczął go dotykać.

-Nie!! Puść mnie.. zostaw. Puść zboczeńcu. - Darł się w niebo głosy szamocąc się i starając jakoś go od siebie odepchnąć, ale kiedy ten powalił szatyna na ziemię i zaczął się do niego brutalnie dobierać Kaede poczuł ból i strach. Po jakimś czasie kiedy chłopiec leżał cały we krwi, posiniaczony i obolały na ziemi ktoś zaszedł do zaułka..

- Hej zostawcie go do jasnej cholery. - Krzyknął ktoś od razu podbiegając i powalając jednego z oprawców szatynka, ten jednak nic więcej nie pamiętał bo stracił przytomność jedyne co usłyszał to głos - Hej w porządku? Hej..!

Ocknął się czując cholerny ból na całym ciele. zupełnie jakby ktoś zmiażdżył jego ciało i poskładał potem to co z niego pozostało do kupy. W Oczy zapiekło go rażąco białe światło odbijające się od równie niekolorowych ścian. Ktoś stał obok okna i patrzył się na jego łóżko. Kaede powoli chciał się podnieść ale chłopak od razu go przytrzymał.

-Nie ruszaj się lepiej bo będzie boleć bardziej.- Był to wysoki brunet o pięknych piwnych oczach. Dopiero po chwili Kaede zorientował się, że ma na sobie fartuch.

- Jesteś lekarzem?

-Nie, jeszcze nie. Studiuję medycynę i mam tu praktyki. Może tego nie pamiętasz ale to ja pomogłem Ci wtedy w zaułku. -Pogładził delikatnie chłopca po włosach a ten momentalnie się zarumienił. - Jesteś czerwony, zaraz zmierzę Ci gorączkę. -Podszedł do szafki i wziął w dłonie coś na kształt pistoletu. Przyłożył czubek do czoła szatyna i kiedy usłyszał pisk spojrzał na ekranik. (Ach ta medycyna tak szybko się rozwija) - 37,4 masz delikatną gorączkę. Boli Cie coś?

-Pomijając dumę? Całe ciało. -Szepnął smutno okrywając się bardziej kołdrą.Czułem się tak cholernie źle. Jak można dać sobie coś takiego zrobić.

-Twoi rodzice siedzieli przy Tobie cały czas, ale musieli w końcu pójść do domu odpocząć. Mam do nich zadzwonić i powiadomić, że się obudziłeś?

-Nie. Nie chce póki co ich widzieć. - Jak mógłby spojrzeć w oczy Ojcu i Matce po tym wszystkim? Do oczu napłynęły mu łzy które powoli skapywały z jego brody. Szlag rozpłakał się przy obcym chłopaku. A ten? Usiadł obok niego i przytulił delikatnie Kaede.

-Jesli Ci to ulży to wypłacz się. Życie gotuje nam różne niespodzianki i nikt nie powiedział, że wszystkie są miłe.- Delikatnie ucałował jego czoło.

-Jak masz na imię?

-Tori.. a Ty Kaede prawda?

-Mhm..

-Jutro zostaniesz wypisany a teraz odpoczywaj dobrze? - Podniósł się ale chłopiec złapał jego dłoń.

-Zostaniesz? Nie chce być sam. - Zarumienił się i przetarł czerwone oczy. Tori usiadł obok niego obejmując go ramieniem i delikatnie gładząc po włosach.

Następnego dnia Kaede wrócił do domu a po trzech zmienił szkołę. Nie chciał się tam pokazać a rodzice uznali, że najlepiej będzie jeśli ich syn zmieni środowisko. Chłopak dość często zaglądał do szpitala chcąc zobaczyć Toriego. Bardzo lubił jego widok, nie ważne czy pomagał wtedy pacjentowi, robił zastrzyk dziewczynce czy nawet porządkował kartotekę. Kodował w pamięci każdy ruch bruneta i każdy gest czy nawet mrugnięcie. Bardzo fascynował go a nawet zaczął odczuwać coś więcej niż tylko sympatię. Kiedy pewnego dnia stał akurat wychodził ze szkoły jego spojrzenie przykuł Tori stojący przed wejściem na parking. Patrzył się na Kaede z uśmiechem a ten od razu do niego podbiegł.

-Co tu robisz? -Spytał nieśmiało patrząc na swoje obuwie.

-To samo co ty robisz prawie każdego dnia przychodząc do szpitala.-Kaede oblał się szkarłatnym rumieńcem, skąd on się dowiedział? Przecież chłopiec starał się za każdym razem obserwować go z ukrycia. -Serio myślałeś, że się nie zorientuje, że mnie podpatrujesz słodziaku?

-To.. to był zbieg okoliczności, że pojawiałem się w szpitalu, byłem..

-Oj nie tłumacz mi się i nie wymyślaj, że byłeś na coś chory w twojej kartotece nie było zapisu od lekarza więc w to nie uwierzę. Ale przyszedłem tutaj nie po to, żeby się kłócić. No to jak dasz się porwać na ciasto i kawę?

Randka? Czy Tori właśnie poprosił go o spotkanie? Tak. Nie przesłyszał się on faktycznie mu to zaproponował. Kiwnął jedynie głową na co brunet uśmiechnął się ciepło i złapał jego dłoń. Na początku Kaede myślał, że pójdą do jakiejś kawiarenki ale kiedy skierowali się w stronę przedmieścia i weszli do domu Toriego całkowicie się zawstydził. Byli sami. Tylko on i Kaede. Powiedział, żeby szatyn się rozgościł a po chwili wszedł do salonu z dwoma filiżankami kawy i talerzykiem ciasta czekoladowego.

- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. A teraz powiedz mi słodziaku od kiedy zacząłeś się tak mną interesować? - Uśmiechnął się upijając nieco kawy.

Chłopiec momentalnie zrobił się cały czerwony na twarzy. Kiedy on się zorientował? - N-nie wiem o czym mówisz.

-Nie udawaj Kaede. Nie jestem ślepy. - Ujął jego podbródek w swoją dłoń i dość subtelnie musnął wargi młodszego, był ciekawy jak zareaguje na ten gest. I nie przeliczył się. Szatyna jakby wryło w ziemię, całkiem zamurowało. Jego usta były maksymalnie spięte z resztą tak jak i całe ciało. Tori delikatnie przesunął językiem po jego wargach na co młody aż się wzdrygnął. - Bądź ze sobą szczery..

-A-ale ja chyba nie umiem. Z resztą Tori czy to nie jest dziwne? No bo.. my jesteśmy facetami. -Podkulił nogi chowając twarz za włosami.

- Kaede.. - Objął go delikatnie - Lubię Cie i to bardzo, jeżeli nie jesteś pewny to zaczekam na Ciebie. -Pogładził czule jego policzek. Jeżeli ten uroczy chłopiec tego chce to Tori specjalnie dla niego postara się wstrzymać.

-Tori.. ja bardzo Cie lubię, ale jeszcze nie byłem zakochany i nigdy nie.. nie robiłem tego. -Spojrzał mu głęboko w oczy.

-W takim razie drogi Kaede rozkocham Cie w sobie. I kiedy będziesz w stu procentach pewny co do mnie sprawię, że poczujesz się jak w niebie.

Od tamtej chwili minął prawie rok. Kaede pomimo, że był już zakochany w Torim na Amen nadal czuł pewną niepewność jeśli chodzi o seks. Brunet nie pospieszał go ani nie zmuszał. Całowanie, niegroźne pieszczoty i randki pojawiały się w ich związku coraz częściej. I kiedy miała nadejść rocznica ich spotkania Kaede postanowił, że nadszedł czas i zamierzał stworzyć bardzo sprzyjającą atmosferę. Jak dobrze, że jego chłopak dał mu klucze do mieszkania. Szatyn od razu wziął się do roboty. Przygotował coś na rodzaj romantyczniej kolacji, sypialnię udekorował czerwonymi różami i palącymi się świeczkami. Kiedy Tori wrócił do domu z pracy (Udało mu się skończyć studia i znaleźć pracę w szpitalu ^.^) i wszedł do sypialni doznał szoku. Kaede leżał na łóżku nagi trzymając w dłoni wino i dwa kieliszki.

-K-kaede? Kurna co to? -Wystarczył widok ukochanego w takiej pozycji i na dodatek nagiego a ten już był podniecony i napalony do granic możliwości.

-To.. um obchody rocznicy. Naszego spotkania. - Zarumienił się widząc jak Tori pożera go niemal wzrokiem.- Chce.. Ciebie Tori. Chce poczuć Cie w sobie.

Przez chwilę stał rozważając w głowie słowa Kaede. Po chwili jednak zdjął z siebie ubranie i usiadł na łóżku obok swojego skarba. - Jesteś uroczy.. - Ujął jego twarz w dłonie i pocałował go bardzo namiętnie i zachłannie. - Obiecuję, że będzie Ci bardzo dobrze kochanie. -I już po chwili leżeli na łóżku niczym istna plątanina kończyć i ust złączonych w wiecznym pocałunku. Pieszczoty zdawały się nie mieć końca, chwilami były delikatne a później dużo odważniejsze i czasem niemal brutalne. Ale Kaede do nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Nakręcało jedynie bardziej. Tori w końcu zaczął przygotowywać ukochanego na siebie. Jego trzy palce poruszały się delikatnie we wnętrzu ukochanego który jęczał błogo. Ból szybko mijał a zastępująca go przyjemność znajdowała ujście w ich pocałunkach.

-Tori.. już. Ach weź mnie sobie.. mocno. -Objął starszego za szyję i wypchnął pośladki bardziej w jego stronę.

-Rozluźnij się. - Nakierował swój członek na pulsujące wejście młodszego i jednym szybkim pchnięciem wszedł w niego od razu narzucając dość szybkie tempo.

-A-ach Tori.. - Jęknął głośno i spiął mięśnie czując jak twarda męskość starszego napiera na jego dziurkę. Poruszył się delikatnie dopiero po dłuższej chwili. Mimo, że Tori starał się nie sprawiać mu bólu to na początku po policzkach młodszego spłynęły pojedyncze łzy. Dłonie błądziły po ich ciałach badając każdy kawałeczek centymetr po centymetrze. Tak jakby poznawali się na nowo. W końcu stosunek stał się dużo namiętniej i gwałtowny wpadli jakby w amok, chcieli wyładować emocje i zaspokoić się jak najprędzej mimo, że miało to być długie i czułe. Dwie dzikie bestie kopulujące i zadające sobie rozkoszny ból. Tak można ich było opisać. Kiedy członek obijał się o prostatę młodszego a ten krzyczał rozkosznie i tylko mocniej się na niego nabijał czuli się jakby odkryli nowy świat. Grzeszny i zakazany ale tak bardzo pociągający. Pod koniec nieco zwolnili, pośpiech może i zwiększa przyjemność, ale po co mają tak szybko skończyć? Teraz poruszali wolno, namiętnie i czule zarazem. Weszli na poziom kiedy chcieli popieścić swoje ciała. Ruchy stawały się delikatne a Tori poruszał się w Kaede inaczej: kręcił koła próbował wchodzić w niego pod innym kątem i bardzo głęboko niemal do końca. Dłoń Toriego przesunęła się na członek szatyna i poczęła go intensywnie pieścić, kiedy oboje krzyczeli swoje imiona dając znać światu, że nadchodzi spełnienie czuli ogarniające podniecenie i napięcie. Pośladki Kaede zaciskały się mocno na męskości ukochanego który robił to samo ze swoją dłonią. Doszli jednocześnie opadając na łóżku całkiem opuszczeni przez siły. Brunet przytulił do siebie trzęsące się ciałko młodszego i ucałował jego policzek.

-Kocham Cie Kaede...

-Ja Ciebie też Tori.. i dziękuję.

-Za co? - Uśmiechnął się i okrył ich kołdrą.

-Za to, że mogłem Cie spotkać.. i pokochać.

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział IV.

Zaraz ci pokażę jak tu traktujemy podopiecznych.. Ale musisz potem być grzeczny rozumiemy się?- Uśmiechnął się i zaczął powoli pozbywać swojej garderoby.

-Czemu to robisz? - Spytał Colin leżąc na pościeli.. miękkiej, czerwonej i delikatnej w dotyku. Nie rozumiał jeszcze wszystkiego więc trudno mu było tak po prostu się oddać Shigonowi. A co jeśli on znowu potraktuje go jak za pierwszym razem?

-Co masz na myśli? -Spytał  kiedy był już nagi i usiadł na łóżku obok chłopca.

-Dlaczego stworzyłeś takie miejsce i uczysz w nim chłopców? Jaki jest twój cel? - Położył się wygodniej na łóżku.

-Ech Colin odłóż póki co swoją ciekawość na bok dobrze? Teraz skup się na czymś innym.. na przyjemności. - I zaraz po tych słowach rozchylił uda młodszego. Jego język zaczął najnormalniej lizać i wsuwać się w nieco zaczerwienione wejście Colina na co ten zareagował głośnym niepohamowanym jękiem. Shigon zaśmiał się w duchu i zaczął dodatkowo rozciągać jego dziurkę dwoma palcami przez co język mógł bez problemu wejść jeszcze głębiej. Colin wił się i jęczał czując się.. trudno było mu się do tego przyznać, ale było mu naprawdę dobrze. I mimo, że sumienie nadal nieco go bolało chciał oddać się póki co chwili, w tym również Shigonowi. Mężczyzna po chwili zawisł nad chłopcem i pocałował go nieco nachalnie i brutalnie ale mimo to Colin odwzajemnił pieszczotę i rozchylił wargi tak, że tamten to wykorzystał i wepchnął język w usta młodszego od razu łącząc się z jego w namiętnym i nieco chaotycznym tańcu. W tym samym czasie jeden z palców czarnowłosego wylądował we wnętrzu blondyna który nawet tego nie poczuł, lecz kiedy zgiął się w nim i począł wykonywać dość intensywne ruchy Colin jęknął głośno i odruchowo wypiął bardziej pośladki domagając się więcej. I nawet nie musiał długo czekać bo Shigon chwilę później zastąpił palec czymś większym i od razu narzucił dość szybkie tempo. Boże jak nagle chłopcu zrobiło się dobrze.. uczucie wypełnienia i gorąca owładnęło jego ciało, które błagało o jeszcze mimo że rozum podpowiadał coś innego. Dłonie starszego zaczęły drażnić jego sutki, które okazały się słabszym punktem blondynka bo momentalnie podniecenie wzrosło a Colin jęknął głośno. Mimo, że na początku się opierał to w końcu przesunął ręce na kark starszego i przytulił się bardzo mocno co ten wykorzystał i objął go w pasie nieco unosząc jego biodra dzięki czemu mógł wchodzić głębiej i mocniej. Colin poruszał się dość niezdarnie, ale kiedy mężczyzna ułożył go w innej pozycji tak, że chłopiec leżał na boku a on za nim nie musiał się o to już martwić. Udo  uniósł żeby Shigon miał do niego lepszy dostęp. Kiedy dłoń czarnowłosego spoczęła na przyrodzeniu chłopca i poczęła wykonywać dość intensywne ruchy, zaciskając się i sunąć w górę i w dół po chwili zaś pieściła jądra małego, Colin miał wrażenie, że głowa mu pęknie od nadmiaru emocji. Stosunek był dość długi i bardzo namiętny co pozytywnie zaskoczyło chłopaka, nie wiedział, że będzie mu tak dobrze. Kiedy już zbliżał się koniec szczytowali razem z tym, że Colin krzyczał kiedy Shigon trafił w jego prostatę a ten uśmiechnął się jedynie błogo. Blondynek leżał dysząc ciężko ze zmęczenia opleciony ramionami starszego, który nadal muskał lekko jego rozpalone ciało swoimi ustami i gładził bok dłonią. Colin czuł błogi spokój i rozluźnienie, jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze.

- Czas na kąpiel słodziaku.. - W końcu odezwał się i powoli wstał z łóżka z uśmiechem patrząc na całkowicie wypompowanego chłopca. - No dobrze, nie musisz błagać na kolanach zaniosę Cie. - Bardzo delikatnie wziął trzęsące się ciałko na ręce i poszedł do łazienki. Do ogromnej wanny prowadziły marmurowe stopnie, w wodzie pływały już czerwone płatki róż a obok brodzika leżały dwa puchate ręczniki o bordowej barwie z delikatnymi złotymi naszywkami. Colin od razu doznał tzw. Déjà vu. Ta wanna i płatki róż.. zupełnie jakby już kiedyś tu był. Shigon powoli wszedł do wody usadzając młodszego przed sobą tak, że mógł się opierać o tors czarnowłosego, który zaczął delikatnie obmywać ciało blondynka.

-Coś taki cichy? Jeszcze do niedawna zdzierałbyś swoje dziecięce gardełko a teraz? - Przeczesał dłonią jego mokre włosy i delikatnie owiał oddechem kark Colina.

-Mam wrażenie, że już tu kiedyś byłem.

- Ciekawe.. nie każdy może się wykąpać ze mną w tej wannie. Może w poprzednim wcieleniu byłeś jednym z tych słodziaków, które przypadkiem spadły z drzewa i wylądowały w moim pensjonacie? Hmm a nie czekaj to jednak teraz jesteś w tym wcieleniu.- Zaśmiał się i zaczął myć chłopca w dolnych partiach ciała.

- Mówię na poważnie.. ech póki co i tak nic nie zyskam. Nadal nie pamiętam za wiele. - Westchnął bardziej przez to, że mężczyzna znów zaczął go dotykać niż z bezsilności. Trudno jest żyć wiedząc o sobie tak niewiele.

-Muszę dbać o podopiecznych więc załatwię Ci wizytę u lekarza. Nawet jeśli straciłeś pamięć to możesz ją odzyskać o ile specjalista to potwierdzi. Wielu ludzi z amnezją w końcu odzyskuje wspomnienia.

- Ale ile to może trwać? Mam tu być dopóki nie przypomnę sobie, że gdzieś jest moja rodzina która mnie szuka i dopóki nie ucieknę?

- Colin ty nie masz rodziny. Tyle mogę ci powiedzieć bo to jest pewne. I to, że miałeś tu trafić też jest pewne, więc nie masz gdzie uciekać.

Do oczu chłopca napłynęły łzy, które po chwili spłynęły po jego policzkach. - Jak możesz? Mówisz to tak bez uczuć jakby to była rzecz normalna i codzienna. Dlaczego właśnie ja? Dlaczego nie mam rodziny? - Zakrył twarz w dłoniach, nie chciał aby widział jego łzy.

- Z informacji jakie otrzymaliśmy wynikało, że twój ojciec zabił matkę i zaraz po tym sam popełnił samobójstwo. Ty ponoć byłeś wtedy w szkole. Aby nie trafić do domu dziecka uciekłeś, ale zgubiliśmy trop po miesiącu.

-Czyli to jest dom dziecka?

- Nie to jest miejsce które jest całkowitym przeciwieństwem domu dziecka. Nikt Cie nie zaadoptuje i nie trafisz do fałszywej rodziny zastępczej. Szkołę masz na miejscu i wszystko czego potrzebujesz również tu znajdziesz.

-A jak to się stało, że znalazłem się w lesie nagi?

- A to już pozostaje zagadką. Nie wiem, może gwałt, pobicie i kradzież tego póki co się nie dowiemy chyba, że odzyskasz tę część wspomnień. - Delikatnie starł jego łzy. - Jak widzisz nie masz gdzie iść.. Colin my nie chcemy was sprzedać i bawić się w burdel. To jest dom, fakt może i jest spory i jak zauważyli nie raz inni chłopcy przypomina Hogwart, ale to nie jest miejsce którego trzeba się obawiać.

-Yuki też nie ma rodziny?

- Rodzina go sprzedała mafii bo mieli u niej długi, ale wykupiłem go jak tylko mój agent w Japonii się o tym dowiedział. Nasze wpływy sięgają bardzo daleko i mamy poparcie niejednego rządu. Zauważyłeś pewnie, że chłopcy są różnorakich narodowości.

- Tak. I to też wydało mi się na początku dziwne, no i jeszcze te lekcje o seksie. Naprawdę to wszystko brzmi nieco dwuznacznie. - Wytłumaczył rumieniąc się delikatnie.

- Nie obwiniam Cie. Nie byłeś poinformowany i wtajemniczony. Nieraz tak reagowali nowi, ale ty byłeś wyjątkowo doczepny. -Uśmiechnął się i zmierzwił mu włosy.

-Wrócę do tamtej celi?  - Na samą myśl o tym po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.

-Hmm wydaje mi się, że nie jest to konieczne. Chyba pojąłeś już, że nieposłuszeństwo nie popłaca. - Musnął jego policzek i kiedy już byli czyści Colin obwinął się szczelnie ręcznikiem a Shigon zadzwonił gdzieś. Po chwili do łazienki wszedł Sam.

- Odprowadź go do pokoju.. obiecał, że będzie grzeczny.

-Dobrze Panie.. - Sam okrył Colina koszulą którą przyniósł ze sobą i złapał jego dłoń. Wyszli na korytarz. - No to nauczyłeś się czegoś tak?

- Tak.. ale mimo wszystko wciąż będę nieco oporny.

- No cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo. A właśnie Yuki bardzo się o ciebie zamartwiał.

-Czy to w porządku, że 13-latek zabawia się ze starszymi?

- Masz na myśli tą zabawę Johna i Yukiego za parawanem? Cóż może i wygląda to jak pedofilia i jest pewnie normalnie karana, ale on wcale nie ma nic przeciwko. Yuki jest pojetnym uczniem i nie raz zaskakuje nawet mnie. Ale to dodaje mu tylko uroku. Zresztą może sam się kiedyś przekonasz. - Weszli do pokoju a tam na łóżku siedział Yuki i jakiś obcy chłopak. Cały sęk był w tym, że chłopiec robił tamtemu dobrze swoimi małymi usteczkami. Kiedy zorientowali się, że są obserwowani przystopowali.

- Colin! - Krzyknął uradowany Yuki i podbiegł żeby się do niego mocno przytulić. - Tęskniłem.

- Właśnie widzę. - Usmiechnął się delikatnie.

- Mały seksoholik z ciebie.. no dobra chłopcy zostawiam was. Ale macie tu nie siedzieć za długo bo jutro też jest dzień, A Colin jest pewnie zmęczony. - Wyszedł zostawiając ich samych sobie.

- Fajnie, że wróciłeś jakoś samemu smutno jest tu mieszkać.. a własnie to jest Tom - Wskazał na rudowłosego chłopak wyraźnie starszego, na oko miał około 19 lat.

- Cześć, Ty pewnie jesteś Colin. - podszedł i uścisnął jego dłoń. - Miło Cie w końcu poznać.

- Nawzajem. Ty też jesteś podopiecznym?

- Ja? O nie ja tu pracuję. Jestem ogrodnikiem ale często wpadam zaglądnąć co słychać u chłopców. Dawno nie widziałem Yukisia więc postanowiłem go odwiedzić. - Uszczypnął małego w nagi pośladek na co ten zareagował piskiem.

- Tom jest jednym z kwartetu BadBoys.

- Czego? - Spytał Colin patrząc na nich niezrozumiale.

- Ja i moi trzej kumple zazwyczaj trzymamy się razem dlatego tutejsi chłopcy zaczęli nas tak nazywać. Chyba mieli przez to nadzieję, że założymy zespół muzyczny a oni będą niczym nasi pierwsi fani. - Zasmiał się i wrócił na łóżko. - Yuki kontynuujesz czy mam sam sobie z tym poradzić? - Wskazał na stojącą nadal dumnie męskość.

-Ajć przepraszam już się za To biorę. - Zachichotał i wrócił do przerwanego wcześniej zajęcia.

Colin zaś usiadł na łóżku obok i patrzył się na nich nieco nieśmiało. Yuki faktycznie wiedział co robić, jego usteczka może i małe na pierwszy rzut oka dawały radę męskości starszego i brały go bardzo głęboko. Czasem zasysały się bardziej a czasem mniej intensywnie, lub samym języczkiem lizał go po całej długości. To dość zaintrygowało chłopaka który zaczął się zastanawiać skąd ten maluch może tak dużo umieć. W końcu po jakimś czasie Tom zaalarmował, że dochodzi dość głośnym jękiem a Yuki posłusznie przełknął wszystko co ten mu sprezentował.

- No truskaweczko dziękuję Ci za tak miły wieczór. - Powiedział rudowłosy i musnął z uśmiechem usteczka młodszego. - Nie będę wam już zawracać głowy. Miło było Cie poznać Colin i mam nadzieję, że wkrótce poznamy się nieco bliżej. - Ubrał się i wyszedł.

- Yuki.. naprawdę lubisz to? Znaczy się czy lubisz robić to z innymi?

- Na początku było to dość kłopotliwe, ale z czasem można przywyknąć i zrozumieć, że w życiu nie zazna się tyle szczęście ile by się chciało. A seks jest jedną z przyjemniejszych rzeczy, więc warto czerpać z niego wszystko co najlepsze. Tutaj nikt Cie do tego nie zmusza na co dzień. Jeśli chcesz to rób a jak nie to nie. Na zajęciach jedynie trzeba się przełamać i zrobić to czego oczekuje opiekun.

- Rozumiem.. czyli nikt Cie nie zmusza to tego.

- Nie to mój wybór. Lubię uszczęśliwiać innych bo wtedy i ja jestem szczęśliwy. To taki łańcuszek. No wiesz mówi się, że "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie."

- Myślę, że może kiedyś i mi uda się spojrzeć na to przez Twój pryzmat. - Zdjał z siebie koszulę i wskoczył pod kołdrę. - Yuki.. wtedy za parawanem. Pewnie było ci bardzo dobrze z Johnem prawda?

- Pan John jest w tym bardzo dobry. I chyba własnie dzięki temu, że nie cacka się z kochankami seks z nim jest bardzo przyjemny. Każdy ma swoje upodobania, jedni wolą delikatnie drudzy agresywnie.

- A ty jak wolisz? - Uśmiechnął się.

- Ja? Mi w sumie pasuje i to i to.

Colin zaczynał czuć się przy Yukim jak 7-latek.. tępy i nie znający życia 7-latek. To było denerwujące, ale przecież człowiek nie zawsze musi znać się na wszystkim, jedni są dobrzy w tym a drudzy w czymś innym.  Colin zasnął kiedy Yuki znów rozpoczął swój monolog. Był zbyt zmęczony ostatnimi wydarzeniami jakie miały miejsce w jego życiu.
Lydia Land of Grafic