sobota, 23 lutego 2013

Rozdział VI.

18 lutego.. Data, która pojawiła się w głowie blondyna. Wydała mu się znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, czego dotyczyła. Sięgnął głębiej w pamięć chcąc sobie skojarzyć ją z czymkolwiek, ale nagle w jego głowie pojawił się John krzyczący „Straciłeś pamięć głupku, więc sobie nie przypomnisz.”

-ZAMKNIJ SIĘ!!- Krzyknął przez sen.. No tak mu się przynajmniej wydawało. Nagle przez jego głowę przeszedł ból i to taki cholernie mocny, kiedy otworzył oczy zorientował się, że siedzi w ławce w klasie gdzie zawsze ma francuski. Dookoła siedzieli inni chłopcy śmiejąc się z Colina, który wreszcie zauważył Johna stojącego nad nim ze złamaną drewnianą linijką, drugi koniec leżał na podłodze. Jego ławka była ugięta w jednym miejscu, widocznie twarda linijka złamała się od uderzenia o ławkę i jeden z jej końców trafił Colina w głowę.

-Colin rozumiem, że nocne zabawy są dość męczące, ale teraz mamy lekcje. A jeżeli jeszcze raz podniesiesz głos na mojej lekcji to spodziewaj się wizyty w moim gabinecie, która skończy się dla ciebie dość boleśnie!!- Oj tak. John był strasznie przekonywujący a jego miny tylko podkreślały jego krwiożerczą naturę. A ta linijka, którą nadal trzymał w ręce.. Tak to było narzędzie zbrodni.

- J-ja nic w nocy nie robiłem. Jak zwykle John wyciągasz jakieś chore wnioski? -Burknął pod nosem.

-Dla ciebie Pan John. W klasie podczas zajęć oczekuję szacunku i jeżeli wreszcie tego nie zapamiętasz to spodziewaj się kary. -Znowu zrobił minę wściekłego psa. – Bolesnej…
Jakoś spędzenie, choć chwili sam na sam z Johnem w jego gabinecie nie było na rękę Colinowi, więc uznał, że zamilknie. Reszta lekcji przebiegła prawie idealnie jedyne, co strasznie rozpraszało blondyna to dwaj chłopcy siedzący za nim. Najnormalniej w świecie obściskiwali się. W końcu Colin nie wytrzymał i odwrócił się w ich stronę.

-Moglibyście przestać?

-Uch Colin a dlaczego się do nas nie przyłączysz? -Uśmiechnął się lubieżnie jeden z nich i pogładził policzek blondyna, który prawie zleciał z krzesła.

-Przestańcie.. To nie jest śmieszne. Trwa lekcja. -Oblał się szkarłatnym rumieńcem. W normalnej szkole za coś takiego można by dostać naganę. „Ale to nie jest normalna szkoła” odpowiedział mu Shigonowy głos w głowie. I nagle coś świsnęło mu koło głowy po chwili okazało się, że był to drewniany cyrkiel. Obejrzał się i zobaczył Johna.

-Colin.. Po lekcji zgłosisz się do mojego gabinetu. Rozmowy na lekcji nie skutkują niczym dobrym.

Jak to możliwe, że już na początku dnia musiał się wpakować w to przysłowiowe „gówno”? No bez jaj.. Ile można wpakowywać się w durne sytuacje? Po lekcji Colin wszedł do gabinetu Johna, był dość duży i tak jak się spodziewał był połączony z sypialnią. Drugie drzwi zapewne prowadziły do łazienki. Hmm było inaczej niż u Shigona. Panowały tu jasne barwy zaś u właściciela pensjonatu górowała i czarna barwa. (Zupełnie jak jakiś wampir XD) Kolejne wielkie łóżko.. No tak, ale czego miał się spodziewać? Jednoosobowego i ciasnego?

-Czasem uczniowie specjalnie przeszkadzają na lekcji żeby wpaść tu i dostać karę. – Powiedział John wychodząc z łazienki z ręcznikiem na ramionach. – Ale ty Colin nie jesteś taki, nie chcesz jedynie seksu i zabawienia się prawda? -Podszedł do blondynka i pchnął go na łóżko tak żeby usiadł i raczej nie miał już jak wstać. – Cóż moje kary są dość specyficzne. Owszem często chodzi o seks, ale chłopcy są tak padnięci, że często tracą przytomność zanim sam skończę.

Coli przełknął nerwowo ślinę. Wiedział, że z Johnem nie ma żartów, był poliglotą, więc chłopiec nadal nie zgadł skąd dokładnie pochodzi. Świetnie umiał maskować swój akcent często go po prostu zmieniając. Nagle do głowy wpadła mu myśl, że tamci dwaj chłopcy, którzy się obściskiwali na lekcji po prostu chcieli trafić tu i odbyć tą „karę”. Pojebało ich do reszty? Czy naprawdę w tym pensjonacie żyją sami napaleni i niewyżyci nastolatkowie? Colin spojrzał nieśmiało i dość niepewnie na Johna.

-A tak z czystej ciekawości przypomniałeś już sobie coś o sobie? Albo o czymkolwiek? – Usiadł obok niego i poczochrał jego blond włosy.

-Z tego, co dowiedziałem się od Shigona i z własnego domniemania moi rodzice nie żyją, a ja tu trafiłem w dość dziwnych okolicznościach. Sam nie wiem ile z tego jest prawdą, ale nie widzę w sumie też powodów, dla których mielibyście mnie okłamywać. – Jeśli go zagada to może daruje mu karę.

-Mądry jesteś.. Jak na swój wiek. Z czasem wspomnienia wrócą, ale teraz…. – Nie skończył, bo nagle do jego sypialni wpadł jakiś chłopak, wysoki brunet o zielonych oczach. – Saki do jasnej cholery nauczysz się wreszcie pukać?

-Przepraszam Panie John, ale nagła sprawa. Ci z pierwszego roku znowu uprawiają seks w fontannie XD a Shigon-sama zakazał no i ja im to próbowałem przypomnieć, ale.. – I wtedy zauważyli, że Saki był cały mokry.. – No powiedzmy, że wciągnęli mnie do wody i zmusili do nieprzyzwoitych rzeczy.

- Do jasnej cholery. -Złapał chłopaka za ramie i wyszedł z sypialni oczywiście Colin poszedł za nimi. Na miejscu faktycznie kąpało się a raczej pieprzyło w wodzie paru chłopaków, ale na widok wkurwionego Johna od razu spoważnieli. – Co ja wam mówiłem?! Właściciel wydał zakaz wchodzenia do fontanny a co dopiero dupczenia się w niej.. Mam wam kurwa przypomnieć, co czeka każdego z was za złamanie zakazu? – Widocznie nie chodziło o seks, bo chłopcy automatycznie wyszli z wody i ubrali się. Możliwe, że tamte cele w piwnicy są używane. I nie tylko Colin miał okazję już tam zawitać. Saki stał koło Blondyna z uśmiechem wreszcie spojrzał na niego i rozpromieniał wręcz.

- O ty jesteś pewnie Colin..

- Ym.. No tak. Znamy się?

-Tom mi o tobie opowiadał. Jestem jego przyjacielem.. Mów mi Saki, bo Sakirama jest za długie a i tak nigdy mi się nie podobało. – Zaśmiał się i uścisnął dłoń młodszego.

- O ty też jesteś z tego całego kwartetu?

-No tak.. Ale nie wiem skąd to się wzięło. Tutejsi podopieczni są naprawdę zakręceni sam z resztą widzisz. – Kiwnął głową w stronę fontanny. No faktycznie normalni to oni nie byli.

-A ty, czym się tutaj zajmujesz? – Pytał Colin z uśmiechem.

-Ogólnie jestem czymś na rodzaj konserwatora.. Mechanika, hydraulika, informatyka. W sumie wszystko, co ma jakiś związek z techniką. – Spojrzał na zegarek. – Ech musze jeszcze iść do kotłowni i naprawić ciśnieniomierz, urodziny Shigona a tu wszystko wali się na łeb i szyję..

-Dziś są urodziny Shigona? – Zdziwił się, bo nagle w jego głowie pojawiła się ta data. Skąd Colin miałby wiedzieć, że są urodziny Shigona skoro go nawet nie znał na tyle dobrze.

-No tak.. Nie wiem, które bo nie wypada pytać przełożonego ile ma lat, ale warto zapamiętać tą datę żeby coś dla niego zrobić.

- Dziwne..

- Hm, co takiego?

- A nie nic.. Tak tylko głośno myślę. Hmm no to chyba wypadałoby coś zrobić.. Jakiś prezent może. – Colin odszedł, mimo, że miał poczekać na Johna i wymigać się od kary innym sposobem niż ucieczką. Co dać mężczyźnie na urodziny? Krawat? „Debilu skąd go weźmiesz? Uszyjesz na drutach?” Czekoladki? ” No tak dawaj mu je częściej to przytyje i nie będzie zadowolony”, – Co kurna mam mu dać? – Spytał sam siebie siedząc na łóżku w swojej sypialni.

- Colin-kun.. Zobacz, jaką śliczną laurkę mam dla Pana Shigona. – Yuki podłożył mu pod nos różową laurkę z kształcie serduszka. – A ty, co dla niego masz?
Colin spuścił głowę.. Co dać facetowi? Co może mu się spodobać? „Daj mu siebie” Podpowiedział głos, ale blondyn szybko pokręcił przecząco głową. Siebie? Aż tak udzieliło mu się to życie w pensjonacie, że nawet jego sumienie podpowiada mu takie rzeczy? Spojrzał na Yukiego, który nadal zachwycał się swoją własnoręcznie zrobioną laurką. – Yuki-chan, co dać Shigonowi? Nie mam pojęcia, co może lubić i co by mu się spodobało..

-Hmm.. A laurka mu sie nie spodoba? – Spytał uśmiechając się słodko..

-Emm.. No tak spodoba mu się. Ale chyba nie umiem robić laurek, muszę, więc wymyślić coś innego.- Podszedł do okna i spojrzał na taras łączony z ogrodem. Właściwie to, po co ma mu coś dawać? Zapewne dostanie i tak dużo prezentów, po co więc mu jeszcze jeden od Colina? -Najlepiej nie dać nic. – Szepnął cicho i wparował na łóżko sięgając po swoją nowo zaczętą książkę.

Powoli zaczęło sie robić późno. Yuki zdążył już zanieść swoją laurkę do „Skupu prezentów dla Shigona” a Colinowi udało się skończyć książkę. Dopiero, co zaczął a już nie ma, co czytać. Na korytarzy zrobiło się dziwnie głosno.. Słychać było kroki i rozmowy chłopców. Co ciekawsze skądś dobiegała muzyka, głośna muzyka, jakby gdzieś zorganizowano koncert albo imprezę. Do pokoju wpadł Yuki od razu otwierając szafę na oścież i szukając w niej czegoś podekscytowany. W końcu wyjął.. Różową sukieneczkę, i to nie byle, jaką była tak krótka, że… szkoda słów.

- Yyy Yuki, co się dzieje?

-Przyjęcie urodzinowe dla Pana Shigona. Kwartet Bad Boys i opiekunowie to zorganizowali. Jest imprezka, więc muszę się przygotować.. Poza tym w tym stroju będzie ciekawiej.

-A-aha..

-A ty Colin nie idziesz? Chodź ze mną będzie fajnie. – Zdjął z siebie ubranie i po chwili Colin o mało, co nie dostał zawału, ta sukienka była naprawdę zbyt kusząca zwłaszcza na Yukim.

-Raczej w takich warunkach się nie pouczę, a książkę i tak przeczytałem. Pójdę, ale tylko na pięć minut. – Nie zamierzał się stroić, przebierać i paradować tam w samej bieliźnie. Wyszli po chwili kierując sie do źródła muzyki. Weszli na wielką salę, chyba gimnastyczną. Albo była gimnastyczna zanim przerobiono ją w salę balowo-imprezową. Yuki pociągnął go w tłum i dopiero po chwili Colin dostrzegł, że prawie 70% tańczących chłopaków byli całkiem nadzy. Ocierali się o siebie, całowali a niektórzy już przeszli do konkretów. Nagle ktoś porwał Yukiego. Zauważył Toma i Saki’ego oraz Alexa i Deiwa (pozostałą dwójkę wchodzącą w skład kwartetu) zaczęli dotykać chłopca i pieścić pomijając zręcznie falbanki jego sukienki. Nie trwało długo nim dołączyli do nich inni chłopacy zafascynowani biednym, wystrojonym Yukim.  Colin z obawą, że i jego może to spotkać rozejrzał się dookoła i pobiegł w stronę schodów na balkon. Na górze nie powinno byc nikogo, bo skoro to impreza to wszyscy tańczą tam w dole. Przeliczył się nieco, bo wpadł na solenizanta.

-O a ty Colin nie tańczysz i nie świętujesz moich urodzin? – Spytał popijając drinka i siedząc na kanapie.

-Jak widać.. Z resztą nie umiem tańczyć. No i nie mam dla ciebie prezentu.

-Taka odpowiedź mogłaby nieco zranić. Ale nie jestem zły.. Sam rzadko, kiedy obchodzę urodziny no, ale widocznie w tym roku panowie chcieli mi zrobić niespodziankę. – Wskazał na bawiących się ludzi a potem stos prezentów w rogu zaraz koło barku.

-Ja nie pamiętam jak spędzałem moje urodziny.. Nawet nie pamiętam, kiedy one wypadają. To musi być miłe, kiedy pamiętają o Tobie ludzie, którzy Cię szanują. – Usiadł obok Shigona

- Ale nie zawsze te gesty są bezinteresowne. – Upił łyk i spojrzał na Colina. – Kiedy byłem mały często dostawałem prezenty na urodziny, przyjaciele albo ludzie, których brałem za przyjaciół zawsze wpadali na przyjęcia. Jako syn bogatego biznesmena żyłem inaczej niż pozostali chłopcy, miałem zabawki, o których oni tylko słyszeli. Cieszyłem się, kiedy dawali mi coś, czego na przykład ja nie widziałem. Raz dostałem kulkę śnieżną. Jak się nią potrząsało to w środku sypał śnieg. Rzeczy, które oni mieli ja nie miałem a te, które ja miałem oni chcieli mieć. Kiedy na dziesiąte urodziny przyszli do mnie znowu od razu zjedli tort z naprawdę sławnej cukierni i poszli do mojego pokoju pobawić się tym, co tam znajdą. Czułem się okropnie, kiedy ja siedziałem przy stole a oni zachowywali się jakby przyszli tu po to, żeby tylko pograć w grę, która ujrzeli w telewizji. Przestałem urządzać przyjęcia.. Urodziny były dla mnie jak każdy inny dzień, tylko miałem już o jeden rok więcej na karku. Potem w wieku osiemnastu lat przejąłem część firmy ojca i postanowiłem, że stworzę miejsce gdzie nie będzie chłopcom niczego brakować. Ale nie chodziło mi o pustych bachorów, mieszkających ze swoimi rodzicami. Raczej o nieszczęśliwe dzieci, które nie usłyszą już od matki na dobranoc słów jak bardzo są kochane. Takie, które ojciec nie nauczy jeździć na rowerze. Moi rodzice zawsze pracowali nie było ich w domu, co tydzień miałem do czynienia z inną nianią i innym lokajem. Fascynował mnie świat i życie normalnego dziecka, nie raz zastanawiałem się jakby to było gdybym urodził się w niebogatej, ale kochającej rodzinie. -Zamilkł.

Colin słuchał go ze smutkiem. Nie wiedział, dlaczego Shigon tak się przed nim otworzył, może drink, który trzymał w dłoni nie był pierwszy i mężczyzna był już po prostu nieco pijany. Żal mu było jego dzieciństwa. Ale teraz zaczął go postrzegać w nieco innym świetle.

-Ech.. Zapomnij, nie jestem już trzeźwy i gadam głupoty. Poza tym to historia pustego i rozpieszczonego dzieciaka nie nadaje się nawet na książkę. – Zaśmiał się i objął blondyna ramieniem.

- Wszystkiego najlepszego.. – Szepnął Colin i bardzo delikatnie ucałował policzek czarnowłosego. Ten zaś uśmiechnął się ciepło na ten gest. Pogładził włosy chłopca i pozwolił sobie na zabranie jednego długiego i czułego pocałunku.

- w sumie jest coś, co możesz dla mnie zrobić w ramach prezentu…

2 komentarze:

  1. Mam łzy w oczach. Bardzo współczuje Szefuncio takiego dzieciństwa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, urodziny szefuncia, ale właśnie wydaje, mi się że bardzo by się ucieszył na Collina ładnie zapakowanego ;) podejrzane że zna date jego urodzin i zdaje mi się że John nie odpuści mu tej kary....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic