wtorek, 21 maja 2013

Przeznaczenie i miłość

/Dedykuję tego one-shota Alexii. <3
Wybaczcie, że odchodzę od opowiadania, lecz raz na jakiś czas trzeba zmienić plany i napisać coś nietypowego. W rolach głównych:
Cloud i Sephiroth z Final Fantasy  ;)



Midgar nie dało się już nazwać pięknym i urodzajnym miejscem. Zniszczone i pozbawione życia dawało schronienie tym, którzy stamtąd nie uciekli. Choroba zalęgła się w sercach ludzi i powoli wyżerała to, co blaskiem oświetlało zakamarki tego organu niezbędnego do życia. Geostigma dotknęła wielu niewinnych i nieświadomych zła szerzącego się na świecie.

-Cloud, hej Cloud! Obudź się! – Blondyn otworzył oczy przepełnione paniką. Czuł jak po plecach nadal spływa mu zimny pot a koc, którym jeszcze chwilę temu był przykryty znikł gdzieś i teraz zapewne leży na podłodze. On sam leżał na łóżku a nad nim pochylała się Tifa przysłaniając tym samym swoimi ciemnymi włosami rażącą lampkę. –Znowu miałeś koszmar?

-Tifa. To nic. Nie przejmuj się. – Podniósł się do siadu i przeczesał włosy z cichym westchnięciem. Ciągle ten sam sen. I zawsze kończył się tak samo. I na dodatek Geostigma paliła niemiłosiernie. Tak, nawet Strife musiał znosić to brzemię. Pulsujące znamię, które z każdym dniem skracało jego żywot i sprawiało ogromny ból. – Jak się czuje Denzel?

-Lepiej niż ty. – Odparła i podała mu szklankę z wodą. –Jesteś strasznie samolubny. Dlaczego nie porozmawiasz z nami? Będzie Ci lepiej.

-To nic nie da. –Wypił wodę i odstawił szklankę na szafkę tuż przy łóżku. – Sam musze się tym zająć.

-Pamiętaj, że to Twój dom i masz, dokąd wracać…

-Mój dom był w Nibelheim, to jest kryjówka. –Wstał powoli i wyjrzał za okno. Zachmurzone niebo było dziś wyjątkowo spokojne, nie dało się wyczuć tej złowrogiej aury, która panowała zazwyczaj. –Coś mi tu nie pasuje. Wychodzę! – Po chwili już wyszedł z domu i podążył w stronę miejsca, które przypominało mu o jego przyjaciółce Aerith. Na miejscu spodziewał się doznać jakiegoś olśnienia? Sam nie wiedział czy to poprawne określenie. Niewielka, ale pełna kwiatów świątynia, którą obrócono w ruinę. A po środku stała postać a raczej dwie?

-Jak zwykle chcesz sam uratować świat prawda Cloud? – Powiedział duch Zacka z tym swoim optymistycznym uśmiechem.

-Głu-pek.. Zacznij polegać na innych. Masz wokół siebie niezwykłych ludzi. –Szepnęła Aerith a raczej jej niematerialna postać. –Sam nie dasz rady.

-Wiedziałem, że się pojawicie. –Szepnął czując ucisk w gardle i ukłucie w okolicy serca. –Mam wyrzuty sumienia. Czuję się winny. Poza tym nie chce ich narażać. Straciłem was i więcej na to nie pozwolę…

-A, co da im Twoja śmierć bałwanie? –Wrzasnął nieco poirytowany Zack. – Bez nich nie dasz rady i weź sobie to do serca. Myślisz, że bez ciebie będzie łatwiej?

-Szukałem rady, ale nadal mam mętlik w głowie.

-Cloud! On tutaj jest! Sephiroth! – Jęknęła dziewczyna I chwilę później obie zjawy znikły a zamiast nich przed blondynem stał wysoki srebrnowłosy mężczyzna.

-Witaj Cloud.. – Nie miał nawet okazji, żeby wyciągnąć miecz a napastnik już złapał go za gardło i przycisnął do filaru. – Stęskniłeś się? Bo ja bardzo!

-Wiedziałem, że jest za cicho! Ghaa.. –Dostał mocno w brzuch i gdyby nie stanowczy uchwyt zapewne zgiąłby się w pół.

-Jak się ma Geostigma? Mam nadzieję, że nie daje Ci spokoju. –Owiał twarz Clouda swoim oddechem i przybliżył się nieco tak, żeby było go dobrze słychać zwłaszcza, gdy ściszył głos. – Dziś wyjątkowo nie będę starał się Cię zabić. Mam ochotę na nieco inną grę.

- C-co masz na myśli? - Powiedział z trudem, bo nie łatwo cokolwiek z siebie wydusić, gdy jest się po prostu duszonym. Wiedział, że Sephiroth nie będzie się z nim cackać, nie jest to osoba takiego pokroju. Cloud czuł jak powoli mrowieją mu palce u rąk i nóg. Jeśli tak dalej pójdzie to straci przytomność. Cholera!

- Nie masz takiego wrażenia, że najwyższa pora nieco przystopować? Co powiesz na chwilę zapomnienia były soldier? Nie chciałbyś przynajmniej przez kilka chwil nie czuć geostigmy i jej trucizny, która wypala twoje serce? Mogę zahamować jej rozwój. Musisz jedynie...

Cloud złapał za miecz i zamachnął się, co zmusiło Sephirotha do uniku a co za tym idzie, do puszczenie w końcu szyi blondyna. I wszystko byłoby jak najbardziej po myśli Clouda gdyby miecz skierowany w stronę srebrnowłosego nie uderzył w filar, który momentalnie przełamał się i zwalił prosto na Strife'a. Oczy przysłoniła mgła a on stracił przytomność i ostatnimi słowami, jakie usłyszał były: "Musisz mi się jedynie oddać." Głowa bolała niemiłosiernie i najgorsze było to, że dał się znokautować przy Sephiroth'cie... Właśnie! Przecież miał wtedy idealną okazję do zabicia Clouda. To znaczy, że nie żyje? Blondyn bardzo powoli otworzył ciężkie powieki. Nie wiedział gdzie jest, ale po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jest nagi i jedynie okryty jakimś kocem w pasie. Leżał na jakiejś zimnej płycie a pomieszczenie, w którym się znajdował zdawało się być jakimś laboratorium? Po dłuższym namyśle blondyn doszedł do wniosku, że jest to właściwie wielki pokój a dziwne naczynia i typowo laboratoryjne urządzenia stanowią jego niewielką część. Dostrzegł nagle coś, co całkiem przekonało go gdzie właśnie się znajduje. Nad niewielkim kominkiem wisiał obraz przedstawiający kobiecą twarz z niewielka tabliczką, na której widniał napis: „Jenova”

-Widzę, że odzyskałeś przytomność. – Jak bardzo Cloud nie chciał usłyszeć tego głosu. Niestety w drzwiach tuż obok wielkiego alembiku stał Sephiroth. – Nie ruszaj się lepiej. Kawał filaru zwalił się na witraż i kawałki szkła powbijały się w Twoją lewą nogę, jeszcze wszystkich nie wyjąłem.

Faktycznie ból w głowie i teraz dopiero poczuł to samo u dołu swojego ciała. – Czemu mnie jeszcze nie zabiłeś? Miałeś idealną okazję. Ugh.. – Syknął z bólu.

-Nie mam ochoty Cię zabijać. Nie teraz w każdym razie. –Podszedł do blatu, na którym leżał Cloud i obniżył go nieco. Uśmiechnął się nikle i przesunął dłonią od ramion blondyna aż po podbrzusze zatrzymując się na udach. – To jak Strife? Zabawimy się?

-Ty mówisz serio? Ach.. –Srebrnowłosy zacisnął dłoń na kroczu Clouda, który jęknął głośno. Co to ma być? Jasne walka to coś normalnego, ale seks? Seks z wrogiem?

-Jestem jak najbardziej poważny, mogę Ci obiecać, że Geostigma da Ci spokój. Chwilowo. Nie będziesz odczuwał bólu. –Zaczął pocierać palcami twardniejący członek leżącego. –Heh podoba się prawda? A będzie jeszcze lepiej. Wiesz Geostigma czasem jest bardzo przydatna. – Cloud po chwili jakby nieco osłupiał? Zupełnie jakby został poddany hipnozie. – Bardzo dobrze działa, jako środek otumaniający. – Nie czekał ani trochę na jakikolwiek znak, zdjął szybko ubranie i pochylił się nad blondynem składając na jego ustach delikatny pocałunek, który Cloud odwzajemnił. Nie był wcale nieświadomy tego, ale czuł się jakby ktoś go potraktował mocnym afrodyzjakiem. Wszystko, co wydawało mu się chore teraz wręcz chciał tego więcej. Każdy dotyk, pocałunek, najmniejsza pieszczota dawała mu niewyobrażalną przyjemność. –No i jak Cloud? Powiesz mi czy chcesz tego samego, co ja?

-Chce.. – Westchnął i spróbował nawet usiąść, w czym pomógł mu srebrnowłosy. Musiał być ostrożny, bo lewa noga chłopaka nadal była pokaleczona. Blondyn jakby o tym zapomniał zamiast tego bardzo chętnie połączył ponownie ich usta w dużo bardziej śmiałym pocałunku. Sephiroth objął go w pasie jedną dłonią a drugą dalej pocierał intensywnie jego krocze. Cloud dość niepewnie dotknął ręką członek srebrnowłosego, ale ten miał lepszy pomysł. Stanął bliżej chłopaka i ujął ich oba penisy pocierając je o siebie. Pocałunki stawały się coraz bardziej zażarte a języki badały wnętrze ust jednego i drugiego.

-Mmm widzę, że już się nakręciłeś.-Szepnął z rozbawieniem. – Cloud połóż się. – Blondyn ułożył się na blacie, ale tak żeby pośladki były na samym krańcu. Sephiroth wsunął palce w wejście młodszego, który jęknął głośno i jakby nieco wrócił do rzeczywistości.

-Z-zostaw!

- O nie… nie mam zamiaru! – Zaczął gwałtownie rżnąć chłopaka samymi palcami, na co ten reagował krzykami i próbami ucieczki, na które nie pozwalał starszy. –Uspokój się a przestanie boleć. – Odparł i rozchylił bardziej uda partnera. Palce rozciągały jego wejście, zginały się w środku i drażniły wrażliwe ścianki wnętrza.

-Boli. – Jęknął Cloud czując jak po policzkach spływają mu gorzkie łzy.

-Znosiłeś gorszy ból. – Przypomniał mu i wyjął swoje palce zastępując je momentalnie penisem.

Ku zdziwieniu blondyna ból ustał i zastąpiło go przyjemne odczucie wypełnienia. Jęki nie były już bolesne, lecz rozkoszne i proszące o jeszcze. Sam począł poruszać biodrami wychodząc mężczyźnie naprzeciw bądź zaciskał pośladki na jego penisie, aby dodać Sephirothowi więcej przyjemności. Seks z bolesnego doznania przemienił się w istny wulkan ekstazy i emocji, oczywiście tych pozytywnych.  –Jeszcze…! – Westchnął Cloud i po chwili jego prośba została spełniona, bo ruchy starszego stały się gwałtowne, niemal brutalne, ale za to bardzo dokładne oraz niosące za każdym razem niesamowitą falę rozkoszy. Sephiroth pochylił się nad nim i połączył ich usta w namiętnym pocałunku, co chwila podgryzając z zadowoleniem dolną wargę chłopaka. Blondyn nie potrafił ukryć emocji, które w tej chwili nim zawładnęły. Kiedy jednak srebrnowłosy trafił w jego czuły punkt ten ledwo powstrzymał się przed krzykiem i momentalnym dojściem. Seks trwał i zdawał się nie mieć końca. W końcu Cloud stracił przytomność z wycieńczenia, chwilę później Sephiroth doszedł, ale zamiast wewnątrz spuścił się na brzuch młodszego. Nie dawał po sobie poznać, że również był wykończony. Pogładził jedynie blondyna po włosach i westchnął.

-Wielka szkoda. Bardzo Cię kocham Cloud, ale nasza przyszłość została spisana dawno temu i nie wróży niczego dobrego. –Ucałował jego czoło. – Może w innych wcieleniach dadzą nam szanse na odrobinę szczęścia.

-Zawalczymy o To. – Powiedział sennie Strife i oddał się w objęcia Morfeusza.

sobota, 11 maja 2013

Rozdział XVI.

-Yuki pewnie będzie ci wdzięczny. – Odparł Colin leżąc na stole i patrząc na Shigona nieco zrezygnowanym wzrokiem. Nie chodziło o to, że nie ma ochot na seks, bardziej bolało go to, że z powodu swojej osoby tylu ludzi ucierpiało.

-Teraz nie oni są ważni. Bardzo się o ciebie bałem. –Westchnął mężczyzna i po chwili kładł już malca na pościeli swojego łóżka. – Cholernie się przestraszyłem, kiedy odkryłem, że ktoś mi Ciebie porwał. – Ułożył głowę na torsie blondynka i przymknął oczy. – Muszę Cię bardziej pilnować żeby to się już nigdy nie powtórzyło.

Colin przeczesał lśniące włosy ukochanego z uśmiechem. I pomyśleć, że niedawno chciał uciec z pensjonatu a wtedy w celi błagał w duchu żeby tam wrócić. Przyzwyczaił się do tego miejsca, i w sumie nie potrafiłby teraz odejść i zostawić Shigona. – Mam pytanko. – Szepnął z uśmiechem.

-Jakie słodziaku?

-Możemy przełożyć moją karę na inny dzień? Jestem zmęczony. –Ziewnął przymykając oczy. – No i w sumie mam sporo zaległości, jeśli chodzi o naukę.

- O to się nie martw. Masz kilka dni przerwy żeby nadgonić z nauką i odsapnąć. Aha i masz mi dużo jeść, nie wiem, czym Cię tam karmili, ale zniknęła połowa mojego Colina. – Zaśmiał się Shigon. – A teraz spać! –Okrył chłopca kołdrą i objął ramionami. –Dobranoc. – Pocałował chłopca delikatnie nim blondynek zasnął.



Następnego dnia Colin wrócił do swojej sypialni. Yuki chwalił się, jaką wspaniałą noc przeżył z Samem i dziękował chłopcu za rady. Shigon miał sporo roboty. Okazało się, że jego ojciec miał na sumieniu więcej niż się go posądzało. Colin nie chciał mu w żaden sposób przeszkadzać, więc póki, co starał się nadrobić zaległości. Poprosił Alexa i Deiwa o pomoc w nauce. I faktycznie Alex bardzo pomagał zaś Deiw… cóż bardzo przeszkadzała mu ochota na zabawienie się z chłopcami siedzącymi przy sąsiednim stoliku.

-A teraz zajmij się tangensem dobrze? – Alex mógłby robić bez problemu za nauczyciela, naprawdę znał się na rzeczy.

- O tak? – Spytał chłopiec po chwili i podsunął starszemu kartkę pod nos.

-Zrobiłeś błąd w trzeciej linijce.

-Serio? Gdzie?-Colin spojrzał na przykład.

-O tutaj. –Wskazał palcem.

-Aha faktycznie. To ja zacznę od nowa. – Złapał za ołówek i poprawił błąd.

-Bosz Alex nuuudno! – Deiw puknął kolegę w czubek głowy. – Zróbmy coś, młodemu nieźle idzie tak czy siak. Ej a może przerwa od nauki i pójdziemy na basen?

-Nie.. Nauka jest bardzo ważna poza tym kiedyś Colinowi bardzo się przyda ta wiedza…

-A, do czego mu się niby przyda sinus i cosinus?  Mnie się do niczego nie przydał. –Złapał blondyna za rękę. – No, co ty na to kolego? Idziemy się odprężyć?

-A-ale.. – Nie zdążył nic powiedzieć, bo ten już ciągnął ich w stronę budynku z basenem. Dopóki nie ociepli się dostatecznie muszą zadowolić się krytym basenem. Na miejscu okazało się, że nie tylko oni wpadli na ten pomysł. W wodzie było już przynajmniej 15 osób.  Kiedy zorientowali się, kto ma zamiar do nich dołączyć od razu rozległy się piski entuzjazmu.

-DEIW, ALEX!!! Chodźcie do nas!!

-Poszczęściło nam się Alex mamy tu sporo ślicznych chłopców. –Kiedy już Deiw znalazł się w wodzie od razu napadło go pięciu chłopaczków.

-Czy mi się wydaje, czy jemu chodziło o to od początku? –Odparł Colin z nieco dziwną miną.

-Cóż jemu zawsze o to chodzi.-Westchnął Alex.

-A tobie nie?

-Też, ale nie tak jak jemu. Można powiedzieć, że on i Saki konkurują ze sobą.

-To znaczy?

-Mają zawody, kto zaliczy więcej chłopców.

-I kto wygrywa?

Alex zastanowił się chwilkę. – Póki, co Deiw wygrywa. –Wepchnął Colina do basenu. – No a teraz się odprężamy.

Colin przepłynął się kilka razy wzdłuż basenu. Trudno było się odprężyć przy jękach chłopaków spowodowanych pieszczotami Deiwa, ale blondynek już się przyzwyczaił do tego typu sytuacji. Ktoś nagle rzucił w niego piłką, spojrzał zdezorientowany w kierunku skąd przyleciała. Stał tam John.

-Hej Colin wpadnij do Shigona.

-Och.. No dobrze, zaraz przyjdę.

Po niecałych dwudziestu minutach, które poświęcił na wysuszeniu się i doprowadzenia do porządku Colin stawił się w gabinecie Shigona.

-Coś się stało?

-A czy musi się coś stać? Chciałem Cię po prostu zobaczyć. –Objął kochanka i ucałował jego czoło. – Jak idzie nadrabianie zaległości? Słyszałem, że Alex Ci pomaga.

-No i Deiw, ale jemu troszkę się nie chce.-Pokazał mu język i usiadł na krześle za biurkiem. –Dużo masz roboty? Nie chce przeszkadzać.

-Tylko nieco papierów, załatwiam nowych podopiecznych. Ostatnio w sierocińcu w Londynie przybyło sporo dzieci, które straciły rodziców w zamachu terrorystycznym. No i muszę załatwić przebudowę budynku z pokojami będziemy go powiększać. Może trafi się Tobie i Yukiemu większy pokój. – Otworzył na chwilkę okno, żeby nieco się przewietrzyło.

-Rozumiem. Shigon mam pytanie.

-Jakie?

-Czy podopiecznie w ogóle wychodzą z pensjonatu gdziekolwiek? Do miasta, jadą na wycieczki gdzieś poza miejsce gdzie jesteśmy?

-Dopóki mają okres nauki nie mają czasu. Ale w wakacje owszem istnieje taka opcja. A co nadal masz małe wrażenie, że trzymam ich tu bez przerwy i nie pozwalam nigdzie wychodzić? Oj Colin, przecież mówiłem, że oni po nauce i osiągnięciu pełnoletności mogą ubiegać się o prace i normalne życie poza pensjonatem, nawet my im pomagamy tą pracę znaleźć. Zaczekaj coś Ci pokażę. –Wyjął z szafy wielką teczkę i położył ją na biurku. – To są chłopcy, którzy opuścili pensjonat i mają teraz normalne życie. Czasem nawet nas odwiedzają.

Colin przeglądał teczkę z uśmiechem, przy każdym nazwisku było zdjęcie, zawód i data opuszczenia pensjonatu. - Ja–też kiedyś odejdę? – Spojrzał na czarnowłosego, który przez chwilę milczał.

-Jeśli będziesz tego chciał. –Schował teczkę z powrotem. – A chciałbyś odejść i już mnie więcej nie zobaczyć a jeśli już to raz na jakiś czas?

-Nie, chce z Tobą być już na zawsze. I tak nie mam, do kogo wracać, a tu czuję, że ktoś na mnie czeka i cieszy się z mojej obecności.

-Mówiłem już, że Cię kocham? –Złożył na jego ustach delikatny pocałunek.

-Mówiłeś, ale nie obrażę się, jeśli to powtórzysz.

-Kocham Cię Colinie. –Pogłębił pocałunek.
Lydia Land of Grafic