sobota, 8 marca 2014

Rozdział 13.

Zbyt szybko przemknęła ta wizyta, Haru miał wrażenie, że minęły może niecałe dwa miesiące? Nigdy nie sądził, że będzie zmuszony wracać do swojego królestwa z tak negatywnymi emocjami spowodowanymi rozstaniem z ukochanym Valdem. Pożegnania nigdy nie należały do ulubionych zajęć księcia. Ale nie było innego wyjścia jak wracać, Ojciec zarządził, że muszą być obecni podczas przygotowań do najbliższego turnieju rycerskiego. Poza tym teraz Kengo jest dziedzicem tronu i nie wypada by nie brał w nim udziału. Vald stał na dziedzińcu i patrzył na oddalający się orszak w środku którego jechał jego najcenniejszy skarb.

„-Przyjadę na turniej więc to tylko chwilowa rozłąka.” –Przypomniał sobie swoje słowa które skierował jeszcze chwilę temu w stronę Haru. Vald czuł jak serce powoli staje się świadome tego co traci, nawet jeśli na krótki czas. Jego aniołek znikł w końcu gdzieś na horyzoncie, pochłonięty przez jasne promienie słońca i zalesione tereny królestwa.

----

-Heh zobaczysz magu, że będziesz jeszcze za mną tęsknić. –Odparł Kengo do Drava zanim jeszcze wyjechali. –W końcu doświadczyłeś tego co mało kto miał okazję, pieprzyłeś się z przyszłym królem.

-Lepiej szybko stąd wyjedź. Bo na odchodnym ci przywalę jakimś zabójczym zaklęciem głupi wilku. –Nawet Drav czuł, że spotkanie z tym samolubnym idiotą nie było zbiegiem okoliczności. Wolał jednak sam sobie tego nie przyznać, będzie tęsknić za głupimi i od czasu do czasu wrednymi tekstami księcia Kengo. W końcu wszedł do zamku nie chcąc w przeciwieństwie do Valda patrzeć jak orszak wyrusza. Gdzieś w środku serca jednak czuł tęsknotę i chyba nie tylko do swojego nowego przyjaciela Haru.

----

-Haruhi nie cieszysz się, że wracamy do domu? –Spytała matka jadąc obok na gniadej klaczce. –Ojciec na pewno się stęsknił za wami. Nie był do końca zadowolony, że i ja go opuszczam by was odwiedzić. Został sam mając na ramionach odpowiedzialność za królestwo.

Haru milczał, jakoś nie potrafił odpowiednio dobrać słów. Czuł, że powrót do domu będzie łączył się z samotnością i krwawiącym sercem. Dopiero co zyskał coś cennego a teraz musiał się z tym rozstać. Pogładził swoją klaczkę po jasnej szyi i rozejrzał się dookoła. Krajobraz powoli się zmieniał. W oddali na końcu górskiej doliny widać było jaśniejące morze – znak, że właśnie tam czeka dom.

Kengo jechał na przodzie co jakiś czas oglądając się w stronę swojego młodszego brata. Fakt faktem on sam jechał tam bo musiał, ale po co ojciec zarządził żeby i młody wrócił? Przez dłuższy czas mężczyzna miał wrażenie, że orszak jest obserwowany. Coś tu naprawdę było podejrzane tylko nie mógł dojść do tego co przywołuję ów dziwne odczucia.

----

Vald stał na niewielkiej polanie w lesie za zamkiem. Postanowił nieco poćwiczyć niedawno uzyskane umiejętności bo przecież dopiero co udało mu się zapanować nad swoją wampiryczną  połową. Na początek przemiana. Chciał sam spowodować częściowe przeobrażenie. Zacznijmy od ręki. Wyciągnął dłoń w stronę drzewa które rosło naprzeciw i zacisnął palce. Od razu ogarnęło go początkowo palące uczucie, ale po chwili nastał lodowaty chłód. Ręka zaczęła się dziwnie deformować przybrała szarawy odcień, ale nagle szybko przestała się zmieniać. Była zwyczajna z tym, że kolor nadal był lekko szarawy.

-Co jest? Nagle odwidziało ci się przemieniać? Kurwa no dalej. –Krzyknął i nagle w jego dłoni pojawił się ten sam znajomy kłąb zmieszanej purpurowej i lodowato zimnej magii. To było dziwne bo do tej pory jego ręka musiała wyglądać jak psu z gardła wyjęta by doszło do pokazania się wampirze energii. Podszedł do drzewa i nawet nie musiał go dotykać wystarczyło niewielkie zbliżenie by kora w jednym miejscy zgniła i po chwili rozpadła się na kawałeczki zupełnie jakby wyżarły ją korniki. Skoro ręka strajkuje i nie chce się przemienić całkowicie to może warto by sprawdzić co będzie z resztą ciała. Valdret zamknął oczy i skupił się na czymś co go zazwyczaj wkurwiało. Silne emocje najlepiej powodowały przemiany. Kiedy jego ciało ogarnęło uczucie z wcześniej po chwili otworzył oczy i podszedł do pobliskiego strumyka by sprawdzić jak wygląda jego wampirza postać. Spodziewał się ujrzeć obrzydliwą postać, pomarszczoną i łuskowatą gdzieniegdzie. Zamiast tego ujrzał siebie. Swoją twarz, ale skóra była szara tak samo jak przedtem jego ręka. –Co jest? –Wszystko było dziwne i na opak. Przecież tyle razy opowiadano mu jak wygląda podczas przemiany i to co tu ujrzał odbiegało od tych zeznań. No, ale skrzydła zawsze były okropne i błoniaste więc to na pewno się nie zmieniło. Chwilowy ból na plecach i po chwili na światło dzienne ukazała się para wielkich skrzydeł. Vald aż otworzył usta ze zdziwienia. Skrzydła już wcale nie pokrywała błona, kolce znikły, brakowało też blizn i dziwnych dziur spowodowanych walkami. Teraz jego skrzydła wyglądały zupełnie inaczej.

-Hej Vald, szukałem cię… O KURWA. –Mag stał parę metrów dalej i patrzył z osłupieniem na swojego brata. –Coś ty kurna zrobił?

-Wydaje mi się, że to nie moja zasługa, ale musisz mi pomóc to sprawdzić.

----

Droga do domu trwała dosłownie dwa dni. Podczas tej podróży Haru czuł się jakby szedł na ścięcie. Jakby ten wyjazd był wyrokiem który zapadł, wyrokiem który oznaczał koniec jego szczęścia u boku Valda. Rockenweid było zieloną krainą nad wielkim Oceanem Gromów. Sam zamek ulokowany całkiem niedaleko wybrzeża miał okazje podziwiać zachodzące słońce które spowijał każdego wieczory spokojny błękit tafli wody. W tym kraju pogoda była trudna do przewidzenia, ale naprawdę łatwo było się do tego przyzwyczaić. Zamek w końcu ugościł ich swoim monumentalizmem. Wielkie wrota otwarły się prezentując piękne kamienne dzieła architektury. Żołnierze salutowali witając powracającą rodzinę królewską. Trójka wysoko urodzonych osób zeszła z koni i przekraczając próg zamku weszli do środka. Kierując się wielkim korytarzem doszli do Sali tronowej, gdzie tuż przy ogromnym oknie stał król.

-Tato. –Krzyknął Haru i podbiegł do ojca z szerokim uśmiechem. Człowiek ów liczył sobie może z 50 wiosen ale wygląd postarzał go, widać było, że czas i doświadczenie odbiły na nim srogie piętno.

-No naprawdę nie wiem po co was tam wysyłałem przez to zostałem pozbawiony radości oglądania moich synów i żony. –Zmierzwił włosy syna a po chwili już klepał dumnie starszego Kango i składał pocałunek na policzku swojej ukochanej. –No dobrze najpierw coś zjecie a potem opowiecie mi ze szczegółami co działo się u naszych sąsiadów. Znając was wpakowaliście się w niemałe kłopoty.

Haruhi razem z bratem poszli do swoich komnat żeby się przygotować na kolacji. Chłopiec otworzył drzwi i wszedł do jasnego pomieszczenia. Z jednej strony widniała biblioteczka pełna ksiąg i różnych pergaminów z drugiej biurko i krzesło w pięknym wzorzystym obiciem. Tuż przy oknie zaś znajdowało się ogromne łoże. Okno z drzwiczkami prowadziło na balkonik z widokiem na morze. Przy samym wejściu Haruhiego uderzyła w twarz ta morska bryza, lekko słonawe powietrze. Był w domu, czuł to ale jednocześnie odczuwał też tą straszną pustkę. Chłopiec westchnął tylko i szybko przebrał się w świeże szaty aby po chwili móc wrócić do oczekujących go osób.

W jadalni już siedział Król z małżonką która zapewne opowiadała mu co też ich spotkało u sąsiadów. Kengo wszedł zaraz po swoim braciszku więc obaj zajęli swoje miejsca przy stole u boku króla.

-No dobrze to opowiadajcie w co się wpakowaliście. –Powiedział w końcu ojciec do swoich synów gdy złóżba zaczęła wnosić na sale jedzenie.

-W sumie nic ciekawego. Haru pobawił się w bohatera i uratował jednego z synów Króla, potem się zakochali i co najciekawsze Haru w końcu odkrył magię. –Streścił Kengo.

-Naprawdę? Haru a mógłbyś zademonstrować? –Spytał swojego najmłodszego syna.

-Spokojnie skarbie nie musisz pokazywać skrzydeł. –Dodała matka kiedy Haru wzdrygnął się.

Chłopiec po chwili siedział na krześle z białymi włosami a dookoła niego aż biła czysta magia.

-Zupełnie jak w dniu jego narodzin. Istny aniołek, cała matka. –Zaśmiał się Król widzac że jego najmłodszy syn rumieni się. –Haru cieszę się, że polubiłeś Księcia Valdreta i wybacz że was wezwałem wcześniej, ale w związku ze zdradą i śmiercią Crossa nie miałem innego wyboru. Kengo teraz ty jesteś następca tronu a w związku z nadchodzącymi zawodami musisz być obecny w królestwie.

-Rozumiem ojcze. –Odparł Kengo. –Ale Haru nie mógł tam zostać?

-No niestety. Bo widzicie teraz kiedy Haru odkrył magię to stało się coś czego bym się nie spodziewał. –Wysunął z kieszeni list z czarną pieczęcią. –To pogróżka. Ktoś chce uśmiercić Haruhiego. Spojrzał na list i przeczytał:
„Wydaj syna anioła, albo sami po niego przyjdziemy a z waszego królestwa nie pozostanie kamień na kamieniu. Nas nie da się od tak zabić.”

Haru spojrzał na swój talerz który w sumie był już prawie pusty. Ktoś pragnie jego śmierci? Ale dlaczego? Kto? Przecież nikomu nic nie zrobił. Czuł się jakby brał udział w jakiejś dziwnej historii w której szczęśliwy koniec jest tylko mitem, czymś nieosiągalnym. Wstał z miejsca i spojrzał na ojca.

-Nie chce narażać królestwa, ale nie chce tez umrzeć.

-Spokojnie synu, nie mam zamiaru od tak oddać im swojego dziecka. Nigdy nie przegraliśmy walki i tej też nie przegramy.

Haru uśmiechnął się delikatnie i poszedł do siebie, był zmęczony za dużo tego jak na jeden dzień. Musiał odpocząć. W komnacie zdjął szatę i opadł bezwładnie na łóżko. Czuł, że tej nocy nie zaśnie tak łatwo, ale z drugiej strony tak bardzo chciał usnąć i choć na chwilkę zapomnieć.

Cisza.

Trwała noc kiedy w komnacie Haru pojawił się dziwny cień. Chłopiec nie zdając sobie sprawy z niczego spał spokojnie. Nie zareagował gdy ktoś od tak związał go przywiązując łańcuchami do łóżka. Dopiero gdy ciepło kołdry znikło chłopiec otworzył oczy, chciał krzyknąć, ale jego usta ktoś zakneblował. Nie wiedział co się dzieje dopóki z cienia nie wyszła osoba której nigdy nie spodziewał się ujrzeć.

-Witaj bracie. –Odparł Cross chłodnym głosem który ranił uszy młodszego jak sztylet. –Naprawdę myślałeś, że już nie będę cię nękać? Musze cię zasmucić, nas nie da się zabić. –Podszedł do łóżka trzymając w dłoni miecz schowany na szczęście w pochwie.

Haru chciał krzyczeć, ktokolwiek niech ktoś mu pomoże.

-Czas zapłaty jest blisko. Musisz zginąć, ale najpierw zabawimy się. –Przewrócił chłopca na brzuch i po chwili w komnacie słychać było okropny jęk. Rękojeść miecza znikła w ciele chłopca który najnormalniej był nią teraz gwałcony. Do oczu napłynęły mu łzy, czuł się jakby rozrywano go na części jakby ta niby tępa rękojeść cięła gorzej niż ostrze. Jeśli tak miał wyglądać koniec chłopca, to dlaczego Cross nie mógł zabić go od razu. Dlaczego musiał poniżać i ranić chłopca jeszcze bardziej. Starszemu nie było dość, z każdą chwilą poruszał rękojeścią szybciej, głębiej, bardziej raniąc młodszego który leżał i łkał czując się jak szmata, dziwka, zwierzę które wolałoby zawisnąć nad kominkiem niż umierać w męczarniach trafione strzałą z trucizną.

-Czas abym teraz ja się zabawił. –Z uśmiechem wyjął z chłopca miecz i zanim Haru zrozumiał co ten ma na myśli na podłodze wylądowała szata mężczyzny.

Dookoła Haru zebrała się biała mgła kumulując się w jednym punkcie i przybierając po chwili kształt rosłego mężczyzny ze skrzydłami i wielkim mieczem. Ów postać stanęła między napastnikiem a ofiarą celując w oprawcę wielką klingą.

-Tknij, a umrzesz. –To nawet nie był głos a raczej szum który ułożył się w słowa. Postać zamachnęła się trafiając Crossa prosto w pierś. Haru łkał cicho przyglądając się całej akcji, w końcu jego „brat” znikł a ostatnie co usłyszał to słowa: „ Kiedyś znowu wrócę. Nas nie da się zabić.”

Do pokoju wpadł Kengo.

-Haru wyczułem coś dziwnego. –Spojrzał na swojego brata skutego łańcuchami i zakrwawioną pościel po chwili jakby doszło do niego co musiało się stać. - Boże Haru kto ci to zrobił?-Szybko rozkuł brata tuląc go do siebie i patrząc na mgielną postać ze zdziwieniem.

-Cross.

-Co?!

-On żyje. Powiedział.. hlip, powiedział, że jego nie da się zabić. –Załkał tuląc się do brata. Chciał znów zobaczyć Valda chciał go dotknąć chciał znów czuć się bezpiecznie.

----

Vald obudził się zalany potem. Dłoń pulsowała groźnie a czerwone oko błyszczało i mieniło się ogniem. Sen który mu się przyśnił był raczej koszmarem. Haru, umierał. Szybko spojrzał za okno niebo było oświetlane przez księżyc zabarwiony na lekki pomarańcz. Czyżby następna pełnia miała być krwista? Wstał z łóżka i podreptał do komnaty króla. Zapukał do środka a gdy otworzył mu ojciec od razu powiedział o co chodzi.

-Jadę do Rockenweid, Haru jest w niebezpieczeństwie.

----

Haru spał u Kengo. Obaj spokojnie zmieścili się na łóżku a chłopiec nie potrafiłby spokojnie zasnąć w obawie, że Cross się znowu pojawi. To wszystko go przerastało. Ostatnio miał dziwne wrażenie, że coś się w nim zmieniło, że jego ciało jest inne, inaczej reaguje i odbiera bodźce. Jedna z dłoni Haruhiego spoczęła na jego klatce piersiowej by po chwili zsunąć się niżej.

Coś się zmieniło przez ostatnie parę miesięcy.
Lydia Land of Grafic