niedziela, 27 października 2013

Rozdział 10.

Długie, brązowe włosy opadające na ramiona rosłego młodzieńca siedzącego na szarym rumaku. Podziwiał otaczające go krajobrazy Królestwa Rosendarf. To była jego pierwsza podróż i odczuwał nie tyle fascynację, że w końcu może zwiedzić inny kraj, ale bardzo się stęsknił za swoim ukochanym młodszym braciszkiem.

----

-Masz naprawdę ładne oczy daj spokój Haru! –Westchnął Vald starając się zrzucić z swojego ukochanego pościel którą się okrył by jakoś zakryć swoje rumiane policzki.

-Mnie się nie podobają, i przestań tak ciskać komplementami na prawo i lewo, czuję się wtedy taki… Zawstydzony. –Westchnął kładąc dłonie na rozgrzane policzki. W końcu pościel została zwinnie z niego zsunięta odkrywając na wpół nagie ciało młodszego. –Nie patrz się.

-A dlaczego? Chyba mam prawo oglądać swojego wybranka zwłaszcza gdy ma na sobie tak niewiele ubrań. –Zaśmiał się i pocałował jego kark.

----

Przez zamkowe korytarze przechadzał się nocą. Wszyscy już spali więc nie musiał się martwić, że ktoś go nakryje. Ale nawet gdyby ktoś go nakrył to i tak nie mógłby nic zrobić, nie dożyłby jutra. Wszedł do jednej z komnat i wyszedł dosłownie po chwili niezauważony.

----

Draw spacerował po błoniach zamkowych gdy nagle ktoś wjechał przez bramę. Mężczyzna był od niego wyższy, a długie włosy wydawały się całkiem znajome, z tym, że nie były czarne jak u Haru, miały odcień brązu.  Mag podszedł do owego młodziana.

-Co Cię tu sprowadza? I Kim jesteś? –Spytał zaciskając na wszelki wypadek dłonie na długim kosturze.

-Kengo. Drugi syn królestwa Rockenweid. –Przedstawił się i zszedł z konia. Spojrzał na blondyna. – Jesteś nadwornym magiem? Świetnie zaprowadź mnie do swojego pana sługo.

-Sługo? –Aura wokół Drawa widocznie zadrżała. Zrobiło się bardzo gorąco.- Jestem Drawin trzeci syn! –Powiedział głośniej.

-Serio? –Zdziwił się. – Wybacz w takim razie. Nie sądziłem, że jakikolwiek książę zdecydowałby się na zabawianie się w czarodzieja.

-No ja przynajmniej bawiłem się w coś związanego z walką a nie w roszpunkę, pielęgnującą swoje włoski.

Atmosfera zrobiła się tak napięta, że oczy dwojga mężczyzn połączyła błyskawica.

-Grabisz sobie magu. Serio chcesz sprawdzić czym zajmowałem się w dzieciństwie?

-Jeśli rzucisz się na mnie z grzebieniem to fakt mam się czego bać!

-Kengo? –Przerwał im głos Królowej.

-Witaj matko. –Uśmiechnął się brunet widząc swoją „rodzicielkę”-Wiem, że miałem zostać w zamku, ale strasznie stęskniłem się za Haruhim. –Odparł.

-Jeszcze tylko ojca tu brakuje. –Zaśmiała się i przytuliła syna gdy tylko do niej podszedł. –Haru będzie szczęśliwy gdy cie zobaczy.

-Nie traćmy więc czasu. –Zawtórowała mu uśmiechem i razem z Drawem który mimo wszystko nie darzył sympatią brata swojego nowego przyjaciela weszli do zamku.

Po drodze natknęli się na Valda który zapewne szedł do komnaty kochanka.

-Książe Valdret. –Uśmiechnęła się królowa. – To mój drugi syn. Kengo.

-Miło mi poznać, jestem Vald. –Uścisnęli sobie dłonie.

-To ty ubiegasz się o rękę mojego brata?

-Tak.

-Wydajesz się w porządku. Mam nadzieję, że będziesz o niego dbać. Aha rozumiem, że ten mag jest twoim rodzonym…

-Tak to mój młodszy brat Draw. Szkoli się na maga.

-Eeeej ja tu jestem!! – Krzyknął młodzieniec i wszedł do komnaty Haruhiego. –Haru! Co Ci?!

Wszyscy wpadli do środka i doznali niemałego szoku. Chłopiec leżał na łóżku skamieniały. Tylko gdzieniegdzie jego skóra była nadal śniada delikatnie zaróżowiona.

-Haruhi. –Szepnęła królowa siadając obok niego i starając się jakoś go wybudzić. Był lodowaty.

-Co mu się stało? –Spytał Vald bezradnie wpatrując się w ukochanego. Serce pękało widząc go w takim stanie.

-Klątwa. Demoniczna. –Powiedział Draw. – Mamy w zamku nieproszonego gościa. I widocznie chciał zabić Haru, ale na szczęście jego anielska natura jakoś to zniwelowała. –Złapał za kostur i wykonał nim kilka ruchów nad ciałem Haru. –Niestety, nie mogę mu w żaden sposób pomóc.

-Szlag. Co zrobić? –Westchnął Kengo, ledwo co przyjechał a już dzieją się nieszczęścia. –Zabić demona? – Już nawet nie wypytywał się o co chodzi z porównaniem Haruhiego do aniołów.

-To jedyny sposób. Problem w tym, że zbyt dobrze się maskuje. Na zamek są nałożone zaklęcia i nie powinien tu mieć wstępu. W jakiś sposób się tu dostał i dostosował swoją magię do tej jakiej tu używamy. Zwyczajny demon tego nie mógłby zrobić.

-Chyba, że złożył kontrakt? –Spytał Vald gładząc Haru po czole. –Zabije tego skurwysyna! Niech tylko go dorwę.

-Nie ty jeden. –powiedział Kengo.

----

-Rozumiem, że się martwisz Królowo i obiecuję, że niezwłocznie rozpoczniemy poszukiwania tego demona. –Powiadomił Król, jego małżonka traktowała Haruhiego jak własnego syna więc również chciała pomóc. Larien i Libell czuwały przy łóżku Haruhiego co dziennie przynosząc mu świeże kwiaty. Vald głowił się z Drawem w jaki sposób demon przedostał się do zamku, Kengo zaś spotkał się ze swoim starszym bratem w jego komnacie.

-Dlaczego nie przyszedłeś zobaczyć jak ma się Haru? –Spytał opierając się o kolumnę w rogu pokoju.

-Cały zamek huczy od wiadomości na ten temat więc nie miałem takiej potrzeby. Gdyby nawet zginął nie byłaby to strata dla królestwa.

-Cross, to nasz brat! Jak możesz tak mówić? –Uderzył zaciśniętą dłonią w ścianę pozostawiając na niej widoczny wklęsły ślad.

-Nigdy nie uważałem go za brata. Niedorobiony bachor. –Prychnął pogardliwie.

Kengo podszedł do niego i złapał za szyję dosyć dziwnie zniekształconą dłonią.

-Widzę, że Menfist wkurzył się razem z tobą. –Położył swoją dłoń na jego ramieniu i po chwili młodszy odskoczył czując palący ból. –Myślałem, że umiesz panować nad tym kundlem.

-Owszem wkurzył się, ale pomógł mi też coś sprawdzić. –Patrzył złotymi oczyma jak wokół Crossa emanuje dziwnie brutalna magia. –Z którym demonem zawarłeś kontrakt?

-Heh całkiem zapomniałem, że przez Menfista widzisz kolor energii. –Złapał za miecz leżący na łóżku. – I co teraz zrobisz „bracie”? Bo ja nie mam wyboru, muszę Cię zabić.

-I wzajemnie, nie wybaczę Ci próby zabicia Haru, nawet jeśli byłeś moim bratem –Chwycił rękojeść swojego oręża.

----

Valdret siedział przy łóżku Haru delikatnie gładząc jego dłoń, był świadomy tego, że powinien szukać demona, ale teraz nie chciał zostawiać ukochanego samego. Do pokoju wpadł jednak Draw.

-Vald chodź szybko Kengo i Cross walczą. –Od razu pobiegli w stronę dziedzińca gdzie przeniósł się spór. Już stało tam paru ludzi.

-Co się stało? –Spytał Valdret.

-Okazało się, że jeden z moich synów zawarł pakt z demonem. –Powiedziała Królowa i w miarę szybko złapała księcia za dłoń bo już sięgał po miecz. – Spokojnie Książe, Kengo sobie poradzi. Może Cross ma wielką siłę która wzrosła gdy zawarł pakt z demonem, ale jego brat ma za to wsparcie w przyjacielu. –Uśmiechnęła się delikatnie. – Gdy miał sześć lat znalazł w zamkowej spiżarni szczenię wilka, było ledwo żywe. Tak bardzo chciał mu pomóc, pobiegł do nadwornego maga i prosił żeby jakoś go wyleczył. Ale wilczek był tak słaby, że zbyt duży napływ energii mógłby tylko pogorszyć jego stan. Nie wiem skąd przyszedł Kengo do głowy pomysł żeby umieścić duszę wilczka w jego ciele. Mag nie mógł mimo wszystko mu odmówić w końcu był tylko sługą. Wilk dorastał razem z Kengo przyjmując czerwony kolor magii ten sam którym posługuje się właściciel ciała. –Cross walczył z bratem nie szczędząc jego krwi, ale młodszy nie radził sobie wcale gorzej. Gdy ich miecze zetknęły się ponownie  starszy zaczął emanować ciemną mocą która przeszła przez klingę godząc prosto w przeciwnika. –Kengo nie jest sam dopóki może polegać na Menfiście.



Wszyscy skupili wzrok na ogromnym płonącym wilku który pojawił się w miejscu młodszego księcia. Cross uśmiechnął się kpiąco.

Cross

-No chodź kundlu zobaczymy który z nas trafi do piekła. Mnie tam przyjmą z otwartymi ramionami a ciebie? Tego który zabawił się duszą? –Na jego słowa wilk od razu wykonał atak. Skoczył w przód gryząc, drapiąc i miotając kłębami energii która spalała wszystko na swojej drodze. Widzowie musieli się odsunąć bo inaczej sami zostali by potraktowani magią, zwłaszcza tak niszczycielską.  Cross zamachnął się mieczem i godził wilka prosto w bok, trysnęła krew.

-Kengo… -szepnęła matka, trudna patrzeć na cierpienie syna.

-Szlak trzeba mu jakoś pomóc. –Wciął się Draw.

-Nie wtrącajcie się. Proszę. –Powiedziała kobieta. – Walczy nie dla siebie tylko dla Haru.

Kengo nagle znalazł się za plecami brata i wgryzł się w jego plecy. Zamachnął się rzucając ciałem o mur i szybko znalazł się obok aby zakończyć walkę zgnieceniem karku. Szczęki zacisnęły się na szyi starszego, słychać było tylko dźwięk łamanych kości.

----

-Jesteś idiotą, mogliśmy ci pomóc a teraz musisz leżeć w łóżku i robić za wielce poszkodowanego. –Westchnął Draw siedząc w komnacie Kengo którym zajmowały się dwie służące.

-Daj spokój Drawinie, robiłem to dla brata poza tym, teraz gdy nie ma Crossa mogę ubiegać się o prawo do tronu.

-Dlaczego więc nie zetniesz włosów? W końcu jesteś teraz najstarszym bratem. –Spytał.

-Bo je lubię. Nie po to tyle lat je pielęgnowałem. –Uśmiechnął się. – Co magu fascynuje cię moja druga drapieżna natura?

-Owszem, chętnie wykonałbym na tobie parę eksperymentów. –W jego dłoni pojawił się zestaw z różnej długości skalpelami.

-Jeśli mnie tkniesz to sam nie wyjdziesz stąd o własnych siłach.

-Dziś wyjątkowo dam ci spokój księżniczko. – Zaśmiał się.

----

Vald tulił do swojego ciała zdrowego ukochanego.

-Tak bardzo się o ciebie bałem Haru. –Szepnął delikatnie muskając jego czoło.

-Nie wiem za bardzo co się stało, ale gdy mama opowiedziała mi o wszystkim to rozumiem, dlaczego Kengo musiał zabić Crossa. Nie chodziło mu tylko o moją śmierć, chciał ponoć doprowadzić do wojny.

-Skąd wiesz?

-Gdy walczył z Kengo a raczej jego wilczą naturą to skupiał się tylko na niej. Wtedy ludzka natura brata wyłapała z Crossa jego myśli. –Wytłumaczył. – To jedna z umiejętności braciszka.

-Rozumiem. –Pogładził jego włosy. – Chyba nie przepada za Drawem.

-Obaj za sobą nie przepadają. –Uśmiechnął się.

-Ale wiesz jak się kończą takie sprzeczne uczucia? Spójrz na siebie nie lubiłeś mnie a teraz jesteś we mnie zakochany na zabój.

-Ale jesteś skromny. –Zaśmiał się i wtulił w ukochanego. –Jakoś nie widzę tej dwójki razem. Prędzej by się pozabijali niż poszli razem do łóżka.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 9.

Haru nigdy nie sądził, że będzie tęsknić za pięknymi zalesionymi krajobrazami Rosendarf równie mocno jak za burzliwym morzem ukochanego Rockenweid. Serce znalazło swój drugi dom gdzie może wracać i do którego przywiązało się prawdopodobnie zbyt mocno, ale nie ma się co dziwić skoro zostało skradzione przez wysokiego mężczyznę który jechał na czarnym ogierze prowadząc garnizon przez zielone łąki swojego królestwa. Vald prowadził ich do domu mając na sobie jedną z lżejszych zbroi, nie mógł pozwolić sobie na cięższą a powodu ran i ogólnego stanu swojego ciała. Haruhi czuł się po ostatniej nocy… yyy. Mniej więcej beznadziejnie. Siedział na klaczce w dziwnym rozkroku przechylony nieco na prawą stronę, praktycznie leżał podpierając się o jej białą szyję. Boże dlaczego ten tyłek musi tak boleć? Sam sobie zadał pytanie bo niestety jego duma nie dawała mu spokoju, ciągłe przebłyski bólu godziły gorzej niż niejeden miecz. Starał się nie myśleć tak o pulsującym tyłku, ale KURNA TO BOLI!!! Vald spojrzał w jego stronę i momentalnie książę usiadł prostując się i zagryzając po kryjomu wargę. Valdret odwróć się, odwróć! Posłali sobie ciepłe uśmiechy i Haru wrócił do biadolenia nad swoim zapleczem. Gdzieś w oddali widać było już zamek. Miasto odżyło gdy tylko doszły do niego wieści, że książę wraca cały i zdrowy. Wjeżdżając przez most powitały ich wiwaty tłumu, ludzie rzucali w górę kwiaty które padały na ziemię, tam były rozdeptane prze konie i żołnierzy. Przed zamkiem stała rodzina królewska z Crossem i jeszcze jedną osobą. Wysoka kobieta o jasnych blond włosach uśmiechała się ciepło w stronę Haruhiego.

-Mama. –Szepnął cicho i pomachał w stronę kobiety. Cross założył ręce na piersi mając tą swoją chłodną minę. Nawet przy matce nie potrafi się uśmiechnąć.

Gdy tylko Vald zszedł z konia cała jego rodzina ruszyła w jego stronę. Królowa szybko przytuliła go do piersi chowając zapłakaną, ale uśmiechnięta twarz za włosami. Haru w tym czasie podbiegł do swojej mamy i rzucił się jej na szyje.

-Haru słyszałam co zrobiłeś. Jestem z ciebie bardzo dumna! –Pogładziła go po włosach i ze zdziwieniem dodała. –Co z twoimi włosami?

-Przepraszam! Ale gdy odbijaliśmy Valda ktoś mi je ściął.

-Idioto! Jesteś teraz jeszcze mniej wart niż przedtem! Bez włosów nie masz co marzyć o przyszłości i ślubie! –Warknął Cross. – Ciekaw jestem jak zareaguje ojciec.

-Cross uspokój się! – Powiedziała Królowa karcąc syna. – Haruhi z włosami czy też bez nich nadal jest księciem Rockenweid! Lepiej o tym nie zapominaj bo mogę wspomnieć ojcu o twojej postawie. Przyszły Król nie powinien mieć tak mściwego charakteru. Miałam nadzieję, że na tej poselskiej wyprawie się zmienisz! –Teraz zwróciła się ponownie do młodszego syna, Cross jedynie prychnął i wszedł do zamku w nie lepszym humorze. – Haru, coś Cię trapi? Nie uzyskała jednak odpowiedzi bo matka Valda szybko przytuliła do siebie chłopca.

-Haru! Tak Ci dziękuję, że go uratowaliście! –Załkała uśmiechając się radośnie, pierwszy raz od dawna.

----

Haru siedział w swojej sypialni bez koszuli. Jego matka bardzo dokładnie obejrzała jego plecy.

-Przepraszam kochanie, że ci nie powiedziałam. Musiałeś bardzo cierpieć. –Pogładziła dwie blizny tuż przy barkach.

-Mamo. Wytłumaczysz mi o co chodzi? Przedtem mogłem się jedynie domyślać. –Położył się na łóżku i spojrzał na jej twarz.

-Wiesz skarbie to naprawdę długa i niekoniecznie przyjemna historia. –Pogładziła jego kruczoczarne włosy.- Zaczęło się to wszystko od mojego stworzenia. Nie urodziłam się jak każdy śmiertelnik na ziemi, nie miałam ojca i matki jak ty i twoi bracia. Zanim stałam się podupadłym aniołem spędzałam całe wieki na nieboskłonie i u boku osoby którą się opiekowałam. Moim zadaniem było zajmowanie się młodym księciem królestwa Rockenweid. Nawet nie wiesz jak zabawne było podpatrywanie Twojego ojca od najmłodszych lat.

-Byłaś aniołem stróżem taty?

-Oj tak. Nigdy nie zapomnę na przykład jego wyprawy na pierwsze polowanie. Uciekał przed dzikiem wielkości psa i wdrapał się na drzewo, a później wytłumaczył, że stoczył z nim zażarty bój, ale pojawił się smok który pożarł dzika. Każdy głupi wiedział, że smoki od dwustu lat przeniosły się na zachód i nie ma ich w Rockenweid. Uwierz mi Twój ojciec ma na koncie wiele wpadek.

-Ale jak to się stało, że się zakochaliście w sobie?

-Wiesz z czasem zaczął odczuwać moją obecność. Początkowo tylko gadał sam do siebie i kiedy mu odpowiadałam uznawał to za swoje sumienie. Potem powoli zaczął widzieć moją postać.

-A podobał się Tobie? –Spytał Haru z uśmiechem.

-Przez lata obserwowałam jak dorasta i staje się przystojnym młodzieńcem za którym panny wodziły oczami i wystawiały biusty na wierzch. Kiedy zaczął mnie widzieć praktycznie całe dnie spędzaliśmy na rozmawianiu. Zaczęłam go kochać, kochać ponad wszystko, lecz było jedno ale. On był człowiekiem a ja aniołem. Bogowie wyklinali takie związki. Anioł i śmiertelnik nie mieli prawa darzyć się miłością. Bogini Mirlyn która stała za moim stworzenie sprzeciwiała się Bogowi wszechstwórcy i starała się pomóc mi jakoś zakosztować ludzkiego życia. Jako opiekunka miłości intrygowało ją zakazane uczucie i czuła powołanie aby mi pomóc. Była niczym moja matka. Pchała mnie do celu i nasilała w sercu pewność siebie. Twój ojciec odwzajemniał moje uczucia. Mimo, że zdarzało mu się czasem pieprzyć z innymi kobietami to jego serce było moje. Niestety jedynym sposobem na oderwanie się od nieba było ścięcie skrzydeł, a to mogło mnie nawet zabić. Bo widzisz Haru skrzydła są symbolem wolności i nieśmiertelnej duszy anioła, bez nich jest niczym zwyczajny człowiek. Nie chciałam się ich pozbywać, Twój ojciec również podzielał moje zdanie. Święta Mirlyn w jakiś sposób dała radę zamaskować moje skrzydła i tak dostałam się na ziemię bez rozpoznawania we mnie anioła. Żyłam z Twoim ojcem bardzo szczęśliwie, ale w końcu trzeba było zastanowić się nad dzieckiem. I tu pojawił się problem. –Westchnęła. – Nie mogłam mieć dzieci bo nie byłam nadal człowiekiem. Ale twój ojciec nalegał, zgodziłam się więc na pomysł jaki wymyślił. Twoich braci urodziły mu dwie wynajęte do tego służki, które później zostały wygnane bo upominały się o prawa do dzieci. Opiekowałam się nimi jak własnymi, wychowałam je i kochałam. Ale zawsze pragnęłam sama zajść w ciąże. Modliłam się do Bogów i po wielu próbach i nieprzespanych nocach udało się. Zaszłam w ciąże. Nosiłam w sobie Ciebie Haru. Ale położna bała się o zdrowie dziecka i ponoć mogłeś nie dożyć porodu. Tak bardzo chciałam Cię urodzić, że postanowiłam oddać ci to co posiadałam. Oddałam ci mojego wewnętrznego anioła. Nawet nie wiesz jak się cieszyłam, gdy przyszedłeś na świat. W wieku czterech lat pierwszy raz pokazały się Twoje skrzydła. Czarne włoski zrobiły się białe jak mleko, i wyglądałeś jak stuprocentowy aniołek. –Rozmarzyła się.

-Mamo, błagam Cię daruj sobie tą minę rozkosznego rodzica. –Zauważył Haru.

-Przepraszam synku nic na to nie poradzę. Nie jesteś może prawdziwym aniołem, ale większość mocy magicznej jaką miałam oddałam Tobie.

-Więc Moi bracia nie są tak w stu procentach moimi braćmi. –Spojrzał na swoje dłonie.

-Jesteśmy rodzina Haru i zawsze nią będziemy. To nie więzy krwi są ważne lecz uczucia. –Pogładziła jego policzek. – à propos uczuć, co Cię łączy z księciem Valdretem?

-Kocham go. –Powiedział bez wahania całkowicie pewien swoich słów. –Mamo, czy masz coś przeciwko?

-Nie. Mi zależy jedynie na Twoim szczęściu kochanie.

----

Haru spacerował sobie po zamku okryty większą szatą, akurat miał okazję skorzystać z łaźni i pomyśleć. Historia matki wiele mu wytłumaczyła, na pytanie uzyskał odpowiedź więc teraz głowa nie bolała od nadmiaru domniemań. Uśmiechnął się widząc Liana który podarował jakiejś dziewczynie różę na pożegnanie i szedł teraz w jego kierunku.

-Hej Haruhi. –Powitał go szerokim uśmiechem.

-Czyżby nowa przyjaciółka?

-Oj tak. Ale musze ci powiedzieć, że to jedna z lepszych partnerek jakie miałem. Zwłaszcza usta, bardzo pojemne.

Haruhi spojrzał na niego nieco tępo.-Co masz na myśli?

-No wiesz strona uległa nie powinna tylko brać, czasem wypada aby i ona zrobiła coś dobrego dla partnera. –Wypiął dumnie pierś. – Zwłaszcza jeśli ma wolne usta. Czyżbym Cię zaintrygował książę?

-No troszkę. Możesz mi o tym opowiedzieć?

-Oczywiście. No bo sam wiesz jak to jest, seks z kobietą i to błogie uczucie gdy możesz zakosztować jej ciała a jak jest dziewicą to już fiu fiu lepszego uczucia na świecie nie ma. Jest taka ciasna i wilgotna. Ale czasem trzeba zmienić front i zamiast od tyłu brać ją od przodu. Zapamiętaj Haru. Usta są drugą najprzyjemniejszą rzeczą jaką można posuwać. –Przejechał palcem po ustach Haruhiego.

-Usta…-Powtórzył cicho.

-Właśnie tak. –Uśmiechnął się.

----

Vald przeglądał się w lustrze szacując swoje rany na ciele. Było ich dość trochę zapewne po głębszych pozostaną mu na dłuższy czas blizny. Ech, przynajmniej nie musi się już martwić o to co będzie. Jest w domu z rodziną i ukochanym Haru. Przeciągnął się leniwie i już chciał iść spać gdy rozległo się pukanie do drzwi komnaty.

-Wejść! – Powiedział głośniej. Po chwili w środku stał Haru. –Haruhi?  Coś się stało?

-…. – Nie odpowiedział, patrzył na Valda z poważną miną. W końcu podszedł bliżej. –Lepiej usiądź.

-OK. –Usiadł na łóżku nie wiedząc jakiej odpowiedzi się spodziewać. Kurwa, bał się najgorszego. Ale w życiu nie spodziewał się, że Haru zdejmie szatę odsłaniając nagie, całkiem nagie ciało. Vald już chciał spytać o co chodzi gdy chłopiec pchnął go mocniej na pościel i najnormalniej zdjął z Valdreta resztę ubrań. –H-haru?

-Moja kolei. – Powiedział nieco poddenerwowanym głosem. –Więc siedź cicho. – A to już był raczej zdesperowany rozkaz na który starszy jedynie kiwnął głową. Haru więc mógł się brać do roboty, szybko przypomniał sobie to co mówił mu Lian. Upewnić się, że kochanek nie będzie miał nic przeciwko ale na wszelki wypadek można go przymusić w końcu potem i tak mu się spodoba. Więc chłopiec dosyć nieudolnie związał dłonie Valda nad jego głową ten chyba zaczął powoli dochodzić do tego co zamierza jego kochanek. Przesunął dłońmi po podbrzuszu starszego zahaczając o jego męskość i to w sumie starczyło, aby ten się podniecił odczuwając przyjemne dreszcze.

-Haru. Czy ty zamierzasz? –Spojrzał na niego rządnym spojrzeniem.

-Chce spróbować. –Powiedział i dosyć nieśmiało przesunął językiem po całej długości jego penisa. Na jego twarz wpłynął lekki uśmiech zadowolenia bo męskość kochanka zaczęła sztywnieć. –Podoba Ci się? –Nie czekał na odpowiedź tylko ucałował sam czubek i ujął w dłoń jego nasadę. Zdecydowanym ruchem przesunął palce w górę po czym w dół i tak kilka razy powtarzał tę czynność. Usta w tym czasie były zajęte delikatnymi pieszczotami które miały nakręcić Valda. W sumie był już tak nakręcony, że sam miał ochotę jakoś przyczynić się do tej zabawy. Usiadł na łóżku i wplótł dłonie w czarne włosy kochanka. Haru w końcu zdecydował się na śmielszy ruch. Rozchylił wargi i pochłonął nimi całego penisa. Ssał z każdą chwilą bardziej intensywnie, dłoń poruszała się razem z głową, góra, dół, góra, dół. Po komnacie rozniosły się ciche westchnięcia i gardłowe jęki starszego. To co robił z nim Haruhi było niesamowite, nigdy nie sądził, że kochanek zdecyduje się na tak odważny ruch.

-Boże Haru! – Jęknął poruszając odruchowo biodrami. Czuł, że niedługo dojdzie i w pewnej chwili tak też się stało. Haru nie spodziewał się tego i czując lekko słonawy smak spermy spływającej gdzieś po przełyku najnormalniej w świecie zakaszlał. Gdy uspokoił oddech spojrzał na kochanka który z uśmiechem pocałował go zachłannie. –Dziękuje. To było bardzo przyjemne. Ale teraz moja kolei. –Szepnął zmysłowo.

W komnacie Valdreta jeszcze długo słychać było błogie jęki kochanków. Później Haru powtórzył ukochanemu to co usłyszał od swojej matki.

-Więc jesteś moim osobistym aniołkiem? Ale ze mnie szczęściarz. –Ucałował jego szyję.- Już wiemy w jaki sposób powstrzymywałeś moje przemiany.

-Wiem, że te przemiany nie są bezbolesne, więc cieszę się, że mogę ci pomóc aby ich uniknąć. –Przytulił się do nagiej piersi kochanka.

-Haru. Wiem, że to powinno się zrobić bardziej oficjalnie i w innej sytuacji, ale nie chce Cię stracić. Wyjdziesz za mnie?

-Mówisz na serio? –Haru spojrzał na niego zszokowany.

-Może nie jutro bądź pojutrze, ale kiedyś chciałbym oficjalnie móc nazwać Cię swoim mężem. –Ucałował jego dłoń.-Zgadzasz się?

Czarnowłosy przetarł oczy z łez i kiwnął głową. – Tak. Zgadzam się Vald! –Powiedział radośnie i rzucił się na jego szyję.

Starszy mężczyzna uniósł dłoń w stronę jego włosów i udał że ścina jego długie, niestety już nieistniejące kosmyki. Haru zaśmiał się na ten gest. –Jestem Twój.

-A ja Twój.

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 8.

Haru siedział na mchu i patrzył w miarę swoich możliwości na pokrwawione skrzydła. Włosy już dawno wróciły do czarnego koloru, ale nie był pewny, dlaczego nie znikają skrzydła. Czyżby to oznaczało, że zostaną? Że już nie znikną? Spojrzał za siebie na Valda, który obmywał rany wodą znalezioną kawałek dalej w strumyku. Dzięki Bogu, że deszcze w nocy padały tak obficie. Nie muszą się teraz martwić o schronienie przed słońce i o czystą wodę.

-Haru. –Powiedział głośniej żeby ten usłyszał.

-Słucham?

-Ratując mnie nie zabrałeś przypadkiem ze sobą żadnych czystych ubrań prawda?

-No wiesz następnym razem będę wiedział, żeby zabrać specjalnie ekstrawaganckie szaty a ciebie pozostawię na dłuższy czas na łasce żołnierzy z batami. –Oburzył się. Vald podszedł do niego z uśmiechem i przytulił do siebie.

-No już. Żartowałem. –Pocałował delikatnie jego usta.-Jak tam plecy?

-Bywało lepiej. Dziwie się, że skrzydła nie znikają. –Odparł rumieniąc się delikatnie. Odruchowo chciał odgarnąć włosy za ucho, ale westchnął jedynie. Włosy, które zapuszczał od urodzenia zapewne leżały teraz gdzieś na arenie deptane przez ludzi.

-Przepraszam.

-Hmm? Za co? –Spytał Haru spoglądając na nieco smutną twarz Valdreta.

-Narażałeś się dla mnie, przeze mnie ścięli Ci włosy a wiem, że w twoim królestwie był to znak cnoty..

-Której już i tak nie mam.

-…

-Ty mi ją chamsko odebrałeś w jaskini. –Zmusił go do zajęcia miejsca na mchu tuż obok drzewa a sam usiadł mu na kolanach. – Musisz wziąć za to odpowiedzialność.

-Co masz na myśli? Auć! –Haru zamachnął się jednym skrzydłem i trafił nim prosto w głowę Valda. Ten zdziwił się chwilę później, bo Haruhi otarł się swoim kroczem o jego. Nosz kurde Bogowie, jeśli to jakiś żart to chyba będzie zmuszony zniszczyć wszystkie świątynie w kraju. Ale nie, anioł nie przestawał. Wręcz przeciwnie jakby starał się dać Valdowi do zrozumienia, że liczy, aby i on przyłożył do tego rękę.

-Kochasz mnie prawda?-Jęknął cicho i spojrzał na niego takim spojrzeniem. Jakież to było niewinne i zarazem lubieżne spojrzenie *q*. – Umm, bo.. J-ja Ciebie kocham.

-Haru. Nie zmuszaj się, nie musisz.-Ale Książe złapał jedynie jego dłonie i poprowadził na swoje pośladki. Vald westchnął i zsunął z niego spodnie. Usta od razu pomknęły na jasną szyję gdzie zajęły się składaniem pocałunków.  Wielkie skrzydła wyprostowały się na całą szerokość, co jakiś czas targane przez dreszcze.

-A-ah.. –Chłopak westchnął błogo odchylając głowę nieco na bok. Czuł narastające podniecenie i rządze, zupełnie jakby krew się w środku jego ciała gotowała.

-HARU! VALDRET!-Obaj spojrzeli na siebie nieco osłupieni tym, co dotarło do ich uszu. Haruhi momentalnie zszedł z ukochanego okrywając się skrzydłami i tworząc coś na kształt kokonu. Vald westchnął jedynie, kiedy doszło do niego, że w ich kierunku biegnie garnizon wojska z Drawem na czele.

-Ech, cześć bracie. – Vald powoli podszedł do czarodzieja, ale ten odepchnął go i kucnął obok Haru.

-Haruś, matko nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem. Twoje zachowanie było okropne, przecież oni mogli Cię tam zabić. –Draw przytulił do siebie rumianego chłopaka. – Nigdy więcej tak nie rób, bo wyjdę z siebie i stanę obok. Czy ten potwór się do Ciebie dobierał? –Czarodziej zrobił minę wściekłego kota obrońcy niewinnych chłopców. Jakby miał sierść to pewnie by się nieźle teraz zjeżyła.

-Ja też tęskniłem Drawinie, nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak się o mnie bałeś. – Powiedział Vald nieco ironicznie. W końcu podszedł do nich i odsunął od ukochanego swojego brata. – Nie klej się tak do niego. I może dasz nam jakieś ubrania, które nie wyglądają jak psu z gardła wyjęte?

----

Haru siedział na kupce poduszek. Wojsko rozbiło obóz przy granicy, więc nie musieli się martwić o bezpieczeństwo. Trwał w swoim namiocie i roztrząsał zdarzenia z ostatnich chwil. Na samą myśl, że prawie z Valdem emm no prawie między nimi doszło do tego, co zaszło w jaskini, rumienił się niczym dorodny pomidor. Ale to było zupełnie inne uczucie, wtedy miał wrażenie, że dotyk Valdreta jest jakby bolesny a teraz? Teraz pragnął go każdym kawałkiem swojego ciała. Wystarczyło, że pomyśli po księciu a od razu chce rzucić się mu w ramiona. Cholera, czy to jest właśnie miłość? Czy to jest to uczucie, które powinien żywić do tej jedynej osoby, tej wyjątkowej, z którą chce spędzić resztę życia?

http://www.youtube.com/watch?v=7Grc3DjEJhU&feature=c4-overview&list=UUSeJA6az0GrNM4_-pl3HQSQ

-Haru? –Do środka wszedł.. O wilku mowa, wszedł Valdret.  – Skrzydła znikły?

Czarnowłosy kiwnął głową. Skrzydła znikły, kiedy Haru siedział w namiocie. Na początku bał się, że tak już mu zostaną do końca życia, a lekkie nie były. Cieszył się, więc, że ma je z głowy.  – Znikły, ale chyba zostaną mi po nich blizny. W końcu rozerwały skórę. –Uśmiechnął się lekko. – Boję się, że znowu wyjdą, kiedy skóra się zabliźni i na nowo ją rozerwą.

-Dość długo myślałem nad tą całą sytuacją. –Powiedział teraz bardzo poważnie. –Ty naprawdę mnie kochasz? –Podszedł bliżej zasuwając za sobą skrzydło namiotu. Delikatnie pogładził policzek ukochanego zabandażowaną dłonią.

Gdy tylko padło pytanie spuścił głowę chowając twarz za czarnymi kosmykami włosów. Dotyk sprawił, że po ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. – Chyba tak. Czy jeśli… ugh czy jeśli robiłem sobie dobrze myśląc o Tobie to znaczy, że Cię kocham?

-…. – Valda zamurowało, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i pocałował chłopaka. – To oznacza, że bardzo mocno mnie kochasz.

-A ty mnie? –Spytał, gdy usta przestały domagać się kolejnego zetknięcie z tymi drugimi.

-Cholernie mocno.

-Czyli też to robiłeś myśląc o mnie? –Nie uzyskał odpowiedzi, bo Vald pchnął go na stos poduszek i zaczął rozchylać szatę ukazując tym samym śniadą skórę, którą od razu zaczął obdarzać milionem pocałunków. –Aah, Vald. – Stęknął błogo i wplótł palce w miękkie włosy kochanka.

-Muszę, dokończyć to, co nam tak bezczelnie przerwano. Pozwolisz mi prawda? –Jak mógłby się nie zgodzić? Haru leżał odchodząc od zdrowych zmysłów, co jakiś czas wyginał się w delikatny łuk wstrząsany przyjemnymi torsjami. Vald z rosnącym pożądaniem badał ciało młodszego nie omijając nawet kawałeczka. Fascynował go ten widok, który miał przed sobą. Śniada skóra zarumieniona słodko na policzkach, niesforne czarne włosy opadające na zawstydzoną twarz. Smukłe ciało, blade sutki, drobne dłonie zaciśnięte na poduszkach i delikatnie podkulone nogi zasłaniające sprośnie intymne miejsce. –Haru. –Szepnął, kiedy ich nagie już ciała zetknęły się ze sobą. Obaj poczuli wzbierające podniecenie. Haruhi jęknął, gdy tylko dłoń Valda zaczęła pieścić jego męskość a usta zajęły się wrażliwymi sutkami, które okazały się jednym ze słabszych punktów. Uśmiech nie schodził z twarzy starszego, rozchylił uda kochanka i poczuł się jakby odkrył nowy świat. Od razu zechciał skosztować tego zakazanego owocu. Gra wstępna trwała dłuższą chwilę, nigdzie im się nie spieszyło, mieli czas. Czas żeby zakorzenić w sobie to piękne uczucie, którym siebie darzyli. Kiedy Vald wszedł w spragnione ciało kochanka został nagrodzony głośnym krzykiem, który umilkł jednak w ustach starszego. Pojedyncza łza spłynęła po policzku Haruhiego pozostawiając mokry ślad na jednej z poduszek. Na początku poruszali się powoli, bardzo czule, a jak na dwa spragnione siebie istoty wręcz mozolnie. Każdy dotyk był niczym muśnięcie motyla, mimo, że Haru czuł na początku lekki ból to szybko zastąpiła go niewyobrażalna przyjemność. W końcu jednak musieli zacząć zaspakajać się dużo zachłanniej, mocniej i brutalniej. Vald obijał się o jego prostatę zagłębiając się w nim w zabójczym tempie, pragnął go jak wody, życiodajnej wody, której nie kosztował od wieków.

-Vald! Aaach kocham Cię! –Krzyknął zduszonym głosem i wygiął się w mocny łuk czując jak jego mięśnie spinają się maksymalnie.

-Nie oddam Cię Haru! Nigdy, nikomu. –Szepnął mu do ucha i doszedł wewnątrz niego z błogim uśmiechem.

Leżeli przytuleni do siebie, gdzieniegdzie brudni od spermy, ale zachwyceni z uczucia które ich połączyło.

-A właśnie Haru. Przyleciał sokół z wiadomością od twojego brata, że przyjeżdża Twoja matka.

-Naprawdę?

-Tak.

-To dobrze. Muszę z nią porozmawiać, coś czuję, że ona opowie mi nieco więcej o mojej magicznej naturze. –Uśmiechnął się i pocałował ukochanego w kącik ust.

piątek, 4 października 2013

Rozdział 7.

Kłujący piasek, który niósł wiatr, co chwila drażnił twarz Haruhiego. Mimo, że starał się okryć skórę jak najszczelniej chustą miał wrażenie, że drobne ziarenka nic sobie z tego nie robią i wpadają tam gdzie naturalnie nie miały prawa się znaleźć. Od głównego miasta dzieliło ich już parę kilometrów, po drodze mieli okazję natknąć się na mniejsze wsie, osady i nawet udało im się złapać jedną z karawan gdzie z ulgą zakupili wodę. Haru nie rozumiał jak ludzie mogą wytrzymać w tak srogim klimacie. Wszędzie piasek i unoszący się w powietrzu zaduch, zaś w nocy lodowate powietrze i gwałtowne powiewy wiatru.  Draw zauważył, że strasznie dużo ludzi zmierza w stronę miasta, co było zaskakujące zważając na to, że taki ruch jest jedynie w dni targowe bądź większe imprezy na przykład igrzyska. Dojeżdżając do wielkich kamiennych murów o piaskowej barwie czarodziej zatrzymał się przy strażniku pilnującym wejścia do miasta.

-Czymże jest spowodowany ten ruch i chaos panujący w mieście? –Zsiadł z konia, co również uczynił Haru.

Żołnierz ubrany był w dziwną zbroję, Haruhi nie miał okazji oglądać tak skomplikowanego dzieła kowalskiej profesji. –Jutro organizowane są igrzyska. Na arenie będzie walczył o życie Nokturn z sąsiedniego królestwa.

Draw złapał od razu towarzysza za ramię i szybko przekroczyli bramę miasta. Dopiero, kiedy znaleźli się w zatłoczonej gospodzie gdzie panujący rumor zagłuszył ich rozmowę czarodziej powiedział to, czego się obawiał. –To Vald będzie walczył. Szlag nie wiem czy wojska ojca już ruszyły miejmy nadzieję, że dotrą tu jeszcze dzisiejszej nocy. Trzeba liczyć na łut szczęścia.  –Spojrzał na Chłopca i jakby wyczytał z jego spojrzenia, co ma na myśli. – Haru nie możemy pójść na arenę to zbyt ryzykowne, jeśli zaczniemy dziwnie się zachowywać to na pewno nas zdemaskują.  A znając Ciebie i siebie nie będziemy mogli patrzeć jak Vald tak po prostu jest tam mordowany.

-Draw wiesz, jaki jestem uparty. Musze tam iść, a co jeśli wojsko się spóźni? A co jeśli oni go zabiją? Musimy jakoś zareagować, jeśli zajdzie taka potrzeba. –Haru poderwał się z miejsca i spojrzał na swoje zaciśnięte w pięści dłonie. Jak mógłby siedzieć w tej knajpie cały jutrzejszy dzień skoro Vald może tam cierpieć.

-Ehh no dobrze, ale bez żadnych akcji sabotażowych rozumiesz? A teraz zaczekaj chwilę muszę zapłacić za nasz pokój. W końcu gdzieś musimy spać. –Draw poszedł do barmana i zaczął z nim rozmawiać.

Haru w tym czasie rozejrzał się po gospodzie. Prawie wszystkie ławy były zajęte przez ludzi. Ich ciemna karnacja zdawała się maskować ich w tym mieście, czasem naprawdę trudno było dostrzec te twarze niby uśmiechnięte, ale czarne jak noc. Draw z magiczny sposób zmienił ich wygląd, więc Haruhi również miał ciemniejszą skórę, ale nie aż tak. Wyglądał jak połączenie bladości i całkowitej ciemności. W sumie to musiało zaintrygować tutejsze społeczeństwo, bo niektórzy osobnicy patrzyli się na niego jak na obrazek.

Po chwili wrócił Draw i oboje skierowali się na piętro gdzie Haru z ulgą padł na ku jego zdziwieniu bardzo wygodne łóżko. Nagle zaczęły go dziwnie swędzieć plecy. –Jeeeeju… -Sięgnął dłonią i podrapał się.

-Coś nie tak?

-Plecy mnie swędzą zupełnie jakby coś mnie ugryzło.

-Mogę zobaczyć? –Podszedł do przyjaciela i podwinął jego tunikę nieco w górę. –Łoł! Masz na plecach sporej wielkości dwie zaczerwienione plamy. Uczulony na coś jesteś? –Spytał grzebiąc po chwili w jakimś pakunku. – Hmm gdzieś tutaj miałem maść z birkolskiej brandy, lepiej jej nie pić, bo można po paru łykach takiego alkoholu mieć niezłe zwidy. Lian się na własnej skórze kiedyś przekonał, jakie to ma ciekawe efekty uboczne.

-Co masz na myśli? –Haru nigdy nie był na nic uczulony, więc pierwsza opcja była mało prawdopodobna.

-Na przyjęciu, które mu zorganizowaliśmy przed pasowaniem wypił tego dziadostwa całkiem sporo no i niestety zaczął z każdą kolejną kolejką widzieć coraz ciekawsze rzeczy. W końcu pomylił służącą z jakąś jego byłą kochanką i ją rozdziewiczył. Biedaczka. Rodzina chciała wydać ją za mąż, ale już nie była dziewicą. –Zaczął nakładać jakąś lepką zielonkawą maść na plecy przyjaciela.

-I, co z nią się stało?

-Cóż w zamku już nie mogła pracować, więc trafiła do burdelu w mieście. Z tego, co mówił mi Lian to całkiem szybko się tam zaaklimatyzowała. Czasem ją odwiedza i ma u niej zniżkę na… no wiesz na seks. –Całkiem szybko zrobiło się ciemno za oknem, nagle jednak ciszę przebił piorun i bardzo jasny błysk. – Oho zanosi się na burzę. –Czarodziej uśmiechnął się i usiadł na łóżku obok.

-To tylko deszcz, a ty wydajesz się ucieszony faktem, że będzie padać. –Haru spojrzał za okno, na którym już było widać krople.



-Haru, deszcz w Freidlist jest naprawdę rzadkością. Wystarczy, że popada jedną noc a następnego dnia piaski pustyni zamienią się w żyzne usłane trawą i kwiatami pola. To właśnie uroki tego niegościnnego a zarazem fascynującego królestwa.

Haru siedział jeszcze dłuższy czas przyglądając się jasnym błyskom, które rozświetlały chmury na niebie. Więc jutro zapewne nie pozna tej krainy.

----

Następnego dnia już z samego rana wejścia na arenę były oblegane przez tłumy ludzi. Haru trząsł się poddenerwowany na samą myśl tego, co może tam ujrzeć. Draw po chwili pojawił się obok niego z lekkim uśmiechem. –Całkiem niezły biznes zbijają na tych imprezach.  Wejście do środka kosztuje pięć sztuk złota za osobę. Nie każdego na to stać. Udało mi się załatwić nam miejsca w pierwszym rzędzie zaraz przy murku.

-Mam złe przeczucia. –Westchnął Haru z lekką obawą.

-Spokojnie nikt nas nie rozpozna dzięki moim czarom. –Zapewnił i po chwili już mogli ujrzeć ogromne trybuny ciągnące się wzdłuż boiska po środku, którego stał wysoki aczkolwiek cienki słup wykonany z kamienia.

Zajęli swoje miejsca. Haru rozglądał się dookoła zafascynowany i jednocześnie przerażony. –Oby wojsko dotarło na czas.

-Haru.

-Hmm? –Spojrzał na siedzącego obok towarzysza, który z uśmiechem patrzył w niebo.

-Są blisko. To sokół wojskowy, spójrz. –Faktycznie po niebie leciał jakiś ptak.

Nagle wrzawa panująca na widowni ucichła. Na balkoniku stał prawdopodobnie władca tutejszego królestwa. Na środku areny również pojawiły się postacie. Pięciu mężczyzn prowadziło ku kamiennemu słupowi ledwo trzymającego się na nogach osobnika, w którym Haru rozpoznał Valda. Miał na sobie jedynie jakieś obszarpane spodnie reszta ciała była poraniona.

-Vald. –Szepnął boleśnie Haru, na co od razu zareagował jego przyjaciel i skupił wzrok na centrum widowiska.

Głos zabrał Władca. –Ludzie dziś mamy okazję oglądać jak znosi cierpienie i mękę ten oto Nokturn! Wiem, że równie mocno jak ja chcecie jego krwi i łez. Niech, więc się zacznie! Niech zdycha pomiot z piekieł i wraca tam gdzie jego miejsce! – Tłum na te słowa zaczął głośno wiwatować.

Żołnierze przywiązali klęczącego Valda do słupa i kilku pomniejszych, które pojawiły się na stadionie. Jeden z oprawców trzymał w dłoni dziwny bat z kolcami, które zapewne miały rozerwać skórę więźnia. Po chwili rozległ się głośny trzask i krzyk Valdreta. Haru zacisnął pięści i przygryzł wargę tak mocno, że aż poczuł metaliczny posmak krwi. Wszystko zdawało się dziać w zwolnionym tempie, każde uderzenie wydawało się jakby trwało wieczność a były to dosłownie sekundy. Vald od dobrych paru chwilach już nie krzyczał wisiał bezwładnie na łańcuchach, które trzymały go jeszcze klęczącego.

-Draw na miłość Keshy boga mórz, gdzie jest to wojsko? –Spytał Haru już nie mogąc patrzeć na to, co się dzieje. –Nie pozwolę mu tam od tak umrzeć! –Wstał i ku zdziwieniu przyjaciela przeskoczył przez murek prosto na arenę. Nie wiedział, co nim kierowało, nogi same porwały go w centrum. Tłum na widowni umilkł, lecz po chwili dało się słyszeć okrzyki niezadowolenia. –VALD! –Wrzasnął Haru biegnąc w jego kierunku. Ciepłe uczucie, które dawał czar jego przyjaciela opuściło jego ciało i nawet nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że magia przestała działać. Teraz Haru był już w swojej własnej postaci. Nie przestawał mimo to biec. Ktoś nagle złapał go ramię. Był to jeden ze strażników, chłopiec próbował się wyrwać, więc dłoń mężczyzny po chwili znalazła się na jego włosach, które mocno szarpnęła. Haru patrzył pełnymi łez oczyma na klęczącego Valdreta.

-Widzę, że ty również chcesz umrzeć szczeniaku!

-Zostaw mnie! Vald! Vald trzymaj się!! –Krzyczał i wyrywał się mimo, że skutków widać nie było.

-Haru? –Powoli podniósł głowę słysząc ten znany mu dobrze głos. Kiedy ujrzał tę twarz od razy poderwał się na równe nogi. –Haru!

-O widzę, że się znacie. –Żołnierz, który jeszcze chwile temu stał koło Valda podszedł do Haru i uderzył go mocno w twarz. – Kim jesteś bachorze zgrywający bohatera?

-Jestem księciem królestwa Rockenweid! –Powiedział Chłopiec.

-O proszę. Jaka różnorodność, mamy tu dwóch książąt z różnych państw. Hmm sądząc po Twoich włosach musisz być którymś synem z kolei. Zaraz skrócimy je nieco! –Wyjął nóż i najnormalniej obciął włosy, za które jeszcze chwile był trzymany książę. Na koniec zbrojny kopnął chłopca w brzuch, Haruhi po chwili leżał na ziemi zwijając się z bólu. Nagle słońce jakby przestało grzać. Wkoło zapanował niewyobrażalny chłód wszyscy ludzie skupili swoją uwagę na więźniu, wokół którego płonęła jakaś niebieska, lodowata magia, z czasem zmieniła się na krwistą. Czerwone oko Valda błyszczało a sam mężczyzna patrzył nienawistnym spojrzeniem na stojącego przed nim żołnierza.

-Zginiesz. –Krzyknął, ale jego głos zaczął się diametralnie zmieniać. Skóra opadła zupełnie jakby ktoś oblał ją kwasem odsłaniając krwawe mięśnie. Sylwetka stawała się większa, bardziej umięśniona, przybierała wręcz nieludzkie kształty. Cisze przerwał mrożący krew w żyłach ryk. Vald a raczej jego wampirza postać pokazał się w pełnej krasie. Wielkie szpony, ostre jak brzytwa zęby, które układały się zapewne w dwa rzędy. Skóra szara pokryta gdzieniegdzie łuskami twardymi jak stal. Ogromne błoniaste skrzydła, które pokrywały przy kościach kolce i dziwne zniekształcone pazury. Łańcuchy, którymi jeszcze chwilę temu był przykuty do słupów zaczęły się topić.

-Zabijcie go! Zabić potwora! –Krzyknął Król i wtedy jak na zawołanie gdzieś w oddali rozległ się dźwięk rogów wojennych. Odgłosy walki toczącej się w mieście doszły do areny i większość ludzi zaczęła uciekać. Do centrum zaczęli zbiegać się wojownicy, którzy nie byli zajęci walką z wojskami, które przybyły odbić księcia. Wampir bez problemu siał spustoszenie zabijając ludzi, rozszarpując ich ciała, gryząc i używając jakiejś dziwnej magii pod wpływem, której ludzie zaczęli jakby się wysuszać, uchodziły z nich siły witalne i pozostawała sama pusta skorupa.

-Vald. –Haru podniósł się powoli i spojrzał na stojącego przed nim potwora całego we krwi. –Vald! Proszę wróć do swojej postaci.

Valdret patrzył na chłopca z niemniejszą nienawiścią niż na resztę. Wreszcie złapał Haruhiego za gardło i podniósł w górę. Ten momentalnie zaczął się dusić.

-V-vald. –Zakaszlał i zaczął miotać nogami. Gdzieś w głowa usłyszał głos:

„Panie. Pozwól mi pomóc. „

, „Kim jesteś?”

„Jestem Tobą. Uwolnij mnie panie!”

Haru zamknął oczy i powoli złapał swoimi dłońmi nadgarstek potwora, który jak na zawołanie rozluźnił uścisk. Jego ręka zaczęła dziwnie się dymić, ale po chwili przestała. Haru w tym czasie padł na kolana i krzyknął boleśnie. Czuł się jakby coś rozrywało go od środka. Na plecach pojawiły się dwa wybrzuszenia, które w końcu wybuchły ukazując parę wielkich, białych, ale gdzieniegdzie pokrwawionych skrzydeł. Włosy chłopca jeszcze chwilę temu czarne zabarwiły sią na kolor śniegu. Ból minął równie szybko jak się pojawił, ale mimo to plecy nie przestawały krwawić.

-Vald. –Szepnął Haru i wyciągnął ku wampirowi dłoń. Potwór momentalnie rozprostował skrzydła i wzbił się w powietrze. Chłopiec nie pozostawał bierny wiedział, że musi zrobić to samo, więc po chwili leciał za Valdretem. Musiał doprowadzić do jego przemiany, ale najpierw musiał go złapać. Chyba wampirza strona wyczuła, jaki ma zamiar, bo nie dość, że uciekała to jeszcze miotała w jego kierunku pociskami magicznymi. Haru nie raz prawie został trafiony, ale nie rezygnował w końcu udało mu się zbliżyć na tyle, że dotknął pleców Valda, i wtedy z jego dłoni wyszła wiązka jasnego światła, która nie o tyle ugodziła wampira, co z impetem posłała go na ziemię przywiązując białymi łańcuchami do gruntu. Faktycznie po deszczu wszystko kwitło, więc dzięki bogu Vald trafił w jakiś zagajnik pełen mchu i miękkiej trawy. Haru wylądował tuż obok, kucnął patrząc na widocznie niezadowolonego wampira. Bardzo delikatnie ułożył głowę na klatce piersiowej wyrywającego się Valdreta. Uśmiechnął się słysząc bijące serce, które na pewno należało do jego księcia. Pod wpływem dotyku anioła ciało więzionego zaczęło się zmieniać. Kiedy Haru odsunął się mógł z lekkim aczkolwiek nie do końca zadowolonym uśmiechem spojrzeć znów na twarz Valda. Białe łańcuchy znikły.

-H-Haruhi. – Szepnął i z trudem dotknął dłonią jego policzka. –Wariacie to było niebezpieczne.

-Ty mnie tego nauczyłeś. –Uśmiechnął się i przytulił do mężczyzny.

Vald jakby nieco osłupiał. Od kiedy to Haru się do niego tuli? –Ym.. Ładne włosy, - I jak na zawołanie wróciły one do swojej czarnej wersji. – Miałeś.

-Vald. Nienawidzę Cię za to, że tak wszystkich przestraszyłeś w tym i mnie. –Powiedział smutno. – Ale chyba uświadomiłem coś sobie.

-To znaczy.. c. – Nie dokończył, bo Haru zamknął mu usta swoimi całując go nieśmiało. W umyśle Valda pojawiło się tylko jedno odpowiednie podsumowanie: „ O kurwa!”

-Jesteś okropny. Zakochałem się przez ciebie! –Powiedział cicho, ale nie udało mu się powstrzymać łez, które kochanek scałował z uśmiechem.

-Jestem jeszcze gorszy niż myślisz, bo ja odwzajemniam to uczucie Haru. Ja Ciebie też kocham. –Przytulił malca do piersi i ponownie zatracił się w jego słodkich jak miód ustach.

Lydia Land of Grafic