piątek, 4 października 2013

Rozdział 7.

Kłujący piasek, który niósł wiatr, co chwila drażnił twarz Haruhiego. Mimo, że starał się okryć skórę jak najszczelniej chustą miał wrażenie, że drobne ziarenka nic sobie z tego nie robią i wpadają tam gdzie naturalnie nie miały prawa się znaleźć. Od głównego miasta dzieliło ich już parę kilometrów, po drodze mieli okazję natknąć się na mniejsze wsie, osady i nawet udało im się złapać jedną z karawan gdzie z ulgą zakupili wodę. Haru nie rozumiał jak ludzie mogą wytrzymać w tak srogim klimacie. Wszędzie piasek i unoszący się w powietrzu zaduch, zaś w nocy lodowate powietrze i gwałtowne powiewy wiatru.  Draw zauważył, że strasznie dużo ludzi zmierza w stronę miasta, co było zaskakujące zważając na to, że taki ruch jest jedynie w dni targowe bądź większe imprezy na przykład igrzyska. Dojeżdżając do wielkich kamiennych murów o piaskowej barwie czarodziej zatrzymał się przy strażniku pilnującym wejścia do miasta.

-Czymże jest spowodowany ten ruch i chaos panujący w mieście? –Zsiadł z konia, co również uczynił Haru.

Żołnierz ubrany był w dziwną zbroję, Haruhi nie miał okazji oglądać tak skomplikowanego dzieła kowalskiej profesji. –Jutro organizowane są igrzyska. Na arenie będzie walczył o życie Nokturn z sąsiedniego królestwa.

Draw złapał od razu towarzysza za ramię i szybko przekroczyli bramę miasta. Dopiero, kiedy znaleźli się w zatłoczonej gospodzie gdzie panujący rumor zagłuszył ich rozmowę czarodziej powiedział to, czego się obawiał. –To Vald będzie walczył. Szlag nie wiem czy wojska ojca już ruszyły miejmy nadzieję, że dotrą tu jeszcze dzisiejszej nocy. Trzeba liczyć na łut szczęścia.  –Spojrzał na Chłopca i jakby wyczytał z jego spojrzenia, co ma na myśli. – Haru nie możemy pójść na arenę to zbyt ryzykowne, jeśli zaczniemy dziwnie się zachowywać to na pewno nas zdemaskują.  A znając Ciebie i siebie nie będziemy mogli patrzeć jak Vald tak po prostu jest tam mordowany.

-Draw wiesz, jaki jestem uparty. Musze tam iść, a co jeśli wojsko się spóźni? A co jeśli oni go zabiją? Musimy jakoś zareagować, jeśli zajdzie taka potrzeba. –Haru poderwał się z miejsca i spojrzał na swoje zaciśnięte w pięści dłonie. Jak mógłby siedzieć w tej knajpie cały jutrzejszy dzień skoro Vald może tam cierpieć.

-Ehh no dobrze, ale bez żadnych akcji sabotażowych rozumiesz? A teraz zaczekaj chwilę muszę zapłacić za nasz pokój. W końcu gdzieś musimy spać. –Draw poszedł do barmana i zaczął z nim rozmawiać.

Haru w tym czasie rozejrzał się po gospodzie. Prawie wszystkie ławy były zajęte przez ludzi. Ich ciemna karnacja zdawała się maskować ich w tym mieście, czasem naprawdę trudno było dostrzec te twarze niby uśmiechnięte, ale czarne jak noc. Draw z magiczny sposób zmienił ich wygląd, więc Haruhi również miał ciemniejszą skórę, ale nie aż tak. Wyglądał jak połączenie bladości i całkowitej ciemności. W sumie to musiało zaintrygować tutejsze społeczeństwo, bo niektórzy osobnicy patrzyli się na niego jak na obrazek.

Po chwili wrócił Draw i oboje skierowali się na piętro gdzie Haru z ulgą padł na ku jego zdziwieniu bardzo wygodne łóżko. Nagle zaczęły go dziwnie swędzieć plecy. –Jeeeeju… -Sięgnął dłonią i podrapał się.

-Coś nie tak?

-Plecy mnie swędzą zupełnie jakby coś mnie ugryzło.

-Mogę zobaczyć? –Podszedł do przyjaciela i podwinął jego tunikę nieco w górę. –Łoł! Masz na plecach sporej wielkości dwie zaczerwienione plamy. Uczulony na coś jesteś? –Spytał grzebiąc po chwili w jakimś pakunku. – Hmm gdzieś tutaj miałem maść z birkolskiej brandy, lepiej jej nie pić, bo można po paru łykach takiego alkoholu mieć niezłe zwidy. Lian się na własnej skórze kiedyś przekonał, jakie to ma ciekawe efekty uboczne.

-Co masz na myśli? –Haru nigdy nie był na nic uczulony, więc pierwsza opcja była mało prawdopodobna.

-Na przyjęciu, które mu zorganizowaliśmy przed pasowaniem wypił tego dziadostwa całkiem sporo no i niestety zaczął z każdą kolejną kolejką widzieć coraz ciekawsze rzeczy. W końcu pomylił służącą z jakąś jego byłą kochanką i ją rozdziewiczył. Biedaczka. Rodzina chciała wydać ją za mąż, ale już nie była dziewicą. –Zaczął nakładać jakąś lepką zielonkawą maść na plecy przyjaciela.

-I, co z nią się stało?

-Cóż w zamku już nie mogła pracować, więc trafiła do burdelu w mieście. Z tego, co mówił mi Lian to całkiem szybko się tam zaaklimatyzowała. Czasem ją odwiedza i ma u niej zniżkę na… no wiesz na seks. –Całkiem szybko zrobiło się ciemno za oknem, nagle jednak ciszę przebił piorun i bardzo jasny błysk. – Oho zanosi się na burzę. –Czarodziej uśmiechnął się i usiadł na łóżku obok.

-To tylko deszcz, a ty wydajesz się ucieszony faktem, że będzie padać. –Haru spojrzał za okno, na którym już było widać krople.



-Haru, deszcz w Freidlist jest naprawdę rzadkością. Wystarczy, że popada jedną noc a następnego dnia piaski pustyni zamienią się w żyzne usłane trawą i kwiatami pola. To właśnie uroki tego niegościnnego a zarazem fascynującego królestwa.

Haru siedział jeszcze dłuższy czas przyglądając się jasnym błyskom, które rozświetlały chmury na niebie. Więc jutro zapewne nie pozna tej krainy.

----

Następnego dnia już z samego rana wejścia na arenę były oblegane przez tłumy ludzi. Haru trząsł się poddenerwowany na samą myśl tego, co może tam ujrzeć. Draw po chwili pojawił się obok niego z lekkim uśmiechem. –Całkiem niezły biznes zbijają na tych imprezach.  Wejście do środka kosztuje pięć sztuk złota za osobę. Nie każdego na to stać. Udało mi się załatwić nam miejsca w pierwszym rzędzie zaraz przy murku.

-Mam złe przeczucia. –Westchnął Haru z lekką obawą.

-Spokojnie nikt nas nie rozpozna dzięki moim czarom. –Zapewnił i po chwili już mogli ujrzeć ogromne trybuny ciągnące się wzdłuż boiska po środku, którego stał wysoki aczkolwiek cienki słup wykonany z kamienia.

Zajęli swoje miejsca. Haru rozglądał się dookoła zafascynowany i jednocześnie przerażony. –Oby wojsko dotarło na czas.

-Haru.

-Hmm? –Spojrzał na siedzącego obok towarzysza, który z uśmiechem patrzył w niebo.

-Są blisko. To sokół wojskowy, spójrz. –Faktycznie po niebie leciał jakiś ptak.

Nagle wrzawa panująca na widowni ucichła. Na balkoniku stał prawdopodobnie władca tutejszego królestwa. Na środku areny również pojawiły się postacie. Pięciu mężczyzn prowadziło ku kamiennemu słupowi ledwo trzymającego się na nogach osobnika, w którym Haru rozpoznał Valda. Miał na sobie jedynie jakieś obszarpane spodnie reszta ciała była poraniona.

-Vald. –Szepnął boleśnie Haru, na co od razu zareagował jego przyjaciel i skupił wzrok na centrum widowiska.

Głos zabrał Władca. –Ludzie dziś mamy okazję oglądać jak znosi cierpienie i mękę ten oto Nokturn! Wiem, że równie mocno jak ja chcecie jego krwi i łez. Niech, więc się zacznie! Niech zdycha pomiot z piekieł i wraca tam gdzie jego miejsce! – Tłum na te słowa zaczął głośno wiwatować.

Żołnierze przywiązali klęczącego Valda do słupa i kilku pomniejszych, które pojawiły się na stadionie. Jeden z oprawców trzymał w dłoni dziwny bat z kolcami, które zapewne miały rozerwać skórę więźnia. Po chwili rozległ się głośny trzask i krzyk Valdreta. Haru zacisnął pięści i przygryzł wargę tak mocno, że aż poczuł metaliczny posmak krwi. Wszystko zdawało się dziać w zwolnionym tempie, każde uderzenie wydawało się jakby trwało wieczność a były to dosłownie sekundy. Vald od dobrych paru chwilach już nie krzyczał wisiał bezwładnie na łańcuchach, które trzymały go jeszcze klęczącego.

-Draw na miłość Keshy boga mórz, gdzie jest to wojsko? –Spytał Haru już nie mogąc patrzeć na to, co się dzieje. –Nie pozwolę mu tam od tak umrzeć! –Wstał i ku zdziwieniu przyjaciela przeskoczył przez murek prosto na arenę. Nie wiedział, co nim kierowało, nogi same porwały go w centrum. Tłum na widowni umilkł, lecz po chwili dało się słyszeć okrzyki niezadowolenia. –VALD! –Wrzasnął Haru biegnąc w jego kierunku. Ciepłe uczucie, które dawał czar jego przyjaciela opuściło jego ciało i nawet nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że magia przestała działać. Teraz Haru był już w swojej własnej postaci. Nie przestawał mimo to biec. Ktoś nagle złapał go ramię. Był to jeden ze strażników, chłopiec próbował się wyrwać, więc dłoń mężczyzny po chwili znalazła się na jego włosach, które mocno szarpnęła. Haru patrzył pełnymi łez oczyma na klęczącego Valdreta.

-Widzę, że ty również chcesz umrzeć szczeniaku!

-Zostaw mnie! Vald! Vald trzymaj się!! –Krzyczał i wyrywał się mimo, że skutków widać nie było.

-Haru? –Powoli podniósł głowę słysząc ten znany mu dobrze głos. Kiedy ujrzał tę twarz od razy poderwał się na równe nogi. –Haru!

-O widzę, że się znacie. –Żołnierz, który jeszcze chwile temu stał koło Valda podszedł do Haru i uderzył go mocno w twarz. – Kim jesteś bachorze zgrywający bohatera?

-Jestem księciem królestwa Rockenweid! –Powiedział Chłopiec.

-O proszę. Jaka różnorodność, mamy tu dwóch książąt z różnych państw. Hmm sądząc po Twoich włosach musisz być którymś synem z kolei. Zaraz skrócimy je nieco! –Wyjął nóż i najnormalniej obciął włosy, za które jeszcze chwile był trzymany książę. Na koniec zbrojny kopnął chłopca w brzuch, Haruhi po chwili leżał na ziemi zwijając się z bólu. Nagle słońce jakby przestało grzać. Wkoło zapanował niewyobrażalny chłód wszyscy ludzie skupili swoją uwagę na więźniu, wokół którego płonęła jakaś niebieska, lodowata magia, z czasem zmieniła się na krwistą. Czerwone oko Valda błyszczało a sam mężczyzna patrzył nienawistnym spojrzeniem na stojącego przed nim żołnierza.

-Zginiesz. –Krzyknął, ale jego głos zaczął się diametralnie zmieniać. Skóra opadła zupełnie jakby ktoś oblał ją kwasem odsłaniając krwawe mięśnie. Sylwetka stawała się większa, bardziej umięśniona, przybierała wręcz nieludzkie kształty. Cisze przerwał mrożący krew w żyłach ryk. Vald a raczej jego wampirza postać pokazał się w pełnej krasie. Wielkie szpony, ostre jak brzytwa zęby, które układały się zapewne w dwa rzędy. Skóra szara pokryta gdzieniegdzie łuskami twardymi jak stal. Ogromne błoniaste skrzydła, które pokrywały przy kościach kolce i dziwne zniekształcone pazury. Łańcuchy, którymi jeszcze chwilę temu był przykuty do słupów zaczęły się topić.

-Zabijcie go! Zabić potwora! –Krzyknął Król i wtedy jak na zawołanie gdzieś w oddali rozległ się dźwięk rogów wojennych. Odgłosy walki toczącej się w mieście doszły do areny i większość ludzi zaczęła uciekać. Do centrum zaczęli zbiegać się wojownicy, którzy nie byli zajęci walką z wojskami, które przybyły odbić księcia. Wampir bez problemu siał spustoszenie zabijając ludzi, rozszarpując ich ciała, gryząc i używając jakiejś dziwnej magii pod wpływem, której ludzie zaczęli jakby się wysuszać, uchodziły z nich siły witalne i pozostawała sama pusta skorupa.

-Vald. –Haru podniósł się powoli i spojrzał na stojącego przed nim potwora całego we krwi. –Vald! Proszę wróć do swojej postaci.

Valdret patrzył na chłopca z niemniejszą nienawiścią niż na resztę. Wreszcie złapał Haruhiego za gardło i podniósł w górę. Ten momentalnie zaczął się dusić.

-V-vald. –Zakaszlał i zaczął miotać nogami. Gdzieś w głowa usłyszał głos:

„Panie. Pozwól mi pomóc. „

, „Kim jesteś?”

„Jestem Tobą. Uwolnij mnie panie!”

Haru zamknął oczy i powoli złapał swoimi dłońmi nadgarstek potwora, który jak na zawołanie rozluźnił uścisk. Jego ręka zaczęła dziwnie się dymić, ale po chwili przestała. Haru w tym czasie padł na kolana i krzyknął boleśnie. Czuł się jakby coś rozrywało go od środka. Na plecach pojawiły się dwa wybrzuszenia, które w końcu wybuchły ukazując parę wielkich, białych, ale gdzieniegdzie pokrwawionych skrzydeł. Włosy chłopca jeszcze chwilę temu czarne zabarwiły sią na kolor śniegu. Ból minął równie szybko jak się pojawił, ale mimo to plecy nie przestawały krwawić.

-Vald. –Szepnął Haru i wyciągnął ku wampirowi dłoń. Potwór momentalnie rozprostował skrzydła i wzbił się w powietrze. Chłopiec nie pozostawał bierny wiedział, że musi zrobić to samo, więc po chwili leciał za Valdretem. Musiał doprowadzić do jego przemiany, ale najpierw musiał go złapać. Chyba wampirza strona wyczuła, jaki ma zamiar, bo nie dość, że uciekała to jeszcze miotała w jego kierunku pociskami magicznymi. Haru nie raz prawie został trafiony, ale nie rezygnował w końcu udało mu się zbliżyć na tyle, że dotknął pleców Valda, i wtedy z jego dłoni wyszła wiązka jasnego światła, która nie o tyle ugodziła wampira, co z impetem posłała go na ziemię przywiązując białymi łańcuchami do gruntu. Faktycznie po deszczu wszystko kwitło, więc dzięki bogu Vald trafił w jakiś zagajnik pełen mchu i miękkiej trawy. Haru wylądował tuż obok, kucnął patrząc na widocznie niezadowolonego wampira. Bardzo delikatnie ułożył głowę na klatce piersiowej wyrywającego się Valdreta. Uśmiechnął się słysząc bijące serce, które na pewno należało do jego księcia. Pod wpływem dotyku anioła ciało więzionego zaczęło się zmieniać. Kiedy Haru odsunął się mógł z lekkim aczkolwiek nie do końca zadowolonym uśmiechem spojrzeć znów na twarz Valda. Białe łańcuchy znikły.

-H-Haruhi. – Szepnął i z trudem dotknął dłonią jego policzka. –Wariacie to było niebezpieczne.

-Ty mnie tego nauczyłeś. –Uśmiechnął się i przytulił do mężczyzny.

Vald jakby nieco osłupiał. Od kiedy to Haru się do niego tuli? –Ym.. Ładne włosy, - I jak na zawołanie wróciły one do swojej czarnej wersji. – Miałeś.

-Vald. Nienawidzę Cię za to, że tak wszystkich przestraszyłeś w tym i mnie. –Powiedział smutno. – Ale chyba uświadomiłem coś sobie.

-To znaczy.. c. – Nie dokończył, bo Haru zamknął mu usta swoimi całując go nieśmiało. W umyśle Valda pojawiło się tylko jedno odpowiednie podsumowanie: „ O kurwa!”

-Jesteś okropny. Zakochałem się przez ciebie! –Powiedział cicho, ale nie udało mu się powstrzymać łez, które kochanek scałował z uśmiechem.

-Jestem jeszcze gorszy niż myślisz, bo ja odwzajemniam to uczucie Haru. Ja Ciebie też kocham. –Przytulił malca do piersi i ponownie zatracił się w jego słodkich jak miód ustach.

1 komentarz:

  1. O, jak słodko! Bardzo podobał mi się ten rozdział. A moment kiedy Haru wyznał Nietoperkowi, bezcenny.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic