poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 14.

Haru nie sądził, że we własnym domu będzie czuł się tak nieswojo. Następnego dnia z samego rana powiedział rodzicom co się stało. Gdyby nie fakt, że słowa Crossa zgadzały się z groźbą to pewnie by mu nie uwierzyli. W tym czasie sytuacja była bardzo podejrzana, spisek jaki uknuto miał cel w osobie Haruhiego i co gorsza teraz chłopak nie był nigdzie bezpieczny nawet we własnym królestwie. Zazwyczaj obca magia nie miała wstępu do zamków bo każdy z nich był chroniony potężnymi przeciwzaklęciami, teraz było podobnie jak w przypadku wizyty u Valda. Tam też magia nie wykryła obecności demonicznej aury Crossa. Czyżby był zbyt potężny i oparł się działaniu tak zaawansowanej sztuce magicznej?

-Haru. –Królowa po obiedzie złapała dłoń syna i uśmiechnęła się  delikatnie. – Wspominałeś, że ostatnio dziwnie się czułeś tak?

-Tak. Czuje czyjąś obecność. Coś się zmieniło. To dziwne. –Chłopiec podrapał się nerwowo po głowie.

-Wieczorem mamy mieć nietypowego gościa.

-Kogo?

-Zobaczysz, ale może on pomoże nam wytłumaczyć co się dzieję.

----

Vald nie czekał nawet na orszak z samego rana postawił sprawę jasno królowi i królowej, ci niechętnie zgodzili się aby syn wyruszył do sąsiadów tak wczas, w końcu zdecydowali, że przybędą w przeddzień turnieju. Ale jak to miał w zwyczaju mawiać Drav „tego osła Valda i tak żadna siła tu nie utrzyma, nawet jak mu zabronicie to w jakiś sposób ucieknie.” Co prawda to prawda i para królewska dobrze o tym wiedziała, oczywiście przeczucia księcia, że Haru jest w niebezpieczeństwie były zbyt błahym dowodem.

-Vald, jesteś idiotą. Droga i tak zajmie ci dwa dni, koń nie jest przyzwyczajony do bezustannej podróży i ty też. –Pouczył go Karnest idąc za bratem w towarzystwie reszty rodzeństwa.

-Prędzej twój koń zdechnie niż dowiezie cie tam w jeden dzień. –Sprostował Lian i poprawił nieco odstające kosmyki włosów.

-Nie mam zamiaru jechać tam konno. –W ciszy doszli na dziedziniec. –Będzie szybciej jak sam się nieco pomęczę. –Skupił się i po chwili przybrał swoją nową wampirzą postać.- W końcu nie bez powodu mam te cholerne skrzydła.

- Od kiedy ty umiesz to kontrolować? –Spytał starszy.

-Jakoś od niedawna, ale nie to jest teraz ważne. –Zwrócił się do Karnesta.- Wiesz może ile zbrojnych chce ojciec zabrać ze sobą na turniej?

-Mówił, że około tysiąca.

-Mało. Namów go na minimum dwa tysiące.

-Po co aż tyle?

-Mam dziwne wrażenie, że nam się przydadzą. –Po tych słowach wzbił się w powietrze.

----

-Haru!

Chłopiec obejrzał się w stronę skąd dobiegł głos. Ujrzał po chwili Kengo. –Cos się stało?

-Po prostu martwię się o ciebie. Wolę mieć na ciebie oko, bo jeszcze ktoś cię zaatakuje. –Odparł jakby to było przecież oczywiste. –Siwiejesz?

-Hę?

-No włosy ci się robią białe na czubku głowy.

Chłopiec otworzył szerzej oczy i pomacał się po głowie. –Dziwne, nie używam przecież mocy. Dlaczego więc zmienia się kolor? Aaaaaaj wszystko mi się miesza, nic już nie rozumiem. Dlaczego Cross tak się mści? Co ja mu zrobiłem?

-Pomijając to, że chciał doprowadzić do wojny a ty zakochałeś się w księciu i go uratowałeś? No cóż nie wiem co siedziało i siedzi w głowie Crossa, ale póki co trzeba się go wystrzegać. –Złapał brata za rękę i uśmiechnął się lekko. –Dopiero co byłes moim małym braciszkiem o którego dbałem, wolałem udawać, że nie widzę jak szybko dorastasz.

-Mówisz jak matka. –Sprecyzował Haru.

-No dzięki szczeniaku. –roześmiali się i poszli w stronę wielkiej Sali gdzie prawdopodobnie czekali już ojciec i matka z tym gościem.

Ogromne drzwi stanęły przed nimi otworem w Sali przy stole siedziało już troje ludzi. Król i Królowa  przywołali do siebie swoich synów a ów gość wstał by móc przywitać się z chłopcami.

-Kengo i Haru nasi synowi. –Wyjaśnił Król. Młodszy książę zmierzył gościa wzrokiem od stóp do głów i ledwo powstrzymał się przed zadaniem w zbyt krótkim czasie zbyt wielu pytań. Bodajże mężczyzna stojący przed nimi był niewiarygodnie podobny do ich matki. Jasne włosy długie do pasa, ostre rysy twarzy i przenikliwe niebieskie oczy.

-Miło mi was poznać. Jestem Arluen. Należę do rodziny waszej matki. –Jego głos był delikatny jak szum wody. –Ty jesteś Haruhi. –Podszedł do chłopca i delikatnie uścisnął jego dłoń.

-Kim jesteś? –Spytał książę  patrząc na gościa w lekkim szoku. –Co masz na myśli mówiąc, że jesteś rodziną mamy?

-Wasza matka jest, a raczej była aniołem. Mnie tak jak i ją stworzyła ta sama bogini. Z tą różnicą, że ona została obdarowana osobowością i płcią. –Wyjaśnił. –My anioły jesteśmy seksualnie obojętni, tworzy się nas jako twory doskonałe.

-Arluen.-Przerwała mu Królowa. –Jestem ci wdzięczna, że przystałeś na moje zaproszenie, ale wiesz, że nie o to mi chodziło. Nie musisz tłumaczyć wszystkiego mojemu synowi, chce byś sprawdził co się w nim zmieniło. –Westchnęła cicho.

-Dobrze. Wybacz siostro. –Ułożył dłoń na czole chłopca i pomimo lekkiego zawahania Haru po chwili zaczął działać. Chłopiec czuł silną magię jaka biła od mężczyzny o ile można było go tak nazwać. –Powiedz mi Haru, zakochałeś się prawda?

-Uhm. –potwierdził nieśmiało. –Ale co to ma do rzeczy?

-Och, bardzo wiele. Zwłaszcza, że nosisz w sobie żywą istotę.

-CO?- To pytanie padło równocześnie z ust króla, królowej i Kengo.

-Ale Haru jest chłopcem on nie może być w ciąży. –Zapewnił starszy brat.

-Nie do końca. –Odparł Arluen. –Zacznijmy od tego, że Haru jest w połowie aniołem. Nasza rasa może się rozmnażać, nie tak jak wy ludzie ale jest to możliwe. Z reguły wystarcza do tego zwykła zgoda obu aniołów i czułości. Nie seks tak ja to bywa u waszej rasy. Pamiętajcie, że matka Haru wyrzekła się swojej mocy i oddała ją dziecku w swym łonie, dzięki temu książę posiadł nie tylko magię ale i poniekąd organizm, bo inaczej tego nazwać się nie da. Skrzydła to nie magia która przybiera ów kształt, jest to unerwiona i umięśniona część ciała, która potrafi się maskować, chować w ciele anioła. –Wyjaśnił. –W twoim przypadku nie jest to ciąża jak u człowieka. Dziecko pojawi się w odpowiednim momencie i nie jest to kwestia 9 miesięcy, nie żyje w łonie bo jak już zauważyliście, Haru jest chłopcem, żyje w sercu i jest skutkiem miłości. –Spojrzał na oniemiałego chłopca. –Kto jest ojcem? Anioł czy człowiek?

Haruhi zawahał się. –Valdret. Ale on nie jest ani aniołem ani człowiekiem.

Arluen spojrzał na chłopca niezrozumiale. –Co masz na myśli?

-Jest.. półwampirem. –Na te słowa anioł wzdrygnął się.

-Pomiot demonów. –Warknął.

-Nie! –Zaprzeczył Haru. –On jest dobry!

-Zbratałeś się ze złem. Wiesz co może wyniknąć z tego związku? To już nie chodzi o hybrydę anioła i demona, ale o samą równowagę świata.

-To moje życie i moja decyzja! –Czarnowłosy nie wytrzymał. Spojrzał na mężczyznę czując narastający gniew. –Nie znasz go, nie wiesz jaki jest i na pewno nie jest jak to ująłeś „pomiotem zła” –Wybiegł z Sali ignorując wołania matki.  Czuł złość, jak mógł oceniać  Valda, nawet go nie zna, nie wie jaki jest dobry. Anioły nie powinny takie być w końcu są uosobieniem dobra a Arluen pokazał ich inne oblicze.

-Książe, proszę zaczekaj. –Dobiegł go głos anioła. – Wybacz mi, nie chciałem się unosić. –W jego słowach chłopiec wyczuł skruchę. – Nie powinienem go osądzać.

-Tak, to było naprawdę głupie. –Westchnął Haru.

-Muszę wracać do mojej pani a nie chciałem opuszczać zamku pozostawiając między nami sieć niezgody. –Wyjaśnił i ukłonił się delikatnie. –Dziecko jest świętością nie ważne kto jest jego rodzicem. Zapewniam, że Anioły będą je kochać jako kolejnego członka rodziny. –Podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu chłopaka. –Uważaj na siebie. Siły zła chcą twojej śmierci, teraz zagrażają również dziecku. Mimo, że to nie jest stan identyczny jakiego doświadczają ziemskie matki to powinieneś być bardzo ostrożny. –Uśmiechnął się delikatnie i oddalił.

Haru siedział w swojej komnacie spoglądając w stronę oceanu. Dalej nie mógł dopuścić do siebie myśli, że w ogóle doszło do takiej sytuacji. To przecież jest wbrew naturze, jak do tego doszło? Mimo, że to wszystko stało się za sprawą magii to wciąż nie może zrozumieć… jak? Nagle ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę. –Powiedział głośniej książę i spojrzał w stronę wejścia.

-Kochanie. – Królowa podeszła do synka i usiadła obok niego na łóżku. Otuliła go swoimi ramionami i przytuliła do siebie. –Nad czym tak myślisz? Boisz się, że nosisz w sobie życie?

-Tu nawet nie chodzi, że boję się dziecka. Ja się martwię, że przez to, że coś mi zagraża to coś mu się stanie. A to też dziecko Valda. Czuję się winny, że jest zagrożone..

-Haru daj spokój. Nikt tego nie przewidział nie możesz się obwiniać.

-O kurcze.!

-Co się stało? –Spytała bo jej syn aż poderwał się na równe nogi.

-Jak ja powiem Valdretowi, że no.. że jestem jakby w ciąży a on jest tak jakby ojcem? A co jeśli on mnie znienawidzi? Uzna za dziwadło? Przecież to będzie dla niego szok. –Spojrzał na matkę z przerażeniem. – Jak ja mu to powiem?

-Przecież wygląda na miłego młodzieńca. Na pewno zrozumie.

-Bo jest miły, ale nie rozmawialiśmy nawet jeszcze o ślubie, a jak już to dla żartów a teraz mam go powiadomić o dziecku? Hej Vald no wiesz kochaliśmy się tyle razy to tak jakoś wbrew naturze jestem z tobą w ciąży, nie masz innego wyjścia jak zaakceptować swoje hybrydowe dziecko? Przecież to brzmi komicznie. –Jęknął teraz już całkiem załamany.

----

Vald był mniej więcej w połowie drogi, pomimo bardzo krótkich przerw śpieszył się jak nigdy. Dobrze, że nie zdecydował się na jazdę konno bo chyba nigdy nie dotarłby do Haru tak szybko. Choć czuł odrętwienie skrzydeł i nieznośny ból nie potrafił myśleć nawet o zbyt długim postoju. Leciał nawet w nocy mijając po drodze ptaki i inne powietrzne stworzenia. –Kurwa, kurwa, kurwa… -Klął pod nosem mając wrażenie, że wciąż jest zbyt wolny, że powinien przyspieszyć. Wszystko zdawało się ciągnąc wieczność a droga wydłużać. –KURWA MAĆ!! –Zaklął ponownie. Gdzieś w oddali widać było już błękit morza, był to wyraźny znak, że powoli dociera do celu.

----

Ranek następnego dnia był dużo spokojniejszy. Haru w jakiś sposób zdołał się uspokoić i nie myślał już tak pesymistycznie o powiadomieniu Valda o całej zaistniałej sytuacji. Mimo, że wciąż miał sceptyczne nastawienie to starał się myśleć racjonalnie i dojrzale.

-Haruś. –Powiedział Kengo widząc swojego brata który właśnie wychodził z swojej sypialni. – Jak się czujesz?

-Już mi lepiej. Musisz mieć teraz o mnie głupie zdanie prawda? Młodszy brat, półanioł i jeszcze w ciąży z półwampirem.

-Hah no brzmi to komicznie, ale nie myśl, że to jest dla mnie jakikolwiek powód to naśmiewania się z ciebie, przecież wiesz, że zawsze stoję po twojej stronie. Poza tym myśl, że będę wujkiem napawa mnie samymi pozytywami. –Odparł z uśmiechem i poklepał młodszego po ramieniu. – Chodź na śniadanie hmm? Potem pójdziemy się przejść na targowisko bo coś czuję, że w tym roku turniej będzie dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio. W sumie to nawet dobry pomysł bo ludzie mogą oglądać zawody z domów, ale no wiesz tuż obok jest cukiernia i zawsze mnie tak mega tam ciągnie. A o Menfiscie to już nie wspominam, ten kundel uwielbia słodycze. Pamiętasz jak dwa lata temu spóźniłem się na otwarcie? Ta bestia specjalnie się przemieniła bo nie zgodziłem się na kupno rogalika. No to cholera sam tam polazł i przy okazji wystraszył córkę właściciela. –Tym razem chyba będę zmuszony zrobić jakiś zapas bo skoro jestem łaskawie następcą tronu to nie wypada mi się spóźnić przez zachcianki tego szczeniaka. –Zaśmiał się radośnie a w jego ślady poszedł też Haru.

Na śniadaniu na szczęście nikt nie poruszał delikatnego tematu jakim była sytuacja z wczoraj. Łatwo było się jednak domyśleć, że każdy chciał się wypowiedzieć, to napięcie dało się wyczuć w powietrzu.

-Jutro przybędzie poczet z Rosendarf? –Spytał Kengo.

-O ile nie będą mieć po drodze żadnych komplikacji to powinni tu przybyć z samego rana, ostatecznie nim zajdzie słońce. –Odpowiedziała Królowa sącząc wino ze swojego kielicha.

Haru milczał i również sięgnął po swój kielich lecz gdy tylko przystawił go do ust wyczuł coś dziwnego. Szybko odsunął wino od ust dziękując Bogu, że nie wypił ani jednej kropli.

-Co się stało Haru? –Spytał ojciec spoglądając na młodszego syna.

Haruhi westchnął i wlał wino do wazonu w którym stały piękne stokrotki. Kwiaty momentalnie zwiędły. –Zatrute. Zdziwiło mnie, że wino pachnie jak zepsute mięso.  – Na jego słowa każdy z siedzących przy stole sprawdził swój puchar, czy jest tak samo. Okazało się jednak, że tylko chłopaka chciano otruć, pozostałe wino jakie znajdowało się w karafkach i naczyniach było bardzo dobre i na pewno nie dodano do niego trucizny.

-Kurwa! –Zaklął Król i wstając z miejsca aż przewrócił krzesło. –Wezwać testerów!! Haru nie tkniesz niczego nim nie zostanie to skosztowane przez moich ludzi, magowie będą  stale nadzorować wpływ złej magii, jeśli cokolwiek będzie nie tak dowiemy się pierwsi nim stanie się nieszczęście.

-NIE! –Krzyknął Haru. –Mam dość! Czuje się jakbym od samego oddychania mógł umrzeć to chore! –Jęknął.

-Haruhi! –Ryknął ojciec przypominając swemu synowi, że to on jest tutaj królem i ma się go słuchać.

-Przepraszam ojcze. –Szepnął ze skruchą chłopiec. – Mogę odejść? Chce pooddychać świeżym powietrzem.

-Dobrze, ale będzie ci towarzyszyć straż przyboczna. –Machnięciem ręki król przywołał do siebie czworo ciężko uzbrojonych rycerzy, którzy po chwili stanęli tuż obok księcia. –Macie go pilnować!

-Tak jest nasz panie. –powiedzieli jednocześnie i skłonili się posłusznie.

Haru westchnął jedynie i wyszedł z jadalni a tuż za nim niczym cienie pomknęli strażnicy. –Byłbym wam wdzięczny jeśli zachowacie ode mnie pewna odległość dobrze? –Spytał książę lecz tak jak myślał, nie uzyskał odpowiedzi. Rozkaz wydał Król więc jest niepodważalny i nie mogą zaakceptować przez to prośby księcia. –Ech, mniejsza. –Wyszli na dziedziniec, przez te miesiące spędzone u sąsiadów nieco się zmieniło w królestwie. Skończono odnawiać stocznię, która uległa zniszczeniu podczas ostatniego najazdu niedobitków morskich plemion, pomimo bardzo skutecznych okrętów jakimi dysponowali, ich flota uległa totalnemu rozgromieniu dzięki działom na tutejszych murach. Udało się skonfiskować okręty przeciwnika które nie uległy zbyt wielkim zniszczeniom i teraz królestwo tworzy statki na ich wzór, oczywiście królewscy konstruktorzy ulepszyli je i dzięki temu teraz Rockenweid dysponuje najskuteczniejszą flotą na morzu. Haru już miał skierować się na nadbrzeże, gdy nagle gdzieś w oddali ujrzał poruszający się dość szybko czarny punkt.  Ów ptakopodobny kształt leciał na niebie co jakiś czas opadając nieco by ponownie wzbić się wyżej, wyglądało to tak jakby coś nie chciało za wszelką cenę spaść na ziemię. Haru puścił się biegiem w stronę ów dziwnej istoty, była znacznie większa niż jakikolwiek znany mu ptak, dłuższa i o bardzo dużych skrzydłach. Chłopak zignorował wołania straży przybocznej i momentalnie z cichym jękiem wymusił pojawienie się swoich skrzydeł. Wzbił się w powietrze mknąc w stronę postaci tak szybko jak mógł. W końcu rozpoznał Valdreta. –VALD! –Krzyknął lecz mężczyzna w końcu osłabł i zaczął spadać! Haru pomknął w dół wyciągnął przed siebie dłonie by złapać ukochanego nim ten uderzy z impetem w ziemię. –Vald! –Jęknął z rozpaczy, był tak blisko, ale im bardziej zbliżał się do księcia tym bliżej była też ziemia. W końcu zamachnął się mocno skrzydłami i z ulgą poczuł jak dłonie zaciskają się na szacie mężczyzny. Odetchnął złożył skrzydła nabierając w nie powietrze dzięki czemu wyhamował nim obaj zetknęli się z gruntem. Dopiero gdy spokojnie wylądowali spojrzał na ukochanego sprawdzając czy nic mu nie jest. Doznał niemałego szoku gdy ujrzał postać Valda w tej postaci. Skóra była koloru szarości zaś skrzydła nie były popękane, błoniaste czy wyposażone w szpony. Pokrywały je czarne pióra o dość ostrych krawędziach, ale w dotyku były wyjątkowo delikatne. Odgarnął dłonią włosy z twarzy kochanka. –Vald. Hej, obudź się. –Powiedział i delikatnie ucałował jego wargi, o dziwo męzczyzna od razu odwzajemnił ów muśnięcie.

-H-Haru?-Wydyszał.

-Mhm. To ja. Co ty tutaj robisz? –Spytał gładząc delikatnie jego szybko unoszącą się klatkę piersiową.

-Wyczułem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Musiałem jak najszybciej przybyć. –Odparł wciąż oddychając jakby przebiegł, ba jakby przeleciał pół świata. Bo wiele mu chyba nie brakowało. –Jesteś cały. Tak się cieszę.

-Ty wariacie. Jesteś wyczerpany, leciałeś cały czas?

-Miałem przerwy… kilkuminutowe.

-Kilkuminutowe? Oszalałeś. –Jęknął nie wiedząc czy śmiać się czy płakać. Leżeli tak jeszcze jakiś czas dopóki Valdret nie zaczął się kłócić, że już mu lepiej i może wstać.

-Na pewno wszystko w porządku? –Spytał w końcu.

Haru milczał, nie wiedział jak ma mu to wszystko przekazać. –Cross nie umarł. I chce mnie zabić.

Vald zmarszczył brwi na jego słowa. –Dobrze, że przyleciałem. Będę miał na ciebie oko.

-Nie ty jeden, ojciec już mi załatwił nianie w osobie jego straży przybocznej. –Zironizował.

-Ale straż przyboczna nie będzie z tobą spać w jednym łóżku. –Zaśmiał się. – A ja mam taki zamiar. Mam nadzieję, że przez te dwa dni ojciec nie znalazł ci żadnej narzeczonej lub narzeczonego.

-Nie, spokojnie w zaistniałej sytuacji w sumie nie ma innego wyboru jak właśnie ciebie zaakceptować jako mojego narzeczonego.

-W jakiej sytuacji? –Spytał Vald patrząc na niego niezrozumiale.

Chłopiec wziął głęboki oddech. –Będziemy mieć dziecko.
Lydia Land of Grafic