niedziela, 26 października 2014

Rozdział 15.

Vald spojrzał na ukochanego jakby jego słowa były jakimś naprawdę głupim żartem. – Haru wiem, że możesz mieć do mnie żal, ale to nie przeze mnie wyjechałeś więc proszę przestań robić sobie ze mnie jaja. –Uśmiechnął się ciepło i już chciał złapać jego dłoń lecz chłopak odsunął ją mając w oczach łzy. Dobra to nieco dało Valdretowi do myślenia. –Mówisz poważnie?

Haru otarł oczy i kiwnął jedynie głową. –Wiedziałem, że tak będzie.. hlip. Wiedziałem, że mnie znienawidzisz. Nic na to nie poradzę. To dlatego, że jestem półaniołem i mój organizm się różni od ludzkiego. –Załkał zakrywając twarz dłońmi. –Przepraszam.

Vald nie wiedział co ma powiedzieć. On będzie ojcem? W zasadzie to obaj będą teraz rodzicami, ale jak? Jak do tego doszło, sam fakt, że obaj są mimo wszystko magicznymi stworzeniami mógł to tłumaczyć. Miewał jakieś idiotyczne sny, że obaj prowadzą spokojnie, szczęśliwe życie i mają tą słodką gromadkę dzieci, ale to były tylko niewinne i zabawne sny, a teraz został przedstawiony przed faktem dokonanym. Haru jest w ciąży, w ciąży z nim. I powinien wziąć odpowiedzialność za własne czyny, oraz ich skutki. –Haru. –Powiedział niepewnie łapiąc jego nadgarstki by jakoś odsunąć jego dłonie od twarzy. – Spójrz na mnie. Proszę. –Jak na zawołanie chłopak spojrzał na Valda swoimi czerwonymi oczyma. –Naprawdę jesteś w ciąży? –W odpowiedzi młodszy kiwnął głową. Boże przecież ten słodziak nigdy nie potrafił kłamać więc to na pewno jest prawda. Objął go mocno tuląc do siebie tak jak jeszcze nigdy.

-Um.. Vald?

-Cśśś.. Cieszę się. –Szepnął mu do uszka.

-Naprawdę? –Spytał przez łzy. – I nie jesteś na mnie zły? Nie brzydzisz się mną?

-Głupek, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. –Uśmiechnął się i pocałował to swoje kochanie tak czule jak tylko potrafił. –Do tej pory tylko o tym śniłem, ale widać, że było w tym ziarnko prawdy.

-Uhm tylko, że to nie jest taka zwyczajna ciąża. –Dodał Haru.

Valdret spojrzał na niego niezrozumiale. –Co masz na myśli?

-No bo mimo wszystko jestem chłopakiem, a to dziecko dopiero się pojawi. Znaczy się, ono jest, ale tak jakby nie fizycznie.

-No dobra lepiej będzie jeśli daruje sobie ciekawość. Ufam ci skarbie i to mi starczy. –Uśmiechnął się jedynie i wstał powoli. – Chodź. Polecimy do zamku ok?

-Ale ty jesteś po długim locie nie powinieneś się przemęczać. Vald, ej czekaj! –Złapał go mocno za ramię.

-Nic mi nie będzie słonko. –Objął go w pasie. – Jak ci się podobają moje nowe skrzydła?

Haru westchnął tylko. Wiedział, że ten uparciuch nie da sobie przemówić do rozumu. Pogładził dłonią jego lewe skrzydło. –Są piękne, myślałem na początku, że będziesz w wampirze postaci znaczy w tej straszniejszej a tu taka niespodzianka, jak to możliwe?

-Chyba to dzięki tobie Haru.

-Dzięki mnie? –Spojrzał na niego trochę zaskoczony. –Co masz na myśli?

-Sam nie wiem, ale już nie jestem potworem. Próbowałem jakoś zapanować kilka dni temu nad przemianą i zamiast tej poczwary zmieniłem się tylko w takim stopniu. I nic więcej. –Vald zastanowił się czy może dałoby się jakoś wyjaśnić tą dziwną zmianę jaka w nim zaszła dzięki umiejętnościom tutejszych magów.

----

-Jak to uciekł?! –Warknął Król na straż gdy tylko zbrojni wrócili do zamku. –WON! SZUKAĆ KSIĘCIA!

-Kochanie spokojnie. –Królował gładziła swojego męża po ramieniu. –Kochanie.

-Wy nędzne robaki jakim prawem przychodzicie tu zamiast zacząć go szukać? Powinienem was od razu kazać zabić za taki brak subordynacji!

-Skarbie, uspokój się. –Powiedziała małżonka teraz już bardzo stanowczo.

-No, ale słońce..

Nagle drzwi do Sali rozwarły się i do środka wszedł Haru oraz Vald. –Coś się stało? –Spytał młodszy widząc zamieszanie. –To przeze mnie?

-Jakim prawem uciekłeś? –Spytał Król spoglądając na syna chłodno.

-Nie uciekłem. Po prostu musiałem uratować pewnego lekkomyślnego księcia. –Odparł Haru z uśmiechem i złapał Valdreta za dłoń. Dopiero wtedy Para królewska zwróciła uwagę na gościa który stał obok ich syna. –Ojcze. To jest Valdret.

-Ten Valdret? –Spytał Król podchodząc do dwójki stojącej wciąż blisko wejścia. –Cóż Cię tu sprowadza? Otrzymałem wiadomość, że twój ojciec z wojskami przybędzie dopiero jutro.

-Owszem, ale ja postanowiłem go uprzedzić i samodzielnie tu dotrzeć. –Wyjaśnił Książe kłaniając się lekko.

-Cóż cię do tego skłoniło? –Spytała tym razem królowa.

Vald zawahał się, lecz po chwili odparł. –Martwiłem się o Haru. Miałem przeczucie, że jest w niebezpieczeństwie. –Ścisnął mocniej dłoń ukochanego który stał obok. –Nie mogłem tego zignorować.

Król pokiwał porozumiewawczo głową. – I nie myliłeś się. –Zachęcił ich gestem dłoni by weszli w głąb komnaty. –Valdrecie mam nadzieję, że myślisz poważnie o związku z moim synem, czyż nie? –Młodzieniec kiwnął głową na słowa władcy. –Doskonale. I nie mam na uwadze tylko połączenia naszych królestw poprzez małżeństwo, ale również bardzo zależy mi na szczęściu mojego dziecka. Nim jednak to nastąpi musimy rozprawić się z problemem jaki mu zagraża. –Ciągnął dalej.

-Co masz na myśli Panie? –Spytał Vald.

-Cross wciąż żyje i czyha na życie Haru-Na te słowa Vald pobladł, ale dało się wyczuć, że ów wiadomość go zaskoczyła, przeraziła i dodatkowo mocno wkurzyła. –Nie wiem czy działa z własnej inicjatywy, czy też nie, ale nie możemy ryzykować. Zwłaszcza w zaistniałej sytuacji. Mój syn wspominał ci o pewnym fakcie jaki dotyczy was obu?

-O dziecku?

-Owszem. Skoro tak to teraz Cross zagraża również i waszemu potomkowi. –Zasiedli przy stole tuż obok wielkiego okna które ukazywało piękny widok na morze. –Jeśli wydarzy się coś w najbliższe dni będziemy zmuszeni odwołać turniej i skupić się na ochronie królestwa. Zakładam, że Cross nie działa sam. Wychowałem sobie węża na własnej piersi, więc teraz muszę sobie z nim poradzić. Książe mogę wiedzieć ilu zbrojnych weźmie ze sobą twój ojciec?

-Wiem o pewnym tysiącu, ale poprosiłem brata by przekonał ojca do minimum dwóch. –Vald cały czas trzymał mocno dłoń Haruhiego wiedział jak musi być młodszemu ciężko a przynajmniej się domyślał. – Zastanawiam się kto Crossowi pomaga.

-Mój syn zawarł pakt z siłami ciemności. Jak zakładam to one właśnie będą mu sprzyjać i pomagać w walce o ile odważą się na tak odważny ruch. Sami sobie nie poradzimy, jeśli jednak twój ojciec wesprze nas w boju na pewno zdołamy choć odeprzeć najazd.

-Na pewno ojciec pomoże waszej wysokości. Jako przypieczętowanie zawartego sojuszu. –Zapewnił Valdret z delikatnym uśmiechem. Miał nadzieję, że jednak nie będzie to konieczne. Że nie dojdzie do skrzyżowania mieczy na polach tego królestwa, że nikt nie ucierpi a na pewno nie jego kochany i ich dziecko.

----

Minęły dwa dni, praktycznie nic się nie wydarzyło a na pewno nic co mogłoby w jakikolwiek sposób zniszczyć spokój którym żyło królestwo. Nadszedł dzień turnieju. Całe miasto ogarnęło podekscytowanie popołudniowym wydarzeniem. Ojciec Valdreta wraz z Dravinem i Karnestem przybyli do sąsiadów z dwoma tysiącami zbrojnych. Naturalnie w turnieju wezmą udział tylko wyznaczeni rycerze i wysoko urodzeni szlachcice. Większość zbrojnych robi tylko i wyłącznie za straż która ma bezpiecznie doprowadzić króla na miejsce. Wielkim zaskoczeniem wśród ludu był fakt, że sąsiednie królestwo wysłało aż tylu rycerzy. Haru i Kengo z samego rana stawili się na placu gdzie miał odbyć się turniej, trwały przygotowania, ale ogólnie wszystko było już niemal gotowe. Gdzieś w oddali Haru dostrzegł Dravina do którego od razu podbiegł i rzucił mu się na szyje.

-Hej Dravcio! –Powiedział radośnie i już po chwili był mocno ściskany przez ramiona przyjaciela maga. –Ała.

-Haruś jeju jak ja się o Ciebie martwiłem czy mój brat zboczeniec coś ci zrobił przez te niecałe dwa dni gdy nie mogłem cię pilnować?

-Tak Draw zrobiłem. Spłodziłem dziecko. –tuż za nimi stał sobie Valdret w lśniącej zbroi trzymając pod pachą hełm. Na jego słowa Drav dosłownie zaczął się gotować powietrze dookoła zrobiło się nieprzyjemnie ciężkie.

-Coś zrobił?! –Spytał blondyn.

-Będę ojcem baranie. A ty – nie wierzę , że to mowię –będziesz wujkiem.

Dravin doszukiwał się u Haru jakiegoś zaprzeczenia ale rumieńce u młodego mówiły same za niego.
-Moje słoneczko będzie mamusią? –Spytał mag tuląc chłopaka do siebie jeszcze mocniej niż wcześniej aż Haruhi poczuł jak krew zaczyna mu nie dopływać go górnej części ciała. Na szczęście w miare szybko uratował go Vald a Drav o dziwo wpadł w ramiona Kengo.

-Ej magu nie zapominaj, że ja tez tu stoję. –Powiedział widocznie bardzo obrażony Kengo.

-Pff jakoś specjalnie za toba psie nie tęskniłem. –Odparł jedynie próbując się jakoś uwolnić z uścisku starszego księcia. –No puszczaj.

-O nie, zbyt długo cię nie widziałem. –Po czym szepnął mu na uszko. –Menfist też się za toba stęsknił, odkąd cię posmakowaliśmy jakoś nic innego mu nie przypada do gustu.

-Pieprzeni pan i pies to już podchodzi pod zoofilię. –Warknął.

-Wcale nie, bo to ja się z tobą bawiłem a wilczek tylko siedział we mnie i sobie na nas patrzył. –Wyjaśnił Kengo z uśmiechem. –No chodź i daj spokój naszym gołąbkom. –Odeszli kawałem dalej pozostawiając Valda i Haru samych.

-Będziesz walczyć? –Spytał oglądając go sobie w tej zbroi.

-No tak, Karnest może wybrać swojego przedstawiciela jako najstarszy syn, a Dravin raczej nie jest typem rycerza.

-Dlaczego on sam nie walczy? Jest doskonałym szermierzem. –Zdziwił się młodszy ubierając na głowę hełm po czym uśmiechnął się bo był na niego nieco za duży.

-Nie wiem, może chce mnie sprawdzić? Czy nie wyszedłem z wprawy, ostatnio bez przerwy tylko posługiwałem się magią a miecz miałem w poważaniu. –Odparł i zdjął z Haru ten hełm. –Mogę liczyć na pocałunek na szczęście? –Spytał uśmiechając się.

Haruhi kiwnął głowa i pocałował ukochanego w usta bardzo czule nawet przeciągając to nieco. –Uważaj na siebie.

-Będę skarbie.

----

Król siedział na niewielkim podium po jego lewej stronie siedziała królowa a po prawej Kengo i Haru. Tuż obok na identycznym podwyższeniu dość blisko siedział Ojciec Valdreta po jego prawej Karnest a po Lewej Dravin. Przed całą publika rozciągało się sporych rozmiarów pole walki dookoła którego poustawiano płotki by odgrodzić walczących od ludu który będzie oglądać walczących rycerzy. Król wstał i powiedział głośno tak by wszyscy słyszeli.

-Serdecznie witam na dwudziestym szóstym  już turnieju rycerskim. Tegoroczny jest naprawdę wyjątkowy bo odwiedził nas król sąsiedniego królestwa wraz ze swoimi synami. Oczywiście zwycięzca turnieju nie otrzyma ręki królewny bo takowej u nas brak. I dzięki bogu bo jedna kobieta w moim życiu wystarczy. –Tu na słowa króla cały tłum wsparł go gromkimi brawami i śmiechem. –A żeby nie przeciągać.. niech więc się zacznie! Ojciec Haru wdał się po chwili w rozmowę z ojcem Valdreta i oczywiście musiało to mieć podłoże polityczne.

-Haruś. Od kiedy ci te włosy tak bieleją? –Spytał się w końcu Drav który podszedł do swojego przyjaciela. –Bardzo ci ładnie, ale mam wrażenie, ze w tym wieku siwych włosów mieć nie powinieneś.

-Ech, to chyba przez tą anielską magię. Jak tak dalej pójdzie to osiwieję szybciej niż mój ojciec. –Westchnął książę klepiąc się delikatnie po czubku głowy.

-Naprawde jesteś w ciąży? –Spytał mag przyglądając się uważnie młodszemu. –Ale jak to możliwe? Jesteś chłopakiem!

-I półaniołem. A twój brat półdemonem. Czyli ogólnie nasz związek jest wyjęty spod wszelkich reguł. –Westchnął cierpiętniczo. -Co? No nie patrz tak na mnie, spokojnie to nie jest taka zwykła ludzka ciąża. Podobno nie nosze dziecka w łonie, w końcu i tak go nie mam.

-Dobra, daruj mi szczegóły, nie chce wiedzieć. –Nagle ktoś pociągnął Drava na kolana i okazał się to Kengo.

-Hej księżniczko. Daj buzi a zamienię cię w …

-W żabę? Nie dzięki! Nie skorzystam. –warknął mag. –Zabieraj łapska ty psiarzu!!!

-Jesteście ze sobą? –Spytał Haru z uśmiechem. Miny Kengo i Dravina były po prostu jedyne w swoim rodzaju. Jeden kiwał głową a drugi nią kręcił przecząco.

-Jesteśmy!

-Naturalnie, że nie!

-Jak to? A tak ci było ze mną dobrze tamtej nocy.

-Jeden seks nie robi z nas parę. –Westchnął Drav. –I puść mnie w końcu.

-Nie mam takiego zamiaru.

-Ej cicho! Vald walczy! –Powiedział Haru i podszedł bliżej barierki która odgradzała podest od reszty widowni.

Valdret stał po prawej stronie pola walki. Po lewej natomiast znajdował się jego przeciwnik. Herold powstał i przedstawił walczących.

-Po prawej Drugi syn królestwa Rosendarf, książę Valdret. – Tłum zaczął klaskać i wiwatować. –Po lewej… -Herold przyjrzał się dokładnie trzymanemu pergaminowi. Gdzieś między ludźmi zaczęła krążyć wiadomość, że nie ma ów rycerza na liście.

-Jak to nie ma na liście? –Zaciekawił się tym Kengo i spojrzał w stronę stojącego po lewej stronie rycerza w czarnej zbroi. –O kurwa.

-Bracie..? –Haru również skierował wzrok na dziwnego osobnika, po chwili jednak gdy jego hełm wylądował na ziemi wszystko było jasne.

-Jestem tu by podważyć prawo do tronu mojego byłego brata Kengo oraz zabić Haruhiego! –Cross uśmiechał się szaleńczo mierząc mieczem prosto w miejsce gdzie siedziały rodziny królewskie. –Dodatkowo domagam się aby Rosendarf zerwał pakt pokojowy z Rocknweid!

-Straże! Aresztować go! –Ryknął król nie czekając nawet aż jego były syn skończy przedstawiać swoje żądania. Większość zebranych zbrojnych wlała się na pole jak fala by po chwili jednak stanąć jakby ktoś ich sparaliżował. Z ziemi zaczęli bowiem wychodzić zmarli. Wszędzie dookoła skąd tylko się dało na światło dzienne wylazły kości i trupy. Tłumy prostych ludzi zaczęły uciekać a na ich miejsca pojawili się żołnierze obu królestw. Liczebność obu stron była niemal identyczna, ale trupa trudniej przecież zniszczyć w końcu i tak już jest martwy.

-Kochanie. Uciekaj do zamku, ukryj tylu ludzi ilu tylko zdołasz. Haru idź z matką.!  - Królowa już ciągnęła młodszego syna za dłoń gdy nagle nie wiadomo skąd na jego karku zacisnęła się ręka Crossa.

-Jesteś mój! –Zaśmiał się szaleńczo i wzleciał z chłopakiem nad walczących. Ale jak on może latać?

-Haaaruu! –Krzyknał Vald zalewany przez kilkunastu zmarłych. Machał mieczem, zabijał i kruszył kości ale na miejsce jednego powalonego pojawiało się dwóch kolejnych. Gdzieś w oddali ujrzał Karnesta walczącego ramię w ramię z ojcem. Kengo pod postacią wilka rozszarpywał truchła a Drav ciskał zaklęciami w każdego napotkanego przeciwnika.

----

Cross trzymał brata za kark z uśmiechem przyglądając się z góry na rozgrywającą się pod nimi rzeź. –Piękny widok prawda braciszku? Ten odór krwi i rozkładu. Wszyscy będą wkrótce martwi tak jak i ty.

Haru krzyknął głośno czując ból w dłoniach, nim się spostrzegł za jego plecami pojawił się znikąd czarny metalowy krzyż. Ręka która spoczywała na szyi chłopaka puściła go i po chwili książe mógł poczuć na plecach zimno metalu. To jednak nie był koniec.

-Ghaaaa!!!!-Krzyknął bo dwa metalowe kołki przebiły jego przeguby i przyszpiliły je tym samym do ramion krzyża. –Cross proszę puść!! Aaaaaaa boli!!

-I o to chodzi. Masz cierpieć bracie!!-Ponownie się zaśmiał.

-----

-HARU!-Krzyczał Vald w końcu kiedy zmniejszył liczbę trupów dookoła siebie mógł zacząć działać. Zagryzł wargę wydobył skrzydła i wzleciał w górę kierując się w stronę dwóch punktów na tle zachmurzonego nieba. 
Lydia Land of Grafic