niedziela, 28 grudnia 2014

Wyjaśnienia.

Dobra... wyszło na to, że chyba nieco rozsiałam zamęt w waszych główkach a teraz muszę to wyjaśnić. Kochani nie chce zamykać bloga i nie zrobię tego. Za bardzo kocham to co robię, tamto ogłoszenie miało jedynie nieco was pobudzić do komentowania. Chciałam częściej słuchać waszych zdań na temat notek jakie zamieszczam, chciałam czytać i te dobre i te złe komentarze (choć mam nadzieję, że tych pozytywnych jest więcej :D )
No więc spokojnie dziubaski ja was nie zostawię, a rozdziały będą dodawane. <3
No już mi tam nie płakać tylko czekać, czytać i komentować na spokojnie. ( Bo aż mi się łezka w oczku kręciła jak czytałam wasze prośby bym nie zamykała bloga)
Niczego nie zamykam a wy mi tu pod tym postem macie napisać, że to jest jasne i buziaczki, które ja też wam wysyłam ;* ;* ;*



czwartek, 25 grudnia 2014

Trudna decyzja.

Kochani ta informacja nie jest dla mnie łatwa.
Nie jest to koniec bloga... mam nadzieję, że nie. Po prostu ostatnio zauważyłam, że chyba was ubywa. Nie pod względem liczebności, ale waszego wsparcia. Na starej witrynie potrafiliście napisać, czy rozdział się podoba czy nie, dawaliście mi jasno do zrozumienia czego ode mnie wymagacie, co chcecie zobaczyć, a tutaj? Tutaj ja tego nie czuję. Nie wiem czy to wina leży po mojej stronie, czy moje opowiadania przestały wam odpowiadać? Stworzyłam bloga, bo chciałam dzielić się moimi fantazjami z ludźmi, którzy szukali jakiejś odskoczni, chwili zapomnienia, adrenaliny, uśmiechu. Nim go stworzyłam pisałam sama dla siebie i kilku znajomych osób, które to lubiły. Od nich mogłam jasno usłyszeć "Tak jest to dobre! Twórz dalej bo chcemy przeczytać kolejny rozdział"
Tak wiem, że znajdzie się grono osób, które wpadnie tu raz na jakiś czas zobaczy rozdział, przeczyta go i ma za przeproszeniem wyjebane pozostawić jakąkolwiek opinię, ale wiem, że są też wierni czytelnicy (których ostatnio nie widuję ;c ) Nie piszę tego by żebrać o wasze komentarze, ale by dać wam do zrozumienia, że potrzebuje waszych słów bardziej niż tlenu (mimo, że on też się przyda) To Wy mnie motywujecie, to Wy tworzycie moją wenę i to Wy sprawiacie, że czerpię z tego radość.
Jednak kiedy was nie ma ten blog... umiera.
Nie chce go zamykać, ale chce wiedzieć czy mam inny wybór?

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 16.

/Kochani macie tutaj kolejny rozdział. Przepraszam, że taki nieco krótszy, ale jest to spowodowane małymi problemami i brakiem czasu. Czekam na wasze komentarze :3. No to ja już nie marudzę tylko zapraszam do czytania <3

Vald mknął w kierunku dwóch postaci unoszących się na tle pochmurnego nieba. -Croooss!!-Krzyknął zaciskając dłonie na mieczu który celował wprost w ciało mężczyzny. Jego ukochany, jego biedny Haru wisiał na tym metalowym krzyżu a z jego ran spływała krew. Po chwili klinga przebiła pierś napastnika przeszywając go na wylot. Nikt nie przeżyłby takiego ciosu, ale Cross zaczął się śmiać pomimo posoki która spływała po jego ciele. 
-Hahahaha głupcze! Nie zabijecie mnie stalą! Jestem niczym Bóg! Nie zginę z waszej ręki, nikt mnie nie pokona! –Jego śmiech brzmiał w uszach Valda, był zimny, szaleńczy zupełnie jakby wydobywał się z ust osoby która postradała zmysły. Dłonie zacisnęły się na klindze miecza powoli wysuwając go z ciała, były brat Haru zignorował kolejne rany jakie przez to zyskał i po prostu odsunął miecz na bok patrząc na Valda z szerokim uśmiechem. –Chcesz go uratować? Zbędny trud, nie uda wam się to. Nikt wam nie pomoże, zginiecie wszyscy! Wszyscy! –Vald w ostatniej chwili uniknął zetknięcia z kłębem krwistej magii, która została w niego wymierzona. Pod bitwą toczącą się w powietrzu wciąż trwała ta w której uczestniczyli ludzie i zmarli. Pomimo wsparcia jakie niosły sobie dwie armie trupy nacierały z każdej strony. 

----

Draw radził sobie całkiem nieźle mimo, że była to jego pierwsza poważna bitwa jako mag mało ich doznał i nie sądził, że okazja pojawi się tak szybko. Wrogowie napierali na nich ze zdwojoną siłą. Mag powoli tracił energię był dopiero czarodziejem drugiego stopnia i jego moc nie była w pełni rozwinięta. 
-Uważaj! –Tuż obok niego pojawił się Kengo w ostatniej chwili trafiając mieczem w nieumarłego, który czaił się na Drawina za jego plecami. –Chyba powoli tracisz siły magu. 
-Zamknij się i walcz od gadani tych trupów nie ubędzie. –Warknął wyraźnie wkurzony blondyn i tym razem darował sobie magie wiec kolejny wróg oberwał kosturem prosto w pierś którą przebił. 
-Głupek! Widzę, że wyczerpałeś pokłady siły magicznej. –Kengo stał za Drawem opierając się swoimi plecami o jego dzięki temu łatwo było osłaniać się nawzajem. –Mogę się z tobą podzielić magią. Magowie są przydatni póki mogą czarować. 
-To jakaś aluzja, że teraz jestem zbędny? –Spytał odpychając na bok jednego z napastników. –Wkurwiasz mnie! Nie mam wielkiej regeneracji, więc muszę teraz sobie jakoś radzić. A ty mi nie pomagasz takimi uwagami wilku. 
-Och przymknij się i chodź za mną. –Złapał go za rękę i pociągnął na podest gdzie jeszcze niedawno siedzieli oglądając zawody. Tam nie było przeciwników więc mogli niepostrzeżenie się na niego wspiąć, gdy byli już w pewnej odległości od toczącej się bitwy Kengo złapał maga za ramiona i najnormalniej w świecie przyciągnął go do pocałunku. Zszokowany chłopak chciał go odepchnąć, ale kiedy poczuł jak podczas zetknięcia ich warg do jego ciała napływa ciepło, które rozchodziło się po całym jego organizmie po prostu przymknął oczy i poddał się temu uczuciu. Magia wlewała się w niego zapełniając każdy centymetr jego wnętrza, czuł jak pali, zamraża i obija się w piersi niczym złapany w klatkę ptak. Szukała ujścia, ale nie miała już jak uciec. Draw poczuł płomień żarzący się w okolicach serca, dusza Menfista która miała ognistą barwę tak samo jak dusza Kengo dzieliła się swoją mocą z Drawem. 
-co zrobiłeś? –Spytał Mag kiedy się od siebie oderwali. 
-Podzieliłem się z tobą magią. Mam pewne umiejętności ,które pozwalają mi widzieć kolor duszy. Jeśli dusza ma ten sam odcień co moja mogę je łączyć. Właśnie dlatego mam w sobie Menfista. Jego płomień jest taki sam jak mój. Dodatkowo mogę z duszy uzyskać moc magiczną i przelać ją do drugiego ciała. –Kengo wciąż obejmował chłopaka który był lekko rumiany na twarzy. 
-I mam rozumieć, że musisz to zrobić przez pocałunek? –Oburzył się i spróbował jakoś odsunąć od księcia. 
-Nie. Ale lubię cię całować więc wydało mi się urocze przekazanie ci w ten sposób magii. –Zaśmiał się nie tylko z powodu swojej wypowiedzi, ale z miny jaką miał w tym momencie młodszy chłopak. Musnął jeszcze raz przelotnie jego usta i po chwili przemienił się w postać Menfista by momentalnie pomknąć z powrotem w stronę toczących się walk. 
-Cholera. Wkurzyłeś mnie debilu!!! –Krzyknął Draw czując jak najnormalniej w świecie ten wyszczekany książę wykorzystał moment nieuwagi maga. Magia jaką otrzymał w połączeniu z emocjami dosłownie płonęła wokół chłopaka. Zacisnął dłonie na kosturze i pomknął w ślad za Kengo nie zamierzał być gorszy od tego idioty. Potem się pochwali Haru, że to on zniszczył najwięcej trupów. 

-----

-Hahahaha. –Śmiech był coraz bardziej irytujący, Cross czerpał z walki radość zdawał się cieszyć z każdego ciosu jaki zadał Valdretowi jak i z każdego który on sam otrzymał. –Ból, śmierć! –Krzyczał co jakiś czas. Kiedy szkarłatny pocisk trafił w ramię Valda a przestrzeń wypełnił jego krzyk Haru który osłabiony zwisał z ramion krzyża otrząsnął się i skierował wzrok na ukochanego. 
-VALD! NIE!-Krzyknął i wyrwał się czemu towarzyszył ból spowodowany przez metalowe gwoździe jakie tylko mocniej przeszyły jego ręce. –Cross.. zostaw go! To o mnie ci chodzi! –Zdzierał gardło chcąc w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę brata. Nie musiał długo czekać na zainteresowanie z jego strony, ale nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Cross przełamał klingę miecza jaka mknęła w jego kierunku na pół. Vald zszokowany nie zdążył zareagować odpowiednio szybko na to co miało się zaraz stać. Ostrze miecza które Cross złapał po chwili pędziło już w kierunku chłopka przybitego do krzyża, i nim ten zorientował się co zaraz nastąpi klinga przebiła jego pierś. Trysnęła krew a głowa chłopaka zawisła bezwładnie z zamkniętymi oczyma. 
Valdret patrzył na Haru wciąż jeszcze nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że ten może nie żyć. Podleciał bliżej  i spojrzał na twarz ukochanego ze łzami w oczach. –H-Haru? –Położył dłoń na jego policzku i zagryzł wargę aż do krwi. –Haru.. obudź się. Obudź skarbie.. –Jego głos zadrżał niebezpiecznie. Valdret opuścił głowę łkając żałośnie. Dookoła niego powietrze wręcz się gotowało, gorąc mieszał się z chłodem, zdawało się jakby wiatr który jeszcze chwilę temu wiał od południa zatrzymał się i stał niewiarygodnie ciężki. Chmury pociemniały jeszcze bardziej a oczy walczących wzbiły się ku górze by ujrzeć co jest tego powodem. Vald dosłownie płonął, fioletowa poświata tworząca się dookoła niego była ostra jak lód. Nagle wszystkim wstrząsnął przeraźliwy ryk wydobywający się z gardła księcia. Pióra które ozdabiały jego skrzydła opadły ustępując miejsca błoniastej skórze. Ciało Valdreta ponownie przybrało wampirzą posturę. Cross patrzył na jego przemianę z uśmiechem, nie był chyba do końca świadom, że właśnie wywołał wilka z lasu. Wampir ukazał się w całej swej okazałości było nawet gorzej niż wtedy kiedy księcia porwano. Już nawet nie było wiadomo czy można tego stwora określić mianem wampira. Diabelna istota zdawała się kroczyć w powietrzu bez potrzeby machania ogromnymi skrzydłami. Podszedł do zwisającej z krzyża postaci i ostrożnie zdjął chłopca z ramion metalowych belek. Język bestii powoli przesunął się po dziurze w piersi chłopca z której wciąż spływała krew. Vald spróbował szkarłatnego płyny ukochanego.
-To twój koniec. –Powiedział z rozbawieniem Cross. –Zakosztowałeś krwi. 
Bestia wydała z siebie przeraźliwy ryk i upuściła z szponiastych rąk bezwładne ciało ukochanego. Haru spadał. 

-----

-KENGO! –Krzyknął Draw do wilka i wskazał na niebo. W dół spadała jakaś postać, którą Książe pod postacią Menfista szybko rozpoznał, był to Haru. –Złap go! – słowa maga mimo, że zagłuszone przez odgłosy walki szybko dotarły do świadomości bruneta. Przebierał łapami skacząc pomiędzy wrogami chcąc jak najszybciej pojawić się akurat w miejscu w które chłopiec mógłby uderzyć. Nie, nie dopuszczał do siebie nawet takiej myśli. Ale dlaczego Haru nie rozłożył skrzydeł? Jest nieprzytomny? I co dzieje się nad nimi? Dlaczego Valdret go nie ratuje? W ostatnim momencie doskoczył do chłopca i zacisnął delikatnie szczęki na jego drobnym ciele. Starał się być ostrożny, by nie zranić brata swoimi zębiskami. Po chwili ułożył go na trawie i powrócił do swojej ludzkiej postaci. Padł na kolana a z jego oczu powoli spływały łzy. Jego brat, jego mały braciszek nie żyje.. Po chwili obok niego pojawił się Draw i położył dłoń na ramieniu starszego księcia. 
-Czy on..?-Spytał łamiącym się głosem. On również płakał. 
Kengo nie odpowiedział tylko kiwnął głową i wtulił w siebie ciało brata. Kołysał się z nim w ramionach nie mogąc uwierzyć, że to koniec. Zawiódł rodziców, miał się przecież nim opiekować, miał go strzec i nie dopuścić do tego by ktokolwiek go skrzywdził. Ułożył chłopca z powrotem na ziemi i spojrzał w górę gdzie jak zakładał jedną z postaci był Valdret. 
-VALD! ZABIJ TEGO SKURWYSYNA! –Wydarł się a w jego oczach nie przestawały wzbierać żałosne łzy. 

----

Cross miał przed sobą uosobienie czystego zła. Ciemna magia która wypływała z ciała przeciwnika zdawała się palić skórę nawet na odległość. 
-Nienawidzisz mnie demonie? –Spytał mężczyzna sięgając po miecz który trzymał w pochwie na plecach. Odpowiedział mu kolejny złowieszczy ryk co wywołało jedynie uśmiech na twarzy Crossa.  – I bardzo dobrze. – Vald nie czekał na specjalne zaproszenie rzucił się w przód z zamiar wykonania ciosu. 

----

Haru czuł dziwne ciepło które rozlewało się po jego ciele, jedyne co zapamiętał to widok klingi mknącej w jego kierunku a potem ciemność. Bał się otworzyć oczy, miał wrażenie, że nie powinien tego robić. Coś mu podpowiadało, że nie powinien być tu gdzie się znajduje.. ale gdzie jest to TU? I Gdzie on jest? Postanowił zaryzykować i uchylić delikatnie powiekę. Szybko jednak pożałował swojej decyzji bo oślepiło go jasne, białe światło które chyba był po prostu wszędzie dookoła. 
-Haru? –Głos. Delikatny niczym muzyka, niczym słowiczy śpiew. Ten głos odbijał się echem w jego uszach, już miał go zignorować, gdy nagle coś albo ktoś się nad nim pochylił i osłonił jego wzrok przed białą łuną rażącego światła. Chłopiec ponownie otworzył oczy i tym razem ujrzał przed sobą twarz. Delikatna, blada cera idealnie kontrastowała z dużymi błękitnymi oczyma. Śniade usta wykrzywione w delikatny aczkolwiek przyjazny i pełny uśmiech. Ów postać miała męskie rysy, ale gdy ponownie otworzyła usta wypłynął z nich ten sam delikatny i kobiecy głos. –Wstań Haru. –Duża dłoń zacisnęła się na przedramieniu księcia i pomogła mu się podnieść. Dopiero kiedy chłopiec stanął na dwóch nogach mógł obejrzeć się dookoła i ku własnemu zdziwieniu przyznać, że nie ma zielonego pojęcia gdzie jest. 
-Umarłem? –Spytał drżącym głosem i spojrzał na mężczyznę a przynajmniej tak zakładał, tylko dlaczego ten osobnik ma męską twarz a na klatce piersiowej wyraźnie kobiece piersi? 
-Można tak powiedzieć. Twoje ziemskie ciało nie zniosło bólu-Znów ten melodyjny głos. –Ale twa dusza jako nieśmiertelna trafiła tutaj. Nie mam czasu na wyjaśnienia poza tym ja nie jestem odpowiednią osobą która zna odpowiedzi na twoje pytania. Wszechmatka chce z tobą rozmawiać. 

----

Został poprowadzony do dziwnego miejsca. Powoli biała pustka zaczęła ustępować obłokom i niewielkim budowlom z jasnego marmuru. Tak przynajmniej sądził Haru. Anioł, jak przypuszczał, zaprowadził do dziwnego ogrodu. Po środku niewielkiego różanego kręgu stała postać. Przewodnik ukłonił się i podszedł do kobiety szepcząc jej coś do ucha na co ów odziana w złotą suknię odwróciła się przodem do księcia. Miała długie białe włosy, ostre rysy twarzy i blade usta niczym płatki białych róż. 
-Haru? –Spytała podchodząc bliżej do chłopca. –Przykro mi, że tu trafiłeś . – Ujęła dłoń drobnego chłopaka i poprowadziła go dalej. –Pamiętasz co się stało prawda? 
Haru kiwnął głową, doskonale pamiętał jak Cross trafił w niego klinga miecza. To było okropne. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę, przesunął dłoń z piersi w dół kładąc ją na podbrzuszu. –Czy ja? Straciłem dziecko? –Spytał trzęsącym się głosem, do oczu momentalnie napłynęły mu gorzkie łzy. –Kim jesteś? Dlaczego tutaj się znalazłem? Nie chce! Chce wrócić na ziemię, do Valda. 
Kobieta spojrzała smutno na Haru i przytuliła go delikatnie. –To ja stworzyłam twoją matkę, ja wysłałam ją na ziemię jako anioła stróża dla twego ojca i to ja pozwoliłam jej na miłość i urodzenie ciebie. –Chłopiec wciąż patrzył na nią z uwagą i pewnym smutkiem. Dobrze wiedziała, że teraz czeka na odpowiedź na najbardziej nurtujące go pytanie. –Twoje dziecko żyje i jest tutaj z nami. –Ucałował delikatnie czoło swojego „wnuka” i poprowadziła go do kolejnego ogrodu. Niedaleko ławki po środku siedzieli i stali aniołowie. 
Haru zauważył, że ów istoty są po prostu bezpłciowe, mają cechy zarówno żeńskie jak i męskie. Ale to nie to przykuło jego uwagę w tym momencie. Aniołowie zabawiali małego chłopca siedzącego po środku w białej koszulce. Miał równie białe jak śnieg włoski z przebijającymi się gdzieniegdzie fioletowymi pasemkami. Kiedy wzrok księcia zetknął się z tym należącym do chłopca, maluszek od razu się uśmiechnął i zaczął powolutku zbliżać się do Bogini i swojego taty. Był jeszcze za mały by mógł chodzić samodzielnie więc pomagał mu jeden z aniołów trzymając go za rączki. Haru padł na kolana i wyciągnął ręce w kierunku swojego synka, ślicznego tak bardzo przypominającego Valda. W sumie miał cechy obu rodziców. Chłopczyk padł w ramiona swojego taty który rozpłakał się nie mogąc już powstrzymać emocji. 
-Twój syn był tu od samego początku. Nic mu się nie stało gdy ty ucierpiałeś na ziemi. –Wyjaśniła kobieta z uśmiechem spoglądając na tulącą się dwójkę. Chłopczyk był wesoły, że poznał przedwcześnie jednego ze swoich rodziców. –Haru, musisz wrócić na ziemię. 
-Ale jak? –Spytał nie mogąc oderwać oczu od swojego dziecka.  Był taki śliczny. –Co z Valdem? –Oprzytomniał gdy zdał sobie sprawę z tego, że jego ukochany patrzył na jego śmierć. 
-Stracił kontrole nad sobą. Dodatkowo spróbował twojej krwi i teraz już nie jest świadom tego co robi. Haru tylko ty potrafisz go powstrzymać. Nie martw się o syna jest tu bezpieczny i nic mu się nie stanie, jak nadejdzie odpowiedni moment pojawi się na ziemi.  

----

-Kengo. –Drawin złapał go za ramię i pociągnął w stronę bezwładnego ciała Haru. –Musimy go stąd zabrać. Tu jest nadal niebezpiecznie. Chodź. –Wiedział, że starszemu trudno patrzeć na martwe ciało brata, ale nie mogą go przecież tutaj zostawić na pastwę losu zwłaszcza, że dookoła wciąż toczą się walki. Z oczu Kengo wciąż spływały gorzkie łzy, ale posłuchał maga i wziął ciało na ręce by powoli chwiejnym krokiem skierować się do zamku. 
-Jak mogłem do tego dopuścić.. gdyby nie moja nieuwaga Haru by żył. 
-Nic już nie zrobimy. –Westchnął Draw łamiącym się głosem on też cierpiał bo Haru był dla niego jak młodszy braciszek. 
-Jak ja spojrzę matce w oczy? Przecież ona się załamie.
-Na razie nie możemy jej o tym powiedzieć. Możemy go jakoś przenieść do twojej sypialni? –Spytał mag przeczesując włosy i odsuwając je na bok by nie zakrywały bladej twarzyczki chłopaka. 
Udało im się jakimś cudem przenieść ciało do jednej z pustych sypialni. Ułożyli na go na pościeli i zastanowili się co teraz? 
-Nie powinniśmy wrócić na pole bitwy? –Spytał Draw opierając się o ramię starszego. 
-Nasi ojcowie wycofali się do zamku, pozostali tam sami żołnierze więc chyba nie ma takiej potrzeby. Jedyne o co się martwię to o to jak sobie radzi Vald. Coś się tam u góry stało. I nie mamy jak się dowiedzieć co dokładnie. –Westchnął i przytulił do siebie maga. 
-Co ty..?
-Zamknij się i pozwól mi na chwilę cie potrzymać w ramionach. –Warknął Kengo. –Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, muszę się uspokoić. 
Draw zacisnął dłonie na plecach mężczyzny i wtulił się w niego mimo pewnych wątpliwości. –Tylko dlatego, że ja też mam dość pozwolę ci na ten gest jasne? Nie myśl sobie że to coś więcej. –I już nic więcej nie powiedział bo usta Kengo bardzo skutecznie wybiły mu to z głowy. 

niedziela, 26 października 2014

Rozdział 15.

Vald spojrzał na ukochanego jakby jego słowa były jakimś naprawdę głupim żartem. – Haru wiem, że możesz mieć do mnie żal, ale to nie przeze mnie wyjechałeś więc proszę przestań robić sobie ze mnie jaja. –Uśmiechnął się ciepło i już chciał złapać jego dłoń lecz chłopak odsunął ją mając w oczach łzy. Dobra to nieco dało Valdretowi do myślenia. –Mówisz poważnie?

Haru otarł oczy i kiwnął jedynie głową. –Wiedziałem, że tak będzie.. hlip. Wiedziałem, że mnie znienawidzisz. Nic na to nie poradzę. To dlatego, że jestem półaniołem i mój organizm się różni od ludzkiego. –Załkał zakrywając twarz dłońmi. –Przepraszam.

Vald nie wiedział co ma powiedzieć. On będzie ojcem? W zasadzie to obaj będą teraz rodzicami, ale jak? Jak do tego doszło, sam fakt, że obaj są mimo wszystko magicznymi stworzeniami mógł to tłumaczyć. Miewał jakieś idiotyczne sny, że obaj prowadzą spokojnie, szczęśliwe życie i mają tą słodką gromadkę dzieci, ale to były tylko niewinne i zabawne sny, a teraz został przedstawiony przed faktem dokonanym. Haru jest w ciąży, w ciąży z nim. I powinien wziąć odpowiedzialność za własne czyny, oraz ich skutki. –Haru. –Powiedział niepewnie łapiąc jego nadgarstki by jakoś odsunąć jego dłonie od twarzy. – Spójrz na mnie. Proszę. –Jak na zawołanie chłopak spojrzał na Valda swoimi czerwonymi oczyma. –Naprawdę jesteś w ciąży? –W odpowiedzi młodszy kiwnął głową. Boże przecież ten słodziak nigdy nie potrafił kłamać więc to na pewno jest prawda. Objął go mocno tuląc do siebie tak jak jeszcze nigdy.

-Um.. Vald?

-Cśśś.. Cieszę się. –Szepnął mu do uszka.

-Naprawdę? –Spytał przez łzy. – I nie jesteś na mnie zły? Nie brzydzisz się mną?

-Głupek, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. –Uśmiechnął się i pocałował to swoje kochanie tak czule jak tylko potrafił. –Do tej pory tylko o tym śniłem, ale widać, że było w tym ziarnko prawdy.

-Uhm tylko, że to nie jest taka zwyczajna ciąża. –Dodał Haru.

Valdret spojrzał na niego niezrozumiale. –Co masz na myśli?

-No bo mimo wszystko jestem chłopakiem, a to dziecko dopiero się pojawi. Znaczy się, ono jest, ale tak jakby nie fizycznie.

-No dobra lepiej będzie jeśli daruje sobie ciekawość. Ufam ci skarbie i to mi starczy. –Uśmiechnął się jedynie i wstał powoli. – Chodź. Polecimy do zamku ok?

-Ale ty jesteś po długim locie nie powinieneś się przemęczać. Vald, ej czekaj! –Złapał go mocno za ramię.

-Nic mi nie będzie słonko. –Objął go w pasie. – Jak ci się podobają moje nowe skrzydła?

Haru westchnął tylko. Wiedział, że ten uparciuch nie da sobie przemówić do rozumu. Pogładził dłonią jego lewe skrzydło. –Są piękne, myślałem na początku, że będziesz w wampirze postaci znaczy w tej straszniejszej a tu taka niespodzianka, jak to możliwe?

-Chyba to dzięki tobie Haru.

-Dzięki mnie? –Spojrzał na niego trochę zaskoczony. –Co masz na myśli?

-Sam nie wiem, ale już nie jestem potworem. Próbowałem jakoś zapanować kilka dni temu nad przemianą i zamiast tej poczwary zmieniłem się tylko w takim stopniu. I nic więcej. –Vald zastanowił się czy może dałoby się jakoś wyjaśnić tą dziwną zmianę jaka w nim zaszła dzięki umiejętnościom tutejszych magów.

----

-Jak to uciekł?! –Warknął Król na straż gdy tylko zbrojni wrócili do zamku. –WON! SZUKAĆ KSIĘCIA!

-Kochanie spokojnie. –Królował gładziła swojego męża po ramieniu. –Kochanie.

-Wy nędzne robaki jakim prawem przychodzicie tu zamiast zacząć go szukać? Powinienem was od razu kazać zabić za taki brak subordynacji!

-Skarbie, uspokój się. –Powiedziała małżonka teraz już bardzo stanowczo.

-No, ale słońce..

Nagle drzwi do Sali rozwarły się i do środka wszedł Haru oraz Vald. –Coś się stało? –Spytał młodszy widząc zamieszanie. –To przeze mnie?

-Jakim prawem uciekłeś? –Spytał Król spoglądając na syna chłodno.

-Nie uciekłem. Po prostu musiałem uratować pewnego lekkomyślnego księcia. –Odparł Haru z uśmiechem i złapał Valdreta za dłoń. Dopiero wtedy Para królewska zwróciła uwagę na gościa który stał obok ich syna. –Ojcze. To jest Valdret.

-Ten Valdret? –Spytał Król podchodząc do dwójki stojącej wciąż blisko wejścia. –Cóż Cię tu sprowadza? Otrzymałem wiadomość, że twój ojciec z wojskami przybędzie dopiero jutro.

-Owszem, ale ja postanowiłem go uprzedzić i samodzielnie tu dotrzeć. –Wyjaśnił Książe kłaniając się lekko.

-Cóż cię do tego skłoniło? –Spytała tym razem królowa.

Vald zawahał się, lecz po chwili odparł. –Martwiłem się o Haru. Miałem przeczucie, że jest w niebezpieczeństwie. –Ścisnął mocniej dłoń ukochanego który stał obok. –Nie mogłem tego zignorować.

Król pokiwał porozumiewawczo głową. – I nie myliłeś się. –Zachęcił ich gestem dłoni by weszli w głąb komnaty. –Valdrecie mam nadzieję, że myślisz poważnie o związku z moim synem, czyż nie? –Młodzieniec kiwnął głową na słowa władcy. –Doskonale. I nie mam na uwadze tylko połączenia naszych królestw poprzez małżeństwo, ale również bardzo zależy mi na szczęściu mojego dziecka. Nim jednak to nastąpi musimy rozprawić się z problemem jaki mu zagraża. –Ciągnął dalej.

-Co masz na myśli Panie? –Spytał Vald.

-Cross wciąż żyje i czyha na życie Haru-Na te słowa Vald pobladł, ale dało się wyczuć, że ów wiadomość go zaskoczyła, przeraziła i dodatkowo mocno wkurzyła. –Nie wiem czy działa z własnej inicjatywy, czy też nie, ale nie możemy ryzykować. Zwłaszcza w zaistniałej sytuacji. Mój syn wspominał ci o pewnym fakcie jaki dotyczy was obu?

-O dziecku?

-Owszem. Skoro tak to teraz Cross zagraża również i waszemu potomkowi. –Zasiedli przy stole tuż obok wielkiego okna które ukazywało piękny widok na morze. –Jeśli wydarzy się coś w najbliższe dni będziemy zmuszeni odwołać turniej i skupić się na ochronie królestwa. Zakładam, że Cross nie działa sam. Wychowałem sobie węża na własnej piersi, więc teraz muszę sobie z nim poradzić. Książe mogę wiedzieć ilu zbrojnych weźmie ze sobą twój ojciec?

-Wiem o pewnym tysiącu, ale poprosiłem brata by przekonał ojca do minimum dwóch. –Vald cały czas trzymał mocno dłoń Haruhiego wiedział jak musi być młodszemu ciężko a przynajmniej się domyślał. – Zastanawiam się kto Crossowi pomaga.

-Mój syn zawarł pakt z siłami ciemności. Jak zakładam to one właśnie będą mu sprzyjać i pomagać w walce o ile odważą się na tak odważny ruch. Sami sobie nie poradzimy, jeśli jednak twój ojciec wesprze nas w boju na pewno zdołamy choć odeprzeć najazd.

-Na pewno ojciec pomoże waszej wysokości. Jako przypieczętowanie zawartego sojuszu. –Zapewnił Valdret z delikatnym uśmiechem. Miał nadzieję, że jednak nie będzie to konieczne. Że nie dojdzie do skrzyżowania mieczy na polach tego królestwa, że nikt nie ucierpi a na pewno nie jego kochany i ich dziecko.

----

Minęły dwa dni, praktycznie nic się nie wydarzyło a na pewno nic co mogłoby w jakikolwiek sposób zniszczyć spokój którym żyło królestwo. Nadszedł dzień turnieju. Całe miasto ogarnęło podekscytowanie popołudniowym wydarzeniem. Ojciec Valdreta wraz z Dravinem i Karnestem przybyli do sąsiadów z dwoma tysiącami zbrojnych. Naturalnie w turnieju wezmą udział tylko wyznaczeni rycerze i wysoko urodzeni szlachcice. Większość zbrojnych robi tylko i wyłącznie za straż która ma bezpiecznie doprowadzić króla na miejsce. Wielkim zaskoczeniem wśród ludu był fakt, że sąsiednie królestwo wysłało aż tylu rycerzy. Haru i Kengo z samego rana stawili się na placu gdzie miał odbyć się turniej, trwały przygotowania, ale ogólnie wszystko było już niemal gotowe. Gdzieś w oddali Haru dostrzegł Dravina do którego od razu podbiegł i rzucił mu się na szyje.

-Hej Dravcio! –Powiedział radośnie i już po chwili był mocno ściskany przez ramiona przyjaciela maga. –Ała.

-Haruś jeju jak ja się o Ciebie martwiłem czy mój brat zboczeniec coś ci zrobił przez te niecałe dwa dni gdy nie mogłem cię pilnować?

-Tak Draw zrobiłem. Spłodziłem dziecko. –tuż za nimi stał sobie Valdret w lśniącej zbroi trzymając pod pachą hełm. Na jego słowa Drav dosłownie zaczął się gotować powietrze dookoła zrobiło się nieprzyjemnie ciężkie.

-Coś zrobił?! –Spytał blondyn.

-Będę ojcem baranie. A ty – nie wierzę , że to mowię –będziesz wujkiem.

Dravin doszukiwał się u Haru jakiegoś zaprzeczenia ale rumieńce u młodego mówiły same za niego.
-Moje słoneczko będzie mamusią? –Spytał mag tuląc chłopaka do siebie jeszcze mocniej niż wcześniej aż Haruhi poczuł jak krew zaczyna mu nie dopływać go górnej części ciała. Na szczęście w miare szybko uratował go Vald a Drav o dziwo wpadł w ramiona Kengo.

-Ej magu nie zapominaj, że ja tez tu stoję. –Powiedział widocznie bardzo obrażony Kengo.

-Pff jakoś specjalnie za toba psie nie tęskniłem. –Odparł jedynie próbując się jakoś uwolnić z uścisku starszego księcia. –No puszczaj.

-O nie, zbyt długo cię nie widziałem. –Po czym szepnął mu na uszko. –Menfist też się za toba stęsknił, odkąd cię posmakowaliśmy jakoś nic innego mu nie przypada do gustu.

-Pieprzeni pan i pies to już podchodzi pod zoofilię. –Warknął.

-Wcale nie, bo to ja się z tobą bawiłem a wilczek tylko siedział we mnie i sobie na nas patrzył. –Wyjaśnił Kengo z uśmiechem. –No chodź i daj spokój naszym gołąbkom. –Odeszli kawałem dalej pozostawiając Valda i Haru samych.

-Będziesz walczyć? –Spytał oglądając go sobie w tej zbroi.

-No tak, Karnest może wybrać swojego przedstawiciela jako najstarszy syn, a Dravin raczej nie jest typem rycerza.

-Dlaczego on sam nie walczy? Jest doskonałym szermierzem. –Zdziwił się młodszy ubierając na głowę hełm po czym uśmiechnął się bo był na niego nieco za duży.

-Nie wiem, może chce mnie sprawdzić? Czy nie wyszedłem z wprawy, ostatnio bez przerwy tylko posługiwałem się magią a miecz miałem w poważaniu. –Odparł i zdjął z Haru ten hełm. –Mogę liczyć na pocałunek na szczęście? –Spytał uśmiechając się.

Haruhi kiwnął głowa i pocałował ukochanego w usta bardzo czule nawet przeciągając to nieco. –Uważaj na siebie.

-Będę skarbie.

----

Król siedział na niewielkim podium po jego lewej stronie siedziała królowa a po prawej Kengo i Haru. Tuż obok na identycznym podwyższeniu dość blisko siedział Ojciec Valdreta po jego prawej Karnest a po Lewej Dravin. Przed całą publika rozciągało się sporych rozmiarów pole walki dookoła którego poustawiano płotki by odgrodzić walczących od ludu który będzie oglądać walczących rycerzy. Król wstał i powiedział głośno tak by wszyscy słyszeli.

-Serdecznie witam na dwudziestym szóstym  już turnieju rycerskim. Tegoroczny jest naprawdę wyjątkowy bo odwiedził nas król sąsiedniego królestwa wraz ze swoimi synami. Oczywiście zwycięzca turnieju nie otrzyma ręki królewny bo takowej u nas brak. I dzięki bogu bo jedna kobieta w moim życiu wystarczy. –Tu na słowa króla cały tłum wsparł go gromkimi brawami i śmiechem. –A żeby nie przeciągać.. niech więc się zacznie! Ojciec Haru wdał się po chwili w rozmowę z ojcem Valdreta i oczywiście musiało to mieć podłoże polityczne.

-Haruś. Od kiedy ci te włosy tak bieleją? –Spytał się w końcu Drav który podszedł do swojego przyjaciela. –Bardzo ci ładnie, ale mam wrażenie, ze w tym wieku siwych włosów mieć nie powinieneś.

-Ech, to chyba przez tą anielską magię. Jak tak dalej pójdzie to osiwieję szybciej niż mój ojciec. –Westchnął książę klepiąc się delikatnie po czubku głowy.

-Naprawde jesteś w ciąży? –Spytał mag przyglądając się uważnie młodszemu. –Ale jak to możliwe? Jesteś chłopakiem!

-I półaniołem. A twój brat półdemonem. Czyli ogólnie nasz związek jest wyjęty spod wszelkich reguł. –Westchnął cierpiętniczo. -Co? No nie patrz tak na mnie, spokojnie to nie jest taka zwykła ludzka ciąża. Podobno nie nosze dziecka w łonie, w końcu i tak go nie mam.

-Dobra, daruj mi szczegóły, nie chce wiedzieć. –Nagle ktoś pociągnął Drava na kolana i okazał się to Kengo.

-Hej księżniczko. Daj buzi a zamienię cię w …

-W żabę? Nie dzięki! Nie skorzystam. –warknął mag. –Zabieraj łapska ty psiarzu!!!

-Jesteście ze sobą? –Spytał Haru z uśmiechem. Miny Kengo i Dravina były po prostu jedyne w swoim rodzaju. Jeden kiwał głową a drugi nią kręcił przecząco.

-Jesteśmy!

-Naturalnie, że nie!

-Jak to? A tak ci było ze mną dobrze tamtej nocy.

-Jeden seks nie robi z nas parę. –Westchnął Drav. –I puść mnie w końcu.

-Nie mam takiego zamiaru.

-Ej cicho! Vald walczy! –Powiedział Haru i podszedł bliżej barierki która odgradzała podest od reszty widowni.

Valdret stał po prawej stronie pola walki. Po lewej natomiast znajdował się jego przeciwnik. Herold powstał i przedstawił walczących.

-Po prawej Drugi syn królestwa Rosendarf, książę Valdret. – Tłum zaczął klaskać i wiwatować. –Po lewej… -Herold przyjrzał się dokładnie trzymanemu pergaminowi. Gdzieś między ludźmi zaczęła krążyć wiadomość, że nie ma ów rycerza na liście.

-Jak to nie ma na liście? –Zaciekawił się tym Kengo i spojrzał w stronę stojącego po lewej stronie rycerza w czarnej zbroi. –O kurwa.

-Bracie..? –Haru również skierował wzrok na dziwnego osobnika, po chwili jednak gdy jego hełm wylądował na ziemi wszystko było jasne.

-Jestem tu by podważyć prawo do tronu mojego byłego brata Kengo oraz zabić Haruhiego! –Cross uśmiechał się szaleńczo mierząc mieczem prosto w miejsce gdzie siedziały rodziny królewskie. –Dodatkowo domagam się aby Rosendarf zerwał pakt pokojowy z Rocknweid!

-Straże! Aresztować go! –Ryknął król nie czekając nawet aż jego były syn skończy przedstawiać swoje żądania. Większość zebranych zbrojnych wlała się na pole jak fala by po chwili jednak stanąć jakby ktoś ich sparaliżował. Z ziemi zaczęli bowiem wychodzić zmarli. Wszędzie dookoła skąd tylko się dało na światło dzienne wylazły kości i trupy. Tłumy prostych ludzi zaczęły uciekać a na ich miejsca pojawili się żołnierze obu królestw. Liczebność obu stron była niemal identyczna, ale trupa trudniej przecież zniszczyć w końcu i tak już jest martwy.

-Kochanie. Uciekaj do zamku, ukryj tylu ludzi ilu tylko zdołasz. Haru idź z matką.!  - Królowa już ciągnęła młodszego syna za dłoń gdy nagle nie wiadomo skąd na jego karku zacisnęła się ręka Crossa.

-Jesteś mój! –Zaśmiał się szaleńczo i wzleciał z chłopakiem nad walczących. Ale jak on może latać?

-Haaaruu! –Krzyknał Vald zalewany przez kilkunastu zmarłych. Machał mieczem, zabijał i kruszył kości ale na miejsce jednego powalonego pojawiało się dwóch kolejnych. Gdzieś w oddali ujrzał Karnesta walczącego ramię w ramię z ojcem. Kengo pod postacią wilka rozszarpywał truchła a Drav ciskał zaklęciami w każdego napotkanego przeciwnika.

----

Cross trzymał brata za kark z uśmiechem przyglądając się z góry na rozgrywającą się pod nimi rzeź. –Piękny widok prawda braciszku? Ten odór krwi i rozkładu. Wszyscy będą wkrótce martwi tak jak i ty.

Haru krzyknął głośno czując ból w dłoniach, nim się spostrzegł za jego plecami pojawił się znikąd czarny metalowy krzyż. Ręka która spoczywała na szyi chłopaka puściła go i po chwili książe mógł poczuć na plecach zimno metalu. To jednak nie był koniec.

-Ghaaaa!!!!-Krzyknął bo dwa metalowe kołki przebiły jego przeguby i przyszpiliły je tym samym do ramion krzyża. –Cross proszę puść!! Aaaaaaa boli!!

-I o to chodzi. Masz cierpieć bracie!!-Ponownie się zaśmiał.

-----

-HARU!-Krzyczał Vald w końcu kiedy zmniejszył liczbę trupów dookoła siebie mógł zacząć działać. Zagryzł wargę wydobył skrzydła i wzleciał w górę kierując się w stronę dwóch punktów na tle zachmurzonego nieba. 

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 14.

Haru nie sądził, że we własnym domu będzie czuł się tak nieswojo. Następnego dnia z samego rana powiedział rodzicom co się stało. Gdyby nie fakt, że słowa Crossa zgadzały się z groźbą to pewnie by mu nie uwierzyli. W tym czasie sytuacja była bardzo podejrzana, spisek jaki uknuto miał cel w osobie Haruhiego i co gorsza teraz chłopak nie był nigdzie bezpieczny nawet we własnym królestwie. Zazwyczaj obca magia nie miała wstępu do zamków bo każdy z nich był chroniony potężnymi przeciwzaklęciami, teraz było podobnie jak w przypadku wizyty u Valda. Tam też magia nie wykryła obecności demonicznej aury Crossa. Czyżby był zbyt potężny i oparł się działaniu tak zaawansowanej sztuce magicznej?

-Haru. –Królowa po obiedzie złapała dłoń syna i uśmiechnęła się  delikatnie. – Wspominałeś, że ostatnio dziwnie się czułeś tak?

-Tak. Czuje czyjąś obecność. Coś się zmieniło. To dziwne. –Chłopiec podrapał się nerwowo po głowie.

-Wieczorem mamy mieć nietypowego gościa.

-Kogo?

-Zobaczysz, ale może on pomoże nam wytłumaczyć co się dzieję.

----

Vald nie czekał nawet na orszak z samego rana postawił sprawę jasno królowi i królowej, ci niechętnie zgodzili się aby syn wyruszył do sąsiadów tak wczas, w końcu zdecydowali, że przybędą w przeddzień turnieju. Ale jak to miał w zwyczaju mawiać Drav „tego osła Valda i tak żadna siła tu nie utrzyma, nawet jak mu zabronicie to w jakiś sposób ucieknie.” Co prawda to prawda i para królewska dobrze o tym wiedziała, oczywiście przeczucia księcia, że Haru jest w niebezpieczeństwie były zbyt błahym dowodem.

-Vald, jesteś idiotą. Droga i tak zajmie ci dwa dni, koń nie jest przyzwyczajony do bezustannej podróży i ty też. –Pouczył go Karnest idąc za bratem w towarzystwie reszty rodzeństwa.

-Prędzej twój koń zdechnie niż dowiezie cie tam w jeden dzień. –Sprostował Lian i poprawił nieco odstające kosmyki włosów.

-Nie mam zamiaru jechać tam konno. –W ciszy doszli na dziedziniec. –Będzie szybciej jak sam się nieco pomęczę. –Skupił się i po chwili przybrał swoją nową wampirzą postać.- W końcu nie bez powodu mam te cholerne skrzydła.

- Od kiedy ty umiesz to kontrolować? –Spytał starszy.

-Jakoś od niedawna, ale nie to jest teraz ważne. –Zwrócił się do Karnesta.- Wiesz może ile zbrojnych chce ojciec zabrać ze sobą na turniej?

-Mówił, że około tysiąca.

-Mało. Namów go na minimum dwa tysiące.

-Po co aż tyle?

-Mam dziwne wrażenie, że nam się przydadzą. –Po tych słowach wzbił się w powietrze.

----

-Haru!

Chłopiec obejrzał się w stronę skąd dobiegł głos. Ujrzał po chwili Kengo. –Cos się stało?

-Po prostu martwię się o ciebie. Wolę mieć na ciebie oko, bo jeszcze ktoś cię zaatakuje. –Odparł jakby to było przecież oczywiste. –Siwiejesz?

-Hę?

-No włosy ci się robią białe na czubku głowy.

Chłopiec otworzył szerzej oczy i pomacał się po głowie. –Dziwne, nie używam przecież mocy. Dlaczego więc zmienia się kolor? Aaaaaaj wszystko mi się miesza, nic już nie rozumiem. Dlaczego Cross tak się mści? Co ja mu zrobiłem?

-Pomijając to, że chciał doprowadzić do wojny a ty zakochałeś się w księciu i go uratowałeś? No cóż nie wiem co siedziało i siedzi w głowie Crossa, ale póki co trzeba się go wystrzegać. –Złapał brata za rękę i uśmiechnął się lekko. –Dopiero co byłes moim małym braciszkiem o którego dbałem, wolałem udawać, że nie widzę jak szybko dorastasz.

-Mówisz jak matka. –Sprecyzował Haru.

-No dzięki szczeniaku. –roześmiali się i poszli w stronę wielkiej Sali gdzie prawdopodobnie czekali już ojciec i matka z tym gościem.

Ogromne drzwi stanęły przed nimi otworem w Sali przy stole siedziało już troje ludzi. Król i Królowa  przywołali do siebie swoich synów a ów gość wstał by móc przywitać się z chłopcami.

-Kengo i Haru nasi synowi. –Wyjaśnił Król. Młodszy książę zmierzył gościa wzrokiem od stóp do głów i ledwo powstrzymał się przed zadaniem w zbyt krótkim czasie zbyt wielu pytań. Bodajże mężczyzna stojący przed nimi był niewiarygodnie podobny do ich matki. Jasne włosy długie do pasa, ostre rysy twarzy i przenikliwe niebieskie oczy.

-Miło mi was poznać. Jestem Arluen. Należę do rodziny waszej matki. –Jego głos był delikatny jak szum wody. –Ty jesteś Haruhi. –Podszedł do chłopca i delikatnie uścisnął jego dłoń.

-Kim jesteś? –Spytał książę  patrząc na gościa w lekkim szoku. –Co masz na myśli mówiąc, że jesteś rodziną mamy?

-Wasza matka jest, a raczej była aniołem. Mnie tak jak i ją stworzyła ta sama bogini. Z tą różnicą, że ona została obdarowana osobowością i płcią. –Wyjaśnił. –My anioły jesteśmy seksualnie obojętni, tworzy się nas jako twory doskonałe.

-Arluen.-Przerwała mu Królowa. –Jestem ci wdzięczna, że przystałeś na moje zaproszenie, ale wiesz, że nie o to mi chodziło. Nie musisz tłumaczyć wszystkiego mojemu synowi, chce byś sprawdził co się w nim zmieniło. –Westchnęła cicho.

-Dobrze. Wybacz siostro. –Ułożył dłoń na czole chłopca i pomimo lekkiego zawahania Haru po chwili zaczął działać. Chłopiec czuł silną magię jaka biła od mężczyzny o ile można było go tak nazwać. –Powiedz mi Haru, zakochałeś się prawda?

-Uhm. –potwierdził nieśmiało. –Ale co to ma do rzeczy?

-Och, bardzo wiele. Zwłaszcza, że nosisz w sobie żywą istotę.

-CO?- To pytanie padło równocześnie z ust króla, królowej i Kengo.

-Ale Haru jest chłopcem on nie może być w ciąży. –Zapewnił starszy brat.

-Nie do końca. –Odparł Arluen. –Zacznijmy od tego, że Haru jest w połowie aniołem. Nasza rasa może się rozmnażać, nie tak jak wy ludzie ale jest to możliwe. Z reguły wystarcza do tego zwykła zgoda obu aniołów i czułości. Nie seks tak ja to bywa u waszej rasy. Pamiętajcie, że matka Haru wyrzekła się swojej mocy i oddała ją dziecku w swym łonie, dzięki temu książę posiadł nie tylko magię ale i poniekąd organizm, bo inaczej tego nazwać się nie da. Skrzydła to nie magia która przybiera ów kształt, jest to unerwiona i umięśniona część ciała, która potrafi się maskować, chować w ciele anioła. –Wyjaśnił. –W twoim przypadku nie jest to ciąża jak u człowieka. Dziecko pojawi się w odpowiednim momencie i nie jest to kwestia 9 miesięcy, nie żyje w łonie bo jak już zauważyliście, Haru jest chłopcem, żyje w sercu i jest skutkiem miłości. –Spojrzał na oniemiałego chłopca. –Kto jest ojcem? Anioł czy człowiek?

Haruhi zawahał się. –Valdret. Ale on nie jest ani aniołem ani człowiekiem.

Arluen spojrzał na chłopca niezrozumiale. –Co masz na myśli?

-Jest.. półwampirem. –Na te słowa anioł wzdrygnął się.

-Pomiot demonów. –Warknął.

-Nie! –Zaprzeczył Haru. –On jest dobry!

-Zbratałeś się ze złem. Wiesz co może wyniknąć z tego związku? To już nie chodzi o hybrydę anioła i demona, ale o samą równowagę świata.

-To moje życie i moja decyzja! –Czarnowłosy nie wytrzymał. Spojrzał na mężczyznę czując narastający gniew. –Nie znasz go, nie wiesz jaki jest i na pewno nie jest jak to ująłeś „pomiotem zła” –Wybiegł z Sali ignorując wołania matki.  Czuł złość, jak mógł oceniać  Valda, nawet go nie zna, nie wie jaki jest dobry. Anioły nie powinny takie być w końcu są uosobieniem dobra a Arluen pokazał ich inne oblicze.

-Książe, proszę zaczekaj. –Dobiegł go głos anioła. – Wybacz mi, nie chciałem się unosić. –W jego słowach chłopiec wyczuł skruchę. – Nie powinienem go osądzać.

-Tak, to było naprawdę głupie. –Westchnął Haru.

-Muszę wracać do mojej pani a nie chciałem opuszczać zamku pozostawiając między nami sieć niezgody. –Wyjaśnił i ukłonił się delikatnie. –Dziecko jest świętością nie ważne kto jest jego rodzicem. Zapewniam, że Anioły będą je kochać jako kolejnego członka rodziny. –Podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu chłopaka. –Uważaj na siebie. Siły zła chcą twojej śmierci, teraz zagrażają również dziecku. Mimo, że to nie jest stan identyczny jakiego doświadczają ziemskie matki to powinieneś być bardzo ostrożny. –Uśmiechnął się delikatnie i oddalił.

Haru siedział w swojej komnacie spoglądając w stronę oceanu. Dalej nie mógł dopuścić do siebie myśli, że w ogóle doszło do takiej sytuacji. To przecież jest wbrew naturze, jak do tego doszło? Mimo, że to wszystko stało się za sprawą magii to wciąż nie może zrozumieć… jak? Nagle ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę. –Powiedział głośniej książę i spojrzał w stronę wejścia.

-Kochanie. – Królowa podeszła do synka i usiadła obok niego na łóżku. Otuliła go swoimi ramionami i przytuliła do siebie. –Nad czym tak myślisz? Boisz się, że nosisz w sobie życie?

-Tu nawet nie chodzi, że boję się dziecka. Ja się martwię, że przez to, że coś mi zagraża to coś mu się stanie. A to też dziecko Valda. Czuję się winny, że jest zagrożone..

-Haru daj spokój. Nikt tego nie przewidział nie możesz się obwiniać.

-O kurcze.!

-Co się stało? –Spytała bo jej syn aż poderwał się na równe nogi.

-Jak ja powiem Valdretowi, że no.. że jestem jakby w ciąży a on jest tak jakby ojcem? A co jeśli on mnie znienawidzi? Uzna za dziwadło? Przecież to będzie dla niego szok. –Spojrzał na matkę z przerażeniem. – Jak ja mu to powiem?

-Przecież wygląda na miłego młodzieńca. Na pewno zrozumie.

-Bo jest miły, ale nie rozmawialiśmy nawet jeszcze o ślubie, a jak już to dla żartów a teraz mam go powiadomić o dziecku? Hej Vald no wiesz kochaliśmy się tyle razy to tak jakoś wbrew naturze jestem z tobą w ciąży, nie masz innego wyjścia jak zaakceptować swoje hybrydowe dziecko? Przecież to brzmi komicznie. –Jęknął teraz już całkiem załamany.

----

Vald był mniej więcej w połowie drogi, pomimo bardzo krótkich przerw śpieszył się jak nigdy. Dobrze, że nie zdecydował się na jazdę konno bo chyba nigdy nie dotarłby do Haru tak szybko. Choć czuł odrętwienie skrzydeł i nieznośny ból nie potrafił myśleć nawet o zbyt długim postoju. Leciał nawet w nocy mijając po drodze ptaki i inne powietrzne stworzenia. –Kurwa, kurwa, kurwa… -Klął pod nosem mając wrażenie, że wciąż jest zbyt wolny, że powinien przyspieszyć. Wszystko zdawało się ciągnąc wieczność a droga wydłużać. –KURWA MAĆ!! –Zaklął ponownie. Gdzieś w oddali widać było już błękit morza, był to wyraźny znak, że powoli dociera do celu.

----

Ranek następnego dnia był dużo spokojniejszy. Haru w jakiś sposób zdołał się uspokoić i nie myślał już tak pesymistycznie o powiadomieniu Valda o całej zaistniałej sytuacji. Mimo, że wciąż miał sceptyczne nastawienie to starał się myśleć racjonalnie i dojrzale.

-Haruś. –Powiedział Kengo widząc swojego brata który właśnie wychodził z swojej sypialni. – Jak się czujesz?

-Już mi lepiej. Musisz mieć teraz o mnie głupie zdanie prawda? Młodszy brat, półanioł i jeszcze w ciąży z półwampirem.

-Hah no brzmi to komicznie, ale nie myśl, że to jest dla mnie jakikolwiek powód to naśmiewania się z ciebie, przecież wiesz, że zawsze stoję po twojej stronie. Poza tym myśl, że będę wujkiem napawa mnie samymi pozytywami. –Odparł z uśmiechem i poklepał młodszego po ramieniu. – Chodź na śniadanie hmm? Potem pójdziemy się przejść na targowisko bo coś czuję, że w tym roku turniej będzie dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio. W sumie to nawet dobry pomysł bo ludzie mogą oglądać zawody z domów, ale no wiesz tuż obok jest cukiernia i zawsze mnie tak mega tam ciągnie. A o Menfiscie to już nie wspominam, ten kundel uwielbia słodycze. Pamiętasz jak dwa lata temu spóźniłem się na otwarcie? Ta bestia specjalnie się przemieniła bo nie zgodziłem się na kupno rogalika. No to cholera sam tam polazł i przy okazji wystraszył córkę właściciela. –Tym razem chyba będę zmuszony zrobić jakiś zapas bo skoro jestem łaskawie następcą tronu to nie wypada mi się spóźnić przez zachcianki tego szczeniaka. –Zaśmiał się radośnie a w jego ślady poszedł też Haru.

Na śniadaniu na szczęście nikt nie poruszał delikatnego tematu jakim była sytuacja z wczoraj. Łatwo było się jednak domyśleć, że każdy chciał się wypowiedzieć, to napięcie dało się wyczuć w powietrzu.

-Jutro przybędzie poczet z Rosendarf? –Spytał Kengo.

-O ile nie będą mieć po drodze żadnych komplikacji to powinni tu przybyć z samego rana, ostatecznie nim zajdzie słońce. –Odpowiedziała Królowa sącząc wino ze swojego kielicha.

Haru milczał i również sięgnął po swój kielich lecz gdy tylko przystawił go do ust wyczuł coś dziwnego. Szybko odsunął wino od ust dziękując Bogu, że nie wypił ani jednej kropli.

-Co się stało Haru? –Spytał ojciec spoglądając na młodszego syna.

Haruhi westchnął i wlał wino do wazonu w którym stały piękne stokrotki. Kwiaty momentalnie zwiędły. –Zatrute. Zdziwiło mnie, że wino pachnie jak zepsute mięso.  – Na jego słowa każdy z siedzących przy stole sprawdził swój puchar, czy jest tak samo. Okazało się jednak, że tylko chłopaka chciano otruć, pozostałe wino jakie znajdowało się w karafkach i naczyniach było bardzo dobre i na pewno nie dodano do niego trucizny.

-Kurwa! –Zaklął Król i wstając z miejsca aż przewrócił krzesło. –Wezwać testerów!! Haru nie tkniesz niczego nim nie zostanie to skosztowane przez moich ludzi, magowie będą  stale nadzorować wpływ złej magii, jeśli cokolwiek będzie nie tak dowiemy się pierwsi nim stanie się nieszczęście.

-NIE! –Krzyknął Haru. –Mam dość! Czuje się jakbym od samego oddychania mógł umrzeć to chore! –Jęknął.

-Haruhi! –Ryknął ojciec przypominając swemu synowi, że to on jest tutaj królem i ma się go słuchać.

-Przepraszam ojcze. –Szepnął ze skruchą chłopiec. – Mogę odejść? Chce pooddychać świeżym powietrzem.

-Dobrze, ale będzie ci towarzyszyć straż przyboczna. –Machnięciem ręki król przywołał do siebie czworo ciężko uzbrojonych rycerzy, którzy po chwili stanęli tuż obok księcia. –Macie go pilnować!

-Tak jest nasz panie. –powiedzieli jednocześnie i skłonili się posłusznie.

Haru westchnął jedynie i wyszedł z jadalni a tuż za nim niczym cienie pomknęli strażnicy. –Byłbym wam wdzięczny jeśli zachowacie ode mnie pewna odległość dobrze? –Spytał książę lecz tak jak myślał, nie uzyskał odpowiedzi. Rozkaz wydał Król więc jest niepodważalny i nie mogą zaakceptować przez to prośby księcia. –Ech, mniejsza. –Wyszli na dziedziniec, przez te miesiące spędzone u sąsiadów nieco się zmieniło w królestwie. Skończono odnawiać stocznię, która uległa zniszczeniu podczas ostatniego najazdu niedobitków morskich plemion, pomimo bardzo skutecznych okrętów jakimi dysponowali, ich flota uległa totalnemu rozgromieniu dzięki działom na tutejszych murach. Udało się skonfiskować okręty przeciwnika które nie uległy zbyt wielkim zniszczeniom i teraz królestwo tworzy statki na ich wzór, oczywiście królewscy konstruktorzy ulepszyli je i dzięki temu teraz Rockenweid dysponuje najskuteczniejszą flotą na morzu. Haru już miał skierować się na nadbrzeże, gdy nagle gdzieś w oddali ujrzał poruszający się dość szybko czarny punkt.  Ów ptakopodobny kształt leciał na niebie co jakiś czas opadając nieco by ponownie wzbić się wyżej, wyglądało to tak jakby coś nie chciało za wszelką cenę spaść na ziemię. Haru puścił się biegiem w stronę ów dziwnej istoty, była znacznie większa niż jakikolwiek znany mu ptak, dłuższa i o bardzo dużych skrzydłach. Chłopak zignorował wołania straży przybocznej i momentalnie z cichym jękiem wymusił pojawienie się swoich skrzydeł. Wzbił się w powietrze mknąc w stronę postaci tak szybko jak mógł. W końcu rozpoznał Valdreta. –VALD! –Krzyknął lecz mężczyzna w końcu osłabł i zaczął spadać! Haru pomknął w dół wyciągnął przed siebie dłonie by złapać ukochanego nim ten uderzy z impetem w ziemię. –Vald! –Jęknął z rozpaczy, był tak blisko, ale im bardziej zbliżał się do księcia tym bliżej była też ziemia. W końcu zamachnął się mocno skrzydłami i z ulgą poczuł jak dłonie zaciskają się na szacie mężczyzny. Odetchnął złożył skrzydła nabierając w nie powietrze dzięki czemu wyhamował nim obaj zetknęli się z gruntem. Dopiero gdy spokojnie wylądowali spojrzał na ukochanego sprawdzając czy nic mu nie jest. Doznał niemałego szoku gdy ujrzał postać Valda w tej postaci. Skóra była koloru szarości zaś skrzydła nie były popękane, błoniaste czy wyposażone w szpony. Pokrywały je czarne pióra o dość ostrych krawędziach, ale w dotyku były wyjątkowo delikatne. Odgarnął dłonią włosy z twarzy kochanka. –Vald. Hej, obudź się. –Powiedział i delikatnie ucałował jego wargi, o dziwo męzczyzna od razu odwzajemnił ów muśnięcie.

-H-Haru?-Wydyszał.

-Mhm. To ja. Co ty tutaj robisz? –Spytał gładząc delikatnie jego szybko unoszącą się klatkę piersiową.

-Wyczułem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Musiałem jak najszybciej przybyć. –Odparł wciąż oddychając jakby przebiegł, ba jakby przeleciał pół świata. Bo wiele mu chyba nie brakowało. –Jesteś cały. Tak się cieszę.

-Ty wariacie. Jesteś wyczerpany, leciałeś cały czas?

-Miałem przerwy… kilkuminutowe.

-Kilkuminutowe? Oszalałeś. –Jęknął nie wiedząc czy śmiać się czy płakać. Leżeli tak jeszcze jakiś czas dopóki Valdret nie zaczął się kłócić, że już mu lepiej i może wstać.

-Na pewno wszystko w porządku? –Spytał w końcu.

Haru milczał, nie wiedział jak ma mu to wszystko przekazać. –Cross nie umarł. I chce mnie zabić.

Vald zmarszczył brwi na jego słowa. –Dobrze, że przyleciałem. Będę miał na ciebie oko.

-Nie ty jeden, ojciec już mi załatwił nianie w osobie jego straży przybocznej. –Zironizował.

-Ale straż przyboczna nie będzie z tobą spać w jednym łóżku. –Zaśmiał się. – A ja mam taki zamiar. Mam nadzieję, że przez te dwa dni ojciec nie znalazł ci żadnej narzeczonej lub narzeczonego.

-Nie, spokojnie w zaistniałej sytuacji w sumie nie ma innego wyboru jak właśnie ciebie zaakceptować jako mojego narzeczonego.

-W jakiej sytuacji? –Spytał Vald patrząc na niego niezrozumiale.

Chłopiec wziął głęboki oddech. –Będziemy mieć dziecko.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 13.

Zbyt szybko przemknęła ta wizyta, Haru miał wrażenie, że minęły może niecałe dwa miesiące? Nigdy nie sądził, że będzie zmuszony wracać do swojego królestwa z tak negatywnymi emocjami spowodowanymi rozstaniem z ukochanym Valdem. Pożegnania nigdy nie należały do ulubionych zajęć księcia. Ale nie było innego wyjścia jak wracać, Ojciec zarządził, że muszą być obecni podczas przygotowań do najbliższego turnieju rycerskiego. Poza tym teraz Kengo jest dziedzicem tronu i nie wypada by nie brał w nim udziału. Vald stał na dziedzińcu i patrzył na oddalający się orszak w środku którego jechał jego najcenniejszy skarb.

„-Przyjadę na turniej więc to tylko chwilowa rozłąka.” –Przypomniał sobie swoje słowa które skierował jeszcze chwilę temu w stronę Haru. Vald czuł jak serce powoli staje się świadome tego co traci, nawet jeśli na krótki czas. Jego aniołek znikł w końcu gdzieś na horyzoncie, pochłonięty przez jasne promienie słońca i zalesione tereny królestwa.

----

-Heh zobaczysz magu, że będziesz jeszcze za mną tęsknić. –Odparł Kengo do Drava zanim jeszcze wyjechali. –W końcu doświadczyłeś tego co mało kto miał okazję, pieprzyłeś się z przyszłym królem.

-Lepiej szybko stąd wyjedź. Bo na odchodnym ci przywalę jakimś zabójczym zaklęciem głupi wilku. –Nawet Drav czuł, że spotkanie z tym samolubnym idiotą nie było zbiegiem okoliczności. Wolał jednak sam sobie tego nie przyznać, będzie tęsknić za głupimi i od czasu do czasu wrednymi tekstami księcia Kengo. W końcu wszedł do zamku nie chcąc w przeciwieństwie do Valda patrzeć jak orszak wyrusza. Gdzieś w środku serca jednak czuł tęsknotę i chyba nie tylko do swojego nowego przyjaciela Haru.

----

-Haruhi nie cieszysz się, że wracamy do domu? –Spytała matka jadąc obok na gniadej klaczce. –Ojciec na pewno się stęsknił za wami. Nie był do końca zadowolony, że i ja go opuszczam by was odwiedzić. Został sam mając na ramionach odpowiedzialność za królestwo.

Haru milczał, jakoś nie potrafił odpowiednio dobrać słów. Czuł, że powrót do domu będzie łączył się z samotnością i krwawiącym sercem. Dopiero co zyskał coś cennego a teraz musiał się z tym rozstać. Pogładził swoją klaczkę po jasnej szyi i rozejrzał się dookoła. Krajobraz powoli się zmieniał. W oddali na końcu górskiej doliny widać było jaśniejące morze – znak, że właśnie tam czeka dom.

Kengo jechał na przodzie co jakiś czas oglądając się w stronę swojego młodszego brata. Fakt faktem on sam jechał tam bo musiał, ale po co ojciec zarządził żeby i młody wrócił? Przez dłuższy czas mężczyzna miał wrażenie, że orszak jest obserwowany. Coś tu naprawdę było podejrzane tylko nie mógł dojść do tego co przywołuję ów dziwne odczucia.

----

Vald stał na niewielkiej polanie w lesie za zamkiem. Postanowił nieco poćwiczyć niedawno uzyskane umiejętności bo przecież dopiero co udało mu się zapanować nad swoją wampiryczną  połową. Na początek przemiana. Chciał sam spowodować częściowe przeobrażenie. Zacznijmy od ręki. Wyciągnął dłoń w stronę drzewa które rosło naprzeciw i zacisnął palce. Od razu ogarnęło go początkowo palące uczucie, ale po chwili nastał lodowaty chłód. Ręka zaczęła się dziwnie deformować przybrała szarawy odcień, ale nagle szybko przestała się zmieniać. Była zwyczajna z tym, że kolor nadal był lekko szarawy.

-Co jest? Nagle odwidziało ci się przemieniać? Kurwa no dalej. –Krzyknął i nagle w jego dłoni pojawił się ten sam znajomy kłąb zmieszanej purpurowej i lodowato zimnej magii. To było dziwne bo do tej pory jego ręka musiała wyglądać jak psu z gardła wyjęta by doszło do pokazania się wampirze energii. Podszedł do drzewa i nawet nie musiał go dotykać wystarczyło niewielkie zbliżenie by kora w jednym miejscy zgniła i po chwili rozpadła się na kawałeczki zupełnie jakby wyżarły ją korniki. Skoro ręka strajkuje i nie chce się przemienić całkowicie to może warto by sprawdzić co będzie z resztą ciała. Valdret zamknął oczy i skupił się na czymś co go zazwyczaj wkurwiało. Silne emocje najlepiej powodowały przemiany. Kiedy jego ciało ogarnęło uczucie z wcześniej po chwili otworzył oczy i podszedł do pobliskiego strumyka by sprawdzić jak wygląda jego wampirza postać. Spodziewał się ujrzeć obrzydliwą postać, pomarszczoną i łuskowatą gdzieniegdzie. Zamiast tego ujrzał siebie. Swoją twarz, ale skóra była szara tak samo jak przedtem jego ręka. –Co jest? –Wszystko było dziwne i na opak. Przecież tyle razy opowiadano mu jak wygląda podczas przemiany i to co tu ujrzał odbiegało od tych zeznań. No, ale skrzydła zawsze były okropne i błoniaste więc to na pewno się nie zmieniło. Chwilowy ból na plecach i po chwili na światło dzienne ukazała się para wielkich skrzydeł. Vald aż otworzył usta ze zdziwienia. Skrzydła już wcale nie pokrywała błona, kolce znikły, brakowało też blizn i dziwnych dziur spowodowanych walkami. Teraz jego skrzydła wyglądały zupełnie inaczej.

-Hej Vald, szukałem cię… O KURWA. –Mag stał parę metrów dalej i patrzył z osłupieniem na swojego brata. –Coś ty kurna zrobił?

-Wydaje mi się, że to nie moja zasługa, ale musisz mi pomóc to sprawdzić.

----

Droga do domu trwała dosłownie dwa dni. Podczas tej podróży Haru czuł się jakby szedł na ścięcie. Jakby ten wyjazd był wyrokiem który zapadł, wyrokiem który oznaczał koniec jego szczęścia u boku Valda. Rockenweid było zieloną krainą nad wielkim Oceanem Gromów. Sam zamek ulokowany całkiem niedaleko wybrzeża miał okazje podziwiać zachodzące słońce które spowijał każdego wieczory spokojny błękit tafli wody. W tym kraju pogoda była trudna do przewidzenia, ale naprawdę łatwo było się do tego przyzwyczaić. Zamek w końcu ugościł ich swoim monumentalizmem. Wielkie wrota otwarły się prezentując piękne kamienne dzieła architektury. Żołnierze salutowali witając powracającą rodzinę królewską. Trójka wysoko urodzonych osób zeszła z koni i przekraczając próg zamku weszli do środka. Kierując się wielkim korytarzem doszli do Sali tronowej, gdzie tuż przy ogromnym oknie stał król.

-Tato. –Krzyknął Haru i podbiegł do ojca z szerokim uśmiechem. Człowiek ów liczył sobie może z 50 wiosen ale wygląd postarzał go, widać było, że czas i doświadczenie odbiły na nim srogie piętno.

-No naprawdę nie wiem po co was tam wysyłałem przez to zostałem pozbawiony radości oglądania moich synów i żony. –Zmierzwił włosy syna a po chwili już klepał dumnie starszego Kango i składał pocałunek na policzku swojej ukochanej. –No dobrze najpierw coś zjecie a potem opowiecie mi ze szczegółami co działo się u naszych sąsiadów. Znając was wpakowaliście się w niemałe kłopoty.

Haruhi razem z bratem poszli do swoich komnat żeby się przygotować na kolacji. Chłopiec otworzył drzwi i wszedł do jasnego pomieszczenia. Z jednej strony widniała biblioteczka pełna ksiąg i różnych pergaminów z drugiej biurko i krzesło w pięknym wzorzystym obiciem. Tuż przy oknie zaś znajdowało się ogromne łoże. Okno z drzwiczkami prowadziło na balkonik z widokiem na morze. Przy samym wejściu Haruhiego uderzyła w twarz ta morska bryza, lekko słonawe powietrze. Był w domu, czuł to ale jednocześnie odczuwał też tą straszną pustkę. Chłopiec westchnął tylko i szybko przebrał się w świeże szaty aby po chwili móc wrócić do oczekujących go osób.

W jadalni już siedział Król z małżonką która zapewne opowiadała mu co też ich spotkało u sąsiadów. Kengo wszedł zaraz po swoim braciszku więc obaj zajęli swoje miejsca przy stole u boku króla.

-No dobrze to opowiadajcie w co się wpakowaliście. –Powiedział w końcu ojciec do swoich synów gdy złóżba zaczęła wnosić na sale jedzenie.

-W sumie nic ciekawego. Haru pobawił się w bohatera i uratował jednego z synów Króla, potem się zakochali i co najciekawsze Haru w końcu odkrył magię. –Streścił Kengo.

-Naprawdę? Haru a mógłbyś zademonstrować? –Spytał swojego najmłodszego syna.

-Spokojnie skarbie nie musisz pokazywać skrzydeł. –Dodała matka kiedy Haru wzdrygnął się.

Chłopiec po chwili siedział na krześle z białymi włosami a dookoła niego aż biła czysta magia.

-Zupełnie jak w dniu jego narodzin. Istny aniołek, cała matka. –Zaśmiał się Król widzac że jego najmłodszy syn rumieni się. –Haru cieszę się, że polubiłeś Księcia Valdreta i wybacz że was wezwałem wcześniej, ale w związku ze zdradą i śmiercią Crossa nie miałem innego wyboru. Kengo teraz ty jesteś następca tronu a w związku z nadchodzącymi zawodami musisz być obecny w królestwie.

-Rozumiem ojcze. –Odparł Kengo. –Ale Haru nie mógł tam zostać?

-No niestety. Bo widzicie teraz kiedy Haru odkrył magię to stało się coś czego bym się nie spodziewał. –Wysunął z kieszeni list z czarną pieczęcią. –To pogróżka. Ktoś chce uśmiercić Haruhiego. Spojrzał na list i przeczytał:
„Wydaj syna anioła, albo sami po niego przyjdziemy a z waszego królestwa nie pozostanie kamień na kamieniu. Nas nie da się od tak zabić.”

Haru spojrzał na swój talerz który w sumie był już prawie pusty. Ktoś pragnie jego śmierci? Ale dlaczego? Kto? Przecież nikomu nic nie zrobił. Czuł się jakby brał udział w jakiejś dziwnej historii w której szczęśliwy koniec jest tylko mitem, czymś nieosiągalnym. Wstał z miejsca i spojrzał na ojca.

-Nie chce narażać królestwa, ale nie chce tez umrzeć.

-Spokojnie synu, nie mam zamiaru od tak oddać im swojego dziecka. Nigdy nie przegraliśmy walki i tej też nie przegramy.

Haru uśmiechnął się delikatnie i poszedł do siebie, był zmęczony za dużo tego jak na jeden dzień. Musiał odpocząć. W komnacie zdjął szatę i opadł bezwładnie na łóżko. Czuł, że tej nocy nie zaśnie tak łatwo, ale z drugiej strony tak bardzo chciał usnąć i choć na chwilkę zapomnieć.

Cisza.

Trwała noc kiedy w komnacie Haru pojawił się dziwny cień. Chłopiec nie zdając sobie sprawy z niczego spał spokojnie. Nie zareagował gdy ktoś od tak związał go przywiązując łańcuchami do łóżka. Dopiero gdy ciepło kołdry znikło chłopiec otworzył oczy, chciał krzyknąć, ale jego usta ktoś zakneblował. Nie wiedział co się dzieje dopóki z cienia nie wyszła osoba której nigdy nie spodziewał się ujrzeć.

-Witaj bracie. –Odparł Cross chłodnym głosem który ranił uszy młodszego jak sztylet. –Naprawdę myślałeś, że już nie będę cię nękać? Musze cię zasmucić, nas nie da się zabić. –Podszedł do łóżka trzymając w dłoni miecz schowany na szczęście w pochwie.

Haru chciał krzyczeć, ktokolwiek niech ktoś mu pomoże.

-Czas zapłaty jest blisko. Musisz zginąć, ale najpierw zabawimy się. –Przewrócił chłopca na brzuch i po chwili w komnacie słychać było okropny jęk. Rękojeść miecza znikła w ciele chłopca który najnormalniej był nią teraz gwałcony. Do oczu napłynęły mu łzy, czuł się jakby rozrywano go na części jakby ta niby tępa rękojeść cięła gorzej niż ostrze. Jeśli tak miał wyglądać koniec chłopca, to dlaczego Cross nie mógł zabić go od razu. Dlaczego musiał poniżać i ranić chłopca jeszcze bardziej. Starszemu nie było dość, z każdą chwilą poruszał rękojeścią szybciej, głębiej, bardziej raniąc młodszego który leżał i łkał czując się jak szmata, dziwka, zwierzę które wolałoby zawisnąć nad kominkiem niż umierać w męczarniach trafione strzałą z trucizną.

-Czas abym teraz ja się zabawił. –Z uśmiechem wyjął z chłopca miecz i zanim Haru zrozumiał co ten ma na myśli na podłodze wylądowała szata mężczyzny.

Dookoła Haru zebrała się biała mgła kumulując się w jednym punkcie i przybierając po chwili kształt rosłego mężczyzny ze skrzydłami i wielkim mieczem. Ów postać stanęła między napastnikiem a ofiarą celując w oprawcę wielką klingą.

-Tknij, a umrzesz. –To nawet nie był głos a raczej szum który ułożył się w słowa. Postać zamachnęła się trafiając Crossa prosto w pierś. Haru łkał cicho przyglądając się całej akcji, w końcu jego „brat” znikł a ostatnie co usłyszał to słowa: „ Kiedyś znowu wrócę. Nas nie da się zabić.”

Do pokoju wpadł Kengo.

-Haru wyczułem coś dziwnego. –Spojrzał na swojego brata skutego łańcuchami i zakrwawioną pościel po chwili jakby doszło do niego co musiało się stać. - Boże Haru kto ci to zrobił?-Szybko rozkuł brata tuląc go do siebie i patrząc na mgielną postać ze zdziwieniem.

-Cross.

-Co?!

-On żyje. Powiedział.. hlip, powiedział, że jego nie da się zabić. –Załkał tuląc się do brata. Chciał znów zobaczyć Valda chciał go dotknąć chciał znów czuć się bezpiecznie.

----

Vald obudził się zalany potem. Dłoń pulsowała groźnie a czerwone oko błyszczało i mieniło się ogniem. Sen który mu się przyśnił był raczej koszmarem. Haru, umierał. Szybko spojrzał za okno niebo było oświetlane przez księżyc zabarwiony na lekki pomarańcz. Czyżby następna pełnia miała być krwista? Wstał z łóżka i podreptał do komnaty króla. Zapukał do środka a gdy otworzył mu ojciec od razu powiedział o co chodzi.

-Jadę do Rockenweid, Haru jest w niebezpieczeństwie.

----

Haru spał u Kengo. Obaj spokojnie zmieścili się na łóżku a chłopiec nie potrafiłby spokojnie zasnąć w obawie, że Cross się znowu pojawi. To wszystko go przerastało. Ostatnio miał dziwne wrażenie, że coś się w nim zmieniło, że jego ciało jest inne, inaczej reaguje i odbiera bodźce. Jedna z dłoni Haruhiego spoczęła na jego klatce piersiowej by po chwili zsunąć się niżej.

Coś się zmieniło przez ostatnie parę miesięcy.

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 12.

Draw siedział w swojej komnacie w północnej części zamku. Rzadko kiedy wpuszczał kogokolwiek do tego zawalonego księgami i zwojami pomieszczenia. Mimo, że wydawało się małe, to mag z wielką dumą mógł przyznać, że za sprawą własnej magii powiększył je optycznie dodając gdzieniegdzie dodatkowy pokój bądź regał na papiery od których biła jakaś tajemnicza moc. Wszystko pięknie i z pewnością niejeden jego kolega z akademii magów chciałby zagościć u młodego czarodzieja, gdyby nie fakt, że jego pochodzenia trochę ich odstraszało. W końcu syn Króla. Nie każdy w akademii mógł się pochwalić takim pochodzeniem. Akurat trwała niemała rozróba spowodowana zniknięciem Haru i wieściami o kłusownikach którzy panoszyli się po pobliskim lesie. Draw siedział w bibliotece obładowany jakimiś starymi księgami, gdy do środka wszedł  Brat Antognita który zajmował się tamtejszymi zbiorami.
-O Dravinie nie pomagasz w poszukiwaniach Księcia Haruhiego? –Spytał starszy mężczyzną kładąc na pulpicie dwa wielkie tomy „Drakh’s Agonit”  - Gdyby nie moje stare kości i słaby wzrok sam pomógłbym w poszukiwaniach.
-Oj tam staruszku, jeszcze nas wszystkich przeżyjesz. Gdy tylko znajdę odpowiednią książkę i dokończę wywar w mojej komnacie to pójdę i pomogę. Na razie jeden człowiek mniej czy więcej różnicy nie zrobi, poza tym Haru wróci, obraził się o pierdołę bo mój głupi brat okazał się niezbyt rozgarnięty.
-Książe Valdret zawsze był lekkomyślny i nie potrafił zachować się odpowiednio w sytuacji która tego wymagała. –Zaśmiał się swoim starczym podłamanym głosem który po chwili zagłuszył kaszel z rogu pokoju. –Skrybo prosiłem Cię żebyś skończył przepisywać ten podręcznik wczoraj wieczorem. Dlaczego jeszcze tu jesteś? –Westchnął odnosząc stosik pergaminów na odpowiednią półkę.
-To ja już może lepiej, pójdę widzę, że jesteście bardzo zajęci. –Drav zabrał ze sobą księgę i ruszył w stronę swojej komnaty. Musiał dokończyć przygotowywanie wywaru dla tego zapatrzonego w siebie delikwenta którym był brat Haruhiego. Nigdy nie sądził, że będzie zmuszony jakkolwiek mu pomóc, ale no cóż skoro królowa go o to prosiła, a przecież matce która troszczy się o dziecko nie wypada odmawiać.
-Ciesz się głupi wilku, że twoja matka mnie o to prosiła. –Rzekł sam do siebie i wszedł do swojego „gniazda” jak zwykł to nazywać. W środku od razu podszedł do sporej wielkości stołu na którym znajdowały się różne alembiki i składniki alchemiczne. Na czym to skończył? No tak ach ta niezawodna pamięć, wyszedł dosłownie na kilka chwil po księga pozostawiając gotujący się wywar tak jak pisało w przepisie i już raczył zapomnieć na jakim etapie jest. Zerknął więc na kartkę pergaminu leżącą obok i z lekkim uśmiechem dodał do alembiku kolejny składnik. Ponownie skupił wzrok na kartce i mina mu zrzedła. Jak to? To tyle? Koniec? Teraz musi tylko czekać pięć godzin aż się zaparzy? Westchnął i podszedł do swojego wielkiego łóżka. To teraz czas na drzemkę. Wskoczył na miękką pościel i ułożył się odpowiednio, tak żeby było mu wygodnie, czyli pozycja embrionalna.
----
Larien i Libell szły przez dłuższy korytarz aby zrobić swojemu braciszkowi niespodziankę i dać mu do pokoju świeżo zerwane kwiaty. Wszyscy poszli poszukać Haru a dziewczynki jako, że były za małe nie mogły w tym uczestniczyć. Postanowiły więc zająć się swoimi sprawami.
-Larien ostatnio dawałyśmy mu róże po co je zerwałaś? Jak tak dalej pójdzie to mu się znudzą, trzeba dać tym razem fiołki. –Odparła bliźniaczka otwierając drzwi do komnaty brata. –Ciii.. śpi. –Weszły do środka bardzo cichutko mijając śpiącego na łóżku Dravina. Ułożyły szybko kwiaty w wazonach.
-Libell, chodź. Zobacz. –Siostra wskazywała na stół z alembikami. –Co to?
-Hmm pachnie.. pachnie. –Powąchała. –Zupełnie jak herbata, ta którą ostatnio pił Drav, ale kolor nie ten. Tamta była czerwona a ta niebieska. Hmm Pewnie Dravin był tak zmęczony że nie dokończył. Może go wyręczymy? –Z uśmiechem wrzuciły do małego kociołka jakieś listki które wzięły za te herbaciane. Od razu wywar przybrał różowy kolor.
-Jaki ładny kolorek. Nalejmy nieco Dravinowi jak się obudzi będzie mógł od razu się napić. –Uśmiechnęły się radośnie i tak też zrobiły. O dziwo śliczna zielona karafka nie miała wpływu na kolor mikstury, dalej było przez nią widać różowy odcień.
-Hej, a co jeśli to nie jest herbata?
-A co innego? Przecież dobrze wiesz, że ostatnio Drav pytał się kucharza o to skąd bierze listki, to na pewno herbata. A my ją dokończyłyśmy. –Złapała siostrę za dłoń i wyszły z komnaty.
----
Drav  obudził się i przeciągnął ziewając przy tym. No tak nie ma to jak drzemka w ciągu dnia, uwielbiał leniuchować, zwłaszcza gdy nie musiał iść na zajęcia do akademii magów. Zapewne, gdyby nie ten eliksir to po prostu poszedłby sobie poćwiczyć rzucanie jakiegoś zaklęcia, choćby sprawiającego, że dostanie śniadanie do łóżka. Delikatnie uśmiechnął się widząc, że siostry jak zwykle postanowiły nie oszczędzić mu podziwiania kwiatów. No naprawdę niedługo zniknie ogród jeśli nie przestaną dostarczać wszystkim dookoła świeżych kwiatuszków. W miarę szybko zwlekł się z łóżka i spojrzał na karafkę w której znajdował się jakiś płyn. Kolorem przypominał herbatę którą pił niedawno więc z lekkim uśmiechem postanowił się napić. Nalał sobie nieco do szklanki i od razu bez wahania wypił. Po krótkiej chwili zebrało mu się na wymioty bo płyn miał dziwny mydlany posmak i na pewno nie był to smak herbaty. Szybko pobiegł do okna otwierając je na oścież i wychylając się lekko za nie wziął głęboki oddech.
-Kurwa co to? Obrzydliwe. –Zaklął i spojrzał po chwili na alembik z naparem dla Kengo.  Czy na pewno miał być tego koloru? No trudno, najwyżej książę zamieni się w żabę. Zaśmiał się w duchu i złapał za pusty flakonik aby przelać doń eliksir. Przeczesał dłonią niesforne kosmyki włosów, poprawił okulary które lekko się osunęły i z wyszedł z komnaty kierując się do tej w której leżał „obłożnie chory” mężczyzna.
----
-Nigdy bym nie pomyślał, że walka z Crossem doprowadzi mnie do takiego stanu –Powiedział niby to w pustą przestrzeń, ale wiedział, że jego wilczy przyjaciel wewnątrz jego ciała go teraz słucha.-To wszystko przez ciebie, mogłeś zrobić unik. –Palnął zaczepnie, ale poskutkowało to tylko tym, że Menfist postanowił się odgryźć i jedna z rąk Kengo sama wymierzyła za niego sprawiedliwość szczypiąc go w bok. –Ej, miałeś już tego nie robić, no stary daj spokój szczypać to mnie mogłeś jak byliśmy szczeniakami. –Roześmiał się czując, że i jego towarzysz jakby zrozumiał aluzję.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, po chwili do środka wszedł czarodziej.
-Przyniosłem Ci twoją truci.. znaczy się twoje lekarstwo. –Ugryzł się w język. To coś co wypił w pokoju nie dawało mu spokoju, czuł dziwne mrowienie w okolicach żołądka, a jeśli to była jakaś trucizna?
-Oj no nie musiałeś się tak fatygować, na pewno znalazłby się w tym zamku ktoś kto uwinąłby się z tym szybciej. –Odparł zgryźliwie i podciągnął się lekko tak by przynajmniej usiąść na łóżku.
-A mogłem ci jednak dosypać do tego lekarstwa jakiegoś świństwa. –Westchnął żałując, że tego jednak nie zrobił. –Masz, wypij wszystko. –Podał mu naczynie czekając aż raczy wszystko wypić.
Kengo spojrzał na dziwną substancję podejrzliwie, ale mimo to wypił całą zawartość. Smakowało jak mydliny, fuj obrzydliwe. Momentalnie zebrało mu się na wymioty. –Czyś ty dodał tutaj mydlin ze swojej kąpieli? Gha, smakuje obrzydliwie.
-Mydlin? –Dziwne.
Kengo złapał się za pierś bo Menfist zaczął się dziwnie zachowywać wewnątrz niego. Czuł jakby dziwne ciepło, a w żołądku coś mu dziwnie zawirowało jakby wpuszczono tam tuzin motyli. –Kurwa co jest? –Nie doczekał się odpowiedzi bo jego postać szybko się przemieniła i na łóżku pojawił się zamiast człowieka jego wilczy kolega.  Spojrzał swoimi złotymi oczyma na Dravina i oblizał pysk jakby właśnie miał zamiar go zjeść. Zeskoczył z łóżka i momentalnie pojawił się za czarodziejem zmuszając go by ten zrobił krok w tył co poskutkowało wylądowaniem na łóżku.
-Ej wilku, odwal się, nie mam zamiaru pozwolić ci się zjeść. –Otworzył szeroko oczy bo zwierzę zamiast go zaatakować zaczęło lizać pieszczotliwie jego dłoń. –Twój pan chyba nie pochwalałby takiego zachowania, on w przeciwieństwie do ciebie mnie nie lubi. –Drav pogładził go po jasnej sierści. Ogarnęło go dziwne uczucie, zupełnie jakby chciał pocałować tego psa. CO KURWA? Odsunął się momentalnie.
Wilk zaszczekał i na jego miejscu po chwili znowu stał Kengo.  Z tym, że miał dziwnie wesołą minę.
----
Nie byli do końca pewni jak to się stało, że znaleźli się razem w łóżku całując się zażarcie jakby ktoś albo coś wpłynęło na ich zdrowy rozsądek, przecież nigdy w życiu nie doszłoby do tego w normalnej sytuacji. A więc co się stało tym razem? Czyżby pomylił się w przepisie? Czyżby obaj zasmakowali tego samego seksualnego wspomagacza? Drav jęknął głośno gdy starszy zanurzył w nim swoje dwa palce. Kurde, przecież to jest chore, on jest durnym wilkiem, nie lubi go, nie lubi jego arogancji a mimo to teraz go pożąda. A Kengo pożądał tego narcystycznego czarodzieja i o dziwo nie potrafił się powstrzymać przez kolejnymi poczynaniami. Chyba obaj byli świadomi, że może to zajść jeszcze dalej, że na pieszczotach się nie skończy. To było takie dziwne.
-Kurwa. –Zaklął głośniej kiedy wyjąwszy palce wszedł w ciało blondyna szybkim pchnięciem.
Dravin krzyknął wyginając swoje ciało w łuk. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek będzie uprawiać seks a na dodatek z mężczyzną i to jeszcze z tym konkretnym.
-Muszę ci coś przyznać. –Powiedział Kengo dysząc cicho podczas wykonywania szybszych pchnięć. –W tej sytuacji jesteś nawet uroczy magu. –Zaśmiał się widząc jego minę i trafił w czuły punkt.
Kolejny krzyk rozniósł się po komnacie. To było chore, ale Drav nie potrafił ukryć tego, że jednocześnie cholernie przyjemne.
Starszy złapał męskość partnera w swoje dłonie mając zamiar doprowadzić i jego do orgazmu. Nie przestawał się w nim poruszać, wręcz podkręcił tempo na maksimum.
W końcu po długiej i wyczekiwanej chwili padli na łóżko wykończenia do tego stopnia, że zasnęli.
----
Dravin obudził się po paru dobrych godzinach snu, czuł jakby ktoś zdzielił go czym twardym w głowę. Nie pamiętał za wiele, ale kiedy tylko się poruszył poczuł cholerny ból w dolnych partiach ciała.
-Co jest kurwa?
Rozejrzał się dookoła i kiedy jego wzrok padł na tym psie który leżał obok mina mu zrzedła. Trzepnął go mocno w czuprynę.
-Kengo… możesz mi wytłumaczyć jakim sposobem jestem z tobą… NAGI… w jednym łóżku? – Spytał Drav.
-Mam Ci wszystko przypomnieć? –Spytał mężczyzna masując swoją obolałą głowę.
-No właśnie zastanawiam się czy chce zaryzykować. –Odparł, ale w sumie nie potrzebował odpowiedzi. Wszystko pojawiło się w jego głowie i wyjaśnienia były zbędne.
-Musze przyznać, dawno z nikim mi się tak dobrze nie pieprzyło… -Nie dokończył bo dostał mocnym zaklęciem prosto w pierś co spowodowało, że go odrzuciło. Wylądował na ścianę a potem runął na podłogę.  –ej Drav..
Czarodziej zebrał swoje ciuchy i wybiegł z komnaty. Ubierał się po drodze aż w końcu trafił na idących korytarzem Valda i Haru.
-Gdzie byliście?! No jasne pewnie znowu się pierdoliliście, i nie zaprzeczajcie, nie ogarniam i nie chce ogarniać. AAAAaaagrrr. –Szybko skręcił w stronę swojej komnaty pozostawiając dwóch zakochanych w totalnym osłupieniu.
-Co jest? Drav ma okres? –Spytał sam siebie Valdret.
Mag w końcu dobiegł do swojej samotni. Zatrzasnął za sobą drzwi i podszedł do stołu gdzie przygotowywał rano wywar dla tego matoła.  Przeglądnął kilka ksiąg i w końcu zrozumiał czego obaj skosztowali, eliksir pożądania.
-Kurwa!-Walnął dłonią w blat stołu.
Do środka weszły bliźniaczki uśmiechnięte od ucha do ucha. –Bracie ładnie ci udekorowałyśmy pokój?
Libell spojrzała na pustą karafkę. –A herbatka ci smakowała? Specjalnie dokończyłyśmy ją parzyć kiedy ty spałeś.
-Dziewczyny… Lepiej stąd wiejcie bo zaraz mogę nie być już taki miły. –Odparł czując się jak skończony kretyn, pieprzył się z Kengo i na dodatek było mu z nim tak cholernie dobrze.
Lydia Land of Grafic