-Ja Harry chcę tylko by Dumbledore zginął, ewentualnie spędził resztę życia w Azkabanie. –Wyjaśnił Tom zajmując miejsce na kanapie która stała przy oknie. Wskazał dwa wolne fotele naprzeciwko, które po chwili zajął Harry oraz Draco. –Nie interesuje mnie podbicie świata czarodziejów siłą i na pewno nie chce mordować mugoli. W końcu mój ojciec był niemagiczny. Ale chciałbym abyś mi pomógł Harry objąć stanowisko Ministra Magii.
-Ty chcesz zostać ministrem? –Zdziwił się Potter wciąż trzymając w dłoni różdżkę, ale nagle jakby uznał, że nie jest mu potrzebna, gdyby Tom chciał go zabić zrobiłby to już dawno. –A jak niby miałbym ci pomóc?
-Na sam początek chciałbym tylko abyśmy zawarli rozejm. Nie zamierzam cię zabijać, bo w tedy i ja umrę. A przynajmniej cząstka mojej duszy która jest w tobie i która ci się już nie raz przydała, sam musisz przyznać. Gdyby nie moja moc, nie pozbyłbyś się mnie w pierwszej klasie i nie uratowałbyś młodej Weasley przed bazyliszkiem bo nie mógłbyś otworzyć komnaty tajemnic.
-Przez ciebie umarli moi rodzice, Syriusz trafił do Azkabanu i przez ciebie bliskie mi osoby narażone zostały na pewną śmierć i to nie raz. Jak mam ci zaufać po tym wszystkim? –Jak mógłby mu teraz pomóc? Przecież to właśnie Voldemort od zawsze był głównym wrogiem publicznym i zagrażał światu czarodziei.
-Uwierz mi żałuję, że przeze mnie straciłeś tak wiele, ale możesz za to winić nie tylko mnie. Dumbledore się do tego przyczynił. To dzięki niemu usłyszałem o przepowiedni, ale dowiedziałem się, że nieco ją ukoloryzował kiedy było już po wszystkim, kiedy James i Lili już nie żyli. Obawiał się również swojej własnej przepowiedni.
-Dyrektor też ma przepowiednię? –Spytał tym razem Draco, widocznie on również nie był do końca wtajemniczany w plany Toma. Może pozycja pionka przestała mu odpowiadać?
Tom uśmiechnął się jedynie. – Lucjusz na moje polecenie wkradł się w ministerstwie do Departamentu z kulami i przyniósł mi tę dotyczącą Dumbledora. Jest tam wyraźnie wspomniane, że zniszczą go jego dwaj uczniowie których najbardziej się obawia. Jeden to ten którego potępił i któremu zniszczył życie a drugi to ten którego w kłamstwie będzie traktować jako tarczę i broń. –Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej i spojrzał poważnie na Potter’a. – Dumbledore ma na swoim sumieniu wiele istnień, niewinnych w tym swoją najbliższą rodzinę. Przez niego zmarła jego młodsza siostra, zabił swojego kochanka we śnie, nakierował mnie na twoich rodziców którzy byli mu oddani i żyli w niewiedzy, że kiedyś będzie chciał ich wykorzystać. Sam widzisz Harry, że to całe zło zapoczątkował właśnie Albus.
-Czego ode mnie oczekujesz? Chcę znać twój plan.
-Zgadzasz się mi pomóc? –Tom wstał i wyciągnął dłoń w jego kierunku. –Musze wiedzieć, czy mogę ci zaufać. Czy już nie jesteś zwierzątkiem Dropsa.
Brunet wstał i złapał dłoń mężczyzny. – Nigdy nie byłem jego zwierzątkiem. –Spojrzał poważnie w ciemne tęczówki Riddle’a.
-Doskonale. –Usiedli znów na swoich miejscach. –Znacie opowieść o insygniach śmierci prawda?
Obaj chłopcy kiwnęli głowami.
-Doprawdy znasz ją Harry? –Uśmiechnął się Tom.
-Moja przyjaciółka mi ją kiedyś opowiedziała.
-Wyśmienicie, w takim razie dobrze wiecie, że są trzy: czarna różdżka, kamień wskrzeszenia i peleryna niewidka. Ja jestem w posiadaniu owego kamienia. Wskazał na sygnet z kamieniem który miał na palcu.
-Ja mam pelerynę.
Draco spojrzał na Harry’ego dużymi oczyma. –Jesteś pewien, że to właśnie ta peleryna?
-Tak, należała do mojego ojca, a kiedyś Syriusz mi opowiadał, że przekazywano ją w rodzinie z pokolenia na pokolenie.
-To by się zgadzało. –Przytaknął Tom z uciechą. –Pozostała jeszcze tylko czarna różdżka. Ją niestety posiada Dumbledore. I póki co musicie się właśnie na tym skupić.
-Mamy mu ją ukraść? –Spytał Harry.
-Niestety nie, jedynym sposobem jest rozbrojenie Albusa, wtedy i tylko wtedy różdżka zmieni właściciela. Dodatkowo musicie ochronić szkołę i jej uczniów. Nie mogą zostać wplątani w tę wojnę, nie mają z tym nic wspólnego zwłaszcza najmłodsi uczniowie. –Przesunął dłonią po swoim sygnecie. –Insygnia zmieniają ludzi o słabej woli w gorszych, wpływają na nich i chcą nimi zawładnąć. Peleryna jest nieszkodliwa, ponieważ jej celem było od samego początku pomaganie w ucieczce. Kamień daje tylko złudną nadzieję, że da się cofnąć czas i pozwala na krótką chwilę pobyć z tymi których już z nami nie ma. –Zdjął z palca pierścień i wręczył go Harry’emu. –Zwierciadło które odnalazłeś na pierwszym roku działa podobnie jak kamień, ale on pozwoli ci z nimi porozmawiać a nie tylko patrzeć się w martwe oblicza które nic nie powiedzą i które tylko tęsknię cie wyczekują.
Harry uśmiechnął się nikle. – Mogę ich przyzwać? Mogę z nimi porozmawiać i się poradzić?
Tom kiwnął głową i wstał. Machnął ręką w kierunku Draco dając mu do zrozumienia, że na chwilę powinni poczekać na korytarzu.
Brunet obrócił sygnet w swojej dłoni i pomyślał intensywnie, że chciałby znów ujrzeć rodziców. Gdy otworzył oczy siedzieli obok niego James i Lili.
-Cześć synku. – Powiedziała kobieta. Nie wyglądali jak duchy, raczej jak przeźroczyste postacie które ktoś gdzieniegdzie obsypał srebrzystym, mieniącym się piaskiem. –Co cię martwi?
-Zabił was. A teraz ja mam mu od tak pomóc? –Spytał spoglądając teraz na swojego ojca.
-Tom kiedyś był bardzo porządnym człowiekiem, ale chyba sam ci opowiedział co go zmieniło. Nie winimy go za naszą śmierć i cieszymy się, że tobie nie zrobił krzywdy.
-Jak to nie zrobił? –Zbulwersował się Harry. – Zabił was, zabrał mi rodzinę.
-Harry, nie żałuj martwych. Troszcz się o żywych ludzi którzy muszą teraz żyć w strachu. –Poczuł chłód gdy dłoń kobiety przemknęła przez jego własną. Zapewne chciała ją uścisnąć by dzięki temu poczuł się pewniej. –Albus się zmienił, przez niego świat może wkroczyć na wojenną ścieżkę. Nawet jeśli nie wybaczysz Tomowi tego co zrobił to możesz mu pomóc.
-Cokolwiek zrobisz i tak będziemy z ciebie dumni synu. –Wyjaśnił James delikatnie się uśmiechając. - Jesteśmy Ci jeszcze do czegoś potrzebni?
-Nie chcę was dłużej tu trzymać. Będę tylko bardziej za wami tęsknić. –Odparł z wymuszonym rozbawieniem.
-Trzymaj się synku, jesteśmy z tobą cały czas pamiętaj o tym. –Lili uśmiechnęła się delikatnie i po chwili znikła tak samo jak James.
----
-Black może raczyłbyś usiąść łaskawie na czterech literach a nie łazić po moim gabinecie? Już przez to niemal zrzuciłeś kilka słoików z bardzo cennymi składnikami których nie dostanę w byle jakim sklepie alchemicznym. –Warknął Snape siedząc za biurkiem. Naprzeciwko niego spoczął również Remus tylko Syriusz spacerował w tę i we w tę całkiem zniecierpliwiony.
-Ile to ma jeszcze trwać? Wysłaliśmy go do gniazda węży nie mamy pewności, że nic mu się tam nie stanie.
-Syriuszu spokojnie, na pewno nic mu tam nie grozi. A pewnie jest tam bezpieczniejszy niż tutaj. –Odparł Remus chcąc jakoś uspokoić towarzysza.
-Już pomijając Voldemorta, ale co z resztą śmierciożerców?
-Black jeśli cię to w jakimś stopniu uspokoi w co mimo wszystko wątpię, to musisz wiedzieć, że w ciągu ostatnich miesięcy sporo śmierciożerców trafiło do Azkabanu i dzięki bogu byli to głównie ci o gorących głowach którym raczej nie spodobały by się nowe sposoby działania czarnego pana. W tej chwili Tom Riddle, chce załatwić wszystko w bardziej pokojowy sposób. Poprzez politykę. A nie rzucanie Avady na prawo i lewo. Potter jest tam bezpieczny.
-Do tej pory jakoś nie miałem w zwyczaju ufać ci Smarkerusie a już na pewno nie Voldemortwi. –Warknął Black.
-Ale zaufałeś, zrobiłeś to dla Pottera i dla Lupina. Raczej nie chciałbyś zobaczyć gdzieś jego wilkołaczej skóry która zdobi czyjś gabinecik leżąc sobie na podłodze jako dywanik prawda? –Na te słowa Syriusz złapał za różdżkę i wycelował nią w Snape’a. –Nie przeginaj bo wylądujesz na ścianie.
-Doprawdy przykre Black, że pomimo takiego wieku dalej zachowujesz się jak rozwydrzony bachor. –Syknął mężczyzna ściskając dłoń na swojej różdżce.
-Przestańcie obaj. –Westchnął Remus wstając z miejsca. –W tym momencie mamy ważniejsze rzeczy do roboty niż kłócenie się, poza tym w latach szkolnych wystarczająco nasłuchałem się tych waszych dziecinnych sprzeczek, więc raczcie w końcu się przymknąć. –Na jego słowa Syriusz zamilkł bo wiedział dobrze, że wkurzony Lupin był nie raz gorszy od Lili gdy gniewała się na Jamesa. Snape jedynie prychnął i zajął miejsce za swoim biurkiem. –Zastanówmy się jak dotrzeć do reszty nauczycieli, oni będą murem stać za Dumbledorem, a przynajmniej większość. Gdybyśmy w jakiś sposób przedstawili im dowody, że dyrektor nie zważa na bezpieczeństwo i dobro uczniów na pewno odwróciliby się od niego.
-To nie będzie łatwe. Raczej wątpię by osoba pokroju Minerwy nagle zrezygnowała ze wspierania Albusa, to samo tyczy się Pomony i Filiusa. –Odparł Severus. –Zaczekajmy aż wrócą chłopcy oni przekażą nam mniej więcej czego oczekuje od nas Tom. Póki co nie ma co gdybać.
----
-Czyli rozumiem, że się zgadzasz tak? –Spytał Tom opierając się o biurko i uśmiechając w dziwnie ciepły jak na niego sposób, musiał być bardzo zadowolony z decyzji Harry’ego.
-Nie mam specjalnego wyboru a nie zamierzam pozwolić Dropsowi narazić uczniów na niebezpieczeństwo. –Harry stał obok okna rozglądając się po okolicy która otaczała Dwór Riddle’a. Z tego co zakodował w głowie dom otaczały rozległe błonia a w oddali widać było las. Na horyzoncie ujrzał nieco przysłonięte mgłą góry. – Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? Jakieś szczegóły? Co zamierzasz i tak dalej?
-Widzisz Harry mój plan póki co to zajęcie ministerstwa. Nie chce bawić się w jakiegoś pana i władcę, chce wprowadzić świat czarodziejów w nową erę. Nie stosuję już tych samych metod co kiedyś, a przynajmniej nie na taką skalę jak kiedyś, teraz moją bronią jest polityka i siła perswazji. Obszedł biurko i wyciągnął z szuflady niewielki stosik papierów. –To są dokumenty które udało nam się wyciągnąć z ministerstwa, ustawy, dokumenty osobowe, nieruchomości i przedsiębiorstwa. Nazwiska które są tu wymieniane w najbliższej przyszłości prawdopodobnie zaczną stopniowo znikać. Bez śladu. A stać będzie za tym ministerstwo i Dumbledore. Chyba że uda nam się szybko zainterweniować.
Harry podszedł bliżej i odebrał od Toma papiery by szybko je przejrzeć. Z każdym przeczytanym nazwiskiem robił coraz większe oczy. Weasley, Diggory, Edgecombe, Perkins, Proudfoot, Tonks nawet Rita Skeeter pójdzie do odstrzału i sporo znanych aurorów. A to dopiero parę nazwisk. Dodatkowo sporo sklepów na pokątnej niedługo magicznie zmieni właścicieli. –Oni wszyscy tak ślepo ufali Dumbledorowi. – Westchnął Harry. – Musimy coś zrobić. Ci debile nie mogą przecież skłamać rodzinom tych wszystkich ludzi, że nagle no nie wiem, całą grupkę zaatakowały wilkołaki podczas imprezy w terenie. –Draco na ten pomysł parsknął śmiechem.
-Uwierz mi Potter znając ich wyobraźnię wymyślą coś jeszcze bardziej bezsensownego. Są zdolni wmówić każdą bajkę.
-Najpierw ich wykorzystają a potem po prostu zabiją? –Spojrzał na Riddle’a który kiwnął głową.
-Stopniowo docieramy do ministerstwa ale zajmie nam to trochę czasu skoro nie działamy już tak jak kiedyś. –Tom podszedł do kominka i sypnął do środka garść szarawego proszku. Po chwili w płomieniał pojawiła się twarz Snape’a. –Severusie chłopcy zostaną tutaj na noc, zjedzą kolację i jutro jakoś po śniadaniu odeślę ich do szkoły. Masz coś przeciwko?
-Rozumiem Panie. –Zgodził się Snape. – słyszałeś Black? Jutro możesz tu przyjść i odebrać Pottera, a teraz racz wynieść swój tyłek z mojego gabinetu. –Płomienie wygasły a gospodarz spojrzał na stojących obok chłopców. –Doskonale. Chodźcie za mną, czas coś zjeść. –Wyszli z pokoju. Harry rozglądał się dookoła gdy szli tak do jadalni, gdy był tu w wizjach dom wydawał się dużo mniejszy, bardziej ponury i zaniedbany. Teraz przemierzali oświetlone korytarze, bogato zdobione obrazami i różnymi rzeźbami. Dotarli do obszernego pomieszczenia po środku którego stał wielki stół i ustawione przy nim krzesła. Na blacie stała już srebrna zastawa. Zasiedli do stołu i momentalnie pojawiły się przed nimi talerze pełne najróżniejszych pyszności. Harry’emu skojarzyło się to nieco z mniejszą wersją uczty w Hogwarcie. Brakowało jeszcze tylko magicznego sufitu i Dropsa z tą swoją idiotyczną przemową.
-Mam nadzieje, że nie będzie ci przeszkadzać Harry dzielenie dzisiaj pokoju z Draconem. Gdyby nie bałagan w innych pokojach dostałbyś osobną sypialnię, no ale sam rozumiesz. Ten dom był zaniedbywany przez lata i jeszcze nie upewniłem się, że jest cały bezpieczny. –Tom nałożył sobie na talerz nieco makaronu z półmiska. –Ostatnio w bibliotece natknąłem się na gniazdo boginów w komodzie. Od tamtej pory razem z Lucjuszem który nie raz tu wpada staramy się oczyścić dom z ewentualnych nieproszonych gości.
Harry nie słuchał Toma, zakodował w głowie tylko jedno zdanie. Dzielić z Draconem pokój?! Spojrzał kątem oka na ślizgona który właśnie pił herbatę i słuchał uważnie wypowiedzi Toma. Dlaczego brunet miał wrażenie, że dzisiejszej nocy nie zaśnie? Gdyby nie fakt, że ostatnie pozostanie z Malfoyem sam na sam skończyło się dla Harry’ego tragicznie to pewnie teraz nie miałby nic przeciwko. Brunet westchnął cicho i nałożył sobie na talerz dwa tosty które chwile później zjadł z apetytem, o dziwo czuł się strasznie głodny, może dlatego, że pół dnia nie miał nic w ustach? Po chwili pojawiły się przed nim również płatki z mlekiem, przez chwile patrzył się na nie z dziwnym wyrazem twarzy. Kiedy ostatnio miał okazję je jeść całkiem przypadkiem cała zawartość miski wylądowała na kolanach jego kuzyna. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedział, że posiada zdolności magiczne, więc tłumaczenie się ciotce, że to nie zrobił Harry były całkowicie bezsensu. Musiał potem przez dwa tygodnie robić pranie ręcznie mimo, że kochana Ciotka od miesiąca miała już swoją wymarzoną pralkę.
-Potter nie śpij bo skończy się na tym, że utopisz się w tym mleku. –Zaśmiał się Draco z wyraźną pogardą. –Wstawaj zaprowadzę cię do sypialni bo potem nie zamierzam cię tam nieść. –Wstał z miejsca i złapał Pottera pod ramię. –Dobranoc. –Rzekł do Toma który uśmiechnął się i pomachał im na pożegnanie. Kiedy szli już korytarzem Harry wyrwał rękę z mocnego uścisku Dracona.
-Nie musisz mnie prowadzić jak jakiegoś psa na uwięzi. –Warknął Harry i już miał wyprzedzić Malfoya, gdy ten złapał go mocno za dłoń i pchnął na ścianę. Brunet zaklął z bólu jaki rozszedł się po jego plecach. Malfoy położył dłonie na ścianie po obu stronach głowy Harry’ego, patrzył mu w oczy. To było tak przeszywające spojrzenie, że nie powstydziłby się go Profesor Snape. –C-co robisz? –Spytał Potter nie potrafiąc powstrzymać lekkiego zająknięcia się.
-Muszę z tobą poważnie porozmawiać. Ale masz mi obiecać, że nie zwiejesz. –Powiedział cicho, ale na tyle głośno, że jego słowa brzmiały w uszach Harry’ego jak wystrzał z kilkunastu armat. –Obiecujesz Potter?
Harry zawahał się. Wiedział, że tak będzie. Nie dość, że musi spać z nim w jednym pokoju to jeszcze ma mu obiecać, że z niego nie ucieknie? Przełknął ślinę starając się zachować spokój. –Zgoda. –Odsunął jego dłonie. –Nie ucieknę!
----
Sypialnia okazała się całkiem spora, mieściła w sobie dwa łóżka, dwa biurka, wielki regał na książki i równie sporej wielkości szafę. Naprzeciwko drzwi mieściło się wyjście prawdopodobnie na balkonik. Pomieszczenie oświetlały lampy wiszące pod wyłożonym kasetonami sufitem, na ścianach przeważały odcienie zieleni i srebra, te kolory były chyba bardzo charakterystyczne dla starych rodów. Na Drzwiach był widoczny herb rodu Riddle’ów, który zauważył już wcześniej Harry, gdy przechodzili przez korytarze posiadłości. Widniał na nich również drugi symbol, prawdopodobnie należał do rodziny Gaunt’ów z której wywodziła się matka Toma. Możliwe, że mężczyzna postanowił zagłębić się w swoich korzeniach i poznać swych przodków. Gdy Harry stanął na środku pokoju spojrzał niepewnie na Dracona, który opierał się jeszcze chwilkę o drzwi. Wyglądał na zamyślonego i może nieco poddenerwowanego?
-No więc o czym chciałeś porozmawiać? –Spytał Harry podchodząc do łóżka i siadając na nim . Było miękkie dużo miększe o tych w Hogwarcie. Jego wzrok ponownie spotkał się z tym chłodniejszym należącym do ślizgona.
-Chce pogadać o tym co się stało wtedy w moim dormitorium. –Zaczął i usiadł niepewnie na drugim łóżku naprzeciwko Pottera. –Czuję się winny.
-I powinieneś. W końcu.. –Zawahał się. – no wiesz.
-To miał być Zabini, nie ty.
-Nie ja? Wtedy mówiłeś coś innego. –Harry czuł się coraz gorzej wracając myślami do tamtego dnia. –Mówiłeś, że to ja jestem twoim kolejnym celem.
-Boże Potter, targały mną emocje i nie myślałem rozsądnie. Zrozum. Przecież nawet ja nie byłbym na tyle głupi by podejść do ciebie na jakiejś przerwie i od tak zaciągnąć cię do składziku na miotły gdzie raczyłbym bez twojej zgody dobrać się do twojego zniewieściałego ciała. –Pogładził się dłonią po czole w akcie całkowitego rozbrojenia tokiem myślenia tego gryfona.
-No dobra ta opcja jest naprawdę mało prawdopodobna, ale to co się stało raczej się nie odstanie. Przyznaj Malfoy, że gdyby nie ta akcja to tak czy siak dalej miałbyś na mnie swój celownik. –Brunet poluzował nieco krawat, ale po chwili po prostu uznał, że go ściągnie.
-A kiedy powiedziałem, że ten celownik zmienił kierunek?
Te słowa spowodowały, że Harry’ego całkiem zatkało. Wiedział, że Draco tak łatwo nie odpuści, w końcu przyznał mu się gdy ten był w swojej kociej postaci, że ma słabość do gryfona. Ale nie sądził, że postanowi się do tego tak otwarcie teraz przyznać. –Jestem facetem to raz, dwa gryfonem którego od pierwszej klasy nienawidzisz. Trzy, kilkanaście tygodni temu dość brutalnie mnie…
-Zgwałciłem. –Dokończył Draco spoglądając na niego ze skruchą. Malfoy i skrucha? –Owszem te argumenty są trafne, i chyba całkiem postradałem rozum, ale pociągasz mnie Potter. Nic na to nie poradzę. Do tej pory miałem epizody, same przypadkowe, przelotne romanse. Przyznaję się, że na początku chciałem twojego ciała, ale teraz powstrzymam się. Nie będę wbrew twojej woli cię pieprzyć.
-To już jakaś poprawa. –Powiedział niepewnie bo fakt pieprzenie bez pozwolenia jest kiepską perspektywą. –Czyli wychodzi na to, że zabujałeś się w swoim wrogu? Serio Draco to brzmi jak melodramat, napisz o tym książkę. –Parsknął śmiechem.
-Książka może poczekać, teraz mam lepsze rzeczy do roboty. –Odparł wstając z miejsca. –Idę się odświeżyć. Ty w tym czasie postaraj się nie wpakować w jakieś kłopoty. –Otworzył drzwi które prawdopodobnie prowadziły do łazienki.
Harry siedział na łóżku jeszcze chwilę, potem wstał z cichym westchnięciem i wyszedł na balkonik. Widok jaki rozciągał się dookoła zapierał dech w piersiach. Czyli dom graniczy z Lasem i jakimś jeziorkiem. Teraz w tafli wody odbijał się księżyc i gwiazdy dając całości piękny efekt końcowy. Oparł się ostrożnie o balustradę i począł rozmyślać.
Draco wszedł do wanny pełnej ciepłej wody. To dopiero drugi raz gdy gości w domu Riddle’a dłużej niż godzinę. Do tej pory przychodził tu z ojcem ponieważ ten miał Tomowi do przekazania jakieś informacje. Blondyn westchnął. Dlaczego Potter musi być takim kompletnym idiotą i dlaczego właśnie teraz zaczęło mu na nim zależeć? Poza tym po tym wszystkim raczej nie ma co liczyć na zaangażowanie się z jego strony, chyba będzie musiał go w sobie Dracon po prostu rozkochać. A tego Malfoy wręcz nie znosił. Zazwyczaj to do niego lgnęli i nie musiał kiwać nawet palcem a już miał to co chciał. Wygląda na to, że tym razem musi się nieco namęczyć.
Harry już chciał wrócić do środka gdy nagle coś otarło się o jego nogę. Spojrzał w dół i ujrzał Nagini, wielki wąż wił się przy jego nodze posykując z zadowolenia.
-„Sss… Witaj Harry Potterze. –Powoli zaczęła pełznąć po jego nodze widocznie chcąc opleść go na ramionach. –Już się mnie nie boisz?”
-„Skoro Tom nie chce mnie zabić to zakładam, że ty też mi raczej nie zaszkodzisz.” –Wyjaśnił pozwalając jej wpełznąć na bark. Była ciężka, szorstka w dotyku i bardzo ciepła. –„Co cię do mnie sprowadza?”
Wąż zasyczał z entuzjazmem. –„Zastanawiam się czy nie pomógłbyś mi w polowaniu. Wyczuwam od ciebie koci zapach, stałeś się animagiem?”-Polizała go swoim językiem po karku. –„Nie powiem nikomu, ale przydała by mi się mała pomoc. Zwabiłbyś w moją stronę kilka smakowitych gryzoni, co ty na to?”
-„Chętnie bym ci pomógł, ale Malfoy raczej nie byłby zadowolony gdybym nagle od tak znikł bez słowa. Nie chce by dowiedział się, że jestem animagiem.” –Wyjaśnił. Wąż powoli zsunął się z niego i zasyczał ponownie.
-„Rozumiem. Może następnym razem. A co do młodego Malfoya to też zmienił się jego zapach. Jest zupełnie inny niż w zeszłym roku.”-Po chwili wąż zniknął między słupkami balustrady.
Harry wrócił do sypialni. Ciekawe co miała na myśli mówiąc o zapachu Dracona. Czyżby on też zyskał jakieś nowe umiejętności? Wiedział, z plotek, że od najmłodszych lat rodzina Malfoyów starannie kształciła swoich członków nim ci jeszcze zdążyli pójść do szkoły. Draco pewnie nie był wyjątkiem. Brunet usiadł na łóżku i w tym samym momencie drzwi do łazienki rozwarły się, stanął w nich blondyn. Krople wody skapywałyz jego włosów i spływały po jego śniadej skórze w dół. Gdyby nie spodnie pewnie Harry nie omieszkałby dalej iść ich śladem ku biodrom i nie tylko. Zarumienił się delikatnie gdy tylko uświadomił sobie, że gapi się na niego z dziwnym uśmiechem i półrozwartymi wargami. Cholera.
-Co jest Potter. –Spytał lecz po chwili na jego twarz wpłynął tryumfalny uśmieszek. –Czyżby aż tak podobało ci się moje ciało? –Draco podszedł bliżej ocierając swoje mokre włosy ręcznikiem. Patrzył cały czas na siedzącego przed nim gryfona z tym samym wyrazem twarzy, z tym samym uśmiechem. –Nigdy nie zastanawiałeś się nad swoją orientacją czy po prostu nie podoba ci się żadna płeć?
-Co? –Spytał nie za bardzo rozumiejąc pytanie.
-Przez cały ten czas nie zauważyłem bys zwracał jakąkolwiek uwagę na dziewczyny w szkole. Siostra wiewióra jest w tobie chyba od pierwszej klasy zabujana, Padma była z tobą na randce, ale ostatnio znów obściskiwała się z Michael’em a Cho myślała, że będzie z toba ładnie wyglądać przechadzając się po szkole. Ale ty i tak wciąż z żadną nie byłeś tak?
-Czekaj skąd ty to wiesz? –Harry aż wstał z miejsca.
-Nie jestem ślepy. No więc jak to jest? Nie podobają ci się dziewczyny czy może wolisz towarzystwo zwierząt? Na przykład swojego opiekuna Blacka i Lupina?
-Draco przestań pieprzyć. –Miał ochotę walnąć go w tą pyskatą mordę, ale wiedział, że da mu wtedy pretekst. –Co cię interesuje moje życie? Od kiedy tak bardzo cię to ciekawi? –Nie musiał długo czekać na odpowiedź, blondyn złapał go za dłoń i przyciągnął do siebie. Nim Harry zareagował poczuł na swoich wargach delikatne usta Dracona.
-Odkąd obrałem sobie Ciebie jako cel. –Wyjaśnił. Harry odtrącił go czując jak policzku płoną czerwonymi rumieńcami. Szybko pomknął w kierunku balkonu, nie wiedział co robić chciał się gdzieś schować. Zeskoczył słysząc za sobą wołanie blondyna.-Potter, stój! –Lecz brunet go nie usłuchał. W miarę szybko przemienił się w kota i uczepił gałęzi rosnącego przy balkonie drzewa. Dzięki bogu, że było już ciemno. Draco stał na balkonie rozglądając się do dookoła bo jeszcze chwilę temu widział Harry’ego a teraz ten znikł jak kamfora. Kot schował się w koronie drzewa, więc blondyn tak czy siak nie mógł go ujrzeć, a nawet nie wiedział, że ten głupi gryfiak potrafi przemieniać się w zwierzę. –Potter! Idioto wracaj! Gdzie jesteś? Draco wbiegł do środka i chwilę później stał już przed posiadłością rozglądając się dookoła i nawołując Harry’ego.
-Draco? –Dołączył do niego po chwili Tom oraz Lucjusz Malfoy. –Co się stało?
-Potter zwiał, nie wiem gdzie jest. –Wyjaśnił a w jego głosie można było wyczuć strach. Harry wszystko świetnie widział i słyszał z drzewa.
-Tak sam z siebie uciekł? –Spytał już widocznie zdenerwowany Riddle.
Draco wzdrygnął się. –Nie, to moja wina. –To wystarczyło. Tom spojrzał porozumiewawczo na Lucjusza i wszedł do posiadłości pozostawiając ojca z synem. –Nie chciałem by uciekł. Na pewno jest niedaleko. –Starał się tłumaczyć dalej.
-Draco, zawiodłem się na Tobie. I Czarny Pan również. –Na te słowa blondyn zamarł. Harry spojrzał w stronę postaci Lucjusza, trzymał w dłoni różdżkę która po chwili skierowała się w stronę Dracona. –Crucio!
Harry słyszał przeraźliwy krzyk jaki wydarł się z ust Malfoya gdy ten padł na ziemię tarzając się po niej i wyjąc z bólu. Po chwili nastała kolejna seria i jeszcze jedna. Za zaklęciem padało kolejne by wbić chłopakowi do głowy, że takich błędów nie ma prawa już popełniać. Gdy Draco nie miał już sił krzyczeć a Lucjusz był gotów na kolejną klątwę, Harry nie wytrzymał. Zeskoczył z drzewa zmieniając się w locie i lądując między ojcem a synem, przyjął na siebie kolejnego Cruciatusa. Ciało spięło się czując ból, każdy mięsień, nerw i organ zdawał się pulsować jakby ktoś wbijał w niego setki igieł. Harry zagryzł wargę starając się nie krzyknąć, po chwili ból jednak ustał. Otworzył oczy i spojrzał wprost na Lucjusza, na jego twarzy malował się szok.
-Lepiej.. żeby Tom się o tym nie dowiedział. Panie Potter. –Syknął i wrócił do środka pozostawiając chłopców samych.
Harry odwrócił się i spojrzał na Dracona. Blondyn siedział na trawie ze spuszczoną głową.
-Jesteś idiotą Potter. –Syknął. – Nie potrzebuję ciebie jako tarczy, latami byłem tak wychowywany więc to tylko jedna klątwa w tę, czy we w tę. Daruj sobie te bohaterskie zagrywki. –Spróbował wstać, ale ciało wciąż odczuwało skutki zaklęcia crucio. –Gdzieś ty był?
Harry wskazał na drzewo. –Siedziałem na gałęzi. –Nie rozumiał, czemu Malfoy jest na niego wściekły za to, że przyjął na siebie jego karę.
-Nie kłam, nie widziałem cię tam!
-Ale tam właśnie byłem. Naprawdę. –Harry podszedł do niego i wyciągnął dłoń w jego stronę. –Idziemy. Jutro trzeba wrócić do szkoły.
----
Z samego rana pojawili się na śniadaniu. Tom darował sobie komentarz gdy ujrzał obu chłopców w nieco grobowych nastrojach.
-Harry czy wczoraj wydarzyło się coś… nieodpowiedniego? –Spytał upijając łyk kawy.
Brunet pokręcił jedynie głową i zerknął kątem oka na Malfoya. Blondyn zjadł jednego tosta, widocznie nie miał apetytu po wczorajszej lekcji jaką zagwarantował mu jego ojciec. –Musimy wracać do szkoły. –Powiedział bardziej do siebie niż do Riddle’a
-Owszem, musicie i nie zapomnijcie o co was poprosiłem. Jak tylko zjecie wyślę was moim kominkiem do gabinetu Severusa. –Wstał i wyszedł z jadalni pozostawiając ich samych.
Harry ponownie skupił swój wzrok na Draconie i tym razem mógł natknąć się na jego spojrzenie. –Co? –Spytał czując się dość dziwnie.
-Wciąż zastanawia mnie to jak udało ci się schować na tym drzewie. Korona nie była na tyle bujna by cię ukryć a mimo to, nie dostrzegłem cię tam. Zaskakujesz mnie Potter, z każda chwilą bardziej. –Dokończył pić bawarkę i wstał z miejsca. –Gdy wrócimy do Hogwartu może wpadniesz do mnie? Porozmawiamy, omówimy nieco spraw w końcu jesteśmy prefektami naczelnymi.
Harry oniemiał słysząc jego propozycję. Mimo, że rozum odradzał to ciało podjęło decyzję samo. Kiwnął głową i poszedł w ślady ślizgona wstając od stołu. –Padma robi więcej niż my dwaj, to ona powinna być prefektem naczelnym, ona i Hermiona.
-Ale jesteśmy nimi my, więc musimy zacząć jakoś współpracować Potter. –Wyszli z jadalni kierując się w stronę gabinety Toma. Gospodarz już tam na nich czekał.
-Miłej nauki. –Uśmiechnął się i kiwnął głową w stronę kominka w którym już palił się zielony płomień. Chłopcy bez oporów weszli do środka. Harry poczuł znajome szarpnięcie w okolicach żołądka i po chwili znaleźli się w gabinecie Snape’a. Czekali na nich Severus, Syriusz i Remus. Cała trójka widocznie chciała usłyszeć co dowiedzieli się u „Voldemorta”. Przekazali słowa Riddle’a nie omijając żadnego szczegółu, Black i Lupin byli wstrząśnięci tym czego się dowiedzieli, nigdy nie sądzili, że Dumbledore jest zdolny do takich rzeczy tylko dla władzy. Cały czas uważano go za następcę Merlina, wspaniałego czarodzieja który pomaga innym bezinteresownie a teraz okazało się, że to tylko kłamstwa, bajki i ułudy. Harry wrócił do swojego dormitorium aby porozmawiać z Ronem i Hermioną o nagłych zmianach jakie nastąpią w szkole. Hermi zdawała się wszystko rozumieć i pomimo, że doznała niezłego szoku gdy dowiedziała się kto jest teraz tym dobrym postanowiła wspierać przyjaciela jak tylko mogła. Dużo trudniej przyjął to do wiadomości Ronald. Wątpił w słowa kumpla i miał ku temu powód bo przez lata jego rodzina była wierna Droposowi, gdy jednak Harry wspomniał o tajemnym zlikwidowaniu Artura Weasleya w najbliższym czasie Ron musiał przyznać, że takiego dowodu nie da się podważyć. Ufał Harry’emu i wiedział, że zależy mu na jego rodzinie równie mocno co rudzielcowi. Harry postanowił przyjść wieczorem do Dracona, wiedział jakie jest hasło więc spokojnie przeszedł przez kamienną ścianę prosto do salonu wspólnego ślizgonów. Dalej nie było już tak łatwo. Wszyscy obecni skupili swój wzrok na nim kilkoro starszych uczniów wyciągnęło nawet różdżki a Parkinson zaczęła śmiać się w niebo głosy.
-Bliznowaty przyszedł wprost do gniazda węży i to bez zaproszenia. Jaką by tu klątwą cię popieścić Potter? –Podeszła i przyłożyła mu do gardła swoją różdżkę.
-Parkinson! –Nagle tuż obok niej pojawił się Malfoy. –Jaką by tu klątwą cię potraktować Pansy? Chyba taką abyś do końca swojego nędznego żywota zrozumiała, że gości zazwyczaj traktuje się z szacunkiem. –Warknął a dziewczyna momentalnie odskoczyła od bruneta.
-Gościa? –Spytała. –No co ty Dracuś, to przecież Potter. Nie chcemy tu gryfonów.
-Nie zaprosiłem tu Harry’ego jako gryfona tylko jako prefekta naczelnego. –Rozejrzał się dookoła. -Komuś jeszcze się tu coś nie podoba? –Minę miał taką, że raczej nikt nie byłby w stanie mu się sprzeciwić. –Świetnie. –Spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się lekko. Poprowadził go do swojej sypialni po drodze brunet mógł usłyszeć ciche chichoty jakiejś grupki dziewcząt oraz podejrzane szepty gdy obok przechodzili ślizgoni ze złośliwymi uśmieszkami.
-Nie musiałeś aż tak stawać w mojej obronie, jeszcze ktoś podważy twój autorytet. –Zasmiał się Harry.
-Raczej nikt by się nie odważył. Wiedzą, co by się stało gdyby ktoś mi się sprzeciwił. –Usiadł na łóżku wskazując miejsce obok siebie. Harry dość niepewnie usiadł obok, czuł się nieswojo. Gdy był tu ostatnio doszło do.. do czegoś niezbyt pożądanego. -Nie sądziłem, że zobaczę cię tu jeszcze tego samego dnia.
-Nie miałem nic lepszego do roboty, przekazałem tylko Ronowi i Hermionie co się stało. Nie mam zamiaru niczego przed nimi ukrywać.
-Jeśli uważasz, że tego nie wygadają. Rób co chcesz. –Nagle drzwi do środka otwarły się i do sypialni wszedł Blaise.
-O cześć. –Powiedział z lekkim uśmiechem widząc Harry’ego. –Pansy przyleciała do mnie rycząc, że ją pogoniłeś w obronie Pottera, więc postanowiłem sprawdzić czy to prawda. –Podszedł bliżej i podał Harry’emu dłoń w ramach przywitania się. –Jesteście bardzo zajęci?
-Chcieliśmy omówić kilka kwestii jak to między prefektami bywa. –Wyjaśnił oschle Draco. –Masz jakąś sprawę Zabini?
-Nie, tak tylko wpadłem. No to może nie będę wam przeszkadzać. Trzymaj się Harry, pozdrów Wiewióra i Granger. –Uśmiechnął się i wyszedł.
-On nie ma do mnie żalu, że go zamknęliśmy w składziku na miotły i użyliśmy jego włosów do eliskiru? –Spytał oszołomiony brunet.
-Coś ty, nawet nie wiesz jak się potem z tego śmiał. Tylko było mu głupio, że potem no wiesz tak to się skończyło. Mówi, że gdyby nie proponował mi seksu to nie trafiłbyś do skrzydła szpitalnego. –Westchnął cicho masując swoje skronie.
-Właściwie to nie jego wina. Gryfońska ciekawość dała o sobie znać. –Westchnął z uśmiechem. Po chwili poczuł na swoim policzku dłoń blondyna. Spojrzał na niego z lekkim oporem.
-Nie chciałem tego. Naprawdę, nie w ten sposób. –Zaczął Dracon. – Gdyby wiedział, że to ty. –Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu bo Harry wtulił swój policzek w jego dłoń. Draco poczuł dziwne ciepło gdzieś w brzuchu i chyba nawet doszły do tego te symboliczne motyle które chciały się za wszelką cenę uwolnić. Przysunął twarz do tej Pottera, były niebezpiecznie blisko siebie, tak blisko.
Harry czuł ciepło jakie biło z dłoni ślizgona mimo, że zazwyczaj wyczuwał od tej osoby jedynie chłód. Teraz było inaczej, podświadomie nie chciał by chłopak zabierał ów dłoń, gdy otworzył oczy ujrzał twarz Malfoya, była tak blisko jego, że mógł spokojnie przejrzeć się w jego oczach. Nie zdążył zareagować bo ich usta zetknęły się ze sobą w czułym i dość nieśmiałym pocałunku. Zupełnie tak jakby obaj nie chcieli wystraszyć gwałtownością drugiej osoby. Harry zadrżał niekontrolowanie, jego ciało mówiło samo za siebie, ale rozum był przeciwny. Nie wierzył w to co właśnie się wydarzyło, on i Draco całowali się. Dwaj wrogowie, ale czy mogli się tak nazywać? Po tym co między nimi zaszło czy mogą nosić miano tych zażartych wrogów? Czy mogą siebie od tak nienawidzić? Draco nieświadomie uświadomił coś Harry’emu. Brunet w końcu dowiedział się dlaczego nie potrafił znaleźć sobie dziewczyny, po prostu go one nie pociągały. A czemu nie miał dotąd chłopaka? Bo jedynym który mu się podobał podświadomie, oczywiście, był właśnie Draco Malfoy.
-Harry. –Szepnął blondyn spoglądając na niego z lekkim uśmiechem. – Nie powinieneś tak łatwo ulegać.
-Hę? –Do Harry’ego jakby te słowa nie dotarły. Wykorzystał to blondyn i wpił się ponownie w jego usta tym razem pozwolił sobie na nieco głębszą pieszczotę. Uśmiechnął się w duchu słysząc ciche westchnięcie ze strony Bruneta. Po chwili jednak Potter poczuł się dziwnie nieswojo, jego ciało spięło się nieco. Nim zdążył zareagować i powstrzymać swój umysł jego ludzka forma znikła ustępując kociej. Spojrzał swoimi kocimi oczkami wprost na Malfoya który był… zaskoczony to mało powiedziane.
-O kurde. –Powiedział speszony patrząc na siedzącego na pościeli czarnego kociaka. –To ty byłeś tym kotem? Potter do jasnej cholery czy ty musisz wysłuchiwać moich wyznań zawsze w nie swojej postaci? To zaczyna być irytujące. –Warknął i przeczesał swoje włosy widocznie wkurzony. Najpierw wysłuchał go jako Blaise, potem jako kot, czym jeszcze go zaskoczy? Kot skulił się na pościeli widocznie nieco zasmucony. Draco westchnął i rzucił w stronę drzwi zaklęcie zamykające. Po chwili obok Harry’ego siedział Ryś. Szarawy ryś kanadyjski. Potter nie wiedział jak ma zareagować. Podszedł do dużego kota i obwąchał go.
-„Też jesteś animagiem?”-Miauknął.
-„Brawo geniuszu, od roku uczyłem się nowych ciekawych rodzajów magii i wchodziło w to również przemienianie się w zwierzęta. „
-„Ciekawe, myślałem, że będziesz fretką.” –Pożałował swoich słów bo Draco rzucił się na niego i mimo wszystko nie w akcie ataku tylko jako zwykłą zabawę. Zaczął go pieszczotliwie podgryzać i lizać po uszkach czy pyszczku.”
-„Harry”
-„Hmm?”
-„Mam zamiar cię w sobie rozkochać.” –Spojrzał na niego swoimi kocimi oczyma i położył się wtulając mniejszego, czarnego kociaka w siebie.
Łał, rozdział naprawdę długi - bardzo dobrze ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się podejście Draco do Harrego i odwrotnie, będą słodka para. Natomiast widzę, że ojciec Draco wcale się nie zmienił.
A końcówka najlepsza! Ryś i Kotecek <3
Pozdrawiam
Ta końcówka... Po prostu pięknie! Mam nadzieje, że będzie niekiedy jakaś czułość pod postacią animaga :3
OdpowiedzUsuń