poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Drarry 15

Życie czasem płata figle. 
Skarbeczki nim przejdziecie do zagłębiania się w odmętach kolejnego rozdziału Drarry muszę wam zająć standardowo kilka chwil :)
Wiecie, że bardzo lubię czytać wasze komentarze i wiadomości, które mi wysyłacie na pocztę. Oczywiście staram się każdemu z was odpisywać w miarę moich możliwości. Pamiętajcie, że każde wasze słowo pod rozdziałami karmi moją wenę! Dziś dostałam wiadomość, która zalicza się do takiego mentalnego kopa. Rozdział dedykuję Uli i Mai, które raczyły się ujawnić, mam nadzieję, że w komentarzach nie będa się kryć pod anonimami :D Dziękuję wam dziewczęta za wsparcie i wasze chęci w czytaniu Drarry. ;)

Tom Marvolo Riddle spędzał kolejne dni w dość napiętej atmosferze. Dodatkowo zły humor doskwierał mu również z powodu braku ukochanego Remusa przy boku, a przecież wiadomym było, że Czarny Pan nie przywykł do zmuszania się do czegokolwiek. Musiał jednak zaakceptować  fakt, iż jego kochanek naucza w Hogwarcie i musi spędzać tam większość czasu. Naturalnie Tom zapewnił go, że może odwiedzać Riddle Manor w każdy weekend. Miał nadzieję, że Remi będzie miał to na uwadze.
Mężczyzna siedział w swoim gabinecie spoglądając co jakiś czas na niewielką kupkę papierów, które zdobiły blat dębowego biurka. Były to raporty jakie dostarczył mu ostatnio Lucjusz i Severus. Dzięki Merlinowi Malfoy nie stał się mniej kompetentny odkąd złapała go lekka trauma po ponownym spotkaniu James’a Potter’a, nawet jeśli był to tylko obraz.
Teraz Marvolo miał na głowie jeszcze jeden problem. Zbiegło sześcioro z jego pojmanych niegdyś popleczników, teraz mógł tylko się domyślać co zrobią. Równie dobrze mógłby użyć mrocznego znaku, by ich do siebie przywołać, jednakże wolał poczekać na ich kroki. Jeśli zbiegli, aby na nowo zasilić szeregi śmierciożerców to nie będzie musiał czekać w nieskończoność.
Po czterech dniach pojawili się. Był wieczór. Tom siedział w salonie na fotelu i popijał co jakiś czas whisky z kryształowej szklanki. Zaklęcie rzucone na posiadłość momentalnie dało mu znać, że ktoś przekroczył strefę ochronną. Sześcioro osób stało już od dłuższej chwili przed drzwiami posiadłości. Tom od niedawna gościł u siebie Lucjusza Malfoy’a, więc to właśnie blondyn otworzył drzwi wpuszczając do środka gości.
-Lucjuszu.. dawno się nie widzieliśmy. –Z korytarza dobiegł rozbawiony głos Bellatrix. –Ani trochę się nie zmieniłeś, wciąż tak samo zadarty nos.
-Bella. Wciąż tak samo upierdliwa jak zawsze. –Odgryzł się mężczyzna. Każdy z przybyłych przywitał się z Malfoy’em seniorem i po niedługiej chwili blondyn prowadził ich do salonu, gdzie przesiadywał Riddle.

Pierwsza standardowo zareagowała Bella, dosłownie rzucając się na podłogę w ramach pokłonu.
-Panie! Wiedzieliśmy, że nas nie opuścisz. –Powiedziała podekscytowana. –Jesteśmy na Twoje rozkazy. –W ślad kobiety poszła pozostała piątka. Rabastan stojący obok Augustusa pokłonił się z pokorą i podszedł bliżej by nieco odciągnąć w tył swoją byłą szwagierkę. Bella czasem przesadzała. Rodzeństwo Carrow i Yaxley wciąż stali bliżej Lucjusza i co jakiś czas posyłali skruszony wzrok w stronę swojego Pana.
-Byłem zaskoczony Waszą ucieczką. –Zaczął Marvolo. –Nie sądziłem, że uda się to komukolwiek prócz Syriusza, Twojego kuzyna Bello. On sam miał trudność w pojedynkę, a Wam udało się to zrobić i to w sześcioosobowej grupie. –Tom dopił resztkę alkoholu i odstawił szklankę na stolik.
-Panie. –Yaxley podszedł do Czarnego Pana i skłonił się. –Jesteśmy gotowi Ci służyć.
-Oczywiście, że jesteście. Wykazalibyście się wyjątkową bezczelnością, gdybyście uciekli i nie zjawili się tutaj. Prędzej czy później sam bym was wezwał z pomocą mrocznych znaków i osobiście pokazał czym grozi taka niesubordynacja. –Riddle doskonale wiedział, że pomimo zmian planów i zupełnie innej walki z ministrem i Dumbledore’m musi wciąż pokazywać swoim sługom gdzie jest ich miejsce. –Liczę, że z Wami wprowadzenie moich planów w życie będzie tylko kwestią czasu. –Spojrzał znacząco na stojącego przy ścianie Lucjusza. Ten kiwnął głową i wyszedł z salonu.
Bella odprowadziła szwagra wzrokiem podobnie jak rodzeństwo Carrow’ów.  Lastrange była osobą o dość specyficznym charakterze, który był skutkiem trudnego dzieciństwa i później małżeństwa. Brat Rabastana pomimo zamiłowań do podróżowania, miał też dość ciężką rękę i nie raz dawał do zrozumienia Belli co o niej myśli. Była traktowana okropnie. Bita, poniżana i gwałcona przez mężczyznę, którego wybrała jej rodzina. Ale teraz on nie żyje, teraz znów jest wolna i może brać od życia garściami, może zabijać każdego, kto stanie jej na drodze. Może pomóc Czarnemu Panu w odsłonięciu zupełnie nowego świata czarodziejów.
Pomimo zmiany sposobów Riddle’a jego słudzy po wysłuchaniu planów na przyszłość jaka ma nadejść wraz ze śmiercią Knotta i Dumbledore’a uznali, że wciąż będą wiernie służyć Czarnemu Panu. Nawet jeśli oznaczałoby to zaprzestanie mordowania mugoli i współpraca z pewnymi osobami.
Pod koniec spotkania Lucjuszowi udało się zaciągnąć Bellę w ustronne miejsce. Chciał ją spytać o Narcyzę.

-Zmarła pięć miesięcy temu. –Wyjaśniła Bellatrix opierając się o ścianę. –Zawsze była krucha i delikatna. Nim umarła powiedziała, że niczego nie żałuje. Ciężko było jej wyprzeć działanie czarnomagicznych artefaktów. –Odgarnęła czarne loki za ucho i spojrzała na chłodną twarz Lucjusza, która bynajmniej nie wyrażała żadnego żalu ani smutku po Narcyzie.
-Cierpiała? –Spytał w końcu.
-Nie mniej niż reszta, która tam umarła. Rudolf został skazany na pocałunek dementora, umarł jako pierwszy. –Westchnęła cicho. Nigdy nie kochała swojego męża. Był to związek narzucony jej przez rodzinę. –Najchętniej sama bym go zabiła.  W końcu to przez niego ja i Cyzia zostałyśmy narażone na działanie tych cholernych talizmanów i innych kurestw. –Warknęła, a jej szalone spojrzenie na chwilkę zatrzymało się na jednej z przeciwległych ścian. –Może to i lepiej, że zmarła? Przynajmniej nie musi żyć z tymi chorymi wspomnieniami. Lucjuszu ona nie byłaby tą samą osobą, ani dla Ciebie żoną, ani dla Dracona matką.
-Nie musisz mi tego tłumaczyć. Rozmawiałem z Syriuszem. Twój kuzyn doskonale wyjaśnił mi jak Azkaban niszczy ludzi, zaś Riddle dodał jak bardzo człowieka zmienia czarna magia. –Lucjusz nigdy nie chciał narazić swojej żony na kłopoty, nawet jeśli podobnie jak reszta członków ważnych rodów musiał poślubić ją z przymusu. Starał się być dobrym mężem. Narcyza chyba podobnie jak Lili wiedziała, że Lucjusz będzie zawsze miał na pierwszym miejscu w swoim sercu Jamesa i to z wzajemnością. Potem na świat przyszedł Dracon i Malfoy całą swoją uwagę skupiał na pierworodnym. Naturalnie metody wychowawcze stosował takie jakie musiał znosić sam w dzieciństwie. Najważniejsza była kultura, wiedza, dyscyplina i wrodzone poczucie wyższości. Może to ostatnie nie było czymś co sam stawiał na piedestale, ale od lat Malfoy’owie szczycili się wyjątkową pewnością siebie.
-Lucjuszu, jak się miewa mój siostrzeniec? –Zagadnęła, po czym obdarowała swojego szwagra nie mniej szalonym uśmiechem.
-Aktualnie się uczy i ugania za młodym Potter’em. –Wzruszył ramionami. Wciąż miał przed oczami James’a.
-O proszę. Widzę, że trafiła kosa na kamień lub niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie spodziewałam się, że pomoc młodego Potter’a, o której wspominał nam Czarny Pan ma też drugie dno. –Roześmiała się i jakby w odruchu przesunęła czubkiem swojej różdżki po dekolcie kreśląc wzorek podobny do serduszka. –Ach ta młodzież... za szybko rosną. Cóż jeszcze ciekawego się wydarzyło podczas mojej przykrej i niespodziewanej nieobecności? –Spytała robiąc smutną minkę zupełnie jak zbity pies.
-Sądzę, że sama się o tym dowiesz w swoim czasie.

----

Draco był niespokojny. Może nie chodziło o to, że martwił się o Potter’a, ale sama sytuacja jaka miała miejsce niedawno w jego sypialni dała mu wyjątkowo do myślenia. Pierwszy wysnuty fakt? Dumbledore to skurwiel. Drugi? Harry zbyt emocjonalnie do wszystkiego podchodzi. A trzeci to, że właśnie idzie z Blaise’m na boisko do Quidditcha i nie powinien zaprzątać sobie głowy rzeczami, które mogą mu przeszkadzać podczas meczu. Był to zwykły, ustawiony mecz jaki zarządził z Harrym. Taki partnerski by przetestować nowych członków, których nabór odbył się kilka dni wcześniej. Poza tym Malfoy wiedział, że nic tak nie poprawi humoru Potter’owi jak dobry mecz i ewentualne złapanie znicza.
Blaise zaś był jakiś nieswój, zupełnie jakby nie miał chęci na mecz. Ostatnio przejął się nieco wygłupami chłopaków z ich domu i teraz jego myśli krążyły pewnie wokół Rudzielca.
-Gramy z Gryffonami, więc będziesz go miał na oku.-Odezwał się w końcu Malfoy.
Blaise zareagował dopiero po chwili.
-Mówiłeś coś?
-Tak, Baranie.. mówiłem, że gramy z Lwami i skoro tak bardzo martwisz się o cnotę Rudzielca to będziesz go miał teraz praktycznie przed nosem, więc przestań do jasnej cholery myśleć o niebieskich migdałach. –Draco pokręcił głową. Naprawdę czasem Zabini był nadwrażliwy jak jakaś nastolatka. Pierwszy raz ktoś mu się spodobał i już ma na jego punkcie dosłownego bzika.
Szatnie były blisko siebie i chłopcy mogli dostrzec, że w obu panuje spory ruch. Gdzieniegdzie przewijały się czerwone szaty, zaś bardziej z prawa lśniły srebrno-zielone.
-Chyba Młodzi już są. Malfoy coś czuję, że w tym roku nie będziemy mieć mocnej drużyny.
-Miejmy w takim razie nadzieję, że Gryfoni tez nie będą mieli czym się pochwalić. - Poklepał przyjaciela po ramieniu. Szatnia węży była pełna młodszych zawodników, którzy dostali się do drużyny jak i starszych będących już w jej składzie od dobrych paru lat. Jak tylko do środka weszli Draco i Zabini cały gwar i rozmowy ucichły, nastała cisza. Malfoy zaszczycił każdego z obecnych swoim spojrzeniem. Kiedyś szkolna drużyna Slytherinu w Quidditcha skupiała się głównie na sile. Zawodnicy byli potężnie zbudowani idealnie do faulowania mniejszych przeciwników. Stawiano na brutalność i bezwzględność. Kiedy jednak posadę kapitana drużyny przejął Malfoy uznał, że czas nieco zmienić panujące zasady jakimi kierował się jego dom w doborze zawodników.
Pałkarze pozostają ci sami. O zgrozo! Crabe i Goyle byli potrzebni, bo naprawdę dobrze radzili sobie z mocnym odbijaniem tłuczków. Może celność pozostawiała nieco do życzenia, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Stawiali na zwinnych ścigających i dobrego szukającego. Do tej pory nie zgłosił się jednak nikt, kto choć trochę dorównywałby Potter’owi, więc Malfoy pozostawił złapanie znicza sobie. Blaise sprawował się dobrze na pozycji ścigającego i obrońcy, ale na czas dzisiejszego meczu będzie musiał zadowolić się lataniem za kaflem, bo blondyn postanowił wypróbować jednego z młodszych do pilnowania bramek.
-Jeśli jesteście gotowi możecie wyjść na boisko. Żadnego wsiadania na miotły dopóki się tam nie pojawię, jasne? Jeśli zobaczę kogoś w powietrzu zostanie momentalnie wydalony z drużyny, a dodatkowo zagwarantuje ów delikwentowi wyjątkowo nieprzyjemny szlaban. Wyraziłem się jasno? –Draco wiedział, że nic tak nie działa na człowieka jak groźba. Osoby obecne w szatni kiwnęły porozumiewawczo głowami i w ciszy opuścili pomieszczenie.
-Jesteś taki męski kiedy grasz takiego wrednego i oschłego. –Zaśmiał się Blaise zdejmując z ramion koszulę i sięgając do szafki po szatę. Barwy domu węża zawsze potrafiły dumnie połechtać ego każdego Ślizgona.
-Uważaj bym przed samym meczem nie posłał Cię do szpitala za te uwagi. Zajmij się Rudzielcem, a moją osobę zostaw w spokoju. –Blondyn przesunął dłonią po swoim Nimbusie 2001 i mając już na sobie szatę czekał tylko, aż Drogi Strojniś – Blaise - dopnie ostatni guzik. –Idę jeszcze ustalić z Harry’m szczegóły. Idziesz ze mną?
Zabini kiwnął głową. Nie przepuściłby szansy na spotkanie Wiewióra przed meczem.
Trzymając w ręku miotły wyszli na boisko. Po jednej stronie ustawili się Węże, a po przeciwnej Lwy. Standardowo panowała niezręczna cisza. Bliżej trybun stali Harry i Ron w barwach swojego domu. Potter trzymał swoją błyskawicę, co jakiś czas gładząc niemal z czcią jej czubek. No tak, ta miotła była praktycznie jego znakiem rozpoznawczym. Od niedawna Potter’a z blizną, zastąpił Potter z najszybszą miotłą jaką można było kupić w sklepach miotlarskich.
Tuż obok Pana Wybrańca stał jego wierny przyjaciel. Weasley udający luzaka miał zarzuconą przez ramię zwykłą, starą kometę. Według Zabiniego to ani trochę nie ujmowało w jego dziwnej atrakcyjności, której dzięki Merlinowi Dracon nie chciał zrozumieć i dostrzec. Kompletna paranoja!
Na szczęście Harry był tego dnia w widocznie lepszym nastroju. Uśmiechał się i żartował co jakiś czas klepiąc ramię wiewióra.



-Ilu nowych macie? –Spytał Draco podchodząc do swojego chłopak i dając mu delikatnego całusa.
-Hmm.. z dziesięć osób, ale coś mi się wydaje, że po tym meczu liczba zmaleje. –Odparł Harry posyłając Ukochanemu radosny uśmiech. – Zazwyczaj parę osób się zniechęca.
Blaise posłał Ronowi delikatny uśmiech, który Gryfon nie raczył jednak odwzajemnić. Wciąż miał za złe chłopakowi, że wybrał mu dość nietypowe zadanie podczas gry w butelkę. No i jeszcze incydent w domu Harry’ego i Syriusza..  Słuchanie odgłosów dwójki ludzi uprawiających seks nie jest czymś co Weasley mógłby zignorować.
Zabini starał się jak mógł by wybić Ślizgonom z głowy pastwienie się nad Rudzielcem, ale nie było to łatwe. Ostatnio właśnie tym żył cały dom Slytherinu, a przynajmniej starsza, męska część. Doskonale pamiętał jak niegdyś głównym tematem na imprezach były poszczególne osoby z domu Lwa, ale dlaczego teraz kiedy Blaise w końcu zainteresował się kimś tak na poważnie.. i to Ronem?
Życie czasami było naprawdę niesprawiedliwe.
-Poprosiłem Lunę i Syriusza, by zajęli się komentowaniem. –Powiedział Harry z uśmiechem i wskazał ręką w stronę trybun. Na jednej z wież siedziała blondynka w towarzystwie uśmiechającego się od ucha do ucha Blacka. Pomachali chłopakom i po chwili Syriusz dorwał się do mikrofonu.
-Haha, zawsze chciałem tutaj siedzieć. Postaramy się z Panną Lovegood urozmaicić ten mecz. –Powiedział radośnie. Luna siedząca obok niego pomachała im i również złapała mikrofon.
-Uważajcie na gnębiwtryski! Ostatnio się ich namnożyło i mogą Wam utrudniać grę. Profesorze Black jeden siedzi Panu na ramieniu! Proszę go strzepnąć, bo wleci Panu do ucha! –Krzyknęła i rzuciła się na Syriusza wymachując rękami.
-Panno Lovegood!! –Krzyknął Black i widocznie podczas akcji odgonienia gnębiwtryska mikrofony spadły z ławy, bo dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk i przyciszone odgłosy walki z niewidocznym robaczkiem.
Na boisku rozległy się śmiechy, ale Harry i Draco skuteczni uciszyli swoje drużyny. Nie pozostało nic innego jak wybrać rozpoczynających graczy.
-Niech po każdym golu konkretny gracz schodzi i jego miejsce zajmuje kolejny. Co wy na to? W ten sposób będziemy w stanie przetestować więcej osób. –Zaproponował Harry i cała czwórka skierowała się na środek boiska.
-Dobra. To całkiem logiczne. –Zgodził się Malfoy.
Po niecałych pięciu minutach na miotłach w powietrzu unosiło się się już kilkoro wybranych zawodników. Harry i Draco zajęli się łapaniem znicza zaś Ron zajął swoje miejsce obrońcy i Zabini pozycję ścigającego. Cały mecz trwał około godziny, może nawet nieco dłużej, bo zdarzyło się kilka przykrych wypadków głównie z udziałem tłuczków, bądź niekoleżeńskim zachowaniem. Luna i Syriusz komentowali jak zawodowcy i nie brakowało im zabawnych docinek pod adresem konkretnych zawodników. Pod największym ostrzałem był Crabe i Goyle, którzy w pewnym momencie musieli zejść ustępując miejsca w meczu innym, bo nie potrafili dawać początkującym taryfy ulgowej, a był to przecież mecz towarzyski.
Najciekawszy był moment złapania znicza. Draco i Harry mknęli za nim praktycznie ramię w ramię. Zderzali się od czasu do czasu aż w końcu przelecieli za jedną z wież i zamiast lecieć dalej zatrzymali się.
-Zastanawiałeś się kiedyś co by było gdyby obaj szukający nagle poczuli się naprawdę źle i byli zmuszeni trafić do skrzydła szpitalnego? –Spytał Draco z nikczemnym uśmiechem.
-Mecz pewnie zostałby przerwany i przeniesiony na inny termin. –Odparł Harry nie za bardzo wiedząc co ma Malfoya na myśli. Wciąż unosili się za wieżyczką, gdy nagle Draco parsknął śmiechem.
-A co ty na to, by zostawić ich tak i polecieć sobie na przykład na wieżę astronomiczną? –Zaproponował z pewnym niebezpiecznym błyskiem w oku.
-Jesteś zboczony i niewyżyty seksualnie!
-Wiem, ale właśnie za to mnie kochasz, Potter.
Wyszło na to, że znicz latał sobie dalej po boisku, a szukający obu drużyn znikli pozostawiając mecz nierozstrzygniętym. Syriusz i Luna jeszcze długo komentowali poczynania drużyn dopóki nie zorientowano się, że trwa to za długo, a obu kapitanów nie ma tak czy siak.

----

Hermiona spędzała właśnie czas w sypialni pisząc jedno z wypracowań na przyszły tydzień. Zawsze wolała zrobić pracę wcześniej i mieć więcej czasu na czytanie książek niż odkładać coś na ostatnią chwilę. Najbardziej jednak bolała ją myśl, że to co miała przeczytać już dawno pochłonęła i teraz męczyła ją dosłownie smutna myśl o braku zajęć. Poza nauką i spędzaniem czasu z przyjaciółmi wolała od czasu do czasu usiąść na spokojnie z nosem w książce i odciąć się od rzeczywistości. Spięła włosy w niedbały kucyk i spojrzała kątem oka na zegar wiszący na ścianie. Miała jeszcze dużo czasu do kolacji a z racji, że była sobota nie było mowy o lekcjach. Westchnęła boleśnie i wstała od biurka, jakie znajdowało się w sypialni. Napisała referat na zaklęcia na ponad trzy rolki pergaminu i odczuła właśnie tego skutki w formie pobolewającego ramienia. Rozejrzała się dookoła. Była sama, wszystkie współlokatorki wyszły gdzieś, a Miona została właśnie z zamiarem oddania się wspaniałej nauce.
Dzień wcześniej chciała napisać list do rodziców. Chciała tam opisać  wszystko co ostatnio się wydarzyło i zapewnić ich, że jest jak najbardziej bezpieczna podobnie z resztą chłopaki. Jej rodzice mimo, że mugole bardzo się zamartwiali o córkę oraz jej przyjaciół. Ciekawe jakby zareagowali na wieść, że wszystko to co niesie za sobą świat czarodziejski, ministerstwo i szkoła jest dużo bardziej zagmatwane niżby się człowiekowi mogło wydawać. Bała się jednak, że ktoś mógłby przechwycić sowę, a nie mogła narażać swoich bliskich na niebezpieczeństwo.  Tom Riddle wyraził się jasno, że lepiej, by jak najmniej osób wiedziało o planie przejęcia ministerstwa.  
Teraz kiedy Harry i Draco byli  ze sobą, a ona zerwała z Ronem ich stosunki jakby nieco się ograniczyły. Wciąż naturalnie byli przyjaciółmi, ale to już nie było to co kiedyś. Chyba zaczęła czuć się troszkę jak Harry kiedy ona i Ron ze sobą chodzili. Takie piąte koło u wozu. Niby na wszelki wypadek, ale do codziennego funkcjonowania nie jest specjalnie potrzebne. Można by pomyśleć, że wraz z mianowaniem Hermiony i Harry’ego prefektami będą oni spędzać ze sobą więcej czasu i będą mieć więcej na głowie. Okazało się to jednak błędne, musieli dbać o młodsze roczniki i co jakiś czas pokazywać się na zebraniach poza tym ich obowiązki nie zajmowały więcej niż kilka godzin w ciągu semestru.
Hermione wyrwało z zamyślenia stukanie o szybę okna. Spojrzała w tamtą stronę i ze zdziwieniem przyznała, że pierwszy raz widzi, by pocztę dostarczano wprost do sypialni. Zazwyczaj otrzymywała ją na śniadaniu bądź szła specjalnie do sowiarni. Otworzyła okienko i wpuściła do środka ślicznego i sporych rozmiarów puchacza japońskiego. Sówka rozprostowała parę razy skrzydła po czym przysiadła spokojnie na ramię jej łóżka. Dopiero po chwili Hermiona zwróciła uwagę na spory pakunek jaki przyniosła sówka. Musiała być przyzwyczajona do noszenia takich ciężarów, bo gdy Hermiona spróbowała podnieść całą paczkę ze zdziwieniem przyznała, że jest ona naprawdę ciężka. Zupełnie jakby ktoś włożył do niej z trzy historie Hogwartu i to te oprawione w twardą skórę. Do paczki dołączony był liścik. Widniały na nim inicjały „ L.M.”
-Lucjusz Malfoy.. –Powiedziała do siebie i z delikatnym uśmiechem zabrała się za rozpakowywanie paczki. W środku znajdowało się sześć książek oraz niewielka koperta widocznie z listem.  Granger uznała, że najlepiej zacząć od zapoznania się z jego zawartością. Otworzyła kopertę i z delikatnym uśmiechem zabrała się za czytanie treści.

„Droga Hermiono,
Dowiedziałem się od Syriusza, że zwróciłaś mu książki, które pożyczyłaś. Z tego co wspominał mi mój syn jesteś osobą, która chyba jako jedna z niewielu zdołała zapoznać się z każdą książką jaką tylko się da znaleźć w szkolnej bibliotece ( dział ksiąg zakazanych pewnie też nie umknął Twej uwadze).
Postanowiłem w ramach zajmowania Ci czasu jakiego nie masz wiele, ale świetnie nim zarządzasz, że będę Ci wysyłał to co znajduje się w moim nieskromnym zbiorze ksiąg. Jest tego sporo, więc spodziewaj się napływu lektury w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że nie sprawiłem Ci problemów moją śmiałością, ale nigdy nie widziałem osoby, która z takim zapałem rozmawiałaby na każdy znany jej temat, który pewnie pochłonęła z niejednej przeczytanej stronnicy.
Odeślij Emm z listem, w którym dasz mi znać, kiedy mam wysłać Ci kolejne egzemplarze. Myślę, że znajdę coś co powinno Cię jeszcze niejednokrotnie zaskoczyć.
Ps. Życzę miłego czytania.
L.M.”


Hermiona skończyła czytać, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Chyba pierwszy raz tak bardzo się cieszyła na widok książek. Spojrzała na sporą kupkę nowych nabytków i ledwo powstrzymała pisk pełen zachwytu. Dostała bowiem pierwsze wydanie „Koniunkcji Sfer i Oddziaływań Astralnych” napisane przez Will’a McKenziego. W Esach i Floresach można dostać późniejsze tłumaczenia i wiele z tego co tam napisano jest źle przetłumaczone albo pełne błędów. Nie mogła się napatrzeć na nieco przetartą skórę, która była dowodem, że nie raz sięgano po ten egzemplarz. Otworzyła tomik i z uśmiechem zaciągnęła się zapachem kartek. Stara książka, a pachniała nowością, widocznie właściciel wiedział jak się troszczyć o papier i gdzie takie cudeńka trzymać.
Odłożyła niemal z czcią księgę na biurko i sięgnęła po kolejne lektury takie jak: „Studium możliwości odwrócenia faktycznych i metafizycznych skutków naturalnej śmierci, ze szczególnym uwzględnieniem reintegracji esencji i materii” bądź „Przewodnik po magii średniowiecznej „ i tak dalej. Z każdą następną na twarzy Hermiony pojawiał się coraz szerszy i szerszy uśmiech. Wspaniałe. Dostała dzieła o jakich nawet nie słyszała, a jeśli już słyszała to każdy bibliotekarz zapewniał ją, że ów księgi zaginęły przed laty i możliwe są do przeczytania jedynie ich fragmenty.
W końcu po niemal godzinnym zachwycaniu się dziewczyna usiadła do biurka i poganiana przez puchacza zabrała się do odpisywania Malfoy’owi. Nie panowała specjalnie nad tym co miała napisać, przelała na papier wszystko co siedziało jej w głowie, euforia całkowicie nią zawładnęła.

„Lucjuszu,  
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że pomyślałeś o przysłaniu mi takich literackich rarytasów. Myślę, że za jakieś dwa tygodnie będę w stanie  poprosić Cię o kolejne książki. Do głowy nie przyszłoby mi, że możesz być w posiadaniu takich twórczości! Przecież niektóre egzemplarze nie mają prawa bytu! Oczywiście na podstawie  tego co mi wspominano nie raz w księgarniach. Jestem nie tyle zaskoczona, co zszokowana i to bardzo pozytywnie. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne paczki. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Hermiona Granger.”

Dziewczyna wsunęła list do koperty i podała ją puchaczowi, który od razu złapał ją w dziobek i z entuzjazmem doprosił się jeszcze o pogłaskanie. Hermiona jeszcze przez chwilę wpatrywała się w odlatującą sowę, następnie porwała pierwszą z góry książkę i rzucając się z uśmiechem na łóżko zaczęła ją czytać. Pierwszy raz jeden mężczyzna sprawił jej tak wiele przyjemności i to na odległość. (dziewczęta bez skojarzeń)

----

Ron ostatnio nie wiedząc czemu zmotywował się do ćwiczeń. Może wpłynęła na to nieco jego młodsza siostra. Tak, Ginny była naprawdę jak taki wulkan, który potrafi wybuchnąć w każdym momencie i bez ostrzeżenia.
„-Przestań się o wszystko obwiniać! To, że nie wyszło Ci z Hermi niczego nie przekreśla. Będziesz miał przecież jeszcze wiele okazji do bycia w związku! Jestem Twoją siostrą i wiem co mówię, poza tym zawsze Ty i Miona byliście przyjaciółmi, ten związek nie miał prawa bytu, Braciszku. Teraz najważniejsze jest byś o siebie zadbał. Zrobię dla Ciebie taką listę co masz robić, a czego nie robić, jasne? Masz się jej trzymać.”
No właśnie... w skład tej listy wchodziło zdrowe odżywianie i ćwiczenia. Weasley i ćwiczenia? Zdawałoby się, że to nie wyjdzie, ale już po kilku dniach biegania Ron odczuwał skutki. Nie był ospały, miał więcej energii i sił, a nawet lepiej mu szło na lekcjach. Wciąż zdarzało mu się raz na jakiś czas zjeść coś z miodowego królestwa, ale nie na taką skalę co kiedyś. Ostatnio nawet Parvati Patil mu powiedziała, że wygląda świetnie. Kurcze, Ginny czasem ma przebłyski tej kobiecej inteligencji, pomimo życia wśród facetów. Najważniejsze to pozbyć się tej pieprzonej oponki. Może brzmi to mega babsko i żałośnie, ale w pewnym momencie Ron przeglądając się w lustrze aż zawył z zachwytu.
-Jest! Kurwa! Coraz mniejsza!
Akurat do pokoju wszedł Neville i spojrzał na Rona jakby ten był chory na smoczą ospę.
-Ron? Wszystko w porządku? –Podszedł do kolegi i spojrzał w lustro. Hmm, nie widział tam bynajmniej nic co jego by zachwyciło. –Coś się stało?
-Naturalnie! Od dawna nie czułem się tak dobrze! –Z entuzjazmem ubrał górę od dresu i poklepał Longbottom’a po ramieniu. –Wychodzę kumplu! –Ogłosił i dosłownie wybiegł z dormitorium. Czuł się wspaniale. Po drodze minął Ginny rozmawiającą z Hermioną i pokazał im kciuk w górę opuszczając pokój wspólny.
-Ostatnio stał się pewniejszy siebie, prawda? –Zauważyła Hermiona z entuzjazmem.
-Mhm, to wszystko dzięki mnie! Kazałam mu wziąć się do roboty i popracować nad sobą. Niedługo będzie większym ciachem niż Malfoy! –Roześmiała się rudowłosa i ponownie wróciły do dyskutowania to na temat książek, to na temat mody.
Weasley wyszedł ze szkoły i zaczął jak zawsze swoje ćwiczenia od biegu wokół jeziora. Nie spodziewał się jednak spotkać tam grupki Ślizgonów.  Przy jeziorze rozsiedli się bowiem Montaque, Derricki i Terence. Cała trójka żartowała sobie w najlepsze, a jak tylko zobaczyli biegnącego nieopodal Gryfona, jakby jednogłośnie wstali i zawołali  go.
-Ej! Weasley!
Ron zatrzymał się i spojrzał w stronę Ślizgonów. Nie miał ochoty z nimi gadać. Ostatnio panował spokój między domami i nawet Lwy zaczęły się w miarę dogadywać z Wężami, ale widocznie są wyjątki od reguły. Trójka kretynów była coraz bliżej. W końcu odezwał się Montaque.
-Skoro już Malfoy posuwa Waszego Wybrańca to może Ty też się skusisz? –Posłał Rudzielcowi wyzywający wzrok.
Ron stał i interpretował słowa tego kretyna. Nie dość, że obrażają jego przyjaciela to jeszcze robią sobie z niego jaja. Gdyby nie fakt, że Montaque jest z kumplami pewnie obiłby mu ten ślizgoński pysk. Ale może sobie pozwolić na odpyskowanie im.
-Jeśli Twój kutas jest tak mały jak Twój mózg to nie masz na co liczyć. –Zaśmiał się.
-Ty Gryfońska suko! –Warknął tym razem Derrick i nim Ron zdążył sam to zrobić tamci dobyli już różdżek. Cholera! Nie ma ani czasu ani ochoty okładać się z nimi zaklęciami. Zwłaszcza, że tamci to Ślizgoni, a oni nigdy nie walczą fair.  Ron miał dwa wyjścia. Albo będzie z nimi walczyć i prawdopodobnie przegra, albo spróbuje uciec i tamci prawdopodobnie mu to utrudnią. I tak źle, i tak niedobrze.
Rudzielec westchnął i sięgnął do kieszeni wyciągając różdżkę.
Trójka wężowatych małp nagle uśmiechnęła się szerzej. Ron miał dziwne wrażenie, że nie na jego widok. Odwrócił się i ujrzał idącego w ich stronę Zabiniego. No tak kolega przyszedł dołączyć do zabawy.
-Blaise przyłącz się! Mamy go jak na tacy. –Zawołał Derrick. Blaise jednak zatrzymał się dopiero kiedy stał koło Weasley’a. Spojrzał na Rona, a następnie na trójkę kolegów z domu.  Chłopak wyglądał jakby był znudzony całą akcją jaka się rozgrywa, niemal jak oglądanie nudnego filmu albo czytanie pieprzonego podręcznika do wróżbiarstwa. Nagle jego mina momentalnie się zmieniła. Oczy ciemnoskórego chłopaka dosłownie ciskały piorunami w stronę trójki Węży. Ruszył powolnym krokiem do przodu w ich kierunku. 
-Doprawdy muszę Wam osobiście wbić do głowy to co jeszcze niedawno Wam tłumaczyłem dość cierpliwie? –Niemal wypluł te słowa. –Jeśli któryś z Was tknie Rona to osobiście odgryzę Wam to co macie między nogami. –Zabini wyjął z kieszeni szaty swoją różdżkę i posłał napastnikom nieco szalony i straszny uśmiech. –Macie minutę nim wypruję Wam flaki, ale nim to zrobię pozwolę Wam posmakować Cruciatusa, chcecie? Doskonale wiecie, że Draco  Wam nie pomoże, a nikogo poza mną i Ronem tu nie ma. Jak na złość żadnych świadków wkoło. –Roześmiał się idąc w stronę spetryfikowanych dziwnym strachem chłopaków. –Zakończę Wasz nędzny żywot... - krok. –... będziecie zwijać się najpierw z bólu... -krok. – …sprawię, że będziecie krwawić na całym ciele.. –Był coraz bliżej, z każdym słowem tamci robili się mniej pewni siebie, a wzrok Blaise’a mówił sam za siebie, że ten nie żartuje i jest skłonny zabawić się nimi w każdej chwili. Zatrzymał się, gdy dzieliły ich tylko centymetry.  Nagle chłopak zaczął się śmiać, zupełnie jak jakiś chory psychicznie wariat, który uciekł z psychiatryka.
-Hahaha, zawsze chciałem użyć zaklęć niewybaczalnych. To takie podniecające. Patrzeć na ludzi rozrywanych przez ból, dopóki nie zakończę ich żywota z użyciem tych dwóch wspaniałych słów. –Jego usta poruszyły się w niemej inkantacji „Avada Kedavra” .
W tym momencie tamci nie wytrzymali. Puścili się biegiem potykając się o własne nogi. Byli przerażeni tym jaki okazał się być Blaise.  Zawsze niby spokojny pokazał swoje drugie oblicze. Kiedy tamtych już nie było Zabini odwrócił się w stronę Rona z radosnym uśmiechem.
-Rooonuś! A co ty tu robisz? I to w dresie? –Spytał i dosłownie w podskokach zbliżył się do Rudzielca. –Nie możliwe.. ćwiczysz? A mógłbym z Tobą?
-Nie! –Odparł beznamiętnie. –Następnym razem chyba będę musiał zmienić trasę, by znowu na nich nie wpaść.
-Och tym się nie przejmuj już raczej tu nie przyjdą. –Dobrze, że tej części o zaklęciach niewybaczalnych Ron nie słyszał. Blaise nie chciał stracić tego co już udało im się zyskać, jeśli chodzi o ich relacje. Zbyt ciężko pracował na choćby brak ciskania do siebie mięsem. –Nie uważasz, że Draco i Harry trochę zrobili z nas idiotów zwiewając z meczu?
-No cóż.. hormony wygrały. –Ron wzruszył ramionami. –Choć przez pewną chwilę miałem ochotę im nogi z dup powyrywać, uznałem jednak, że jeszcze mogą się przydać, więc darowałem sobie. –Spojrzał na Zabiniego i przez chwilę stali tak w ciszy nie odzywając się do siebie. –Pójdę już.. Ci kretyni przerwali mi trening, a obiecałem siostrze, że wezmę się za siebie. Zakładam, że nie darowałaby mi dnia odpoczynku. –Przeczesał dłonią włosy. Nie wiedząc czemu, ale cieszył się w pewnym sensie, że Blaise się pojawił i stanął w jego obronie. Świadomość, że w razie czego może nie tylko polegać na Harry’m i Hermionie dała mu pewnego mentalnego kopa.
-Ron. –Blaise złapał go za rękaw bluzy, który jednak po chwili puścił. Nie może być aż tak śmiały , bo Wiewiór się przestraszy. – Uważaj na siebie następnym razem. –Posłał mu lekki uśmiech i pozostawił chłopaka samego sobie, by mógł kontynuował trening.

----

Severus Snape spędzał ostatnio sporo czasu przebywając w swoich komnatach w lochach. Nie pałał chęcią spotkania Syriusza Blacka panoszącego się po zamku mimo, że ostatnio doszedł do wniosku, że przydałoby się spotkać i porozmawiać na spokojnie. Miał dziwne wyrzuty sumienia. Severus Snape i wyrzuty sumienia to samo w sobie brzmiało bardziej nieprawdopodobnie niż krzyżówka gnoma ogrodniczego i salamandry ognistej. Mężczyzna siedział na fotelu obitym butelkowym materiałem i czytał książkę „Zuchwałe sztuczki poskramiające sprytnych zuchwalców”  choć prędzej znajdzie tam sposób na oddychanie pod wodą przez godzinę niż pomysł jak rozmawiać z Blackiem, bez chęci ciskania w niego klątwami.
Przez chwilę miał przed oczami przyjemną wizję poddawania tego zapchlonego kundla najgorszym znanym mu torturom, ale szybko ów rozkoszny widok zastępowała mu twarz Syriusza pełna zawodu i swego rodzaju żalu. Severus odpiął guzik szaty znajdujący się przy samym kołnierzu czując dziwną gulę, która pewnie była skutkiem jego moralnego dołka. Nigdy nie spodziewałby się, że komukolwiek uda się doprowadzić go do takiego stanu, a Pan Black zrobił to jednego wieczoru i przy użyciu kilkunastu słów.
Mężczyzna pokręcił głową, zamknął książkę, odłożył ja na bok i wstał z fotela podchodząc do jednej z szafeczek. Wyjął z niej niewielką fiolkę w której połyskiwał niebieskawy płyn. Eliksir słodkiego snu. Ostatnio przez nadmiar myśli Snape miewał lekkie problemy ze spędzeniem spokojnej nocy. Ów wywar zapewnił mu ją i dodatkowo bardzo wygodnym było nie mieć snów o Blacku, a przecież każdy gamoń nawet pokroju Longbottom’a wiedział, że po tym eliksirze nie ma się żadnych.. snów.

Pamiętajcie o karmieniu weny :*

29 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!! Dziękuje za dedykacje:) czekam na kolejne!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny pojawi się już wkrótce ;) Dziękuję za opinię ;)

      Usuń
  2. Kyaaaa! Na to czekałam :D Powiem a raczej napiszę szczerze, że mam nadzieje iż Bella jakoś ozdrowieje na zmysłach :D może byc nawet ciekawą postacią :D
    Ach ten Draco :) on to ma pomysły, ale żeby reszta zorientowała się, że ich niema po takim czasie? xD nie wiem czy już to pisałam ale uwielbiam Zabiniego, naprawdę :D
    Twoja blogowa rodzina (:D *kopnięta zaszczytem*) Emi Raicho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emiś <3
      Bella na pewno będzie jedną z kolorowych postaci, która mam nadzieję wniesie w opowiadanie sporo kontrowersji i ciekawych momentów.
      Och wspominałaś skarbie, że Zabini to jeden z twoich ulubieńców haha. Tak w sekrecie ci powiem, że ostatnio ucięłam sobie z nim rozmowę. Wariat przesyła całusy ;)
      Twoja KaoY. <3

      Usuń
  3. Jejku trafiłam na twojego boga przez przypadek i po prostu sie zakochałam *.*
    Kocham parę Draco x Harry... także twój blog od początku miał wielkiego + xD
    A do tego naprawdę świetnie piszesz... także trzymaj tak dalej :*

    + I błagam nie rób pary z Lucjusza i Hermiony :)
    ~ Sansa♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och kolejna nowa osoba!!! Ach trafiajcie tu jak najczęściej mam nadzieję, że tym razem bez przypadków. Im więcej ludziów, tym więcej komentarzy dzięki czemu będzie więcej weny i szybciej będą pojawiac się rozdziały.
      Oj niedobra ja.. maltretuję was błaganiami o koemnty nununu :x
      Co do pary Lucek x Hermi...
      Dajcie im sznasę. Nie mogę niczego zdradzać. Nie skreślajcie nikogo kochaniutkie mordeczki :c
      Lucek będzie płakać T_T

      Pozdrawiam i całuję ;***

      Usuń
  4. Witam,
    droga autorko, miałam napisać czy żyjesz (chodzi mi o to, że długo nic nie dodawałaś), niestety nie przeczytałam, i dość marne są na to szanse, że to zrobię w najbliższym czasie niestety, ale chcę, żebyś wiedziała, że ja jestem i nadrobię teksty ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję Basuniu i mam się świetnie. Byłam po prostu na wypoczynku ;)
      Mam nadzieję, że w niedługim czasie nadrobisz zaległości, czekam więc na ciebie przy kolejnym rozdziale i buzi, buzi.. przesyłam razem z resztą kompani Potterowskiej. ;)
      <3

      Usuń
  5. Hm ciekawe jak rozwinie się znajomść miedzy kilmoka osobami na przykłąd Blackiem a Severusem Lucjuszem a Hermioną (tutaj zwłaszcza się zastanawiam czy zrobisz z nich przyjaciól czy możę coś więcej :3 ) albo Blaise a Ronem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko okaże cię w kolejnych rozdziałach <3 Musicie być cierpliwi koteczki. ^.^
      Black na pewno będzie miał spory orzech do zgryzienia z Sevkiem. Oni na pewno będą mieć sporo problemów. W końcu to para niemal wybuchowa jeśli chodzi o temperamenty.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Opłacało się czekać na takie rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja myślę, że się opłacało :D W końcu pisałam to przez dwie nocki. Młahahaha <3

      Usuń
  7. Hahha wspieram Zabiniego! Boski rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Zabiniemu rozwija się tutaj istny fanclub :D Hahaha Blaise dziękuje bardzo za wsparcie :D

      Usuń
  8. Witaj!!!
    Szukałam fajnego opowiadania i trafiłam na twój.
    Powiem jedno CUDOWNE ❤❤❤❤
    Zakochałam się a myślałam że tylko mój mózg jest TAKI...Świetne po prosu ŚWIETNE CUDOWNE i wiele wiele więcej.
    Niecierpliwie czekam co potoczy się z Ronem i Zabinim oczywiście z innymi też ❤❤❤❤.
    ❤❤❤❤❤kurde no nie wiem co napisać ❤❤❤❤❤
    Dziękuję !!!
    ~Wicia-Chan~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze co pomyślałam czytając twój komentarz? "Wow ile serduszek" Yay szalona!! ❤❤❤❤❤
      Cieszę się, że uznałaś mój blog za fajny. Sporo się napracowałam by taki był.. ach ta moja skromność. XD
      Haha kolejna osoba szalejąca za Ronem i Zabinim. :D Ja kiedyś chyba jakiegoś specjalnego one-shota napiszę o nich.
      Skoro nie wiesz co napisać teraz to napisz resztę pod kolejnym rozdziałem. ^.^ Oczekuję na twoje dalsze komentowanie i dziękuję na kolanach, że zawitałaś do grona czytelników łiiiii <3
      Pozdrawiam i całuję <3

      Usuń
  9. Czysty przypadek, że tu trafiłam, ale pokochałam to opowiadanie <3
    W 1 dzień wszystkie poprzednie rozdziały przeczytałam, i chcę więcej *.*
    Duuużo weny życzę no i pozdrawiam :D
    ~Kei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarbie tutaj trafiają same przypadki, więc się nie martw :D
      Wow pokochałaś? To wiele dla mnie znaczy jajajaj <3
      W jeden dzionek pochłonęłaś wszystkie? Szalona! Uwielbiam takich ludzi.
      Witam w gronie czytelników. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. (Tak na zawsze)
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  10. Witam. :") przeczytałam całe to dotąd napisane Drarry w jeden dzień i czekam na więcej. Kocham ten paring *.* i to jak piszesz *.* wiec faster faster :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowa świeża krew <3 Ach jak miło gościć cię w naszych skromnych progach :D
      Kolejna osóbka, która przeczytała w jeden dzień? Wy naprawdę jesteście crazy :D
      Pozdrawiam i dziękuję za opinię :D

      Usuń
  11. Znalazłam Twój blog przypadkiem i w niecałe pół dnia przeczytałam wszystkie rozdziały Drarry. Jestem zachwycona~ genialnie piszesz i fabuła jest całkiem ciekawa. Opowiadanie nr 1 o HP jakie dotąd czytałam. Brawo i weny życzę bo już się nie moge doczekać kolejnego rozdziału :) /~Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeeej kolejny ludź znalazł bloga przez przypadek :D
      Och zachwycona? :D Uff dziękuję bardzo wiele to dla mnie znaczy, mam nadzieję, że raczysz zostać w naszym (nie)skromnym gronie zboczeńców na dłóżej XD Nie no tu wszyscy są jak najbardziej normalnie.
      Dziękuję za wenę i pozdrawiam <3

      Usuń
  12. Awww świetny rozdział. ^_^ Kocham twoje opowiadania z jazdy rozdziałem coraz bardziej i bardziej. Czekam na więcej i życze weny.
    Neko Chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och to ciekawe jak mocno będziesz Neko kochać je przy ostatnich rozdziałach a mam zamiar ciągnąć Drarry baaardzo długo :D
      <3 <3
      Dziękuję za wene i całuję :*

      Usuń
  13. Ej jak wszyscy komentują to i ja !
    Beta ma się udzielać to będzie się udzielać! XD
    Mogę zdradzić, że kolejny rozdział jest sprawdzony! Więc możecie nagabywać Kaoy o wrzucenie na stronę! :D
    ~Jousette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beciunia moja <3
      Rozdział wstawiłam! Niech teraz czytają i komentują a my zabieramy się do kolejnego młahahaha :D
      ~KaoY <3 <3

      Usuń
  14. Super! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D jakie było moje pozytywne zdziwienie, że to jest ciągle aktywny blog :D I mam nadzieję, że te Drarry będzie długie, bo bardzo, ale to bardzo mi się podoba :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jest aktywny! :D On będzie aktywny całą wieczność, nawet jeśli wrzucam rozdziały dość rzadko. :c
      Teraz od tego roku (szkolnego, ale już nie dla mnie) mogą pojawiać się raz na miesiąć nawet bo idę do pracy. Ale postaram się pisać byście mieli, co jeść koteczki :D

      Usuń
  15. Witam,
    tak zwianie z meczu było boskie, co te hormony robią z człowiekiem, Lucjusz sprawił wspaniały prezent Hermionie, no, no Blaise obronił Rona....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic