-Harry mógłbyś przestać? –Westchnęła Hermiona siedząc w pokoju wspólnym na kanapie obok bruneta, który zaczął od niedawna swój drugi etap treningu. Pokój był na szczęście pusty, bo o tej porze zazwyczaj większość uczniów już smacznie spała. Ron czytał sobie właśnie proroka codziennego, kiedy podniósł wzrok na swojego przyjaciela. Harry miał zamknięte oczy, ale to jego ręka zwracała uwagę, jedna z dłoni teraz bardziej przypominała lekko zdeformowaną łapkę dużego kota. –Harry proszę cię, nie mogę się skupić na pisaniu eseju na zielarstwo.
-Wybacz Hermiono, ale obiecałem Syriuszowi, ze wykorzystam każdą wolną chwilę na trening. –Odparł otwierając oczy, by spojrzeć na swoją dłoń. Była jak na razie obrośnięta ciemno szarym futerkiem a pazury nie chowały się, lecz wystawały z kocich paluszków. –Na razie jedna łapa i na dodatek nie cała.
-Czego się spodziewałeś? Ćwiczysz półtora miesiąca, to za krótko. –Westchnęła Dziewczyna.
-Jestem genialny! –Ron krzyknął i zaraz został uciszony przez Hermionę. – Przepraszam. –Powiedział nieco ciszej. –Przypomniałem sobie coś, co może ci pomóc Harry. Podobno animagia jest w pewnym sensie zależna od emocji jakie władają czarodziejem. Przeczytałem to kiedyś w jakimś czasopiśmie.
-I jak to ma mi pomóc? –Spytał a dłoń wróciła po chwili do pierwotnego kształtu.
-Potrzebny ci impuls. Coś co spowoduje wzrost no kurcze jak to się nazywa… ad, adcośtam.
-Adrenaliny? –Spytała Hermiona.
-O dzięki Hermi, dokładnie. Potrzebujesz adrenaliny. Czegoś co zmusi twoje ciało, magię i emocję do przemiany. –Ronald wypiął dumnie pierś.
-No, no Ron. Nie sadziłam, że kiedykolwiek usłyszę coś takiego z twoich ust. –Zaśmiała się dziewczyna.
-Nie drocz się Hermi. Po prostu sobie to przypomniałem. Jak myślisz Harry co mogłoby ci pomóc?
-Sam nie wiem. Do tej pory adrenalina chyba najbardziej mi skakała jak musiałem walczyć z Voldemortem. W końcu, wtedy chodziło o moje życie. –Harry wstał z miejsca. –Myślę, że ten trening będzie trudniejszy niż przypuszczałem. –Westchnął i spojrzał w stronę okna.
-Harry, masz zamiar w końcu iść z Padmą na tą randkę? –Spytał Ron.
-O ja pierdole.- Całkiem zapomniał o tym. –Kiedy jest najbliższe wyjście do Hogsmeade? –Spytał z paniką w głosie.
-Pojutrze. –Odparł z rozbawieniem Ron. –Lepiej jutro znajdź Padmę i ją zaproś, bo jeszcze znajdzie innego kolesia na twoje miejsce.
-Padma taka nie jest. –Odparła Hermiona- Przedtem chodziła z Michael’em Corner’em, ale chyba zerwali na początku roku.
-Dlaczego? –Spytał Harry.
-Nie jestem pewna, ale chyba chodziło o to, że nie spotkali się w wakacje.
-Ty jesteś od niego dużo lepszy, no i pewnie poleciała też na twoją popularność. –Zapewnił Ron.
-Myślałam, że będziesz dalej wzdychać do Cho. Tak długo ci się podobała, myślałam, że myślisz o niej poważnie.
-I tak było Hermiono, ale ona do tej pory ma tą swoją żałobę po Cedriku. Nie sądzę, by była skłonna od tak sobie o, nim zapomnieć.
-No właśnie, a my jako mężczyźni mamy przecież swoje potrzeby…
-Doprawdy Ronald? A niby jakie? –Hermiona spojrzał na chłopaka podejrzliwie.
-Oj no czepiasz się szczegółów, my też od czasu do czasu chcemy się poprzytulać do jakiś panienek. Rozumiesz?
-Może, ale, jeśli myślisz o tym o czym ja myślę, że faktycznie myślisz, to lepiej módl się Ron abyś nie oberwał jakimś zaklęciem. –Wstała zbulwersowana i poszła do swojego dormitorium.
-Yyy, o co jej chodziło?
-A, bo ja wiem? –Westchnął Harry rozmyślając i mając nadzieję, że Padma nie jest na niego zła za zwlekanie.
----
-Luna! –Harry akurat przechodził przez dziedziniec, kiedy gdzieś obok kolumn zauważył blond włosy spięte w bardzo dziwny rozczochrany koczek i udekorowane jakby falbanką, niemal rażącą w oczy swoim kolorem.
-O, hej Harry. Co słychać? –Spytała swoim marzycielskim głosem.
-Wiesz może, gdzie mogę znaleźć Padmę? –Spytał drapiąc się po głowie.
-Jasne, jest teraz bodajże u profesora Binns’a. Miała spytać się go o materiały do jakiegoś wypracowania. Jeżeli się pospieszysz to może jeszcze ją złapiesz. –Chciała odgarnąć odruchowo włosy, ale zapomniałą całkiem, że przecież są spięte.
-Dzięki Luna. –Uśmiechnął się szeroko i pomknął w kierunku schodów, a następnie na pierwsze piętro. W głowie miał kompletny mętlik, nie wiedział jak ma przekazać Padmie tyle słów na raz i nie zapomnieć przy tym jak sam ma na imię. Zatrzymał się tuż przed drzwiami szybko łapiąc oddech, bo pośpiech niestety źle na niego wpłynął. Uspokoił się w miarę możliwości i już chciał zapukać, gdy drzwi otwarły się a sam Harry podziękował Bogu, że nie podniósł dłoni, bo zamiast w drewniane wrota puknąłby Padmę prosto w nos.
-Harry? –Dziewczyna podskoczyła, przez co książki, które miała w dłoniach wypadły jej prosto na posadzkę. Kucnęła, by je pozbierać. –Ale mnie wystraszyłeś. –Uśmiechnęła się.
-Przepraszam, nie chciałem. –Również schylił się, by jej pomóc. –Padma. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
-Daj spokój to tylko książki, nic się nie stało..
-Ale mi chodzi o nasze wyjście. –Podrapał się po głowie.
Dziewczyna spojrzała na niego i westchnęła.
-Jesteś zła. Przepraszam całkiem wypadło mi z głowy.-Zrobił skruszoną minę.
-Nie no co ty Harry. W sumie ja tez o tym zapomniałam. –Uśmiechnęła się. – Cieszę się, że dalej masz na to ochotę. –Założyła nieco włosów za uszko.
-Super. To w takim razie będę czekać na ciebie jutro przy wyjściu ze szkoły. –Podał jej książki, które zebrał z ziemi.
-To do jutra. –Powiedziała z szerokim uśmiechem.
----
Draco siedział w pokoju życzeń, który wyglądał jakby dopiero co doświadczył wszelakich możliwych klęsk żywiołowych. Manekiny do ćwiczeń rozniesione w drobny mak, porozbijane lustra i zniszczone meble walały się wszędzie. Po środku pomieszczenia stał blondyn sapiąc ze zmęczenia i złości. Starał się wyładować swoje emocje w każdy możliwy sposób, ale nie był pewien jak się do tego zabrać. Czuł poirytowania tym co zaszło pare tygodni temu. Sadził, że uda mu się zatuszować to i ukryć pod maską chłodnego ślizgona, którą miał w zwyczaju przybierać każdego dnia. Tym razem nie potrafił wyrzucić z głowy myśli o tym co zrobił Potterowi. Gwałt i wyznanie prawdy całkiem zniszczyło jego postrzeganie młodego Gryfona jako głupiego złotego chłopca. Teraz miał tylko nadzieję, że Potter postanowi zachować to wszystko w sekrecie i nie wygada się nikomu co zaszło w sypialni ślizgona. Draco w końcu wycelował różdżką w ostatni element pokoju, który jeszcze był w idealnym stanie. Stał przed, nim manekin wyglądem przypominający jego samego. –Solvite – Powiedział chłodno, a po chwili ów manekin rozpadł się na milion kawałeczków z głośnym hukiem. Czuł, że pomimo wyżycia się fizycznie to dalej poczucie winy, to cholerne poczucie winy dalej siedzi gdzieś w środku jego głowy. Starał się na wszelkie możliwe sposoby pozbyć się tego kurewskiego uczucia. Nawet alkohol nie pomagał. Najchętniej rzuciłby na siebie zaklęcie zapomnienia, ale nie wiedząc czemu jakiś głos w jego głowie powtarzał „masz za swoje.” Draco nie był przyzwyczajony do takich sytuacji. Do tej pory raniąc w jakiś sposób kochanków nie miał wyrzutów sumienia. Ale Potter nie był jego kochankiem, był przypadkowym chłopakiem, którego na nieszczęście zgwałcić, brutalnie zgwałcił. Malfoy westchnął jedynie i wyszedł z pokoju życzeń, nigdy się tak nie zachowywał. Zszedł po schodach do lochów i tam natknął się na Zabiniego.
-Draco, Snape cię szukał. –Spojrzał na blondyna niepewnie. –Coś się stało?
-Daj spokój Blaise. –odparł jedynie. –W tym roku dzieje się wszystko i nic zarazem. Czego chce Snape?
-Nie wiem, nie pytałem się. –Podszedł do przyjaciela, bo mimo tego co zaszło chyba dalej mogli się określać tym mianem. –Wiem, że jesteś wkurzony na siebie z powodu Pottera, ale on sam jest sobie winien. Nikt mu nie kazał podszywać się pode mnie. Ale widocznie gryfońska głupota wzięła górę nad rozsądkiem –Starał się jakoś uspokoić Dracona, w końcu między nimi do niczego nie doszło, a propozycja seksu nie miała żadnego głębszego sensu. Chciał tylko, żeby blondyn rozładował złość i frustrację. Pech chciał, że wyładował ją właśnie na Potterze. –Poza tym wydaje mi się, że Potter już o tym nie myśli.
-Skąd to wiesz? –Spytał chłodno Draco.
-Widziałem go jak zapraszał Padmę na randkę. –Ominął Malfoy’a i skierował się do pokoju wspólnego.
Blondyn stał w miejscu nie wierząc w to, co właśnie powiedział drugi ślizgon. – Potter! –Zaklął po nosem i w końcu ruszył do gabinetu opiekuna jego domu.
-Wejść. –Snape akurat siedział za biurkiem i przeglądał pracę pierwszoroczniaków, gdy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzał na Draco, który pojawił się po chwili w środku.
-Wzywałeś mnie wuju? –Spytał.
-Tak. –Wstał z miejsca i spojrzał na swojego chrześniaka jak zwykle bardzo poważnie. - Dumbledore wykonuje za niedługo pierwszy ruch.
-Co masz na myśli? –Spytał Draco. – Przecież nasi informatorzy mówili, że ma za mało ludzi, sami członkowie zakony feniksa są bezradni.
-Tak Draco, są bezradni. Bo to nie ich użyje. –Podszedł do chłopaka.- Użyje ministerstwa, a w najgorszym wypadku także uczniów. Tom musi działać i ty musisz wcześniej wykonać swoją misję. –Spojrzał w stronę okna. – Trzeba w jakiś sposób przekonać Pottera do naszych racji. Voldemort nie wybiera się na drugą stronę i Harry również.
-Riddle mówił przecież, że, póki co Potter nie jest nam potrzebny. –Draco zacisnął pięści, co ten Riddle zaś wymyślił?
-Jeśli nie wyprzedzimy Dumbledore’a to Harry nam nie pomoże. Jak myślisz dlaczego przyjął na stanowisko Lupina i Blacka?-Jego oczy błyszczały niebezpiecznie. – Bo ktoś w końcu nauczy dzieciaki jak posługiwać się różdżkami. Widziałem plany rocznikowe z OPCM i nigdy do tej pory nikt nie miał nawet prawa pokazać pierwszakom zaklęć typu Crucio czy imperius. Albus tworzy sobie armię.
-Cholera. –Zaklął Draco.
-Udało mi się pogadać z Remusem, powiedziałem mu o ustawie o odebranie praw wilkołakom i innym istotom magicznym. –Severus oparł się o blat biurka. –Na początku mi nie uwierzył, ale dzięki urzędnikowi, którego złapał Tom przedstawiłem Lupinowi kopie ustawy. Obiecał, że z Syriuszem zmienią w jakimś stopniu program nauczania, nie było łatwo ich przekonać do tego, ale na szczęście z nimi u boku będzie łatwiej. Pozostało tylko..
-Skłonić do pomocy Pottera. – Dokończył za niego Draco. –Wiesz, że Dumbledore chciał abym dostarczał mu informacje o Tomie.
-Tak i dalej rób swoje, przekazuj mu fałszywe informacje. –My w tym czasie powoli docieramy do ministerstwa. Mamy już tam kilku naszych ludzi. Draco, musisz w jakiś sposób dotrzeć do Pottera.
-Teraz będzie to bardzo trudne zadanie. –Westchnął blondyn.
----
-Padma! –Harry uśmiechnął się widząc dziewczynę, była ślicznie ubrana miała na sobie fioletową sukienkę i torebkę w podobnym kolorze.
-Przepraszam, że musiałeś czekać. –Powiedziała nieco zakłopotana.
-Nie szkodzi. To raczej ja przyszedłem za wcześnie. –Nie był do końca pewien co mógłby jeszcze powiedzieć, czuł się nieco niezręcznie.
-Idziemy? –Złapała jego dłoń i wyszli przez bramę z kierunku Hogsmeade. Po drodze rozmawiali o swoich obowiązkach jako prefektów, naturalnie musieli w końcu coś postanowić co do nocy duchów. – Naprawdę uważasz, że lepiej będzie zrezygnować z balonów?
-Po co nam one? Będą tylko przeszkadzać podczas tańców prawda? Poza tym lepsze będą świetliki i bąbelki, o których mówiłaś. Przynajmniej nikt sobie nogi nie złamie. –Zaśmiał się. W miasteczku było pełno uczniów, wielu z nich dostrzegłszy parę idącą do kawiarenki uśmiechało się a kilku gryfonów uniosło w kierunku Harry’ego kciuki do góry. Weszli do środka niewielkiego budynku, wnętrze tym razem było udekorowano małymi wazonikami z pięknymi fiołkami. Ściany koloru mięty wydawały się chłodne, ale czekoladowe dywaniki niwelowały ten efekt.
Zajęli wolny stolik i od razu podeszła do nich tęga kelnerka. –Co sobie państwo życzą?
Zamówili dwie kawy i po ciastku truskawkowym.
-W sumie zastanawiałem się ostatnio dlaczego akurat Ja? –Spojrzał na Padmę z uśmiechem. Jest tylu innych chłopaków, którzy marzą, by z tobą chodzić. -To pytanie widocznie zmieszało dziewczynę, bo spuściła wzrok.
-Harry obiecasz, że nie będziesz na mnie zły? Wiesz, że przedtem moim chłopakiem był Michael prawda?
-No tak. Hermiona mi o tym wspominała. –Był ciekaw do czego dąży.
-Bo w sumie, chciałam się z tobą umówić tylko dlatego, żeby on poczuł się zazdrosny. Przepraszam, bardzo jesteś na mnie zły?
Harry pokręcił jedynie głową, ale fakt poczuł się nieco wykorzystany. –Mogłaś mi powiedzieć na samym początku. Nie byłbym aż tak zły, jak teraz. –Zaśmiał się nerwowo. –No dobrze, więc co teraz?
-Nie chce cię do tego zmuszać i tak już cała szkoła o nas gada. Może to wystarczy. –Uśmiechnęła się delikatnie.
-To chyba mój najkrótszy związek.
-A dużo ich miałeś? –Zaczęli się śmiać.
-Haha dziękuję ci Padmo. Wiesz jak dobić leżącego. –Uśmiechnął się szeroko. – Widocznie na razie nie spotkałem tej właściwej osoby. –Otrzymali swoje zamówienie, Harry czuł się dziwnie. Nie był zły na krukonkę, może nawet mu ulżyło. Nie wiedział tylko czemu.
Zjedli swoje ciastka i wyszli z kawiarenki.
-Będę się zbierać. Gdzieś tu widziałam Mandy. Dziękuję Harry, że nie jesteś na mnie zły. –Podeszła bliżej i pocałowała gryfona w policzek.
-Nie gniewam się, w końcu można powiedzieć, że poniekąd ratuję twój związek. –Zaśmiał się i postanowił się jeszcze przejść. Niedaleko Hogsmeade znajdowało się wzniesienie nad częścią lasu znajdującą się w niewielkiej dolince? Chyba można to tak nazwać. Miał z stamtąd prostą drogę do wrzeszczącej Chaty, gdzie od czasu do czasu podobno straszyło. Ale Harry dobrze wiedział, kto był odpowiedzialny za ów plotki o duchach.
Akurat stał tuż przy krawędzi oglądając piękny krajobraz, gdy dotarł do niego dźwięk łamanych gałązek. Odwrócił się i ujrzał stojącego naprzeciwko niego Michael’a Corner’a, trzymał w dłoni różdżkę.
-Zgubiłeś się? –Spytał Harry.
-Nie udawaj idioty Potter. Myślisz, że jak jesteś wybrańcem to możesz podrywać cudze dziewczyny?
-O co ci chodzi?
-Jakim prawem rozpowiadasz wszędzie, że chodzisz z Padmą?-Uniósł różdżkę kierując ją prosto na Harry’ego
-Ej, ej spokojnie. Nie chodzę z nią. Już nie. Tego nawet nie można było nazwać chodzeniem. –To było chore. Czemu Potter miał wrażenie, że ten dzień nie będzie należeć do udanych? –Uspokój się i opuść różdżkę.
-Jasne. Akurat ci uwierzę! Widziałem jak cię pocałowała w miasteczku.
-Po prostu się ze mną pożegnała. To nic nie znaczyło..
-Wiem co widziałem. –Michael trząsł się jakby właśnie ta sytuacja decydowała o jego być lub nie być. –Pożałujesz tego! Drętwota! –Z różdżki chłopaka błysło czerwone światło, które ugodziło Harry’ego prosto w ramię
Brunet spadał. Widział tylko zarys stromego wzniesienia, na którym jeszcze chwilę temu stał nie sądząc, że w parę minut może dojść do takiej sytuacji. Corner widocznie zrozumiał swój błąd, bo krzyknął nazwisko Harry’ego i podbiegł do krawędzi. Ale nic już nie można było zrobić. Brunet czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła, jak serce bije nienaturalnie szybko a głowa pulsuje boleśnie. Czyli to koniec? Umrze tylko dlatego , że postanowił zaprosić Padmę na ciastko? Cholera to jakiś żart? Adrenalina skoczyła do takiego poziomu, że aż czuł jak krew krąży mu w żyłach. Nagle kilka rzeczy stało się jednocześnie. Harry poczuł dziwne ciepło w okolicach klatki piersiowej, jego ciało zmieniło się, zmysły momentalnie wyostrzyły się a w głowie pojawiły jakby przebłyski, nie wiedział tylko czego dokładnie. Odruchowo odwrócił się w miarę możliwości i wyciągnął dłonie do przodu, o dziwo zamiast swoich rąk ujrzał dwie obrośnięte futrem łapki z wysuniętymi pazurkami. Był kotem i spadał prosto na jakieś drzewo. Pazury idealnie uczepiły się gałęzi. Boże, uratowany! Wdrapał się na konar i rozejrzał dookoła. A jednak Ron miał słuszność. Wystarczyło poczuć zagrożenie życia i już! Chyba będzie musiał podziękować Michael’owi, gdy tylko wróci do zamku.
----
-Harry? Gdzieś ty był tak długo? Martwiliśmy się, niedawno do wielkiej Sali wpadł Corner krzycząc, że cię przypadkiem zabił. –Hermiona rzuciła się przyjacielowi na szyje zanosząc się płaczem.
-A, więc to dlatego wszyscy tak dziwnie się na mnie patrzyli, gdy wszedłem do szkoły. –Zaśmiał się, bo Michael wyglądał jak trup, gdy tylko ujrzał Pottera na wiadukcie.
-Podobno spadłeś z klifu przy wrzeszczącej chacie. –Powiedział Ron przyglądając się brunetowi.
-No, bo tak było. Ale udało mi się jakoś uratować.
-Jak? –Spytali jednocześnie.
-Uczepiłem się drzewa.
-Co? Z takiej wysokości? Przecież to niemożliwe. Pozrywałbyś sobie mięśnie a o kościach nie wspomnę. -Hermiona patrzyła na Harry’ego ze zdziwieniem.
-Zaraz wam wszystko wyjaśnię. Ale lepiej usiądźcie. –Uśmiechnął się brunet i, gdy tylko jego przyjaciele zajęli miejsca na kanapie przy kominku on sam stojąc przed nimi po chwili przemienił się w czarnego kota.
-O mój Boże! Harry udało ci się!!-Hermiona aż klasnęła w ręce, gdy kociak wskoczył na jej kolana i otarł się głową o ramię Rona.
-Kurcze, pierwszy raz w życiu jestem z siebie taki dumny. W końcu to ja mu powiedziałem o sposobie na szybką przemianę. –Zaśmiał się Ron.
-Gorzej, by było Ronald, gdyby Harry się jednak nie przemienił. –Na samą myśl o tym dziewczyna się wzdrygnęła.
Harry zeskoczył z kolan Hermi i wrócił do pierwotnej postaci. –Dziwne uczucie, ale przynajmniej już wiem jak mogę to wykorzystać.- Przyjaciele już chcieli się spytac co ma na myśli, lecz dodał. – Muszę isć pochwalić się Syriuszowi! –I wybiegł z pokoju wspólnego. Po drodze zamienił się w Kota i zwinnie przemknął do klasy OPCM. W środku nie było jednak ani Lupina ani Blacka. Czarny kotek zamiauczał i po chwili wybiegł kierując się na błonia, nie wiedział dlaczego, ale coś go przyciągało a instynkt podpowiadał, że właśnie tam powinien teraz być. Rozejrzał się dookoła. Była pora obiadowa, więc mało uczniów spacerowało po zielonej trawie, ale wzrok Harry’ego przykuła postać leżąca przy niewielkim drzewie. Kotek podszedł bliżej do Malfoya i niepewnie otarł się o jego dłoń. Draco powoli otworzył oczy i spojrzał w bok wprost w zielone oczy czarnego kociaka.
-Hej mały. –Podniósł się do siadu i chciał pogłaskać zwierzaka, lecz ten odsunął się i zjeżył nieco sierść. –Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. – Powiedział spokojnym głosem i wyciągnął w stronę kota otwartą dłoń.
Harry niepewni obwąchał rękę ślizgona, lecz w końcu otarł się o nią i zamruczał.
-Czyim kotkiem jesteś hmm? Masz bardzo podobne oczy do pewnego zarozumiałego gryfona. –Na te słowa kot wbił lekko pazurki w nadgarstek chłopaka. –Ajć. Rozumiem, że lubujesz się w tych gryfiakach tak? –Usmiechnął się, na co Harry niemal pomachał ogonem. Pierwszy raz zauważył u Malfoya taki szczery uśmiech. –Pewnie znasz Potter’a co? –Odpowiedziała mu seria miauknięć. – Niedawno go skrzywdziłem, a nie jest mi to niestety teraz na rękę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę pozbyć się poczucia winy.
Harry siedział patrząc się na tego blondyna jak na jakiś gatunek zagrożony wyginięciem. Własnie wyznał jemu pod postacią kota, że żałuje tego co mu zrobił.
-Bliznowaty jest w niebezpieczeństwie a ja nawet nie mogę go o tym poinformować, bo pewnie jak tylko pojawię się w pobliżu to zachce mu się rzucić na mnie jakiś urok. Szlag i tak źle i tak niedobrze. –Kociak wszedł na jego kolana i ułożył się na nich z cichym pomrukiem. –Najgorsze jest to, że dowiedział się, że mnie pociąga a ja po tym co mu zrobiłem muszę sobie darować. - Harry zeskoczył z jego kolan i skulił się na trawie.
"Jak to? Draco.. Draco czuje coś do mnie?"
Ooo.. Gorąco się robi. A Harry jako kotek musi wyglądać słodko :)
OdpowiedzUsuńMam nnadzieje, ze Draco przeprosi Harrego (w jego ludzkiej formie) i będa żyli i się kochali :D chociaż wiem, że w Twoich opowiadaniach to nie takie proste.
Pozdrawiam ;)