czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 5.

Przez kolejne dni Haru praktycznie unikał Valda jak diabeł święconej wody. Nie miał zamiaru nawet na niego spojrzeć podczas wspólnych posiłków. Wszyscy obserwowali ich w ciszy nie śmiąc nawet szepnąć cokolwiek w ich kierunku.

Pierwszy raz w życiu Haru był zły! I to nie tylko na Valdreta, zwłaszcza na siebie samego. Wyciągnął wnioski po swojej wycieczce. Pierwszym była jego bezradność, postanowił poprosić Karnesta o krótką lekcję walki. Z tego, co powiedział Drav młody książę wywnioskował, że jego starszy brat jest świetnym nauczycielem szermierki.

-Książę musisz być szybszy. – Powiedział jego nowy nauczyciel, gdy tylko Haru próbował zadać mu cios.

-To trudne. –Powiedział zmęczony dysząc ciężko. Ćwiczyli już dobre cztery godziny a efektów jak nie było tak nie ma. – Ten miecz musi być taki ciężki?

-Jesteś dosyć mizerny a miecze są wykonane dla silnych rąk. Książę a może każę wykuć dla ciebie broń lżejszą i nieco krótszą?

-Byłbym wdzięczny. Nie widzę siebie machającego tym toporem czy buzdyganem. –Kiwnął głową w kierunku stojaków na bronie.

Haru po męczącym sparingu wrócił do swojej komnaty i rzucił się na łóżko. Mimo, że minęło od jego przygody w lesie dobrych parę dni nadal czuł na swoim ciele dotyk Valda. Westchnął i po chwili już oddawał się w objęcia morfeusza. Przez otwarte okno do środka wleciał biały gołąb z prawdopodobnie odpowiedzią od matki księcia.

----

Vald siedział w swojej komnacie ostrząc miecz. To go odprężało, lubił patrzeć na błyszczącą i ostrą klingę czy zdobioną rękojeść. Osełka płynnie sunęła wzdłuż ostrza dopóki po komnacie nie rozeszło się głośne pukanie do drzwi.

-Wejść.-Powiedział Vald.

Do środka wkroczył Król. Jego syn momentalnie wstał z krzesła i ukłonił się.

-Synu mam dla ciebie coś na rodzaj misji. –Król uśmiechnął się po ojcowsku i podszedł bliżej. –Pojedziesz z poselstwem do Królestwa Freidlist. Liczę na Twoją umiejętność dyplomacji, i że uda ci się zachować powagę w zaistniałych okolicznościach.

-Co masz ojcze na myśli?

-Jesteśmy na granicy wojny z Freidlist. Jeśli uda się wynegocjować rozejm będziemy mieć więcej czasu na zebranie sojuszników w razie zerwania kontraktu. Ryzykuję wysyłając tam właśnie Ciebie, ale liczę, że dasz sobie radę.

Vald kiwnął głową porozumiewawczo. Tamtejszy król stracił pierwszą żonę przez atak wampira, a Valdret stu procentowym człowiekiem nie jest. Może to spotkanie okazać się nieprzyjemne dla obu stron. – Dam sobie radę. – Powiedział pewnie i uśmiechnął się pokrzepiająco. Król ogłosił, że jego syn wyruszy juro z samego rana i wyszedł pozostawiając mężczyznę samego w swojej komnacie.

Następnego dnia rankiem przygotowany do wyprawy podszedł do okna skąd miał widok na plac ćwiczebny. Uśmiechnął się ciepło widząc jak Haru próbuje zadać Karnestowi cios. Zauważył, że chłopak ma broń dopasowaną do swojego wzrostu i bardzo sprawnie się nią posługuję. Tylko rusza się jak mucha w smole. Złapał za swój opierający się o łóżko oręż, spojrzał na swoją zbroję i wyszedł z komnaty. Miał nadzieję, że szybko wróci. Do Haru.

----

-Obrót! Dobrze. Teraz szybko pchnięcie! –Mężczyzna instruował Haru, co ma robić i szczerze coraz lepiej mu szło. Karnest zachwiał się, bo chłopak po chwili bez namysłu zrobił piruet i miecz świsnął nauczycielowi dosłownie parę centymetrów koło piersi. –Stop!

-Zrobiłem coś nie tak? –Spytał czarnowłosy.

-Bardzo ładnie wyszedł ci piruet, nie spodziewałem się tego.

Młody książę uśmiechnął się słysząc pochwałę. Trening trwał kolejne cztery godziny potem Haru zdyszany wrócił do swojej komnaty i rzucił się na łóżko. Na szafce obok leżał list od jego matki. Sięgnął po kopertę i przeczytał treść napisaną pięknym i niezwykle ozdobnym pismem.

„Kochany aniołku.

Odkąd otrzymałam Twój list zaczęły targać mną sprzeczne emocje. Długo zastanawiałam się skąd takie pytania przyszły Ci do głowy. Pamiętam jak nieraz upominałeś się o brak zdolności magicznych. Synku nigdy nie chciałam zatajać czegokolwiek przed tobą, ale wiele rzeczy rodzic robi dla bezpieczeństwa swojego dziecka. Nie bez powodu na sztandarze naszego królestwa widnieje anioł z przebitym przez harpun skrzydłem. Masz w sobie magię i nawet nie wiesz jak potężną. Kiedyś ktoś na pewno wyjmie harpun z twojego skrzydła abyś mógł w pełni pokazać światu, jaką moc posiadasz. Chciałabym przyjechać tam do Ciebie i Ci wszystko wyjaśnić osobiście. Bądź cierpliwy i nie odstępuj drogich ci osób.

Twoja kochająca matka.”

Czyli Haru ma w sobie jakąś magię. Uśmiechnął się do listu i przyłożył go do piersi. Poczuł się jakby w tych słowach matka ukryła jakieś ciepło, cząstkę siebie. Więc jego umiejętność powstrzymywania przemiany Valda miała jakieś sensowne wytłumaczenie. Poderwał się z łóżka jakby go ktoś poraził prądem i wyszedł z komnaty. Bez uprzedzenia wszedł do pokoju Dravina. Książe siedział na jakiejś podejrzanie wyglądającej chmurce.

-Co to? –Spytał Haru siadając na krześle przy oknie.

-Chmura eteryczna. Sam nie wiem, do czego służy, ale całkiem wygodnie się na niej siedzi. –Zaśmiał się czarodziej i po chwili stał już na ziemi. – Z czym do mnie przychodzisz? Mam znowu zamienić Cię w jakąś seksowną kobitkę?

-Nie tym razem. Pamiętasz jak ci wspominałem, że nie mam w sobie magii?

-No tak.

-Matka odpisała na mój list. Teraz jestem na sto procent pewny, że się myliłem.

Drav podszedł do niego. –Czyli, że jednak gdzieś tam masz jakąś cząstkę magiczną? –Uśmiechnął się szeroko. –Chodźmy to sprawdzić. –Złapał go za rękę.

-Jak?

-W wieży magów, w lochach jest coś na rodzaj maszyny. –Powiedział z fascynacją w głosie, ale widząc wzrok Haru od razu zrozumiał, że ten nie wie, o co chodzi, więc tłumaczył dalej. – Magowie kiedyś mieli bardzo dobre stosunki z krasnoludami z Malkidaru i na dowód wdzięczności za wieloletnie wsparcie dostali od nich coś na rodzaj wykrywacza magii. Nie jest skomplikowane obsługiwanie tego, ale jest pewne ryzyko.

-Dlaczego zawsze musi być jakieś ryzyko? –Westchnął Haru. – No trudno.

-Jeżeli nie masz w sobie magii to możesz ucierpieć fizycznie. –Odparł.

-Ech… To chodźmy i miejmy to już z głowy. –Westchnął. Znając życie i jego szczęście nie obejdzie się bez komplikacji.

----

Vald i jego orszak składający się z 15 rycerzy dojechali do granicy królestwa. Nad głowami powiewały dwa sztandary jeden śnieżnobiały a drugi czerwony ze srebrnym jednorożcem z nietoperzymi skrzydłami.

-Wasza wysokość przekroczyliśmy granicę, powinien na nas tu czekać oddział z Freidlist. –Zakomunikował jeden z siedzących na koniu mężczyzn.

-Dziwne. –Valdret rozejrzał się dookoła. I pomyśleć, że dopiero, co jechali przez las o żyznej glebie aż tu nagle krajobraz mienił się nie do poznania. Suche i piekące piaski pustyni gdzie odnalezienie oazy jest równie trudne jak znalezienie igły w stoku siana. –Jedźmy. Może są dopiero w drodze. –Zjechali z pagórka prosto w piach, konie nieprzyzwyczajone do takiego terenu zaczęły protestować. Ale czy na pewno chodziło o teren? –Stać! –Coś jest nie tak.

Nagle spod piachu zaczęły wyłaniać się postacie. Ludzie o ciemnej skórze odrzucali na bok płachty, pod którymi leżeli czekając na przybyszów. Wszyscy sięgnęli po broń. Ostro zakończone dzidy, łuki i rapiery.

-Skurwysyny zastawili pułapkę! Do broni! –Vald spojrzał na jednego ze swoich rycerzy. –Zawracaj! Powiedz o wszystkim królowi! –Jeździec szybko zerwał się ku drodze powrotnej. Książe i jego orszak ruszyli do walki.

-Nasz król nas wynagrodzi za złapania królewskiego Noctura we własnej osobie. –Powiedział mężczyzna w masce.

-Skoro chodzi wam o mnie to najpierw musicie mnie pokonać. –Rzucił Vald z rozbawieniem i zamachnął się mieczem w stronę przeciwnika. Rozpoczęła się istna rzeź, zarówno wojownicy jednej jak i drugiej strony padali martwi na piach rozlewając po nim strugi krwi. „Haru będziesz musiał na mnie poczekać.” Powiedział w myślach książę uderzając klingą o tarczę mężczyzny.

-Cholerny Nocturnie!! Pokaż, jaki jesteś naprawdę! –Krzyknął przeciwnik trafiając włócznią prosto w ramię Valda. –Stań się wampirem!

Fioletowo włosy stęknął z bólu. –Jeśli myślisz, że na zawołanie zmienię postać to się grubo mylisz.-Powiedział z rozbawieniem, mimo, że z ust pociekła mu stróżka krwi.

-Skoro nie teraz to w zamku się ujawnisz. Spójrz tylko ty przeżyłeś… -Wszędzie wkoło leżały zwłoki teraz przeciwnicy zaczęli je ćwiartować i zakopywać w piach pustyni.

-A żeby was piekło pochłonęło. –Zaklął, po czym dostał w tył głowy czymś twardym i stracił przytomność.

----

http://www.youtube.com/watch?v=cLQW_FZsXb0

Haru podszedł do dziwnie wyglądającego urządzenia. Coś na rodzaj kuli otwieranej z jednej strony oraz dźwigni i różnych przycisków.

-Książe zapraszam do środka. –Zażartował Drav.

Kula otworzyła się jak na zawołanie i czarnowłosy bardzo niepewnie wszedł do środka. Kopuła zamknęła się zaraz za nim. –Mam nadzieję, że wiesz, co robisz czarodzieju.

Dravin pociągnął za dźwignię i przycisnął jeden z większych przycisków. –Ja również mam nadzieję. –Z pomp buchnęła para a po pomieszczeniu rozszedł się głośny pisk.

Haru poczuł jak coś przeszywa jego ciało w każdym możliwym miejscu nie omijając nawet milimetra. Dookoła niego zaczęły pojawiać się obrazy. Rozpoznał w nich swoje wspomnienia z dzieciństwa. Białe światło skumulowało się naprzeciwko niego materializując się w coś na rodzaj postaci. Niski chłopiec o krótkich, białych włosach trzymał w dłoni drewniany miecz. Zza pleców widać było parę białych małych skrzydeł. Chłopiec zaczął płakać i jak na zawołanie przy jego boku pojawiła się kobieta, piękna również uskrzydlona. Klęknęła obok i ucałowała jego czoło.

-Czemu płaczesz synku?

-Uderzył mnie.

-Kto?

-Braciszek. Ciemna dłoń.-Załkał.

-Twój starszy brat jeszcze nie panuje nad magią kochanie. –Przytuliła syna. –Haru.

Starszy Haruhi patrzył na siebie w młodszej wersji i na swoją matkę.

-Mamo, boli. Plecy znowu mi krwawiły.

-Przepraszam synku. –Skrzydła kobiety zniknęły. – Gdyby nie twoja mamusia nie bolałyby. –Pogładziła jego ramię. –Wytrzymasz? Będziesz dzielny?

-Obiecałaś, zabrać mnie do dziadka. –Zmienił temat z uśmiechem.

-Kochanie dziadek jest teraz bardzo daleko i wysoko.-Wskazała dłonią w górę. – Widzisz tamtą chmurę? Wyobraź sobie, że tam siedzi i Ci macha dobrze?

Postacie znikły i przed Haru pojawił się Vald, uśmiechnięty już zaczął wyciągać dłoń w stronę chłopca, gdy nagle cofnął się i złapał za pierś. Zmienił się i skulił na podłodze zakrywając tak by chłopiec nie zobaczył jego torsu i twarzy.

-Vald czekaj pomogę Ci! –Krzyknął Haru przerażony, bo szara skóra zaczęła krwawić. Postać Valda zniknęła.

Przed chłopcem stanął jego sobowtór, oczy miał białe z resztą tak jak i włosy. –Uwolnij mnie! Panie, uwolnij. Nie zapominaj, nie wyrzekaj się swojego pochodzenia. –Po policzkach postaci spłynęły krwawe łzy. Haru poczuł bolesne ukłucie w sercu i stracił przytomność opadając na metaliczną płytę.

----

Haru obudził się w swojej sypialni przy jego łóżku siedziała królowa.

-Jak się czujesz książę? –Spytała, gdy młodzieniec otworzył oczy.

-Wasza wysokość coś się stało? –Haru zauważył, że królował jest smutna.

-Vald został pojmany. Pojechał z poselstwem do jednego z sąsiednich królestw i wpadł w pułapkę.

2 komentarze:

  1. Ooo... Robi się coraz ciekawiej. Lecę czytać dalej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, robi się ciekawiej, Haruhi musi być aniołem to musi być jego moc, jest ważny dla Vlada szkoda że nie wyjaśnili sobie tego nieporozumienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic