wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział XIV.

-Shigon-sama znalazłem!!- John wpadł do pokoju właściciela jak z procy omal nie zabijając się przez próg. – Znalazłem. Jest niewielki czarny punkt niedaleko od Seulu. – Podał mężczyźnie mapę, którą Shigon szybko przestudiował.

-Świetna robota John. – Poklepał go po ramieniu – Czekajcie na mnie w samolocie zaraz przyjdę. –Szatyn wyszedł a Shigon wyjął dość sporej wielkości torbę spod łóżka i po przygotowaniach, które nie trwały dłuższej chwili wyszedł kierując się w stronę hangaru. W samolocie już minął Johna, Sama kilkunastu ochroniarzy. Nie musieli czekać długo, piloci dostali sygnał od Shigona i wystartowali.

-Jaki mamy plan? – Spytał Sam bawiąc się swoim pistoletem maszynowym Heckler&Koch MP5. On jak i John oraz ochroniarze mieli na sobie kamizelki kuloodporne itp. Shigon również z tym, że pod garniturem. Musiał stwarzać pozory przy rozmowie z ojcem.

-Plan? Hmm Chłopcy jak byście to zrobili? –Spojrzał rozbawiony na resztę załogi.

-Wparować i rozwalić w drobny mak. – Krzyknął ktoś, na co reszta zareagowała z entuzjazmem.

-Tak też myślałem. Ale zrobimy inaczej. Dookoła miejsca gdzie jest ojciec rosną wysokie drzewa na sporym terenie, ale na wschód znajduje się bezdrzewna kotlina. Tam wylądujemy. Razem z Samem i trzema ludźmi pójdziemy do ojca i spróbujemy coś wynegocjować. Kiedy dostaniecie ode mnie sygnał to razem z Johnem wejdziecie do środka a to, co będzie się dziać dalej zależy od gościnności ojca. – Rozsiadł się na swoim miejscu i patrzył przez okienko na widoki. Miał nadzieję, że nic nie zrobili Colinowi.

***



Blondynek siedział w celi nakreślając kolejne dni na kamiennych cegiełkach. Przez małe okienko wpadały delikatne i niestety nikłe promyki słońca. Nie dały rady oświetlić celi tak jakby Colin chciał, ale trzeba cieszyć się nawet z tych najdrobniejszych drobnostek. Drzwi do pomieszczenia się otworzyły i stanął w nich jeden z goryli.

-O, co chodzi? – Spytał się chłopiec wstając od razu.

-Nie zadawaj zbędnych pytań. –Złapał mocno jego ramię i wyszli kierując się w stronę windy.

***



Wylądowali w wyznaczonym miejscu i po chwili Shigon, Sam i paru ochroniarzy zmierzali w stronę sporej wielkości posesji tuż przy jeziorze, którego nie było na mapie pokazanej przez Johna. Tuż przy wejściu zostali powitani przez strażników uzbrojonych po zęby. Shigon musiał się wylegitymować, żeby mu uwierzyli, że jest synem właściciela. Potem jeszcze dla upewnienia musieli zadzwonić do szefa no i wreszcie weszli do środka. Ojciec Shigona czekał na nich w pokoju urządzonym na kształt gabinetu jedna ze ścian była pusta a cała reszta w obrazach lub rzeźbach naściennych od razu wydało się to czarnowłosemu dość dziwne.

-Witaj synu, co Cię tu sprowadza?

-Daruj sobie ojcze. Wiesz, dlaczego tu przyszedłem, radzę Ci szybko oddać mi Colina. –Odparł chłodno.

-Nie wiem, o czym mówisz. Tyle lat się nie odzywałeś a teraz przyjeżdżasz tu i rzucasz bezpodstawne oszczerstwa pod moim adresem? Nie tak Cię wychowałem…

-No właśnie. Ty mnie nie wychowałeś. Robiły to niańki, które wynajmowałeś razem z matką z tą różnicą, że ona jeszcze jakoś się mną interesowała. Byłem wtedy cholernie wściekły, bo podobno dziecko bez ojca nie wyrośnie na ludzi. Ale teraz się cieszę, że nie byłeś częścią mojego dzieciństwa. Kupowałeś mi prezenty, których zazdrościli rówieśnicy i potem byłem sam bez kolegów. Potem spotkałem Colina a ty znowu wszystko zniszczyłeś.

-Ja zniszczyłem? Przez tego bachora zrezygnowałeś z firmy i rodziny. Wiesz jak matka to przeżywała? I jeszcze ślub z Anette. – Spojrzał na syna gniewnie.

-Dosyć tego, gdzie Colin?

-Przecież był w sierocińcu.. Skąd mam wiedzieć?

***



Zaprowadzono go do jakiegoś małego pokoiku. Dziwne pomieszczenie, było puste stały w nim jedynie dwa krzesła. Mężczyzna kazał blondynkowi na jednym usiąść. Obrócony w stronę dziwnego czarnego obrazu, który ku jego zdziwieniu zaczął się otwierać. Colin ujrzał sylwetkę Shigona za szkłem.

-Shigon! – Krzyknął i wstał waląc dłońmi w szkło.

-Daruj sobie dzieciaku To lustro weneckie, które dodatkowo wzmocniono antywłamaniowym szkłem. My słyszymy ich, ale oni już nas nie usłyszą.

-Shigon, Shigon tu jestem. – Do oczu napłynęły mu łzy. Jest tak blisko a nie może nic zrobić. – Proszę.. Shigon.  Jestem tutaj! –Bił piąstkami w szkło.



-Wiem, że jest tu Colin, i cała ta zabawa w pogróżki to Twoja sprawka.

-Po, co miałbym go porywać? Nie masz dowodów. Daj spokój Shigon, naprawdę aż tak mnie nienawidzisz?

Czarnowłosy podszedł do ojca i westchnął. – Naprawdę go tu nie ma? –Przesunął dłonią po karku i pokręcił głową.- I naprawdę nie wiesz gdzie może być?

-Chętnie bym pomógł, ale nie wiem gdzie może być ten maluch.

-Trudno. –Wyciągnął dłoń w stronę ojca, ten zaś uśmiechnął się i uścisnął ją. – Trudno, bo ja ci nie wierzę. – Wyjął swój pistolet zza pazuchy i przystawił lufę do głowy ojca. Momentalnie to samo zrobili Sam i ochroniarze a także ludzie gospodarza.

- Co ty wyprawiasz?

-Gadaj kurwa gdzie jest Colin!!! –Krzyknął trzymając palec na spuście. – Mów, bo naprawdę nie zawaham się Cię zabić. –Shigon spojrzał na Sama i kiwnął głową w stronę pustej ściany. Mężczyzna podszedł do niej i przyjrzał się dokładnie.

-SAM TU JESTEM!! –Colin w tym momencie został złapany za nadgarstek przez osobnika, który go pilnował. Szatyn stał tuż przed szybą i nawet jej dotykał, ale nadal nie mógł ich ujrzeć. Blondynek poczuł się ponownie bezradnie. Jego wolność była tak blisko.

-Shigon-sama to chyba..  – Spojrzał na czarnowłosego a ten kiwnął głową.

-Colin PADNIJ!! –Krzyknął jego ukochany a Chłopiec momentalnie się wyrwał z uścisku i położył na podłodze. W tym samym momencie Sam wyjął dziwną broń palną i wymierzył w ścianę. Rozległ się odgłos zbitego szkła a stojący jeszcze niedawno osobnik padł martwy na ziemie. Colin otrzepał się z kawałków szkła i wyszedł z małego pokoiku. Sam okrył go swoim płaszczem, ale blondynek pomknął szybko w stronę Shigona i rzucił się w jego ramiona. Po policzkach spłynęły mu łzy, kiedy czarnowłosy padł na kolana tuląc go bardzo mocno. – Colin..

-Wiedziałem, że po mnie przyjdziesz. – Łkał cicho.

Shigon pogładził jego policzek i wstał. Podszedł do ojca i uderzył go mocno w brzuch. – Sukinsyn.. Powinienem Cię zabić, ale ponieważ jesteś poszukiwany za handel ludźmi i tym podobne postanowiłem, że po prostu wsadzę Cię do więzienia. Nie martw się policja już tu jedzie. – Odwrócił się i wziął blondynka na ręce. Minęło kilkanaście dni, ale Colin strasznie zmizerniał. Wyszli na zewnątrz gdzie stali już John i reszta ekipy ratunkowej, dookoła widać było trupy i rannych ludzi.

-Miło Cię widzieć młody. – Powiedział John z uśmiechem, Colin mu nie odpowiedział, bo zasnął w ramionach Shigona. Policja przyjechała po niecałej godzinie, ale oni siedzieli już w samolocie i lecieli do domu. Shigon siedział na kanapie obejmując chłopca. Część samolotu, w której nie było nikogo prócz nich. Delikatnie gładził włosy malucha czasem składając na jego policzku czułego całusa.

-Shigon. –Szepnął blondynek i wtulił się bardziej w ukochanego, kiedy już się wybudził. –Przepraszam.

-Za, co słodziaku? To nie Twoja wina.

-Nie wiedziałem, że mój ojciec miał długi i, że to wszystko spadło na mnie. Poza tym przeze mnie plany Twojego ojca się nie udały.

-Mój ojciec był idiotą nigdy bym go nie posłuchał.

-Przepraszam, że dałem się tak łatwo złapać.

-Przestań już przepraszać najważniejsze, że jesteś bezpieczny. –Ujął jego twarz w dłonie i pocałował go zachłannie. – Stęskniłem się. Musisz mi wynagrodzić te dni celibatu. –Uśmiechnął się.

-Shigon.. Czyli teraz już zawsze będziemy razem tak?

-Już zawsze. –Wsunął dłonie pod koszulkę malca i podrażnił jego sutki, na co ten zareagował słodkim jękiem. – Mały kusiciel. Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem. – Ucałował jego szyjkę.

-Chciałem Cię znowu zobaczyć. Tak bardzo, bałem się. –Jęknął i zarumienił się szkarłatnie. Dłonie mężczyzny zsunęły się powoli w dół jego ciałka i omijając zręcznie spodnie i bokserki dotknęły członka młodszego.

-Już ja się Tobą zajmę, kiedy dolecimy do pensjonatu. Poza tym czeka Cię kara, nie posłuchałeś mnie. Miałeś nigdzie nie wychodzić. Przygotuj się Colinie na ciężką noc.

2 komentarze:

  1. No juz sobie wyobrażam jak bardzo ciężka noc będzie miał Colin >:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, uratowany tak się cieszę, oj to będzie bardzo ciężka noc już sobie wyobrażam to...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic